Rozdział 2: Brian Morgan

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W porządku, miałam w domu obcego mężczyznę, przecież takie rzeczy są na miejscu dziennym. Nie, właśnie takie sprawy to nie było nic normalnego. Nie znam go, a nieznajomy śpi na mojej zielonej kanapie. Jak mam ufać komuś, gdy widziałam go, jak wyskakiwał z dziwnego portalu, które świeciło się na jasno–niebiesko, a do tego jakiś okropny stwór go gonił? Tyle miałam pytań, a brak było odpowiedzi. Przez moment pomyślałam, że on może być taki jak ja. Może odpowie mi na to, dlaczego potrafię władać ogniem? Może był moim wybawcą, który odpowie mi na wszystko, co potrzebowałam wiedzieć?

Siedziałam w fotelu podkurczonymi nogami i przypatrywałam się mężczyźnie. Był przystojny, jednak wygląd nie miał znaczenia. Przecież to tylko budowa ciała, a liczy się tylko wnętrze. Może tak naprawdę jest jakimś uciekinierem z brzydkim sercem? Nie mogłam tego wiedzieć. Brązowooki wciąż spał, nie otwierał swych pięknych oczów. Nawet nie mrugnął, nadal miał je zamknięte. Pragnęłam, żeby odzyskał przytomność. Jego ranę na brzuchu opatrzyłam i zawinęłam bandażem, przez co teraz leżał pół goły na niewygodnym łóżku. Na początku nie chciałam go rozbierać, jednak przełamałam się i starałam się mu jakoś pomóc. Nie jestem pielęgniarką, ale coś tam zrobiłam. Jak na moje oko, to nie było poważne, tylko bardziej draśnięcie.

Luksusów nie miałam, w końcu wynajmowałam małe mieszkanko na strychu, tylko na tyle mogłam sobie pozwolić z moimi zarobkami. Mimo wszystko dobrze mi się mieszkało w moich czterech kątach, które urządziłam tak, że wyglądało bardziej przytulnie. Kochałam niebieski, dlatego większość rzeczy była właśnie w tym kolorze, jednak nie zabrakło fioletowego, białego i czarnego.

Z pracy się zwolniłam wcześniej, ale na początku poprosiłam jednego z pracowników o pomoc przy nieznajomym, żeby przeniósł go do mojego mieszkania. Nie mogłam zostawić pięknookiego samego na ulicy, żeby się wykrwawił na śmierć. Nie jestem potworem, pomogę, gdy ktoś tego potrzebuje. Teraz tylko czekałam, aż się obudzi, przy okazji pijąc ulubioną herbatę z cytryną.

Zegar tykał, a jego dźwięk mnie drażnił w tej ciszy. Tylko słyszałam tik-tak, tik-tak. Moje brązowe oczy wciąż spoczywały na brunecie, który wyglądał tak spokojnie, okryty fioletowym kocem. Nie wyglądał na niebezpiecznego tak jak wcześniej. Gdy pierwszy raz go ujrzałam, to pomyślałam sobie, że wygląda jak wojownik, ale czy nim był?

— Och — westchnęłam, widząc, że w kubku nie zostało mi nic. Mogłabym pić ten gorący napój bez przerwy. Po prostu uwielbiałam czuć ten smak w ustach, tylko szkoda, że naczynie było tak małe. Na stoliku obok mnie leżała powieść, którą wcześniej czytałam z nudów, czekając, aż mężczyzna odzyska przytomność. Przeczytałam jedną/czwartą książki, a on nadal nie otworzył oczów.

Poprawiłam moje brązowe włosy, a następnie wstałam z dotychczasowego miejsca i wyszłam z salonu, wchodząc do malutkiej kuchni w pomarańczowo–czerwonych barwach. Kubek opukałam i zostawiłam do wyschnięcia. Minęłam mały stół dla czterech osób i wróciłam tam, gdzie wcześniej siedziałam. Odkryłam, że brunet miał otwarte oczy. W końcu księżniczka się obudziła.

— Gdzie jestem? — spytał zachrypniętym głosem, zauważając moją osobę.

— W moim mieszkaniu — odpowiedziałam. — Możesz mi, wytłumaczysz to, co się wydarzyło wcześniej?

— Muszę wracać. — Chciał wstać z kanapy, jednak nie mógł przez bolący brzuch.

— Nie ruszaj się — powiedziałam. — Powinieneś leżeć na kanapie. Zrobię ci herbatę.

— Herbatę? Co to jest?

Jezu, skąd on się wziął?

— Nie wiesz co to herbata?

— Nie bardzo — oznajmił, marszcząc czoło.

— To napój, takie zioła, które zaparza się wodą.

Weszłam do kuchni, wzięłam czerwony czajnik, gdzie nalałam wody i podłączyłam do prądu. Następnie do rąk wzięłam mój ulubiony kubek w groszki, a drugi był żółty w białe serca. Wrzuciłam do nich saszetki herbaty, które po chwili zalałam przezroczystą cieczą i dodałam cytryny.

Gdy wróciłam do salonu, to brunet siedział na kanapie i rozglądał się po pomieszczeniu.

— Ładnie tutaj — rzekł.

— Dzięki. — Na stoliku przed nim położyłam herbatę. — Częstuj się, a ja zaraz przyniosę cukier.

I tak jak powiedziałam, tak zrobiłam.

— Naprawdę nie musiałaś się fatygować. Wystarczyłaby tylko woda — powiedział — ale dziękuję. I dzięki, że opatrzyłaś mnie. Wiesz może, gdzie są moje ubrania? — zapytał.

— Aktualnie się piorą — wyjaśniłam, a po chwili dodałam. — Nie były w najlepszym w stanie, trzeba było je wrzucić do pralki.

— Pralki?

Jeszcze raz się zapytam, skąd on się wziął?!

— Nie wiesz co to pralka? — spytałam. — Przez całe życie trzymali cię w szafie, że nie wiesz, co to pralka i herbata?

— Cóż, nie jestem stąd.

— To skąd jesteś?

— Z Oktawianu — wyjaśnił, a ja zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, gdzie to jest. Przyznaję się, że byłam kiepska z geografii, ale chyba aż taka głupia nie jestem?

— Oktawian? Nigdy o tym miejscu nie słyszałam — wyznałam.

— Bo to nie jest na ziemi — wyznał, biorąc kubek do rąk. Wariat, po prostu trafiłam na świra, który pewnie musiał uciec z psychiatryka, a ja nigdy nie widziałam niebieskiej pętli, po prostu musiałam być zmęczona i wyobraziłam sobie, że ten brunet wyskoczył z powietrza. Tak, Katherine, po prostu jesteś przemęczona. — Jak to się nazywa, bo przysięgam, że nigdy niczego tak dobrego nie piłem. To jest dobre.

— To jest herbata z cytryną – odparłam. — Mogę wiedzieć, jak masz na imię?

— Jestem Brian Morgan.

— Katherine Wilson.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro