23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

01.03.1979

Dima Andriejewicz Kolbienski zszedł po drewnianych schodach w dół, ciągle w dół, aż poczuł chłód fundamentów i smród magazynowanych tam ziemniaków. Schodził tu od trzech lat dwa razy do roku. Odprawiał mszę, na swój sposób i ze swoją filozofią, którą większość mieszkańców Grope Ville podzielała. Mniejszość... Nią będzie musiał się zająć osobno. Przygotuje im własną mszę... Pełną gorących argumentów, takich jak rozżarzone żelazo albo kilka nacięć tu i tam...

Takie rozwiązania podpowiadał mu mężczyzna w płaszczu i kapeluszu z rondem. Ale żeby pozbyć się go z głowy, musiał wypełnić wszytskie jego zadania. Oraz spłacić dług za swoją duszę, której nie miał. Pewnego razu przyszedł z tym problemem do psychologa na Manhattanie, wykupienie jego czasu na kilka godzin kosztowało wszytskie jego oszczędności, było to jeszcze przed czynnymi napadami na banki.

Gdy opowiedział wszytko lekarzowi, ten orzekł, że to zespół stresu pourazowego, dodatkowo wzmacniany traumatyczną stratą ojca i odłamkami granatu, które pozostawiły po sobie ślady fizyczne w formie zniszczenia części płatów skroniowych i potylicznych, do tego silny wstrząs móżdżka. To wszystko składa się na obraz człowieka niezdolnego do funkcjonowania w dzisiejszym społeczeństwie, stanowiącego zagrożenie dla siebie i innych.

Lekarz dodał też, że niezbędne są prześwietlenia i kontakty ze specjalistami. Gdy skończył wymieniać skutki rehabilitacji pooperacyjnej, Dima mu przerwał:

- Wie pan, że nie jestem temu winny?

- Czemu?

- Tym zabójstwom. To była wojna. Wtedy dostałem od losu drugie życie. Ale za jaką cenę... Ciągle widzę diabła, szatana, Lucyfera we własnej osobie. To on pociąga za sznurki. I nie czuję się winny. Jestem do tego idealny. Weteran bez rodziny w obcym miejscu... Dzięki mnie będzie w stanie dokończyć swoje dzieło...

- Którym jest... - Psycholog wstał powoli i jakby od niechcenia ruszył w stronę biurka.

- Zabicie winnych. I tych, którzy ingerują w nasze plany. Ich to dotyczy szczególnie, bo robią to z własnej woli. Dlatego muszą ponieść karę. A Pan próbuje teraz wezwać policję i ambulans, by mnie zamknęli w podobnym miejscu, w którym byłem w Moskwie. Nie podoba mi się to.

Lekarz zamarł ze słuchawką w dłoni.

- To pan do mnie przyszedł...

-Nie. To był słaby Dima Andriejewicz Kolbienski. A teraz jestem sobą. Czuję, że naprawdę żyję. I muszę spłacić swoje długi. Dlatego wypiszę panu czek.

Dima w dwóch krokach znalazł się przy biurku, złapał pióro ze srebrną stalówką i z całej siły wbił je w dłoń doktora. Rozległ się wrzask, jaki Dima słyszał ostatnio na wojnie,wtedy gdy jednemu naziście seria z wieżyczki oderwała krocze i zrobiła sito z jelit. Od razu napłynęły wspomnienia. A wraz z nimi warunki umowy.

- Jak to dobrze, że sekretarka ma dzisiaj wolne... Nikt nam nie przeszkodzi - Uśmiechnął się Dima i przeszedł do dalszej części planu. Później mówiono o makabrycznym znalezisku w gabinecie psychoterapeutycznym Dr. Montgomery'ego. Mężczyzna był cały blady, a pod krzesłem lśniła kałuża ciepłej krwi. Śmierdziało jak w ubojni, ale nie to było najstraszniejsze. Na czole widniał wyryty wiecznym piórem napis. Aż do czaszki.

DŁUŻNIK

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro