Demony

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak samo jak wszyscy dotychczasowi kadeci, przyglądałam się drzwiom, które prowadziły na zewnątrz. Coś się dzieje. Mam wrażenie, że to nie jest nic dobrego. Lekko zmarszczyłam brwi, po czym spojrzałam na Zeerenę. Miała taki sam wyraz twarzy, jak ja. Kiwnęłyśmy porozumiewawczo głowami, a w kolejnej chwili wyszłyśmy przed szereg i podeszłyśmy do powłoki, jednak gdy wyjrzałyśmy na zewnątrz, nikogo, ani niczego nie zauważyłyśmy. Z powrotem spojrzałyśmy na wypełnioną salę, a następnie na siebie.

— To nie była zwykła awaria... — Zauważyłam, a ona kiwnęła głową, zgadzając się z moimi słowami.

— Może pogadajmy z Generałem? — Zaproponowała Zeerena, a ja rozejrzałam się po sali, szukając wzrokiem mężczyzny.

Po chwili dostrzegłam go, jak rozmawiał z marszałkiem. Kiwnęłam głową w kierunku mojej przyjaciółki, a w kolejnym momencie ruszyłyśmy w jego stronę. Przepychałyśmy się między ludźmi, aż w końcu stanęłyśmy przed mężczyzną. Kiedy tylko na nas spojrzał, zasalutowałyśmy.

— Spocznij... — Powiedział mężczyzna, a my natychmiastowo stanęłyśmy z rękami założonymi za plecami. — O co chodzi? — Zapytał, a my od razy wyjaśniłyśmy o co chodzi.

— Mamy złe przeczucia do tego, co stało się przed momentem. Ta sekundowa awaria prądu nie była normalna. Jeszcze na dodatek ten wstrząs ziemi... — Kiwnął głową.

— Rozumiem wasze zmartwienie, ale tak długo, jak nie dostaniemy żadnych rozkazów, nie mamy pozwolenia, aby na to reagować. Dodatkowo, jesteśmy tylko szkołą wojskową, z korpusem treningowym. Jako pierwsze zareaguje prawdziwe wojsko, a gdy sytuacja już będzie naprawdę kryzysowa, wezwą nas. — Spojrzałyśmy na siebie z Zeereną, po czym zasalutowałyśmy i odeszłyśmy od mężczyzny.

Po chwili wyszłyśmy z sali, aby w kolejnej minucie się przewietrzyć. Zdjęłam z głowy swoją furażerkę, którą włożyłam pod pasek na moim ramieniu. Brązowowłosa na mnie spojrzała, dzięki czemu zauważyła to, że byłam dość mocno zamyślona.

— Lorren... — Zwróciła moją uwagę, dlatego podniosłam na nią wzrok. — Mi też się nie podoba to, że mamy siedzieć z założonymi rękami, ale nic na to nie poradzimy. — Kiwnęłam głową na jej słowa. — Jeśli sprzeciwimy się temu wszystkiemu — Weszłam jej w zdanie.

— Czeka nas sąd wojskowy. Wiem, ale denerwuję mnie to, że kompletnie nic nie mogę zrobić. — Zaczesałam obiema dłońmi włosy do tyłu.

— Rozumiem, ale nic nie możemy zrobić. Pozostaje nam czekać. — Ponownie kiwnęłam głową.

Znowu poczułam wstrząsy ziemi, dlatego spojrzałam na dziewczynę, a ona na mnie. Naprawdę mi się to coraz mniej podoba. W tym momencie usłyszałam coś, jakby pęknięcie, które nie wiem skąd dochodziło. Obie się rozejrzałyśmy dookoła, aż w pewnym momencie spojrzałyśmy pod nasze nogi. Na ziemi pojawiło się mała, ale mimo wszystko widoczna szczelina, która przebiegała przez całe pole manewrowe. To w tej samej chwili pojawił się dym, który zaczął się wydobywać z tego otworu.

— Wiem chyba co się dzieje... — Powiedziała Zeerena, na którą natychmiastowo podniosłam wzrok.

— Co? — Zapytałam lekko zaniepokojona.

— Królestwo Demonów... Chcą przedostać się do tego świata... — Szerzej otworzyłam oczy, kiedy te słowa wyszły z jej ust.

— Czekaj, jeszcze raz... One... One chcą się tutaj...? — Kiwnęła głową, a ja spojrzałam na budynek, z którego zaczęli wychodzić ludzie.

Wszyscy byli widocznie zaniepokojeni tymi wstrząsami, które co kilka minut się powtarzały. Nie wiem jak ludzie zareagują na wieść o istnieniu demonów. Prawdopodobnie będzie tak, jak powiedziała Zeerena. Rozpocznie się panika. Kolejny wstrząs spowodował, że szczelina się nieco bardziej rozwarła. Razem z dziewczyną się odsunęłyśmy na bok, a obok nas w kolejnym momencie znalazł się generał wraz z marszałkiem.

— Czy to już jest wystarczająco poważne, aby zacząć reagować? — Zapytałam, a mężczyzna na mnie spojrzał.

— Nie mamy rozka — Przerwał mu marszałek.

— Naprawdę chcesz czekać na rozkazy, kiedy dzieje się coś poważnego? Na pierwszy rzut oka widać, że to nie jest nic dobrego, a ty chcesz czekać na wytyczne, które nie wiadomo kiedy nadejdą? — Odwrócił się do wszystkich, aby w kolejnej chwili zacząć wydawać rozkazy wszystkim, którzy dzisiaj dostali odznaczenia. — Hersh! — Zasalutowałam, a przy tym poczułam na sobie wzrok moich rodziców. — Wybierz sobie kilka osób. Twój oddział zajmie się sprawdzeniem, dokąd dokąd prowadzi ta szczelina. Reszta zajmuje się ewakuacją cywili. Rozejść się! — Spojrzałam na moją przyjaciółkę, a ona od razu kiwnęła głową.

Już miałam podejść do chłopaka, który stał niedaleko, ale ktoś mi położył na ramieniu dłoń. Zwróciłam się do tej osoby, dzięki czemu dostrzegłam moich rodziców.

— Bądź ostrożna, Lorren. Straciliśmy już jedno dziecko, drugiego nie chcemy. — Zeerena spojrzała na mnie zaskoczona, kiedy usłyszała słowa mojej matki.

— Wiem... — Po moich słowach odeszłam z dziewczyną w kierunku innych szeregowców, aby w kolejnej chwili poprosić kilku z nich o pomoc.

Razem ze mną, będzie nas w sumie ósemka. Dano nam broń, a w kolejnej chwili ruszyliśmy w kierunku wyjścia z obiektu. Gdy znaleźliśmy się poza terenem, od razu podeszliśmy do szczeliny, która sprawiła, że pękł również mur, który otaczał szkołę. Spojrzałam dokąd prowadziło pęknięcie. Na ulicach nie było już prawie w ogóle ludzi. Nasi już zajęli się w jakimś stopniu ich ewakuacją. Już po chwili ruszyliśmy przed siebie, aby znaleźć źródło, z którego odchodziła rozpadlina. Z tego co widziałam jakiś czas wcześniej, gdy ona powstawała, szła od strony muru, czyli musiała ona powstać gdzieś w mieście. Wszyscy się rozglądaliśmy dookoła, szukając jeszcze jakichś cywilów, których pominięto. Zaraz obok mnie szła Zeerena, która co chwilę spoglądała kątem oka w moim kierunku.

— Powiesz o co chodzi? — Zapytałam, na co się wzdrygnęła lekko.

— To, co powiedzieli twoi rodzice. Nie wiedziałam, że miałaś rodzeństwo. Nigdy o tym nie wspominałaś. — Westchnęłam cicho, po czym zaczęłam mówić.

— Tak jakby, nie wiem jak to ująć, bo jednocześnie miałam i nie miałam brata. Urodził się martwy, więc nie miałam nigdy szansy, aby go poznać, czy nawet potrzymać. Miał się urodzić, gdy miałam piętnaście lat. No cóż, trochę nie wiem, jak powinnam się w takiej sytuacji zachować, kiedy ktoś mi współczuję, bo tak naprawdę nigdy nie czuję się, jakbym kiedykolwiek miała rodzeństwo. — Kiwnęła głową, że rozumie, a w tym samym momencie poczułyśmy mocniejsze wstrząsy niż wcześniej.

Cała nasza grupa zaczęła się rozglądać, gdy nagle do naszych uszu doszedł potworny ryk. Spojrzałam na moją przyjaciółkę, a ona na mnie.

— Co to był za dźwięk? — Zapytała chłopak o blond włosach, którego wzięłam do mojej grupy zwiadowczej.

— Brzmiało jak jakiś potwór z najgorszych koszmarów... — Odezwała się dziewczyna, która była dość małej postury.

— Może lepiej się nie zastanawiajmy i wróćmy do centrali, aby złożyć raport? — Zaproponował drugi chłopak, ale ten miał mocno zielone oczy.

— Mamy znaleźć źródło, od którego odchodzi szczelina... — Powiedziałam, a cała szóstka, poza Zeereną spojrzała na mnie, jak na wariatkę.

— Głucha jesteś i nie słyszysz, jak to coś ryczy? Nie jesteśmy przygotowani na walkę z nie wiadomo jakim mutantem, a ty chcesz skoczyć mu prosto w paszczę? — Zbulwersowała się kolejna dziewczyna, ale ta była wyższa nawet od Zeereny.

— Jeśli nie chcecie, to proszę bardzo. Wracajcie z podkulonymi ogonami i sprzeciwcie się rozkazowi Marszałka, który dał mi dowództwo nad tą grupą. Naraźcie się na sąd wojskowy za wycofanie się bez rozkazu i zostańcie sobie dezerterami w dniu, kiedy dostaliście swoje rangi wojskowe. Jeśli jesteście aż takimi tchórzami, to proszę bardzo. Ja was nie zatrzymuję. — Po moich słowach ruszyłam dalej ścieżką, którą wyznaczała szczelina biegnąca przez ulicę.

— Czasami cię nienawidzę za te twoje przemowy motywacyjne... — Rzuciła Zeerena, która mnie dogoniła.

Spojrzałam za siebie, dzięki czemu zobaczyłam to, że tamta szóstka idzie za mną. Zwróciłam swoje szare tęczówki na dziewczynę, a ona się uśmiechnęła, co sprawiło, iż moje usta również się lekko wykrzywiły.

— Ona zostanie kiedyś Marszałkiem, ja wam to mówię... — Usłyszałam za sobą, na co reszta się cicho zaśmiała.

— Prawdopodobnie po tym, gdy zdamy raport... — Reszta się zgodziła ze słowami blondyna.

Pokręciłam lekko głową i wywróciłam oczami na ich rozmowę, na co moja przyjaciółka się cicho zaśmiała. Spojrzałam na nią z byka, na co natychmiastowo ucichła. Odetchnęłam cicho, po czym swój wzrok z powrotem.

— Schowajcie się... — Rozkazałam, a wszyscy od razu wykonali moje polecenie.

— Co to jest? — Zapytała dwójka dziewczyn, która z nami była.

— Oni nie wyglądają jak zwykli ludzie... — Odezwał się zielonooki, a ja spojrzałam na Zeerenę.

Kiwnęła głową, a przy tym miała usta zaciśnięte w cienką linię.

— Demony... — Powiedziałam, a reszta oddziału na mnie spojrzała z wyraźnym zaskoczeniem na twarzach.



Dzisiaj nieco krótszy, ale następny postaram się napisać dłuższy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro