[95] Momo i Kami

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Haruto

Wstając z rana następnego dnia nie spodziewałem się, że czeka mnie spacer po podłodze pełnej kolców od róży. Myślałem, że nic gorszego od wczorajszego wymiotowania po zjedzeniu tylu słodkich rzeczy mnie nie spotka (ja też za dużo zjadłem i dopiero w domu zacząłem się źle czuć). Przeliczyłem się. Na korytarzu walały się nie tylko kolce, ale też kilka liści. One mniej mnie raniły, jednak nadal byłem na nie wkurzony. Na dół zszedłem skacząc na jednej nodze. Miałem zamiar pokazać rodzicom, co ich głupie prezenty mi zrobiły (bo to na pewno była wina rodziców). Na ostatnim stopniu straciłem równowagę, przez co poleciałem do przodu, wywalając się na twardą podłogę. Bolała mnie nie tylko stopa, ale teraz też twarz. Czy to nowy piątek 13?

- Haruto! Wesołych Walentynek! - usłyszałem nad sobą głos mojej siostry, toteż zmusiłem się i podniosłem głowę ku niej. Miała na sobie normalne ubrania, jednak z tyłu założone miała różowe aniołka kupidyna. Wyglądała uroczo, jednak jeśli miała do tego kostiumu strzały i łuk, niech lepiej trzyma się ode mnie z daleka.

- Tak... Serdecznego nawzajem...

Po wstaniu z podłogi nadal kuśtykałem do kuchni z podniesioną jedną nogą. Spodziewałem się pysznego śniadania na stole, ale zastałem tam również mamę, która karmiła tatę. Z daleka widziałem brokat w tych rudych włosach oraz kilka spinek w kształcie serc. Tata wydawał się pozbawiony życia, jadł to, czym karmiła go mama, ale tylko ona się uśmiechała przy tym. Czemu muszę mieć taką dziwną rodzinę.

- Mam kolce w stopie - powiedziałem do nich, przerywając ich "romantyczny" posiłek. Pierwszy zwrócił na mnie wzrok tata. Zamrugał kilka razy, patrząc na moją podniesioną ku górze stopę. Zaraz potem mama zrobiła to samo.

- O mój Boże! Tobio, apteczka!

- Nie musisz krzyczeć...

Mama wstała od stołu i posadziła mnie na krześle, żebym grzecznie czekał na apteczkę, którą miał przynieść tata. Zrobił to po krótkim czasie od mojego posadzenia tyłka na drewnianym siedzeniu. Zaczęło się przesłuchanie, co właściwie się wydarzyło. Sam do końca nie wiedziałem, więc opowiadałem im to, czego się domyślałem. Zaczęli mnie przepraszać, mówiąc że róże są dla nich na wieczór i przenosili je z dołu na górę do swojej sypialni, żeby postawić je na parapecie przy oknie. Powiedziałem, że wybaczę im, jeśli pójdziemy na coś fajnego do kina. Z szerokimi uśmiechami się zgodzili. To był dziwny walentynkowy poranek.

***

Ritsuka i ja dotarliśmy do szkoły w dziwnej atmosferze. Wyraźnie czułem, że przyjaciela coś dręczy, ponieważ nie odzywał się tak dużo, jak zazwyczaj. Przy przebieraniu butów także w większości milczał, to ja musiałem rozpoczynać rozmowę i jakoś ją utrzymać. Jego zachowanie mnie wkurzało. Skoro nie chciał się odzywać, niech się nie odzywa. Przeboleję to, a świat będzie cichszy.

Po kilku lekcjach zaczęła się przerwa obiadowa. Dziewczyny z klasy zaczęły piszczeć, co znaczyło to, że zaczynały dawać swoim ukochanym (lub koleżankom) czekoladę zawierającą ich uczucia. Przewodnicząca klasy, która miała wielką torbę rozdawała każdemu chłopakowi po czekoladowej babeczce, co mnie zaskoczyło. Pierwszy raz dostałem w walentynki coś słodkiego, co mnie odrobinę ucieszyło. Miałem co zjeść na deser po drugim śniadaniu. Reakcją Ritsuki były wielokrotne pokłony.

- Haruto... - usłyszałem nawoływanie mnie, toteż odwróciłem się w stronę wyjścia (siedziałem na przed ostatniej ławce w 2 rzędzie od drzwi). Zobaczyłem tam Momo, która nieśmiało trzymała małą, ozdobną torebkę. Musiała być tam czekolada, którą zamierza dać Kamiemu. Zmieniłem swój kurs, idąc do niej, zamiast do Ritsu.

- No i? Jesteś gotowa?

- Niezupełnie... Wokół niego cały czas jest mnóstwo dziewczyn... Dostał więcej czekolady, niż myślałam...

- O rany... Próbowałaś go odciągnąć?

- Nie miałam szansy... Proszę, pomóż mi z tym... - załkała cicho, nie chcąc zwracać na siebie za dużo uwagi. Dziewczyna wyglądała na przybitą, a ja nie byłem pewny jak jej pomóc. Istniała jeszcze jedna  opcja.

- Nie dam rady sam. Musimy poprosić Ritsu o pomoc.

- Ale on...

- Jeśli nie zachowa się normalnie, kupi nam coś na pocieszenie. Już ja się o to postaram.

Przyjaciółka skinęła głową i razem poszliśmy do Ritsu, który już jadł podarowaną przez przewodniczącą klasy babeczkę. Powiedzieliśmy, żeby poszedł z nami, bo go do czegoś potrzebujemy. Nie stawiał oporu (dziwne, gdyby tak robił) i na korytarzu zdradziliśmy po cichu plan, mówiąc także dlaczego go robimy. Jego mina po usłyszeniu tego była bezcenna.

- Momo lubi Kamiego?! Myślałem, że ona...

- Ciszej, jesteśmy zaraz przy jego klasie - zatkałem mu usta, żeby wyższy już nic nie mówił. Gdyby zepsuł nasz plan, czekałaby go gorsza kara, niż kupowanie nam jedzenia. - Wyciągniesz go z miejsca? Jeśli pójdzie z przyjacielem, żadna dziewczyna do niego nie podejdzie. Chyba...

- W porządku! Gdzie mam go zabrać?

- Na blok sportowy. Momo i ja będziemy na was czekać.

- Tak jest!

Ritsuka zasalutował mi i w tym samym czasie ruszyłem z przyjaciółką w umówione miejsce. Dotarliśmy tam szybko. Schowaliśmy się za ścianą schodów, żeby Kami nas nie zobaczył. Momo wydawała się spięta. Żeby ją pocieszyć chwyciłem jej rękę, co dodało jej odwagi. Jakiś czas później usłyszeliśmy idące w naszą stronę dwie osoby.

- Ritsu, dzięki że wyciągnąłeś mnie z tego morza dziewczyn! Udusiłbym się! - krzyknął Kami, a ja puściłem rękę Momo, zaczynając popychać ją ku rogowi schodów. W ostatniej chwili zawróciła. Nie była jeszcze gotowa.

- Nie ma sprawy... Widziałem, że dostałeś mnóstwo czekolady.

- Owszem! To i tak nic w porównaniu z tym, co czeka mnie wieczorem. Wiesz, o czym mówię, co nie?

- Nie do końca...

- Umówiłem się z dziewczyną z innej szkoły. Ma śliczny biust, w porównaniu do naszej Momo - blondyn zaśmiał się, a ja spojrzałem na wspomnianą dziewczynę. Stała w bezruchu, ściskając w dłoni opakowanie.

- Dlaczego mówisz takie rzeczy? Może być jej przykro...

- Przecież jej tu nie ma. Poza tym, jej pewnie nie interesuje z kim się spotykam. A ty? Chcesz, żebym ci kogoś przedstawił?

- Ja... No ten... Cóż...

Z jakiegoś powodu zalała mnie fala wściekłości. Pochwyciłem od Momo jej torebkę i wyjąłem z niej opakowanie czekoladek, które zamierzała dać temu nadętemu playboyowi. Ruszyłem do niego, patrząc jednocześnie na Ritsukę. Jeśli Kami zamieni go w taką samą maszynę do wyrywania dziewczyn, nie wybaczę mu.

- Tenma - powiedziałem, stając za blondynem. Odwrócił się natychmiast, robiąc zdziwioną minę. Zazwyczaj nie mówiłem do niego po imieniu, więc stąd pochodziło jego zdziwienie. Uśmiechnął się do mnie, co wkurzyło mnie bardziej. Chyba pierwszy raz odczuwałem w sobie tyle negatywnych emocji.

- Miło cię widzieć, Haruto! Czy to czekoladki? Jakaś dziewczyna ci je dała?

- Dlaczego obraziłeś Momo? Wszystko słyszałem. Nie masz serca, czy co?

- Czekaj, ja nie... Podsłuchiwałeś nas?

- Nie zmieniaj tematu! Masz pojęcie, że Ritsuka wyciągnął cię tu nie z byle jakiego powodu?! - zacząłem krzyczeć, przez co Momo wybiegła zza rogu, odciągając mnie, bym więcej nie powiedział. Wiedziałem, że nie taki był plan, ale ja tak dłużej nie mogłem.

- Haruto, nie mów już nic więcej!

- Momo ma rację, wycofajmy się!

- Nie ma takiej opcji! Ten palant nie myśli o niczym innym, tylko o dziewczynach i to powoli zaczyna mnie wkurzać!

Ritsu również próbował zabrać mnie od Kamiego, ale jakimś sposobem wyrwałem się im obu. Ponownie stanąłem przed zaskoczonym blondynem, który analizował, co się właśnie działo. Podniosłem rękę z czekoladkami i z całej siły uderzyłem nimi w policzek Tenmy. Pudełko się rozwaliło, a mnie odrobinę zabolała ręka.

- To od Momo.

Odwróciłem się od blondyna, by zwrócić wzrok na Momo. Płakała, zaraz potem odbiegając od nas. Westchnąłem, ponieważ zrobiłem coś bardzo głupiego, co na pewno nie zostanie mi wybaczone. Mimo to pobiegłem za nią, ciągnąć za sobą Ritsukę. Kami został sam i w ten sposób powinien uświadomić sobie, co źle zrobił. Ja zamierzałem zrobić to podczas tego męczącego biegu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro