Rozdział 1: Nieznajomy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W wieku dwunastu lat odkryłam, że jestem inna, niż moi rówieśnicy. Odkryłam, że mam dar, który był też przekleństwem. Nie potrafię kontrolować swojej mocy, jaką jest ogień. Jestem niebezpieczna, jedno zdenerwowanie, a tyle szkód mogę zrobić, jak na przykład podpalenie lasu. Nigdy nie miałam przyjaciół, bojąc się, że mogę komuś zrobić krzywdę. Całe życie odpychałam innych od siebie. Wszyscy uważali, że jestem dziwna, woleli się trzymać ode mnie z daleka, a jak ktoś do mnie podszedł, to po prostu ich odtrącałam. Wychowałam się w sierocińcu, nigdy nie poznałam, skąd pochodzę. Nie wiedziałam, kim byli moi rodzice. Jedynie miałam po nich stary medalik. Kiedy go nosiłam, to czułam, że oni są ze mną. Chciałam poznać prawdę o sobie, jednak pogodziłam się z faktem, że nigdy się nie dowiem, z jakiego domu wywodzę. Nazywam się Katherine Wilson, od zawsze byłam inna... byłam wyjątkowa.

Dzisiejszy dzień zapowiadał się na normalny, jednak tak nie było. Trudno było nazwać moje życie zwykłym, gdy potrafiłam władać nad ogniem. Starałam się żyć, tak jakbym była tylko nastolatką bez mocy. Ciężko pracowałam, żeby siebie utrzymać i opłacić rachunki. Dlatego pracowałam w chińskiej restauracji, jako pomoc kuchenna. Może praca nie jak marzenie, ale musiałam zarabiać na życie, które czasem kopało po dupie. Nieraz było brutalne, a nawet popieprzone, ale nie mogłam się poddawać. Gdy byłam młodsza, to wyobrażałam sobie, że jestem księżniczką, która za wszelką ceną musi innych zagrzewać do dalszego życia. Jej dzień musiał zawsze być perfekcyjny, bez żadnych problemów. Nie poddawała się, tylko dawała przykład innym. Zakładała koronę na głowę i szła dalej, tak też ja robiłam, mimo że życie zakładało rękawice bokserskie i biło cię po twarzy.

Westchnęłam, widząc, ile się nazbierało w koszu, gdzie przebywały odpady. Nie lubiłam tej pracy, najlepiej rzuciłabym ją, ale nie mogłam. W końcu pieniądze nie rosną na drzewie. Wzięłam śmieci, które miałam wyrzucić i wyszłam przez wejście dla pracowników, a tam znowu spotkałam mojego przyjaciela, który towarzyszył mi często. Lubiłam tego rudowłosego kota. Przypominał mi Garfielda z bajki dla dzieci, ale ten zwierzak był chudszy od tamtego czworonoga.

— Co tam rudzielcu? — zapytałam z uśmiechem. — Znów szukasz resztek? — Kot jedynie miauknął, zazwyczaj nic innego nie mówił, bo to tylko zwierzę, ale one czasem są mądrzejsze od niejednego człowieka. — Może coś się znajdzie — odparłam, a następnie wrzuciłam mu niedojedzone sushi. Przynajmniej jedzenie się nie zmarnuje, a ten biedny kotek się naje.

Podeszłam do kontenerów, a w tym czasie zaczęło się świecić dziwne jasnoniebieskie światło. Byłam zaskoczona, kiedy w powietrzu zaczęło się wytwarzać dziwny okrągły obraz. Upadłam między śmieci i przypatrywałam się, temu, co się tutaj działo. Jak to możliwe, że przez to coś wyskoczył człowiek? Gdybym nie była przerażona, to pomyślałabym, że to jest bajeczna chwila, taka niezwykła. Był ubrany w długi brązowy skórzany płaszcz, nie przypominał chłopców z okolicy. On był inny, taki tajemnicy, piękny. Jego brązowe włosy opadały na czoło, ale moja uwaga się skupiła na czymś innym. Za nim znajdował się jakiś stwór, był ohydny i przerażający. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Przez moment się bałam, że ten potwór złapie bruneta, ale na szczęście — lub nieszczęście — portal zniknął, a brunet opadł na ziemię. Był ranny, a ja chciałam mu jakoś pomóc, więc do niego podeszłam. Zawył z bólu, gdy przy nim uklękłam. Miał piękne brązowe oczy, a moje nie mogły się oderwać od nich. Między nami była jakaś magia. Jego głębia mnie oczarowała. To było takie niezwykłe, a zarazem przerażające. Odchyliłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie potrafiłam. Byłam nim oczarowana, a w brzuchu zrodziło się dziwne uczucie. Jedno spojrzenie, a ja zapragnęłam bliżej go poznać. Aż przeraziłam się moimi myślami. Nigdy tak nie reagowałam na mężczyzn, to było coś nowego.

— Jesteś ranny, powinien to opatrzyć jakiś lekarz — stwierdziłam. — Zadzwonię po pogotowie.

Z kieszeni wyciągnęłam telefon, żeby zadzwonić pod numer alarmowy. Zaskoczona spojrzałam na nieznajomego, gdy ten złapał mnie za rękę, w której była moja komórka. Chce mnie okraść?

— Nie — wyszeptał zachrypniętym głosem. — To nie jest potrzebne — rzekł.

To jak mam mu pomóc, gdy nie chce lekarza? Czy ja mam wypisane na czole: Pielęgniarka całodobowa?

— Cholera, nie zasypiaj — powiedziałam, widząc, że zamknął oczy.

Pięknie, przystojny nieznajomy zemdlał. Co ja mam teraz zrobić? Chciałam spojrzeć na kota, chcąc się jakoś poradzić, ale odkryłam, że zwierzaka tutaj nie było. Pewnie uciekł przestraszony, chyba też powinnam spierdalać, ale nie mogłam go zostawić rannego.

— Będziesz miał u mnie dług wdzięczności — wymamrotałam pod nosem. Chciałam go podnieść, ale nie dało się. — Kurde, co ty jesz? — zapytałam, łapiąc oddech. Zdecydowanie potrzebuję pomocy drugiej osoby.

Powinnam dostać medal, a jedyne co mam, to obcego mężczyznę w mieszkaniu.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro