I dobrze jej tak

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po tym czego dowiedziałam się od Izariego myślałam, że padnę. Dragony wyginęły? Ale jak? Co się stało? Zadałam mu te pytania ale przemilczał je. Jedyne co mi powiedział to to, że dostał zakaz rozmowy ze mną na takie tematy ponieważ było to bardzo brutalne. Przyznaję bardzo go prosiłam żeby mi cokolwiek powiedział... Ale to nic nie dało. Razem ustaliliśmy, że narazie lepiej nie mówić o tym co odkryliśmy dopóki nie będzie to pewne. Aktualnie minęły cztery dni. Nic ciekawego się nie działo więc nie będę zanudzać. Dzisiaj wracam do szkoły i aktualnie się przebieram z piżamy na normalne ciuchy. Założyłam białą koszulkę na ramiączkach, a na to koszulę w szarą i czarną kratę. Na nogi wciągnęłam grubsze czarne rajstopy a na nie krótkie, szare, jeansowe spodenki. Włosy zostawiłam rozpuszczone a na nie założyłam jeszcze czapkę która była grafitowa. Przewiesiłam swoją torbę przez ramię po czym wyszłam ze swojego pokoju. Poszłam do kuchni gdzie siedziała mama która piła kawę i rozmawiała z tatą. 

Lorren: Dzień dobry, słoneczko! 

Powiedziała gdy weszłam do kuchni. 

Della: Dobry! 

Wzięłam jabłko z miski z owocami. 

Della: I narazie! 

Lorren: Stop! 

Zatrzymała mnie kiedy miałam wychodzić z kuchni. Odwróciłam się do niej a ona wskazała na swój policzek. 

Lorren: Jak się żegnamy? 

Della: Mamo... 

Tata się zaśmiał z tej sytuacji. 

Lorren: Della... 

Wywróciłam oczami po czym podeszłam do mamy i dałam jej całusa w policzek. 

Della: Zadowolona? 

Lorren: Teraz jeszcze Mekkiorowi... 

Wskazała palcem na tatę. Podeszłam do niego i jemu również dałam całusa w policzek. Trochę się zdziwił na początku a potem się uśmiechnął. Ruszyłam aby wyjść z kuchni ale się zatrzymałam. 

Della: Mamo, możesz później pokazać Izariemu gdzie jest moja szkoła? 

Lorren: Po co? 

Della: Żeby po mnie przyszedł... Nie chcę sama wracać do domu... 

Lorren: Dobrze.. Pokażę mu.. 

Kiwnęłam głową po czym poszłam założyć buty. Wyjęłam z szafki moją deskorolkę po czym wyszłam z mieszkania mówiąc głośno          
" Wychodzę ". Zeszłam na parter i wyszłam z budynku. Wzięłam mały rozbieg po czym wskoczyłam na deskę. Odepchnęłam się kilkukrotnie aby przyspieszyć i w ten sposób ruszyłam do szkoły. 

Pov. Lorren

Della wyszła z mieszkania dlatego wzięłam Mekkiora i zaciągnęłam na balkon. Zobaczyłam jak nasza córeczka wychodzi z budynku. 

Mekkior: Wyszła... 

Lorren: Wiem... Widzę... Ale patrz teraz... 

Spojrzał gdy Della akurat brała rozbieg aby wskoczyć na swoją deskorolkę. 

Mekkior: Łyżwy, deskorolka... Coś jeszcze jest? 

Lorren: Napewno rolki... 

Mekkior: Zdecydowanie mamy zbyt zdolną córkę... 

Zaśmiałam się z jego komentarza po czym ostatni raz spojrzałam w kierunku naszej córki która po chwili zniknęła za zakrętem. 

Pov. Della 

Wjechałam na teren szkoły po około piętnastu minutach jazdy. W oddali zobaczyłam Alice która szła w towarzystwie swojego starszego brata Ethana. Odepchnęłam się kilka razy i gdy jechałam w ich stronę włożyłam ręce do kieszeni spodni. 

Alice: Jak tylko ją zobaczę to ukręcę jej łeb... 

Della: Jak mi to zrobisz to nie będę mogła pójść na studia... 

Powiedziałam przejeżdżając obok niej. Ta tylko zamarła gdy mnie zobaczyła. Zatrzymałam się i wzięłam deskę do ręki. Nagle Alice do mnie podbiegła i zaczęła mną potrząsać jak jakaś wariatka. 

Alice: Czemu się nie odzywałaś?! Myślałam, że coś ci się stało! Nie mogłaś chociażby odpisać na jednego sms'a? Miałam ochotę brata zamordować bo byłam przerażona! Weź mnie ty tak więcej nie strasz! 

Powiedziała ze łzami w oczach. Odwróciłam wzrok w kierunku chłopaka który miał taki sam wyraz twarzy jak ja. Czyli zirytowany. 

Della: Serio chciała cię zamordować? 

Ethan: Mama kazała zawołać ją na kolację tylko, że Alice potrafi być nieobliczalna jak zabierze jej się telefon... Zaczęła mnie gonić z nożyczkami po całym mieszkaniu... Powoli zaczynam na poważnie rozważać kupno kaftanu bezpieczeństwa na jej urodziny... 

Della: Jak ja się cieszę, że nie mam rodzeństwa... 

Alice: Odpowiedz może na moje pytania! 

Della: Może później... 

Alice: Ha? 

Della: Nie żeby coś ale mamy dziesięć minut do lekcji... 

Ethan: Idę do szafki... 

Alice: Jasne! A ciebie dzisiaj nie odstąpię na krok... 

Wskazała na mnie palcem a ja wywróciłam oczami. Ale wpadłam na pewien pomysł. Może by się jej tak trochę podroczyć?

Della: Czy to oznacza, że pójdziesz ze mną nawet na dwie godziny chemii u Pana Mari?

Alice: Za cholerę nie! 

Zaśmiałam się z niej przechodząc korytarzem w kierunku mojej szafki aby zostawić tam niepotrzebne mi rzeczy. Idąc tam minęłyśmy największą zołzę w szkole z którą niestety użeram się od przedszkola. Jej ulubionym zajęciem jest dokuczanie każdemu kto choć trochę odstaje od szeregu jej klonów. W jej przypadku powiedzenie " Co rude to wredne " pasuje akurat idealnie. Ma długie rude kłaki które sięgają jej do talii. Na policzkach i na nosie ma piegi a jej oczy są aż przeraźliwie jasno niebieskie. Już miała mi coś powiedzieć ale ją zignorowałam... Czyli tak jak zawsze. Oczywiście musiała coś odwalić i wykrzyczała na cały korytarz, że odmieniec wrócił do szkoły. I jak każdy pewnie się domyślił chodziło jej o mnie. 

Alice: Nie przejmuj się nią... 

Della: Ale kim? 

Zapytałam otwierając szafkę i chowając w niej deskorolkę oraz zostawiając w niej część książek. 

Alice: Wiesz, że chodzi mi o Lily... 

Della: Aa.. O tą Dynię... 

Alice parsknęła śmiechem na mój komentarz i tak nazywam ją Dynią. Raczej nie muszę tłumaczyć czemu. Chociaż szczerze to jest serio zbyt urocze przezwisko jak dla takiej zołzy. Jestem chyba zbyt pobłażliwa. 

Della: Nie przejmuję się nią... Takimi tekstami nie wyprowadzi mnie z równowagi... 

Alice: Czym jesteś tym razem? Wagonem wypełnionym tybetańskimi mnichami czy kwiatem lotosu na jeziorku? 

Della: Może obydwoma naraz? 

Alice: To chyba nowy level.. 

Parsknęłam pod nosem po czym zamknęłam szafkę. Ruszyłyśmy w kierunku klasy gdzie miałyśmy razem lekcję. Weszłyśmy do klasy po czym usiadłyśmy w ostatniej ławce pod oknem. 
Po chwili zadzwonił dzwonek a to oznaczało, że zaczęła się lekcją historii tak więc... Dobranoc! 
I tak... Idę spać. Obudził mnie dzwonek na przerwę a Alice dała mi zrobić zdjęcie notatek. I tak mam z historii same 4 więc mogę spać. Kolejną lekcją jest matma. Poprostu kocham ten przedmiot. Wyczujcie ten sarkazm. Po tym mam dwie godziny chemii po których jest długa przerwa która trwa godzinę a po tym mam dwie godziny biologii którą kończe dzisiejsze lekcje. Minęły mi trzy lekcje i zaczęła się długa przerwa ale nim razem z Alice poszłyśmy do stołówki skierowałyśmy się do naszych szafek. Ja mam szafkę w zachodniej części szkoły a Alice we wschodniej czyli po dwóch stronach szkoły dlatego się rozdzieliłyśmy. Oczywiście moje szczęście musi mnie bardzo kochać. Musiałam spotkać Lily. Zignorowałam ją i otworzyłam szafkę po czym wzięłam książki do biologii a następnie wrzuciłam do niej historię. Gdy zabrałam rzeczy nagle ktoś zatrzasnął mi drzwiczki od szafki przed nosem. Spojrzałam w prawą stronę i zauważyłam tą Dynię. Musiałam spojrzeć trochę w dół bo jest ona ode mnie niższa o całą głowę. Krótko rzecz ujmując jest ona konusem. 

Lily: Cześć Sroka... 

Della: Czego chcesz? 

Lily: Chciałam cię zapytać co u ciebie... 

Della: Jakby cię to obchodziło... 

Lily: Fakt... Kompletnie mnie to nie obchodzi... 

Della: Więc czego NAPRAWDĘ chcesz? 

Lily: Nudzi mi się... Może mnie trochę zabawisz?

Della: W twoich snach... 

Chciałam ją minąć ale stanęła przede mną. 

Della: Powiesz mi o co ci chodzi? 

Lily: O ciebie... 

Della: A tak konkretniej? 

Lily: Jakim sposobem Ethan się z tobą zadaje? Ładna to ty nie jesteś... A już tym bardziej z tym czymś na czole... 

Della: Ethan to kolega... Znam go od małego... Tyle ci powinno wystarczyć... A teraz sory ale się śpieszę... 

Złapała mnie za nadgarstek po czym przygwoźdźiła do szafek. Z boku to napewno zabawnie wyglądało. Ja, która ma metr siedemdziesiąt osiem i Lily, która ma metr sześćdziesiąt trzy. 

Lily: Odwal się od Ethana... 

Della: A co ci tak zależy... 

Lily: On będzie mój... 

Della: Przykro mi to mówić ale nie lubi on rudzielców i zołz które nie dają jego siostrze spokoju od podstawówki... 

Powiedziałam po czym jej ręka wylądowała nagle na moim policzku który po chwili zaczął mnie piec. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem a ona się tylko złośliwie uśmiechnęła. Wkurzyła mnie tym nie powiem, że nie ale musiałam się uspokoić żeby nie zrobić jej krzywdy. 

Lily: A tobie co? Języka nagle ci brakło w gębie? No halo! 

Dała mi w drugi policzek a ja ugryzłam się w język i wbiłam sobie paznokcie w rękę aby nie wybuchnąć. 

Lily: Powiesz coś czy nie? Sama się bronić nie umiesz? A no tak zapomniałam... Nie miał cię kto tego nauczyć... W końcu twój ojciec zwiał... 

Nie wytrzymałam. Uderzyłam ją. Dałam jej z prawego sierpowego przez co chyba złamałam jej nos i upadła przez to na podłogę. I dobrze jej tak. Zasłużyła sobie. Spojrzała na mnie z niedowierzaniem po czym jej twarz zmieniła się. Zdenerwowałam ją. 

Lily: Ty suko! 

Podniosła się i uderzyła mnie z całej siły w twarz przez co rozcięła mi kącik ust. Po chwili zaczęłyśmy się ze sobą szarpać. Rozdzielił nasz nauczyciel w-fu po czym zaprowadził naszą dwójkę do dyrektora. No po prostu świetnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro