Wyznanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W tym rozdziale występują sceny dla osób, które ukończyły 18 rok życia.
Będą one zaznaczone w taki sposób (*)

Siedziałam w ten sposób z Mekkiorem przez jakiś czas. Zmieniliśmy temat, bo oboje stwierdziliśmy, że ten poprzedni nie jest zbyt przyjemny. Co jakiś czas zauważałam to, jak mi się on przyglądał, a przy tym sprawdzał moją prawą dłoń, której skóra przy knykciach przybrała nieco różowawy, jak nie czerwonawy kolor.

— To nic poważnego. Po prostu przywaliłam swojemu ojcu, który mnie wyprowadził z równowagi. Do jutra nie będzie śladu. — Zauważyłam, a on pokręcił głową.

— Wiedziałem, że masz ostry temperament, ale żeby aż tak? — Wypuściłam z siebie powietrze w napływie jako takiego śmiechu. — Pod tym względem jesteś trochę podobna do Kathari. — Zwróciłam na niego wzrok. — Raczej tego nie zauważyłaś, ale też szybko traci cierpliwość. Przy tobie się jej to jeszcze nie zdarzyło, ale ja, czy reszta już nie jednokrotnie widzieliśmy to, jak kogoś sprała, albo na niego nawrzeszczała. — Kiwnęłam głową, a przy tym opuściłam głowę.

Przy nim jest inaczej. Jestem spokojna i nie jest w stanie do mnie dotrzeć to, że straciłam najlepszą przyjaciółkę. Tak, jakby tworzyła się dookoła mnie bariera, która nie przepuszcza do mnie żadnych niemiłych doznań. Od kiedy go poznałam, zaskakiwał mnie swoim zachowaniem. Tym, jak poważnie do wielu rzeczy podchodził. Jak bardzo dojrzały był. Początkowo nie chciałam mu zaufać, ale teraz jest chyba nieco inaczej. W momencie tego, jak podjęliśmy decyzję buntu w jego Królestwie, już nie byłam pewna tego, co się ze mną dzieje przy nim. Mimo wszystko, gdy dowiedziałam się tego, że jestem jego Dasate, to samo to już zmieniło nieco moje spojrzenie na tamten świat.

— Wiesz, czego najbardziej bym chciał? — Zapytał nagle, a ja na niego spojrzałam.

— Czego? — Zadałam pytanie zaciekawiona, a on się lekko uśmiechnął.

Od kiedy zginęła jego matka, nie widziałam tego wyrazu u niego, dlatego przez to, nie wiedzieć czemu, ale poczułam nieco ulgi.

— Żebyś mnie spróbowała zaakceptować. Zaufać. — Opuściłam wzrok. — Na pewno widzisz to, że jesteśmy tacy sami. Mamy podobny cel. Możesz mi — Przerwałam mu.

— Ja — Nim zdążyłam coś powiedzieć, przerwał mi to głos, który usłyszałam za sobą.

— Niewdzięcznica! — Odwróciłam się, dzięki czemu zobaczyłam ponownie mojego ojca, który był wyraźnie rozjuszony.

— No pięknie. — Złapałam się za głowę, po czym wstałam. — Nie wyraziłam się jasno, że nigdzie z wami nie jadę?! — Zapytałam, ale w tym samym momencie poczułam na prawym policzku uderzenie, które mi nieco rozcięło wargę.

Mekkior chciał zareagować, ale zatrzymała go gestem ręki. Poczułam pieczenie w miejscu zranienia, a w tym samym momencie zobaczyłam przerażenie na twarzach ludzi, którzy mnie spłodzili.

— Tylko na tyle cię stać? — Zapytałam, przekrzywiając przy tym głowę ku prawemu ramieniu.

Kątem oka zobaczyłam to, jak czarnowłosy się nieco czymś zdziwił. Wzięłam głębszy wdech, a przy tym złapałam z rękę mojego ojca, który ponownie chciał mnie uderzyć. Jęknął z bólu, kiedy to ścisnęłam mu lekko nadgarstek. A przynajmniej według mnie to było delikatnie. Nie wiem co się ze mną w tym momencie działo, ale po prostu nie umiałam się teraz opanować. Naprawdę w tym momencie najbardziej w świecie chciałam mu złamać tę rękę. Nawet mu ją lekko wykręciłam.

— Myślisz, że nadal jestem taka bezbronna, jak wtedy, kiedy mieszkałam z wami pod jednym dachem? — Zapytałam, a przy tym miałam zaciśnięte zęby.

Czułam każdy mięsień w moim ciele, jak się napiął niczym ciągnięty z całej siły materiał.

— Lorren, puść. — Złapał mnie za rękę Mekkior, który chciał rozluźnić mój uścisk.

— Kolejny demon? Jak nisko upadłaś, aby się z nimi spoufalać? Zniszczyli miasto, ciebie porwali, a on? Zadaje się jeszcze z taką nieudacznicą, jak ty. Chyba zaczynam mu nawet współczuć, że trafił na taką, jak ty. Nieudaną smarkulę, która nie ma szacunku do nikogo i nie widzi niczego poza czubkiem swojego nosa. — Widziałam to, jak mój towarzysz również nieco zaczyna się denerwować słowami mojego ojca. — Jesteście w sumie siebie warci. Ani jedno, ani drugie pewnie nie ma za grosz honoru. O tobie akurat to wiem. — Zmarszczyłam brwi na słowa mojego ojca.

— Mekkior ma więcej honoru, niż wasza dwójka razem wzięta i pomnożona przez dziesięć, więc nie zwracaj się o nim w taki sposób. A o mnie nic nie wiesz. Może i jesteś moim ojcem, ale czy kiedykolwiek cię obchodziło to, co się ze mną dzieje? Oczywiście, że nie. Wolałeś się na mnie wyżywać za swoją nieudolność, niż się pogodzić z tym, że życie nie jest usłane różami i wyłożone czyściutkim chodnikiem w kolorze złota. Mam w dupie to, jaka według ciebie jestem, ale nie waż się mówić w taki sposób o kimś, kto się mną przez miesiąc lepiej zajął, niż ty to zrobiłeś przez dwadzieścia jeden lat. — Złapałam Mekkiora za nadgarstek, po czym pociągnęłam za sobą, popychając przy tym mojego ojca ramieniem.

— Nie ma dla ciebie miejsca w domu. — Powiedział jeszcze, a ja się lekko zaśmiałam, a przy tym spojrzałam w jego kierunku.

— I dobrze. Wywalcie sobie moje rzeczy, spalcie, czy co tam chcecie. I tak nigdy nie wrócę do tego domu, gdzie nie ma ani krzty miłości rodzinnej. Wracajcie sobie sami i nigdy więcej nie pokazujcie mi się na oczy. Nie jesteście już moimi rodzicami, w sumie to nigdy nimi nie byliście. Osoby, które poznałam tutaj, czy nawet w Królestwie Demonów już bardziej uważam za swoją rodzinę, niż waszą dwójkę. — Powiedziałam, po czym ponownie ruszyłam w kierunku mojego akademika.

Za sobą słyszałam tylko to, że nadal próbują mnie zatrzymać, jednak nie zwracałam na nich uwagi. Pora wypić piwo, które sobie uwarzyli, a całkiem sporo się go nazbierało przez te wszystkie lata. Po chwili znalazłam się w pokoju, gdzie weszłam razem z chłopakiem. Przeszedł bardziej na środek pokoju, a przy tym miał włożone dłonie do kieszeni. Spojrzał na mnie, jak trzymałam dłoń na klamce od pokoju, a przy tym nasłuchiwałam tego, czy aby nikt nie wpadł na genialny pomysł, aby jeszcze bardziej mi napsuć krwi. W szczególności wyczekiwałam na ten szybki krok mojego ojca i jego dość donośny ton głosu. On tak łatwo nie odpuszcza. Wątpię, że teraz tak po prostu wyjadą, bo cóż to będzie za skaza na ich cholernej i przerośniętej dumie, jeśli nie wrócą z córką do bezpiecznego domu.

— Pokazałaś mi tam prawdziwą Lorren. — Odezwał się nagle czarnowłosy, który się do mnie lekko uśmiechnął.

— Pyskatą, nienawidzącą swoich rodziców? Widziałeś ją już kilkukrotnie. — Zauważyłam, a on do mnie podszedł, aby następnie założyć mi włosy za ucho.

— Bardziej mi chodziło o honorową kobietę, która umie postawić na swoim. Nie pozwalającą na to, aby inni kogoś poniżali. — Opuściłam nieco wzrok, a przy tym złapałam jego dłoń i splotłam z nią palce.

— Co do tego, co powiedziałeś wcześniej. Że najbardziej chciałbyś to, abym spróbowała cię zaakceptować i ci zaufać. Nie muszę tego robić. — Wyraźnie go zaskoczyłam. — Bo już to zrobiłam. Gdybym ci nie ufała, nie byłabym w stanie powiedzieć ci mojego największego sekretu. — Powiedziałam, a on się nachylił w moim kierunku, aby w kolejnej chwili złączyć woje usta z moimi.

(*)
Lekko się odsunął, a ja mu spojrzałam w oczy. Miałam wrażenie, że widzę w nich coś, co by mogło przypominać szczęście, ale nie byłam tego pewna. Mimo tego objęłam dłońmi jego twarz, by w kolejnej chwili po raz kolejny go pocałować. Poczułam to, jak chwycił moje włosy, w które wplątał swoje palce. Sięgnęłam do zamka, który w kolejnej chwili zakręciłam, aby nikt nie wszedł do pomieszczenia. Nagle zostałam uniesiona ponad ziemię bez jakiegokolwiek problemu. Zupełnie tak, jakbym nic nie ważyła. Obwiązałam kark Mekkiora ramionami, a przy tym przeniósł mnie w kierunku łóżka, na którym mnie on położył. Jego lewa dłoń cały czas jeździła po moich plecach, które odkrył spod materiału mojej koszulki. Uniosłam się nieco do siadu, by następnie go przewrócić na plecy i usiąść na nim okrakiem. Jego dłonie jeździły po mojej skórze, rysując na niej najróżniejsze szlaczki. Ja za to złapałam za guziki jego czarnej koszuli, którą zaczęłam rozpinać. Odsunęłam się od niego, kiedy to na jego klatce piersiowej zobaczyłam bliznę, której nigdy wcześniej nie zauważyłam. Szła po przekątnej, od prawego ramienia, aż do lewego boku. Przejechałam po niej dłonią, a on się podniósł na łokciach.

— To po walce z moim ojcem. Prawie mnie wtedy zabił i od tamtego momentu się go boję. — Lekko się uśmiechnęłam, po czym schyliłam, aby pocałować skazę, która ciągnęła się po całej jego klatce piersiowej.

Wziął głębszy wdech na mój ruch, a ja na niego spojrzałam, po czym się wyprostowałam, by następnie na jego oczach zdjąć swoją koszulkę. Przełknął nieco ślinę, kiedy tylko mu się w ten sposób ukazałam, po czym uniósł dłoń, aby położyć ją na moim karku i przyciągnąć mnie do swoich ust. Po raz kolejny mnie pocałował, a przy tym się podniósł i zdjął z siebie koszulę, która po chwili wylądowała na podłodze. Złapałam za swój pasek od spodni, który zaczęłam rozpinać, jednak on miał inne plany i ponownie przewrócił mnie na plecy. Odsunął się i odłożył swój miecz na bok, by w kolejnej chwili zacząć zdejmować moje buty i skarpetki. Następnie złapał za materiał moich spodni, które ze mnie zsunął i rzucił na bok. Miałam wyraźnie przyśpieszony oddech, kiedy to się nade mną uwiesił i ani na moment nie odwrócił ode mnie wzroku. Miałam wrażenie, jakby zbliżało się do mnie dzikie zwierze. Ponownie przywarł do moich warg, a jego dłoń wsunęła się między moje nogi, na co się wzdrygnęłam i objęłam jego kark. Jego język znalazł się w środku moich ust i rozpoczął walkę o dominację z moim, którą i tak przegrałam. Nie przeszkadzało mi to. Ten jeden raz pozwolę mu być górą. Uchyliłam powieki, kiedy to nagle nadziałam swój język na jego kieł, przez co zauważyłam, że przybrał postać demona, jednak szybko się ogarnął i zaczął zmieniać się z powrotem.

— Przepraszam. — Powiedział, a przy tym oparł się o moje prawe ramię. — Nie chcę cię przestraszyć. — Pokręciłam głową.

— Nie boję się. — Powiedziałam, a on spojrzał mi w oczy, po czym przesunął swoimi dłońmi po moich ramionach. — Możesz przybrać postać demona, jeśli tak będzie dla ciebie lepiej. Nie przeszkadza mi to. — Dodałam, a on pocałował mój prawy obojczyk, a przy tym powalił mnie na plecy.

Zawisnął nade mną, a ja widziałam ten blask w jego oczach, który powstał po tym co powiedziałam. Uchylił wargi, aby wypuścić powietrze, dzięki czemu zobaczyłam jego kły. Jego mięśnie się mocniej napięły. Ściągnął ścięgna przy swoich dłoniach, kiedy to jego paznokcie zamieniły się pazury, a jego skóra przy rękach pociemniała, jakby została zwęglona. Ponownie spojrzałam na jego twarz, dzięki czemu zobaczyłam te dwa rogi wyrastające z jego głowy. Uniosłam się nieco, by go pocałować, a jego pazury się przesunęły po moich plecach, by następnie rozpiąć zapięcie biustonosza. Ponownie zamieniłam się z nim miejscami, a przy tym położyłam się na jego klatce piersiowej, by następnie sunąć ustami po jego klatce piersiowej. Złapałam za pasek jego spodni, który zaczęłam odpinać, by po chwili, gdy zdjęłam już jego buty, ściągnąć jego czarne spodnie. Parę sekund później oboje zdjęliśmy swoją bieliznę, by stać się jednym. Starałam się stłumić swój jęk zagryzając przy tym dolną wargę, jednak i to nie dało rady. Objęłam jego kark, a przy tym się poruszałam, kiedy to on całował moją szyję. Po jakimś czasie powaliłam go na plecy, a przy tm starałam się uspokoić swój oddech. On w sumie to samo. Jakiś moment wcześniej wrócił on do swojego zwykłego wyglądu. Zaczesał on swoje włosy do tyłu, a ja oparłam się dłońmi po obu stronach jego głowy.

— Kocham cię, Lorren. — Powiedział nagle, a ja spojrzałam na niego, jednocześnie głośno oddychając.

— Co? — Nagle przewrócił mnie na plecy, blokując mi przy tym ręce po bokach.

— Kocham cię. — Wyznał, a ja poczułam w sobie to, że chciałabym mu odpowiedzieć tym samym, ale nie umiałam.

Jakoś wyślizgnęłam się swoją dłonią z jego uścisku, a przy tym sięgnęłam do jego karku, by ponownie go do siebie przycisnąć.

— Zamknij się. — Po swoich słowach go pocałowałam, a on zaczął się we mnie ponownie poruszać. 
(*)

Mam nadzieję, że rozdział się podobał! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro