Więźniarka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak ostatnio mówiłam, planowałam maraton.
Nadeszła pora, aby wam go dać. Nie powiem ile części go będzie. Dowiecie się tego, jak się skończy. Mam nadzieję, że rozdziały wam się spodobają! 

1/?
Kolejna część o 14:30 

Siedziałam w ciszy, kiedy to zostałam sama z czarnowłosym mężczyzną, który jeszcze przez moment rozmawiał z chłopakiem o granatowej czuprynie i srebrnych oczach. Muszę jakoś znaleźć stąd drogę ucieczki. Najlepiej prawdopodobnie będzie nocą, bo wtedy nikt raczej mnie nie zauważy. Nie mam jednak pewności, czy on przypadkiem nie postanowi mnie pilnować dwa cztery na dobę. Z tego co mówiła Zeerena, tutaj godziny są takie same, jak w świecie ludzi, jednak mimo wszystko czas płynie nieco inaczej. Jeden dzień tutaj, to pół godziny tam. Cholera! Nie wiem nawet ile już tutaj jestem!

— Nie kombinuj. — Odezwał się nagle mężczyzna, który znalazł się obok mnie.

— ... — Nie odpowiedziałam, bo chyba cisza z mojej strony go najbardziej wkurza.

— Zadam ci kilka pytań. Znowu. — Usiadł na fotelu, który stał przy łóżku.

— Nie mam obowiązku, aby na nie odpowiadać. — Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na niego ze złośliwym uśmiechem.

— Odpowiesz na cokolwiek, jeśli ja też to zrobię? — W tym momencie mnie zaskoczył.

Przystać na jego warunki? Nie mam pewności ile z tego, co powie będzie prawdą, a nie chcę ryzykować, że ja mu zdradzę jakąś zbyt ważną informację. Muszę uważać, aby nie nabrać się na jakąś jego zagrywkę.

— Bez kłamstw. — Odezwał się nagle, jakby czytał mi w myślach.

— Jaką mam gwarancję, że mnie nie okłamiesz? — Zapytałam, a on się lekko uśmiechnął, wypuścił powietrze pod napływem śmiechu i opuścił wzrok.

— Taką samą, jaką mam ja, że ty nie okłamiesz mnie. Czyli chyba zerową. — Poczułam to, jak lewy kącik moich ust się lekko uniósł.

— Ja zaczynam. — Dałam warunek, a on niechętnie kiwnął głową, tym samym dając mi wolną rękę z tym, o co chcę zapytać.

Muszę się dokładnie zastanowić nad tym, o co się go zapytam, a potem to spamiętać, aby dać znać moim o tym, co planują demony. Przełknęłam ślinę, aby w kolejnej chili złapać głębszy wdech.

— Ile dni minęło, od kiedy tu jestem? — Zadałam swoje pierwsze pytanie, a on na to szerzej otworzył oczy.

— Bardziej się spodziewałem tego, że zapytasz czemu zaatakowaliśmy. — Powiedział nagle, a ja wywróciłam oczami.

— To miało być kolejne pytanie. — Ponownie się złośliwie uśmiechnęłam.

— Tutaj minęło pięć dni. Tam dwie i pół godziny od walki. A, pewnie nie rozumiesz o co mi — Weszłam mu w zdanie.

— Wiem, jak funkcjonuje tutaj czas. — Kiwnął głową, a przy tym przełknął ślinę.

— Teraz moje pytanie. — Dokładnie mu się przyjrzałam, kiedy to zastanawiał się nad tym, jakie pytanie zadać. — Mówiłaś, że przyjaźnisz się z demonem. To on ci zdradził tyle o Królestwie Demonów? — Zapytał, a ja opuściłam wzrok.

— Tak. Wszystko mi opowiedziała. — Zdziwił się. — Jest Shurkiem. Opowiedziała mi o wszystkim, kiedy nakryłam ją przez przypadek, kiedy to zmieniała się w swoją prawdziwą postać. — Cicho odetchnął. — Nikt poza mną nie wiedział o waszym istnieniu. Obiecałam Zeerenie, że niczego nikomu nie zdradzę. Nie zamierzałam zdradzić przyjaciółki. — Opuścił wzrok.

— Twoje kolejne pytanie, jak mniemam brzmi „Czemu zaatakowaliście?". — Kiwnęłam głową, a on spojrzał w kierunku drzwi, jakby się obawiał tego, że ktoś za moment może wejść do środka. — Nie mogę zbyt wiele powiedzieć. Mój ojciec nienawidzi wszystkiego, co jest słabe pod względem siły. Uważa, że takie byty nie powinny istnieć. Chcę zniszczyć ludzi, bo są „słabi i nie będą mieli odwagi, aby stanąć do walki z całą armią demonów". A przynajmniej tak stwierdził, ale wtedy pojawiłaś się ty i twoi przyjaciele. Zaczęliście do nas strzelać z nieznanej dla nas broni, i tu się pojawia moje pytanie. Co to była za broń? Nigdy czegoś takiego nie widziałem. — Powiedział, a ja w tym momencie coś odkryłam.

Nie znają naszej broni, co może być dużym atutem przy kolejnej bitwie.

— Broń palna, w skrócie pistolet. W zależności od jej rodzaju, pociski wystrzeliwane lecą z inną prędkością. Z broni, z której strzelaliśmy, pociski lecą z prędkością ośmiuset lub tysiąca metrów na sekundę. W mniejszych, czyli w rewolwerach, ta prędkość jest mniejsza i wynosi ona mniej więcej od dwustu do czterystu metrów na sekundę. — Wytłumaczyłam, a on mi się przyglądał tak, jakby to była czarna magia.

— Czyli to nie była żadna magia? — On naprawdę o coś takiego zapytał?!

— A czy słonie latają na uszach, jakby miały skrzydła? — Mrugnął kilkukrotnie.

— Co to „słonie"? — Szerzej otworzyłam oczy na jego pytanie, a przy tym złapałam się za głowę.

— Czy wy macie jakąkolwiek wiedzę o moim świecie? — Odwrócił wzrok, a ja westchnęłam zrezygnowana.

Czyli nie. Są kompletnie zieloni, jeśli chodzi o świat ludzi. Moje załamanie przerwało burczenie mojego żołądka, który bardzo się domagał czegoś do jedzenia. Złapałam się za brzuch, a czarnowłosy się podniósł i podszedł do drzwi.

— Niedługo wrócę. — Powiedział, gdy złapał za klamkę.

Odwróciłam wzrok, kiedy to otwierał drzwi, po czym się ugryzłam w język na to, co ja tak właściwie zamierzam zrobić.

— Lorren... — Spojrzał na mnie, nie rozumiejąc o co mi chodzi.

— Słucham? — Zapytał, a ja na niego spojrzałam.

— Moje imię. Lorren. Na więcej formalności nie licz. — Powiedziałam, a w tym samym momencie zobaczyłam to, jak się uśmiechnął.

— Mekkior. — Podał mi swoje, a przy tym nie przestawał się do mnie uśmiechać.

Przełknęłam ślinę, kiedy to dostrzegłam w jego prawym policzku minimalnie powstający dołeczek. To nie jest jego uśmiech w pełnej okazałości. Łatwo to dostrzec. Po chwili wyszedł, a ja się z powrotem położyłam i ułożyłam rękę na swoim sercu, które wyjątkowo biło szybciej, niż moment wcześniej. Dziwne. Chyba nigdy się tak nie czułam. Nie! Jest demonem! Nie myśl o czymś takim, jak o kandydacie do nie wiadomo czego. Jest twoim wrogiem. Choć wydawał się nieco inny. Już na polu walki, wydał się jakby był nieco nieobecny. Inny, niż reszta demonów. Może jest takim samym wyjątkiem, jak Zeerena? Cholera! Lorren, nie! Złapałam się za bok, który jakiś czas wcześniej mnie bolał niemiłosiernie, tymczasem teraz już nie czuję niczego. Nie wiem co się stało, a raczej średnio pamiętam, co się stało. Ostatnie co się przewija w mojej pamięci, to tamto dziwne uczucie, które poczułam, nim straciłam przytomność. Co się działo potem? Nie mam bladego pojęcia. Muszę wyciągnąć z tego mężczyzny więcej informacji, a potem znaleźć jakąś drogę ucieczki stąd. Spojrzałam w kierunku okien, a tam się zdziwiłam tym, że niebo jest czerwone.

Podniosłam się z łóżka, aby w kolejnej chwili podejść do jednej z szyb. W oddali widzę las, a za nim góry. Za sobą usłyszałam szmer, jednak nie zwróciłam na to teraz uwagi. Zamek jest ogrodzony wysokim murem. Nie ma opcji, że dam radę się na niego wspiąć. Jedyne wyjście, to prawdopodobnie główna brama, która nie mam nawet pojęcia gdzie jest. A co jeżeli stąd nie ma drogi ucieczki? Jeśli utknęłam tu na dobre? Tak właściwie, to czemu nagle się mną zajęli? Czemu pomogli wrogu? Nie rozumiem. To za dużo. Czemu mnie po prostu nie zabili, kiedy zaczęłam wyskakiwać z moimi odzywkami, przez które generał chciał mnie zabić na niejednym już treningu? Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, przez co niemal natychmiastowo się wzdrygnęłam i gwałtownie odwróciłam. Stał za mną czarnowłosy, który uważnie mi się przyglądał. Mam wrażenie, że był nieco zaniepokojony, czego nie potrafiłam teraz zrozumieć.

— Nie strasz. — Zaskoczył mnie, co na pewno dało się wyczytać z mojej twarzy.

— Nie rozumiem. Co masz na myśli? — Zapytałam, a przy tym stanęłam do niego przodem.

Widziałam w jego oczach to, że się przed czymś powstrzymywał. Jest ode mnie wyższy o przynajmniej półtorej głowy. Dziwne. Nie czuję teraz niechęci do tego, żeby patrzeć mu prosto w oczy. To aż lekko przerażające. Wcześniej najchętniej to jedyne co bym zrobiła, to splunęła mu w twarz, i w sumie to zrobiłam, ale teraz? Mam wrażenie, jakbym mogła na niego patrzeć godzinami. Gdyby był człowiekiem, mogli by go wziąć na jakąś okładkę czasopisma dla napalonych nastolatek.

— Myślałem, że wyszłaś na korytarz. — Mrugnęłam kilkukrotnie, kiedy to nie zrozumiałam tego, co miał na myśli.

Chyba to zauważył, bo już po chwili cicho odetchnął, aby w kolejnej chwili ponownie zacząć mówić.

— Mój ojciec zagroził, że jeżeli zobaczy cię na korytarzach zamku, zabije cię bez chwili zawahania. Nie będzie go obchodziło to, że jesteś moją — Zaciął się, a ja zmarszczyłam brwi.

— „Twoją" kim? — Zadałam pytanie, a on opuścił wzrok, jakby się zastanawiał nad tym, co ma mi powiedzieć

— Moją... Więźniarką. — Odwrócił wzrok, a ja kiwnęłam głową.

— Skoro jestem więźniarką, to czemu nie siedzę w celi? — Rzuciłam kolejne pytanie, a on spojrzał mi w oczy.

Stałam przed nim z założonymi rękami na klatce piersiowej i patrzyłam na niego z byka. Czyli ta jego „dobroć", to nic innego, jak zwykła gra. Chciał zyskać moje zaufanie i zapewne dowiedzieć się wszystkiego o świecie ludzi, aby przygotować się na kolejny atak.

— A ja głupia myślałam, że może jednak jest jeszcze jakiś wyjątek, poza Zeereną. — Minęłam go, po czym z powrotem weszłam na łóżko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro