Najprawdziwsza przyjaciółka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czułam na sobie wzrok wszystkich szeregowców. Średnio zwracałam na to uwagę, jednak nie trzeba było być filozofem, aby domyślić się tego, że nie są to zbyt przyjazne spojrzenia. Mimo wszystko znajdowała się tu siódemka demonów, z czego ojciec trójki rozpoczął wojnę z naszym światem. Kilkoro z nich w ten sam sposób patrzyło na mnie. Z czystą nienawiścią w oczach. Wyglądali tak, jakby chcieli mi poderżnąć gardło w środku nocy. Między niektórymi dało się usłyszeć rozmowy, z których wywnioskowałam jedno. Nie wszyscy będą pokojowo nastawieni do Mekkiora i reszty.

— Czemu wszyscy nam się tak przyglądają? — Zapytała Seriis, która złapała za rękę Leyona.

— Biorąc pod uwagę, że do wczoraj nie wiedzieli o naszym istnieniu, to wydaje mi się, że nam najzwyczajniej w świecie nie ufają. — Westchnęłam na słowa Darena, po czym się zatrzymałam.

Spojrzałam na wszystkich szeregowców z chęcią mordu w oczach, a oni widząc to, wzięli się za swoje obowiązki, które przerwali, kiedy to przechodziliśmy obok. Wszyscy się rozeszli, a my ruszyliśmy dalej. Cała siódemka zwróciła na mnie wzrok zaskoczona. Wzruszyłam ramionami, jakbym nie wiedziała o co im chodzi. Jestem Generałem Brygady, więc raczej każdy ucieknie gdzie pieprz rośnie, kiedy spróbuję go zabić wzrokiem.

— Chyba zacznę się bać Lorren. — Odezwał się Izashi, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.

— A to niby czemu? — Zapytałam, a Seriis i Kathari się cicho zaśmiały.

— W tym świecie jesteś nieco inna, niż w świecie demonów, gdy cię poznaliśmy. — Odezwała się brunetka.

— Zauważcie, że tam byłam zamknięta w pokoju i nie mogłam robić, co mi się żywnie podobało. — Zauważyłam, a oni kiwnęli głowami.

Zatrzymaliśmy się przed budynkiem, gdzie znajdowała się część medyczna. Wszyscy zrobili to samo, a ja się do nich odwróciłam. Rozglądali się, a przy tym próbowali wywnioskować, gdzie jesteśmy. Czyżby pismo z tego świata się różniło od tego, które widywali oni na co dzień?

— Jeśli słusznie podejrzewam, to medycyna w świecie ludzi, a w Królestwie demonów wygląda nieco inaczej. — Kiwnęli głowami. — Czyli taka jedna parka, co się w tym specjalizuje, będzie się tu sporo rozglądać. — Spojrzałam na Seriis i Leyona, którzy odwrócili wzrok. — No nieważne. — Pchnęłam drzwi, a z głośników niemal od razu usłyszałam to, jak ktoś jest wzywany przez głośnik na któryś oddział w budynku.

Cała siódemka zaczęła się rozglądać dookoła, a ja podeszłam do kobiety, która siedziała przy biurku i zazwyczaj zapisywała to, kto tutaj wchodził i co mu było. Niemal natychmiastowo podniosła na mnie wzrok, a ja się lekko uśmiechnęłam.

— Czyli przeżyłaś. A już myślałam jaki ci zrobić napis na grobie. Coś w stylu „Tu leży ta, przez którą praktycznie każdy trafiał do skrzydła szpitalnego". — Dogryzła mi, kiedy tylko mnie poznała.

— Nie postrzeliłam Generała specjalnie. On sam mi dał odbezpieczoną broń. — Powiedziałam, a cała siódemka spojrzała na mnie zaskoczona. — Zresztą mniejsza. Mary, Zeereny może tu nie było? — Spojrzała na mnie zaniepokojona, po czym gdy miała mi coś powiedzieć, odezwał się telefon.

— Poczekaj moment. — Powiedziała, a ja kiwnęłam głową.

Jej reakcja była dziwna, kiedy zapytałam o Zeerenę. Przecież ją zna. Zmarszczyłam lekko brwi, po czym podeszłam do reszty, która próbowała coś rozczytać. Uśmiechnęłam się pod nosem, a Mekkior się do mnie odwrócił.

— I jak tam? Znalazłaś ją? — Pokręciłam głową.

— Zadzwonił telefon, więc muszę poczekać. — Wytłumaczyłam, a on dał mi znak, że rozumie. — Trochę zajmie, zanim się połapiecie w tym świecie. — Zgodził się z moimi słowami, jednak zanim zdążył mi odpowiedzieć, ktoś inny się odezwał.

— Hersh?! — Usłyszałam, dlatego się odwróciłam w kierunku korytarza.

To w tym momencie dostrzegłam wysokiego bruneta, który miał rękę w temblaku i prawie wyglądał jak jakaś mumia.

— Generał Atkins? — Odezwałam się zaskoczona jego widokiem, a przy tym on do mnie podszedł.

— Wszyscy myśleli, że nie żyjesz. Jak udało ci się — Przerwałam mu.

— To długa historia. — Kiwnął głową na moje słowa. — Coś się stało? Wydaje się pan jakiś przybity. — Zauważyłam, a on odwrócił wzrok.

— Chodzi o Zeerenę. — Zmarszczyłam brwi, a przy tym się wyprostowałam.

Czułam na sobie wzrok pozostałych, którzy cicho szeptali między sobą, jednak nie zwracałam na to aktualnie uwagi. Chodzi o Zeerenę? Niech nikt mi nie mówi, że została ciężko ranna!

— Jest ranna? — Zadałam to pytanie, a przy tym sama usłyszałam, jak załamał mi się głos.

— Miała ranę na brzuchu. Jej szerokość wyraźnie wskazywała na nóż, a przynajmniej tak stwierdził — Zaciął się, a przy tym spojrzał mi w oczy.

Chwila moment. „Miała"? To brzmi tak, jakby ona...

— Panie Generale, gdzie jest Zeerena? — Czułam to, jak serce mi przyśpiesza, kiedy to spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach.

— Przykro mi, Hersh. Kleyers poległa w czasie walki. Prawdopodobnie już ją pochowali. — Pokręciłam głową nie dowierzając, po czym cofnęłam się dwa kroki.

— ...rren? — Mekkior położył mi na ramieniu dłoń, jednak w tym momencie jego głos się dla mnie całkowicie zamglił.

Nie chciały do mnie dojść żadne informacje. Wszystko brzmiało tak, jakby było mówione przez mgłę. Po chwili odwróciłam się na pięcie, po czym ruszyłam do wyjścia, które pchnęłam z całej siły. Słyszałam za sobą głosy wszystkich, całej siódemki, jednak szłam przed siebie i się nie odwracałam. Czułam to, jak moje oczy zaczynają piec. Jak serce uderza w mojej klatce piersiowej z całej siły. Miałam niesamowicie przyśpieszony oddech, który również mógł być spowodowany tym, że w tym momencie biegłam w kierunku akademika i naszego pokoju. To nie prawda! To nie może być prawda! Będzie tak jak zawsze! Pchnęłam drzwi do akademika, po czym wbiegłam po schodach na trzecie piętro. Jak zawsze wejdę do tego pokoju i zobaczę Zeerenę, która siedzi na krześle, czytając jakiś komiks i słuchając muzyki. W tym momencie złapałam za klamkę, po czym pchnęłam drzwi.

Poczułam to, jak ktoś wyrwał mi poduszkę spod głowy, na co głośno jęknęłam. Po chwili to samo się stało z moją pościelą. Już po chwili zawinęłam się w kulkę, po czym spojrzałam na winowajcę, który starał się mnie obudzić.

Pobudka, Lorren! Praktycznie podskoczyłam na łóżku, kiedy ciemnoskóra się nieco głośniej odezwała.

Musisz od rana krzyczeć? Zapytałam zmarnowanym głosem, a przy tym wyrwałam jej poduszkę i z powrotem się położyłam.

Wstawaj, bo za pięć minut zaczyna się trening. Powiedziała, a ja w trybie natychmiastowym podniosłam się z łóżka i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.

Nie mogłaś wcześniej?! Rzuciłam w jej kierunku, kiedy to ruszyłam do łazienki.

Wiedziałam, że się nie ruszysz, dlatego zostawiłam ci mniej czasu! Jak się spóźnimy, kapitan każe nam robić karne okrążenia, więc lepiej się pośpiesz! Odezwała się nieco głośniej, kiedy to ogarniałam swój wygląd.

Czemu mnie po prostu nie zostawiłaś na pastwę losu? Przez to też będziesz je robiła. Zauważyłam wychodząc z pomieszczenia, a przy tym jednocześnie zakładając na siebie koszulkę.

Przyjaciółki samej nie zostawię. Wytłumaczyła, a ja na nią spojrzałam i się szerzej uśmiechnęłam na jej słowa, po czym wzajemnie przybiłyśmy piątkę.

To wspomnienie niemal natychmiastowo przeleciało mi przez głowę, kiedy to uchyliłam drewnianą powłokę, za którą był nasz pokój, który był całkowicie pusty. Nikogo nie było ani w nim, ani w łazience, która była praktycznie na wejściu. Czułam jak mój oddech jeszcze bardziej przyśpieszył, dlatego złapałam się za głowę. Zaczesałam swoje włosy do tyłu, tym samym sprawiając, że zleciała z nich moja furażerka. Rozglądałam się dookoła po pokoju, jakbym szukała jakiegoś znaku tego, iż jest jednak nie prawda. Ze to tylko kolejny sen, który mam i tak naprawdę jestem nadal w Królestwie Demonów. Zagryzłam dolną wargę, po czym wyszłam z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi, po czym ruszyłam na parter. Wybiegłam z budynku, po czym ruszyłam w kierunku wyjścia poza teren szkoły. Z daleka usłyszałam to, jak wołają mnie pozostali, jednak nie zwróciłam na nich uwagi. Zacisnęłam z całej siły szczękę i niemal zmusiłam się do tego, aby teraz nie płakać. To nie prawda! Ona nie mogła zginąć! Wybiegłam za bramę, po czym pobiegłam w kierunku cmentarza, który znajdował się jakieś cztery ulice od szkoły. Błagam, nie. Ty nie mogłaś umrzeć!

To miejsce jest zajęte? Zapytałam, a brunetka o mocno kręconych włosach spojrzała na mnie zaskoczona.

Nie, ale ja na twoim miejscu bym tutaj nie siadała. Odezwała się cicho, wyjmując przy tym słuchawkę z lewego ucha, którą po chwili zaczęła kręcić między palcami.

Dlaczego? Zadałam kolejne pytanie, czym po raz kolejny ją zaskoczyłam.

Inni mnie raczej omijają szerokim łukiem. Ty też powinnaś. Zaczną plotkować, że „Metalówa" znalazła sobie za przeproszeniem „Przydupasa". Nie wyglądasz na taką, która by chciała być w ten sposób określana, więc lepiej będzie, jak Weszłam jej w zdanie.

Niech zgadnę. „Znajdę sobie inne miejsce"? Podniosła na mnie wzrok, a ja usiadłam naprzeciwko niej. Wolę być tak nazywana i siedzieć tutaj, gdzie jest ktoś, kto nikogo nie udaje, niż zadawać się z tymi ulizanymi przez kozę żołnierzykami, którzy patrzą na każdego z góry. Poza tym, nazywali mnie gorszymi przydomkami, niż „Przydupas", więc co mi tam? Zapytałam, a ona wyraźnie się dziwiła tym, że nie dbam o swoją reputację, choć ubieram się jak jakaś modelka.

Jak masz na imię? Zapytała, a przy tym się uśmiechnęła i oparła o swoje przedramiona.

Lorren Hersh. Wyciągnęłam w jej kierunku prawą dłoń, którą uścisnęła.

Zeerena Kleyers. Przedstawiła się, na co się szerzej uśmiechnęłam.

Nie mogłaś odejść! To jest jakiś chory sen! To w tym momencie wbiegłam na cmentarz, a przy tym ani trochę nie zwalniałam. Biegłam ile sił miałam w nogach, a przy tym rozglądałam się po nowo wykopanych grobach, które już miały przy sobie imiona i nazwiska. Zatrzymałam się, kiedy w trzeciej linii mogił dostrzegłam imię zaczynające się na literę „Z". Przełknęłam ślinę, po czym podeszłam w tym kierunku, przy okazji uważając, aby nie wpaść do żadnego nie zasypanego rowu. Wstrzymałam oddech, kiedy zobaczyłam jej imię, nazwisko i wiek.

Lorren, złóżmy przysięgę. Odezwała się dziewczyna, kiedy to już prawie zasypiałam.

Zeerena, jutro mamy egzamin sprawnościowy. Idź spać. Powiedziałam, a przy tym odwróciłam się do niej plecami.

Oj, no weź, Lorren. Na plecach poczułam coś twardego, a było to nic innego, jak moja piłka do rugby, która jakimś sposobem znalazła się w rękach dziewczyny.

Ale po tym idziemy spać. Kiwnęła głową, na co ja cicho warknęłam pod nosem i tak samo jak ona, wstałam z łóżka.

Przybiłyśmy piątkę, ale męską, po czym dobiłyśmy to jeszcze naszymi wolnymi dłońmi.

Jeżeli kiedyś staniemy do prawdziwej walki, to umieramy razem. Powiedziała Zeerena, a ja się uśmiechnęłam na jej słowa.

Innej śmierci sobie nie wyobrażam. Odezwałam się, a ona w kolejnej chwili rozerwała nasze dłonie, tym samym pieczętując naszą przysięgę.

Za sobą usłyszałam zatrzymujące się kroki, które zwolniły z biegu, jednak nawet się do tych osób nie odwróciłam. Nie odrywałam wzroku od napisu, który znajdował się metalowej blaszce.

Zeerena Kleyers
Lat 21
Bohaterka, która oddała życie za nasze miasto.

Czułam to, jak moje dłonie zaczynają się trząść, a przez moją głowę przelatują wszystkie momenty, kiedy się ona do mnie uśmiechnęła i odezwała. Zacisnęłam dłonie, a po chwili poczułam cieknącą po nich krew, która wypłynęła z ran, które powstały przez wbijające się w moją skórę paznokcie.

— I gdzie się podziało to twoje cholerne „Jak zginąć, to razem"? — Odezwałam się cicho, a po mojej twarzy spłynęło kilka strumieni łez.

Poczułam to, jak miękną mi kolana, przez co już po chwili klęczałam na nich przed grobem mojej najlepszej przyjaciółki.

— Złamałaś przysięgę, idiotko. — Z sobą usłyszałam to, jak ktoś się do mnie zbliża.

Parę sekund później poczułam to, jak ta osoba kładzie mi rękę na ramieniu, dlatego uniosłam na niego swoje zapłakane oczy. To w tym momencie zobaczyłam Mekkiora, który wyraźnie zdziwił się widokiem mnie w takim stanie. Klęknął obok mnie, po czym objął ramieniem. Złapałam za rękaw jego koszuli, a przy tym cicho wypłakiwałam się w jego ramię. Oparł się o moją głowę brodą, jednocześnie głaszcząc przy tym moje plecy i starając się mnie jakkolwiek uspokoić, jednak w tym momencie było to niemożliwe. Nie w chwili, kiedy straciłam jedyną osobę w tym świecie, która mogłaby mi we wszystkim pomóc, jakoś doradzić, czy najzwyczajniej w świecie wysłuchać, kiedy coś mi leży na sercu.

— Wszystko będzie dobrze, Lorren. — Odezwał się po chwili czarnowłosy, ale nie zareagowałam na to.

Jedyne co byłam teraz w stanie, to opłakiwać Zeerenę, której już nigdy więcej nie zobaczę. Nigdy więcej nie usłyszę tego, jak nazywa mnie „Kaleką", gdy tylko miałam akurat pecha i mi coś nie wyszło lub coś komuś przez przypadek zrobiłam. A przede wszystkim już nigdy nie będę miała okazji na to, aby wyznać jej, że była moją jedyną i najprawdziwszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek miałam.


Mówiłam, że będzie smutno.
Ja przy pisaniu tego się nieco popłakałam...
Nieco....
Ta...
Tak jakby pozbyłam się całego pudełka chusteczek, które miałam w pokoju...
Mniejsza...
Mam nadzieję, że się wam rozdział mimo wszystko podobał!
Ostatnio wspominałam, że możliwe, iż rozdziały będą się pojawiały częściej.
W tym tygodniu możliwe, że pojawi się jeszcze jeden, bo w przyszłym nie dam zbytnio rady, aby cokolwiek wstawić.
(Matura, te sprawy...)
I tak...
Ponownie zmieniam okładkę...
Nie umiem się zdecydować.
Okładka zmieni się oczywiście nie tylko tutaj, bo w innych częściach tej historii będą również nowe.
Oczywiście dopiero, kiedy zakończę ich korektę.
Tak, robię ją, ale na razie jeszcze nie wstawiam poprawionej wersji z kilkoma dodatkowymi informacjami.
Chyba za dużo gadam...
Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro