Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wpatrywałam się w złociste Słońce, srebrzysty Księżyc, niebieskawe gwiazdy oraz fantazyjne stwory, tańczące pomiędzy nimi w dzikim, nieskrępowanym tańcu. Malowidła na suficie zdawały się ożywać, gdy tylko spoczywał na nich mój wzrok. Ściany niewielkiego pomieszczenia pozostawiono surowe, bez ozdób. Ciepły odcień drewna uspokajał, idealnie współgrając z zapachem iglastych drzew i żywicy, który unosił się dookoła, otulając moje ciało i duszę. Wzdłuż ścian ustawiono zdobione w roślinne motywy regały. Półki z ciemnego, sękatego drewna niemal uginały się po zakurzonymi tomiszczami. Przypominały mi o bibliotece w zachodnim skrzydle naszego domu, w której spędziłam tak wiele samotnych, lecz przyjemnych wieczorów. Żałowałam, iż ten obraz azylu zniszczył Thalien, gdy nieświadomy mojej obecności, skazał w tamtym pomieszczeniu niewinne elfy na śmierć.

Ogromne okno, rozciągające się od podłogi, wyłożonej ciemnozielonym dywanem, aż do sufitu, zasłonięte było ciężkimi, granatowymi zasłonami, na których wyhaftowano złotą nicią setki gwiazd. Pomiędzy fałdami materiału tańczyły promienie Słońca, przypominając, że był już dzień i wraz z nim nadeszła pora, aby wyswobodzić się z uścisku snu.

U stóp łóżka ktoś ustawił stolik, na którym niedbale rozrzucono zakrwawione bandaże, słoiczki z obcymi dla mnie ziołami, buteleczki z płynami i niewielkie flakoniki z barwionego na brązowo szkła. Za złoconym meblem stały dwa masywne fotele w kolorze, który nieco zbyt dobrze imitował rdzawą barwę krwi. Ku mojemu zaskoczeniu, na jednym z nich siedziała elfka.

Głowę wsparła na zgrabnej dłoni, zakończonej długimi, granatowymi paznokciami. Oczy, otoczone nieziemsko gęstymi rzęsami, przymknęła. Rysy jej twarzy były ostre, może nawet nieco groźne, lecz piękne. Nos niewielki, lekko zgarbiony, idealnie pasował do wyraźnie zarysowanych kości policzkowych. Pełne usta umalowała na ciemny, prawie czarny odcień. Śniadą cerę podkreślały czarne, długie włosy, których niesforne kosmyki założyła za nieziemsko długie, szpiczaste uszy, upstrzone niezliczoną ilością srebrnych kolczyków.

Jednak tym, co nieustannie przykuwało moją uwagę, było czarne oko, wytatuowane na samym środku jej gładkiego czoła.

Łóżko jęknęło, gdy próbowałam podnieść się na łokciach, co zwróciło jej uwagę. Skierowała w moją stronę spojrzenie oczu, od których po moim ciele przebiegła cała armia ciarek. Były nieskazitelnie białe, pozbawione tęczówek i źrenic. Nie znalazłam w sobie wystarczająco dużo odwagi, aby się odezwać. Milczałam, nieustannie wpatrując się w puste oczy.

Mogłabym przysiąc, iż jej spojrzenie było świadome, docierające niemal do mojej duszy. Nie wydawała się być ślepa. Wstała, po czym bez słowa wyszła przez zakończone łukiem, bogato zdobione, drewniane drzwi, przy każdym kroku powłócząc po deskach granatową szatą.

– Milusio – mruknęłam pod nosem.

Próbowałam wstać, lecz niemal krzyknęłam, gdy przez mój brzuch przetoczyła się fala tępego, pulsującego bólu. Przełykając łzy cierpienia, odrzuciłam jedwabną kołdrę i z zaskoczeniem stwierdziłam, że miałam na sobie jedynie czarną, wełnianą, męską tunikę.

Sycząc z bólu, podwinęłam szorstkie odzienie i ujrzałam bardzo starannie założony, czysty opatrunek. Pozwoliłam cierpiącemu ciału upaść z powrotem na miękkie poduszki, a mój umysł wypełniła niezliczona ilość pytań, z których każde wydawało się być ważniejsze od poprzedniego.

Gdzie właściwie się znajdowałam? Co się wydarzyło we Mgle? Czy Dagan przeżył? Kto się mną opiekował i kim była tajemnicza kobieta siedząca przy moim łóżku gdy spałam? Wrogiem czy przyjacielem?

W odpowiedzi na moje pytania, drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia ciężkim, powolnym krokiem wkroczył Dagan. Nie spojrzał w moją stronę, powoli okrążył fotele i zajął ten, w którym przed chwilą siedziała czarnowłosa.

Wyglądał na zmęczonego, jakby od dawna nie zaznał odpowiedniej dawki snu. Zmierzwione włosy były w nieładzie, pod oczami zaległy fioletowe cienie, a na policzkach zagościł kilkudniowy zarost. Chwycił niewielką fiolkę z ciemnoniebieskim, gęstym płynem i kilkukrotnie obrócił nią pomiędzy palcami, aż w końcu jego dłoń znieruchomiała, a spojrzenie powędrowało w moją stronę. Instynktownie zagrzebałam się głębiej pod warstwami jedwabiu, które spowijały łóżko.

– Obudziłaś się – stwierdził, po czym powrócił do zabawy fiolką.

– A nie powinnam była?

– Skądże, niezmiernie się cieszę. – Ton, którym oplótł te słowa, był niezwykle daleki od jakiejkolwiek radości. Każda wypowiedziana przez niego litera była szorstka i cierpka. – Jak się czujesz?

– Jakby ktoś przeorał mi brzuch setką sztyletów, a potem całą noc miażdżył moje ciało w kamiennym uścisku – odparłam, a kiedy wypowiedziałam te słowa, dotarło do mnie ich znaczenie.

Przez całą noc musiał powstrzymywać mnie przed zrobieniem sobie i jemu krzywdy, jednocześnie walcząc z samym sobą i wpływem tej dziwnej, krwiożerczej mgły. Musiało to wymagać od niego niesamowicie silnej woli, której nie byłam sobie w stanie nawet wyobrazić. Poczułam, że moje policzki stały się gorące. 

– Dziękuję.

– Mogłabyś powtórzyć? Chyba nie dosłyszałem. 

Byłam prawie pewna, że na sekundę jeden kącik jego ust się uniósł, a napięcie mięśni szczęki zelżało. Przewróciłam oczami. 

– Powiedziałam, że tym razem dziękuję – odparłam, delikatnie unosząc się na łokciach i ignorując ból. Podniósł się i przez ułamek sekundy wyglądał, jakby chciał rzucić się w moją stronę, ale zatrzymał się w pół kroku i znieruchomiał.

– Domyślam się, że zapewne pragniesz się teraz na mnie rzucić, aby pokazać, jak bardzo jesteś wdzięczna, ale nie powinnaś się jeszcze ruszać. Szwy założone przez Izel są świeże, a nie umierasz z bólu, tylko i wyłącznie dzięki jej specyfikom.

Cała krew z mojego ciała ruszyła w kierunku policzków. Co za bezczelny mężczyzna.

– Nic mi nie jest – syknęłam, podnosząc się jeszcze wyżej, tylko po to, aby udowodnić mu, jak świetnie sobie radziłam. Od razu poczułam, że tego pożałuję. Coś naciągnęło się w moim wnętrzu, aby po chwili pęknąć, wywołując falę bólu, wstrząsającą moim ciałem. Delikatny materiał tuniki nagle stał się nieprzyjemnie ciepły i wilgotny. Położyłam się, gwałtownie wciągając powietrze, by zdusić krzyk w zarodku.

W mgnieniu oka znalazł się koło mnie, silnymi rękoma podciągnął odzienie, ignorując moje dłonie, które nieudolnie próbowały go odepchnąć.

– Zawsze jesteś taka nieznośna i wszystko utrudniasz?

Zagryzłam zęby, postanawiając, że już nigdy nie odezwę się do tego dupka. Starając się nie myśleć o tym, że od jego wzroku moją nagość oddziela tylko skrawek jedwabnej pościeli i podwinięta, przesiąknięta krwią tunika. Zdałam sobie sprawę, dokąd wędrowały moje myśli, które powinny oscylować wokół rany i ból. Ledwo powstrzymałam bardzo brzydkie słowo, całkowicie niestosowne w ustach damy.

Delikatnie ściągnął opatrunek, a to, co zobaczył, sprawiło, że niezadowolenie wymalowało się na jego zmęczonej twarzy.

– Zaraz to naprawię. – Sięgnął w stronę stolika. Jego dłoń odnalazła kilka nici i lśniącą obietnicą bólu igłę.

– Bez znieczulenia? – szepnęłam, całkowicie zapominając o postanowieniu dotyczącym milczenia.

– Nie martw się, mam bardzo sprawne dłonie – rzucił, a ja mogłabym przysiąc, że mrugnął jednym okiem. Nie byłam jednak całkowicie pewna, czy naprawdę to zobaczyłam, albowiem już sekundę później wbił igłę w moją rozpaloną skórę, a z moich ust wydobył się cichy krzyk.

Zaskakująco szybko zakończył swoją pracę, podczas której ignorował moje jęki, krzyki oraz mieszankę krwi i potu, która nieustannie zalewała jego dłonie. Założył nowy opatrunek, nieco bardziej niezdarny niż ten poprzedni. Powoli zakrył mój nagi brzuch, a na jego twarzy odmalowało się niezadowolenie. Odkrył, że zakrwawiłam nie tylko odzienie, ale także pościel i w zasadzie wszystko, co znajdowało się dookoła mnie.

Mruknął pod nosem coś niezobowiązującego, co niemal na pewno miało związek z kobietami w łóżku i brudnymi pościelami i wzbudziło we mnie kolejną falę wstydu, po czym wyszedł szybkim krokiem. Nie ośmieliłam się poruszyć, czułam, jak po moim rozgrzanym ciele spływał pot i wsiąkał w zakrwawioną tkaninę.

Wypełnia mnie najszczersza wdzięczność, kiedy poczułam ogarniającą cały świat ciemność. Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej tak bardzo ucieszyła mnie utrata przytomności. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro