Barwy niepodległości

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwadzieścia trzy lata temu Piłsudzkiego witały tłumy szczęśliwych rodaków. Choć minęło niespełna ćwierć wieku, Piłsudzki zniknął a wraz z nim zniknęli szczęśliwi Polacy. Nikt z żyjących nie miał czego świętować, to już nie był dzień Niepodległości. Jedenasty listopada był dla warszawiaków zwykłym dniem, dniem płaczu i życiowej rutyny. Jednak nie dla moich aktorów. 

Polubiłam siebie w roli reżysera. Wymyślam historię i próbuję ją wam wyświetlić w słowach. W swoim wojennym teatrze mam najlepszych aktorów. Nie złamały ich uporu wielogodzinne próby i krzyczenie o niezgodność z tekstem. Jednak kiedy mój spektakl został ukazany szerokiej publiczności, domagano się nowych części. Musiałam wykorzystać swoich nędznych aktorów i myśleć nad nowymi, pełnymi zwrotów akcji scenami. 

Obiecałam sobie, że w tej części dam publiczności brawurę i dużo śmiechu. Nakazałam, że w tym miesiącu ubiorą moją kochaną scenę w biało czerwone kolory. 

Podzielili się na dwie strony. Jedną z nich dowodził Alek wraz z stojącą u jego boku Kamilą. Drugą poprowadził Rudy, który z uśmiechem anielskim poprosił Hanię o pomoc i towarzystwo. Przypominali walczących na ringu, jednak wygrana miała być taka sama. Żaden z nich miał nie wygrać, niektórzy mogli jednak w prosty sposób przegrać. 

Grupa Dawidowskiego zapragnęła przybrania linii tramwajowych. Absolwenci Batorego mieli aż nazbyt dużo pomysłów apropo zawieszania flag na długi termin. Mądrzy to byli ludzie i z tą rolą poradzili sobie doskonale.

- Zeus byłby dumny - uśmiechnął się Maciek spoglądając na dzieło swojej drużyny. 

Zaśmiałam się spoglądając na to widowisko. Domański już dawno temu spoglądał na poczynania swoich harcerzyków wraz z Bogiem. Spoglądali też na mnie, górnolotnie ale nigdy mściwo. Bóg miał swój fason, co racja to racja. 

- Wszyscy jesteśmy dumni. W końcu kolory pasują do naszego miasta - zaśmiała się Kama i poszła szybkim krokiem przed siebie. 

Grupa pobiegła, jednak zostawiła po sobie piękny znak. Flagi były czyste i pachnące, wyglądały jak flagi z najpiękniejszych statków epoki nowożytnej. Były piękne i dosyć długo trzymały się na liniach tramwajowych. System zarzucania stał się bardzo przydatny. Piłsudzki pokiwał z podziwem siedząc na swojej błękitnej kasztance. Nie poznałabym go, jednak jego wąsy go wydały. Nawet w niebie jedenastego listopada Polacy świętują, a Bóg cieszy się wraz z nimi. 

Po drugiej stronie ringu grupa Rudego wchodziła na wysokie latarnie. I tam zaczepiała wolne kolory niepodległej Polski. Zaśmiałam się, kiedy usłyszałam, że ktoś nazwał Rudego posłańcem Boga. Nikt bowiem nie wiedział, skąd ten mały wzrostem chłopak dostał klucze do latarni. 

- Ma się te kontakty - zaśmiał się Bytnar. 

Kontakt to ty masz chłopcze w tymi najgorszymi. Upodobałeś się Niemcom, którzy jakże się wściekają gdy widzą twoje trójkowe rysunki na murach. Upodobałeś się mnie, tej która niedługo zabierze cię do siebie. Jestem królowej, a tego rozkazu nie można nie usłyszeć. Nawet ty, Janku Bytnarze jesteś moim poddanym. 

Tak naprawdę Alek i Rudy zachowywali się jak bliźniacy. Każdy miał jakże podobne cechy charakteru, ale było w nich coś zupełnie przeciwnego. Obydwoje uwielbiali żartować, czerpali z harcerstwa najwięcej dobrych chwil. Każdy z nich chciał być lepszy od tego drugiego. A na to wszystko ze spokojem patrzył Zośka, niczym sędzia bokserski. To on patrzył na nich wzrokiem ojca, który czuwa przy swoim małym dziecku. Bał się o nich, ale były to czasu, że każdy się o każdego bał. Mieli uczucia, więc mogli je wykorzystać. Mi już dawno temu odebrano uczucia, więc mogłam się im tylko przyglądać i krzyczeć na ich durne zachowanie. 

Bo czym były te flagi? Dla nich był to bilet do poprzednich lat, jednak każdy wiedział że to nieosiągalna przeszłość. Żywi nie tracili nadziei bo serce żywych zawsze jest gotowe na zmiany. Każdy dzień coś zmieniał, jednak na początku trzeba było dożyć do nowego wschodu słońca. 

Hania uwielbiała zmierzch, wiedziała że kolejny okupacyjny dzień dobiega końca, chociaż byłby to najgorszy dzień to i tak jego miejsce zajmie noc. Zawsze chcecie, aby zło przepadło zbyt szybko, a dobro było w waszym życiu każdego dnia. Jednak, życie przypomina wagę. Tyle ile dajecie, tyle otrzymujecie. Tyle ile macie dobra i szczęścia, tyle samo będzie bólu i łez. Nie żyjecie w bajkach, gdzie bohaterowie żyją nieśmiertelnie. Każde z was odejdzie, pamiętacie o tym? 

- Mamy specjalne moce. Nawet pioruny od nas się odsuwają - zauważył szczęśliwy Dawidowski. 

Umiecie bronić się przed burzą, ale nie potraficie tego robić ze światem. Nie chcecie strzelać, chcecie bawić się w malarzy. A malowanie to nie magia, to tylko trochę sztuki na murach warszawskich kamienic. 

Jesteście tacy naiwni, dobro zawsze przelata się ze złem. Ja jestem złem i ciągle was obserwuje. 





Łapcie barwy polskie po święcie Wyklętych. Pamiętaliście, prawda? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro