36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Peter otworzył oczy, gdy tylko drzwi Jeepa się zatrzasnęły. Ze wstrzymanym oddechem napiął wszystkie mięśnie, by tylko oprzeć się plecami o drzwi i mieć nogi na linii kanapy. Ze względu na związane ręce trwało to długo. Zdecydowanie za długo, co doprowadziło Petera Barkstone'a do wściekłości. Gdy w końcu mu się udało, odczekał godzinę z walącym sercem, następnie spróbował wykopać szybę. Rozległo się głuche tąpnięcie, ale nic ponad to. Spróbował znów. Ten sam efekt. Cały zesztywniał, gdy wśród ciszy usłyszał otwieranie drzwi do pokoju motelowego i szybkie kroki. Joseph rozwarł drzwiczki i pokazał na ekran laptopa, którego wyniósł z pokoju. Peter zobaczył siebie, dokładnie w tej chwili, tu i teraz.

- Magia internetu, jak to mówi Ojciec Dima. Wszystko jest nagrywane i przesyłane do mnie, ty mały śmieciu. Spróbujesz czegoś jeszcze - po tych słowach Joseph uderzył Petera kolbą Mossberga w lewe kolano - To wyłamię ci nadgarstki, a z zębów zrobię sobie wisiorek! Cholera, wkurwiłeś mnie, i to mocno...

Odstawił laptop na maskę Jeepa i zajrzał do bagażnika, skąd wydobył małe zawiniątko. Podczas gdy krzątał się z tyłu auta, Peter po obrazie z monitora zlokalizował sportową kamerkę, umieszczoną za wstecznym lusterkiem. Zrozumiał coś jeszcze, ale potrzebował do tego nieco więcej czasu. Laptop. Należał do Emila Bulkowsky'ego.

Wtem Joseph otworzył drzwi znajdujące się za Peterem i złapał go za kark. Gdy Peter wierzgał jak ryba wyrzucona na brzeg, igła strzykawki bez problemu przebiła skórę i dotarła do żyły, a po sekundzie substancja odurzająca znajdowała się w krwiobiegu.

- Ty... Jak... Skąd...

- Ciiiii! Śpij i pozwól spać innym. Czuję, że taka dawka powaliłby słonia. Dobrze. Obudzisz się na miejscu. W twoim nowym domu... - Joseph zamknął cicho drzwiczki, zabrał laptopa i wrócił do pokoju, gdzie oglądał Grę o Tron. Był to jeden z niewielu popularnych seriali, na które Ojciec Dima pozwalał wiernym. Wszystko poddawał szczegółowej kontroli, a treści mogące zaburzyć posłuszeństwo lub zachęcić do herezji czy nawet odejścia z kultu, były zakazywane. Specjalni agenci mieli więcej przywilejów, ale i obowiązków, na przykład zarządzanie warsztatem Auto&Motor w Salt Lake City czy bycie wtyką w agencji Detektywistycznej czy nawet lokalnej policji - te stanowiska były ważne dla operacji pozyskiwania heretyków, czy to główne ofiary, czy pobocznych świadków i nadgorliwych śledczych. Takich jak Alan Grimshaw i Peter Barkstone.

Joseph Mosseau spojrzał na srebrny zegarek marki Casio leżący na stoliku przed monitorem - była północ. Mężczyzna zerknął jeszcze na program streamujący obraz z kamery w Jeepie i powziął, że obejrzy jeszcze jeden odcinek przed snem. Do San Antonio w Teksasie było tylko kilkadziesiąt kilometrów, stamtąd do zapyziałej wioski jaką było Grope Ville było tylko siedem godzin jazdy. Tą samą trasą jechał śledząc Alana Grimshaw kilka lat wcześniej, zabawne, był prawie pewien że zatrzymał się wtedy w tym samym motelu...

Gdy napisy końcowe wjechały na ekran, Mosseau włączył ostatni raz widok z kamery. Uśmiechnął się pod nosem na widok śpiącego Petera Barkstone'a. Musiał przyznać, że był trochę podniecony całą tą sytuacją. Co prawda Ojciec Dima chciał z Peterem porozmawiać w jak najlepszym stanie, ale perspektywa człowieka który niedługo miał zostać brutalnie zabity i skonsumowany rozgrzewała Jospeha tak bardzo, że nie mógł się powstrzymać przed dotknięciem członka. Po chwili oddał się swojej żądzy bez reszty, ciągle patrząc na ekran. Gdy skończył, poszedł wziąć prysznic i położył się spać, ustawiając uprzednio budzik na dziesiątą. Mógł sobie pozwolić na taki luksus, tym bardziej że wielu członków społeczności jechało z daleka, więc nie musiał się bardzo spieszyć.

Śniło mu się powolne łamanie kości mężczyzny leżącego w Jeepie, kawałek po kawałku, palec za palcem i zrywanie ścięgna po ścięgnie. Podczas gdy jego ofiara wyła z bólu, on palił cygaro i ostrzył tasak o kamień szlifierski. Gdy krzyki były nie do zniesienia, obciął detektywowi język. Nastała cisza.

Zadzwonił budzik, a Joseph Mosseau ucieszył się z tego faktu niemożebnie, pełen nadziei na spełnienie swoich sennych fantazji w odpowiednim czasie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro