Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zapadnięcie w miękkie objęcia snu okazało się trudniejszym zadaniem, niż przypuszczałam. Przepełniała mnie determinacja, ale także przerażenie, które niczym pasożyt owinęło się wokół mojego ciała. Mokrym szeptem wypełniało mój umysł wątpliwościami, dotyczącymi zamiarów Dagana, tego co czekało na nas podczas tej podróży, a najbardziej przerażało mnie to, co znajdowało się na jej końcu.

Wpatrywałam się w mrok przede mną, wiercąc się nieustannie, podczas prób znalezienia wystarczająco wygodnej pozycji. Zza drzwi dobiegały odgłosy kroków, szuranie ciężkich mebli o drewnianą podłogę oraz inne, trudne do zidentyfikowania dźwięki, sugerujące, że Dagan zajęty był przygotowaniami. Zastanawiałam się, czy nie wysunąć się spod ciężkich kołder, aby mu pomóc, jednak uznałam, że najwyraźniej nie pragnął mojego towarzystwa.

W końcu mój zmęczony umysł osunął się w krainę snów, gdzie czekała na mnie Eleanor. Była wychudzona, przerażona i otoczona kamiennymi, wilgotnymi ścianami, napierającymi na nią z każdej strony. Raz za razem wykrzykiwała moje imię w ciemność nad swoją głową, a zakrwawionymi paznokciami próbowała rozszarpać liny, wrzynające się w jej posiniaczone ciało. Z koszmaru wybudził mnie mój własny krzyk, szarpiący gardło. Mokra tkanina jedwabnej koszuli, lepiąca się do ciała, przekonała mnie, że wyborem lepszym od zapadnięcia w kolejny, okropny sen będzie gorąca kąpiel.

Wykorzystałam pozostałości pachnących płatków, które podczas mojej rekonwalescencji do kąpieli dodawała Izel i pozwoliłam swojemu ciału delektować się uspokajającym ciepłem. Z przykrością odkryłam, iż czynność ta, niegdyś tak odprężająca – teraz przywodziła na myśl brutalny zabieg, mający zwalczyć szaleństwo. Zataczałam palcami kręgi na tafli wody, układając wielokolorowe płatki w rozmaite wzory i próbowałam przekonać samą siebie, iż nic mi tam nie groziło.

Jeśli zamiary Dagana były uczciwe i naprawdę zamierzał mi pomóc dostać się do Jeziora Matki, powinnam była powiadomić go o celu podróży. Nie wiedziałam, kto stał za porwaniem mojej siostry, ale oczywistym był fakt, iż stanowili niepodważalne zagrożenie. Istniała możliwość, że kiedy znajdziemy się odpowiednio blisko, a mi uda się pozyskać wiedzę, w którą stronę się udać, będę mogła po prostu od niego uciec. Z drugiej strony, wiedziałam, że znał Eleanor – jeśli wciąż ją pamiętał, w odróżnieniu od całej mojej rodziny, mógłby mi pomóc. Na pewno był dużo lepszym wojownikiem ode mnie i plan uratowania mojej siostry mógłby mieć większe szanse. Jeśli jednak okazałoby się, że wszystkie jego wspomnienia dotyczące mojej siostry zniknęły – on także mógłby uznać, że mój umysł spętało szaleństwo. Podejrzewałam, że gdyby taka myśl pojawiła się w jego głowie, od razu skróciłby mnie o głowę.

Zacisnęłam powieki, przygryzłam wargi i zanurzyłam głowę w ciepłej wodzie, walcząc ze strachem ogarniającym moje ciało. Pragnęłam odciąć się od całego, okropnego świata.

Tęskniłam za siostrą, za domem, także za rodziną i bezpieczeństwem, które dawały mi znajome mury rezydencji, powtarzalne czynności wykonywanego każdego dnia i te same, znużone twarze służby. Tęskniłam nawet za wrogimi spojrzeniami rodzeństwa oraz złotymi rękawiczkami, upadającymi na podłogę w akompaniamencie mojego przerażenia. W domu wiedziałam co na mnie czekało, i mimo iż nie było to niczym przyjemnym, było znajome.

Woda zamknęła się nade mną, odcinając drogę powietrzu. Powoli, wręcz niezauważalnie, ogarnęła mnie ciemność, a przyjemne ciepło przemieniło się w chłód drażniący moje kości.

Straciłam podparcie chłodnej wanny, jakbym nagle znalazła się w nieograniczonej otchłani, przepełnionej mrokiem. Próbowałam się wynurzyć, szarpałam nogami i rękoma, jednak nieustannie czułam, że zagłębiałam się niżej i niżej w coraz brutalniejsze zimno i nieprzeniknione ciemności. W płucach rozlał się żar, promieniujący do przełyku, ust, nosa, a całą mnie ogarnęło przemożne pragnienie, wołające o oddech.

Tonęłam.

Rozpaczliwie potrzebowałam powietrza. Otworzyłam usta, lecz wdarła się do nich woda, zalewając całe moje wnętrze. Miała dziwny, metaliczny smak. Nie była wodą, lecz krwią. Świeżą, jeszcze gorącą krwią, sączącą się ze śmiertelnej rany.

Wszystko zdawało się oddalać. Stawało się coraz mniej ważne, a ja miałam ochotę poddać się temu uczuciu, zapaść się w ten spokój i zapomnienie. Byłam całkowicie gotowa zanurzyć się w tych uczuciach, ale gdy pod rękoma poczułam zimną, gładką powierzchnię, włożyłam ostatki sił, aby się od niej odepchnąć.

Gwałtownie wyłoniłam się z zimnej toni, kaszląc wodą zmieszaną z płatkami kwiatów. Zaczerpnęłam powietrza, które szarpało rozżarzone płuca. Przez wąskie okno komnaty łaziebnej wpadały pierwsze, nieśmiałe promienie wstającego Słońca, a woda, w której zanurzone było moje ciało, już dawno wystygła. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się, jak długo znajdowałam się pod powierzchnią, skoro noc zdążyła zmienić się w poranek.

– Wszystko w porządku? – Zza drzwi dobiegło ciche miarowe, lekko znudzone, jakby powtórzone już któryś pukanie.

– Tak – odsapnęłam chrapliwym głosem, a każde słowo paliło moje gardło. – Nie wchodź, jestem naga.

– Nie zamierzałem, ale teraz mnie zaciekawiłaś.

Bezczelny, niewychowany, arogancki...

Gdyby nie fakt, że przed chwilą prawie utonęłam, zapewne przewróciłabym oczami i odpyskowała coś niemiłego, ale w obecnej sytuacji nie byłam w nastroju do żartów. Zamiast tego pośpiesznie wyłoniłam się z chłodnej wody, owinęłam ciało delikatnym, lawendowym ręcznikiem i przeszłam do komnaty sypialnej. Liczyłam, że będzie już pusta.

Dagan siedział rozparty w jednym z foteli. Na jego kolanach leżała, wypchana aż po same brzegi, skórzana sakwa. Kiedy przekroczyłam próg, jego spojrzenie powędrowało od moich stóp, przez całe moje ciało owinięte tkaniną, która nagle wydała mi się zbyt cienka i za mała. W końcu zatrzymało się na wysokości moich oczu, aby pozostać tam do końca rozmowy.

Rowena umarłaby na zawał, gdyby dowiedziała się, jak bardzo roznegliżowana byłam przy obcym mi mężczyźnie. Skłamałabym, mówiąc, iż mi to nie przeszkadzało. Czułam piekące ciepło, rozlewające się po moich policzkach.

– Wzięłaś skandalicznie długą kąpiel. Zacząłem się zastanawiać, czy nie pragniesz mnie w ten sposób zaprosić do wanny. – Uśmiech tańczył na jego ustach, jednak nie docierał do skupionych oczu, pozbawionych emocji.

– Chyba zasnęłam w wannie.

Mruknął coś o niebezpieczeństwie zasypiania w wodzie i innych, ciekawszych rzeczach, które można w niej robić, lecz ja już zdążyłam zainteresować się zawartością torby.

Tak jak przypuszczałam – znaczną część nocy spędził na przygotowaniach do podróży.

Przyniósł mi ubrania. Wolałam nie pytać, do kogo należały wcześniej. Mogłabym przysiąc, że tuż przed wyjściem jego powłóczyste spojrzenie ponownie powędrowało wzdłuż ręcznika, ale zaraz skarciłam się za tę myśl, przypomniawszy sobie o idealnym ciele Eleanor, którego mogłam jej jedynie zazdrościć.

Gdy już zostałam sama, z zaciekawieniem dobrałam się do ciemnych materiałów. Odnalazłam wśród nich ogromny, granatowy sweter, który zapewne należał do niego oraz skórzane, obcisłe spodnie. Parsknęłam, wpatrując się w ciemny materiał, nieprzyzwoicie mocno opinający kształty mojego ciała. Żadna kobieta w Edanii nawet nie ośmieliłaby się pomyśleć o takim odzieniu. Przerzuciłam pelerynę podszytą futrem przez ramię, przytroczyłam pochwę do uda, po czym wsunęłam do niej sztylet od Tobiasa.

Z lustra patrzyła na mnie kobieta, która mogłaby być wojowniczką. Tak naprawdę miałam nadzieję, że nie będę miała okazji używać broni. Założyłam, wciąż wilgotne po kąpieli, kosmyki włosów za uszy i rzuciwszy ostatnie spojrzenia w stronę sypialni, którą z ulgą opuszczałam, przekroczyłam próg swojej celi. Miałam nadzieję, że już nigdy tam nie wrócę. Nie chciałam już więcej czuć się jak skowronek, zamknięty w złotej klatce, bo mimo wygód, więzienie zawsze pozostanie więzieniem – nieważne jak dużo złota i jedwabiu się do niego wepchnie.

Odnalazłam Dagana na ogromnej kanapie. Wyglądał na znudzonego, a mimo to emanowała od niego siła i władczość. Nagle ogarnęło mnie całkowicie irracjonalne pragnienie, by wbił we mnie intensywnie spojrzenie granatowych oczu, lecz on zerknął na mnie zaledwie przez sekundę. Wstał i przerzucił przez ramię torbę. W powietrzu zadźwięczało szkło i stal. Szybko skarciłam samą siebie za niestosowne myśli i udałam, że jego irytująca uroda wcale nie zapierała tchu w mojej piersi.

– Będziesz to niósł całą drogę? – spytałam, przypomniawszy sobie nauki Haldira, aby zawsze brać tylko najpotrzebniejsze rzeczy oraz słowa Dagana, dotyczące podróży, mającej trwać wiele dni i nocy.

– Możesz ty ją nieść jeśli chcesz. – W jego głosie zabrzmiało lekkie rozbawienie, ale kiedy założyłam ręce i nie uraczyłam go odpowiedzią, dodał: – Nie pójdziemy pieszo.

– A więc pojedziemy konno?

– Zobaczysz. – Na jego twarzy zatańczył złośliwy uśmieszek, więc postanowiłam nie sprawiać mu satysfakcji, dopytując, co tak w zasadzie miał na myśli.

Kilkoma krokami pokonał dzielącą nas odległość, a ja podziwiałam sposób, w jaki czarny materiał tuniki, przepasany skórzanymi paskami naramienników, opina jego umięśnione ciało.

– Zazwyczaj ubieram to w nieco romantyczniejsze słowa, ale czy zechciałabyś podwinąć dla mnie ten sweter?

– Co? – Nagle zapragnęłam wykrzyczeć mu w twarz, jak bardzo jego zachowanie było nieprzyzwoite i niepoprawne, lecz następne słowa, które wypowiedział z nieskrywanym rozbawieniem, przywróciły mnie do rzeczywistości.

– Chciałbym zobaczyć czy rana na twoim brzuchu zagoiła się wystarczająco, abym miał pewność, że nie skazuje cię na śmierć.

– Och – mruknęłam, zniesmaczona swoimi myślami. – Czy to konieczne? – Prezentowanie Daganowi mojej poszarpanej, zaczerwienionej skóry nie było wymarzonym zajęciem.

– Tak.

Westchnęłam, zgadzając się. Przykucnął przede mną, a jego twarz znalazła się na wysokości moich bioder. Uniosłam gruby materiał, ukazując linie, będące pamiątką po ostrych pazurach stwora. Dłonie miałam lepkie i drżące, gdy niemal czułam, jak jego wzrok ślizgał się po mojej nagiej skórze. Kolejny zawał Roweny gwarantowany. Po chwili odchrząknął i wyprostował się, wstając.

– Wygląda dobrze, może nawet nie zostanie żadna blizna. – Uśmiechnął się lekko, nie patrząc mi w oczy i zaprosił gestem w stronę kuchni. Śniadanie, złożone z owoców, chleba i cudownego sera, zjedliśmy w milczeniu.

Dagan zdawał się być obecny jedynie ciałem, skupiony był na swoich gnających gdzieś myślach. Ja natomiast rozmyślałam o Eleanor, budując w sobie coraz większą nadzieję, iż to wszystko będzie jeszcze miało szczęśliwe zakończenie.

Kilka chwil później serce w mojej piersi pragnęło zerwać się do galopu, gdy promienie Słońca oblały moją twarz ciepłem, a wiatr porwał niesforne kosmyki do tańca. Stopy odziane w nieco za małe buty Tari grzęzły w mokrej ziemi, a zapach lasu po deszczu koił zszargane nerwy.

Szłam po siostrę i nikt, ani nic, nie mogło mnie powstrzymać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro