Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ok, to lecim dalej. Tym razem rozdział wyszedł mi ciut dłuższy, ale mam nadzieję, że nie gorszy :)

**************************************

Minęły cztery lata od dnia kiedy Sasuke wreszcie wyrwał się spod jarzma kolorowych sukienek i tony makijażu na twarzy. Teraz miał już dwadzieścia wiosen na karku i wreszcie czuł się prawdziwym mężczyzną. Kakashi wiele go przez ten czas nauczył. Uchiha nie mógł powiedzieć, że był to łatwy okres, bo Łowca był naprawdę wymagający, ale to dzięki niemu stał się mistrzem miecza, z którym trzeba było się liczyć. Sam Sasuke szczerze polubił siwowłosego mężczyznę mimo, że czasami miał szczerą ochotę zatłuc go przy użyciu jego ulubionej powieści - ,,Lody na deszczu". Bóg jeden raczy wiedzieć o jakiej miłości opowiadała ta książka, ale na półce Kakashiego zajmowała honorowe miejsce, między ,,Według wskazań lekarza" a ,,Skoro jest się kowbojem...".

Ale nie o upodobaniach czytelniczych Łowcy miała być mowa. Właśnie dzisiaj Sasuke miał przejąć obowiązki dowódcy osobistej straży księcia Naruto. Czarnowłosemu nigdy nie udało się spotkać dziedzica tronu Konohy, ale z tego co słyszał chłopak był bardzo serdeczną osobą. Chociaż jak zapewniał Łowca zapewnienie mu ochrony nie będzie należało do najłatwiejszych zadań, bo wiecznie roztrzepany młodzieniec w ogóle nie przejmował się czyhającymi na niego zagrożeniami.

Właśnie dlatego Sasuke zastanawiał się czy podoła powierzonym mu obowiązkom. Tym bardziej, że ostatnio nie tylko wewnętrzni wrogowie mogli planować zamach na przyszłego władcę. Istniało przecież jeszcze Akatsuki. Organizacja, której celów póki co nikt nie poznał, ale pewne było, że chcą wywołać jakiś konflikt międzynarodowy atakując wysoko postawione osoby. Choć co do ich metod Uchiha miał spore zastrzeżenia, a co do skuteczności jeszcze większe wątpliwości. Do dziś wspominał jak w pewnym podrzędnym barze opowiadano o nieudanym zamachu na lorda Hyuga, w którym poległ sam niedoszły morderca, niejaki Deidara. Ale w zasadzie czego się spodziewał wysyłając ładunki wybuchowe kurierem i nie uzupełniając właściwie dokumentów? Wspomniany członek Akatsuki najzwyczajniej w świecie źle wpisał adres doręczenia przesyłki, a kiedy posłaniec zwrócił paczkę do adresata odszedł z tego świata z wielkim ,,BUM!". Sasuke aż pokiwał głową zrezygnowany. Jeśli wszyscy w tej organizacji są tacy to nie powinni stanowić zagrożenia.

- Gotowy do drogi, Sasko? - wyrwał go z zamyślenia Kakashi, który nie czekając nawet na odpowiedź dosiadł wierzchowca i ruszył w kierunku stolicy Konohy.

Książę Naruto tymczasem po raz kolejny wymknął się swojemu nauczycielowi Iruce tylko po to, żeby ominąć lekcję historii. Chłopak szczerze nie znosił uczyć się o tych wszystkich, dawno zakopanych w ziemi wodzach i władcach, wolał wyładować energię podczas lekcji szermierki lub łucznictwa. Chociaż póki co nie mógł się szczycić żadnymi szczególnymi umiejętnościami w tym kierunku. Jego największym, jak do tej pory, osiągnięciem było pokonanie pewnego gada imieniem Orochimaru, niestety wtedy to element zaskoczenia zdecydował o jego zwycięstwie.

Naruto ukrył się w jednej z pałacowych wież wspominając jak cztery lata temu spotkał miłość swego życia. Najpiękniejszą kobietę, jaka stąpała po tym świecie. Niewiastę o hebanowych włosach, oczach niczym węgle, cerze białej niczym śnieg i ustach czerwonych jak krew. Śnieżka. Nie potrafił jej inaczej nazywać, choć jej prawdziwego imienia nie dane było mu poznać. Wściekła ucieczką dziewczyny królowa nie chciała mu udzielić żadnych informacji o swojej młodszej córce, a rejestry królewskie milczały o istnieniu jakiejkolwiek kobiety w rodzinie Uchiha poza samą królową. Co ciekawe według akt powinna mieć dwóch synów, ale kiedy o to pytał każdy obecny tylko spoglądał na niego jak na debila i nie raczył udzielić żadnych wyjaśnień.

Cóż wracając do samego spotkania, nie można mieć wątpliwości, że sposób w jaki poznał dziewczynę był dość nietypowy... Żeby nie powiedzieć dziwny. W końcu wykorzystała go aby uciec przed świeżo poślubionym mężem. Swoją drogą, cała ta afera o mało nie doprowadziła do wojny, kiedy to przez niego ważność małżeństwa hrabiego Orochimaru i księżniczki Uchiha zawisła na włosku. Sprawy wcale nie ułatwiał fakt, że mimo poszukiwań, przez te cztery lata słuch o dziewczynie zaginął i nikt nie potrafił jej odnaleźć. Jednak, jego ojcu jakoś udało się zażegnać spory między państwami, a teraz kiedy na tronie, zamiast chwilowo niedysponowanej królowej, siedział książę Itachi można powiedzieć, że ich państwa nawiązywały współpracę.

Cała sytuacja sąsiedniego kraju średnio obchodziła Naruto, który myślami ciągle krążył wokół pięknej dziewczyny. Nie obchodził go nawet fakt, że jeśli się odnajdzie to hrabia Orochimaru z całą pewnością będzie chciał odnowić ich małżeństwo. Książę wielokrotnie marzył o tym jak to uratuje swoją Śnieżkę przed tym gadem, a ona w podzięce... no powiedzmy, że zrobi dla niego to i owo. Jego coraz śmielsze rozmyślania, z całą pewnością nie pasujące do przyszłego dziedzica Konohy, przerwał mu wściekły krzyk nauczyciela. Naruto doskonale znał Irukę, więc wiedział, że to najlepsza pora żeby się ewakuować, jeśli nie chce przez następne dwa tygodnie siedzieć zagrzebany w książkach o dyplomacji. Wybiegł z komnaty, która do tej pory była jego schronieniem, a kiedy zobaczył w drugim końcu korytarza Irukę od razu przyspieszył chcąc mu się wymknąć. Pędził przed siebie widząc, że nauczyciel podąża za nim szybkim krokiem. Zaśmiał się wiedząc jak dziecinnie się zachowuje jednak mimo swoich 19 lat ciągle lubił takie chwile beztroski. Kiedy po raz ostatni obejrzał się za siebie poczuł jak nagle na kogoś wpada. Kątem oka zobaczył czarny płaszcz podróżny, który tak dobrze znał.

- Ratuj mnie! - krzyknął rozbawiony wskakując na ręce, jak sądził Kakashiego.

Jakie było zdziwienie młodego księcia, kiedy podniósł lekko głowę i dostrzegł opadające na jego twarz czarne pasmo włosów. Chciał już coś powiedzieć jednak nie było mu to dane, gdyż jego niedoszły ,,wybawca" bezceremonialnie puścił go zrzucając na podłogę.

- Niedoczekanie - syknął nieznajomy przekraczając leżącego na ziemi blondyna nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.

- Więcej szacunku! Jestem księciem, więc może... - zaczął krzyczeć blondyn jednak urwał, kiedy tylko nieznajomy się odwrócił.

Przed Naruto stał młody chłopak o raczej niespotykanej w jego stronach urodzie. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat, a jego czarne oczy spoglądały na chłopaka z wyższością. Czerwone niczym krew usta wykrzywiał kpiący uśmiech. Blada cera silnie kontrastowała z czernią włosów, których grzywka sięgała chłopakowi praktycznie do obojczyków podczas gdy z tyłu były krótsze i finezyjnie roztrzepane. Cała postawa chłopaka wyrażała wyższość, a bijąca od niego siła sprawiała, że Naruto na chwilę zapomniał języka w gębie. Mrocznego wyglądu przybysza dopełniał czarny, rozpięty płaszcz pod którym wędrowiec miał koszulę i spodnie tego samego koloru. Do pasa przypięty miał cienki miecz, a na plecach łuk i kołczan pełen czarnych strzał. Największą uwagę Naruto zwrócił na przywiązaną do rękojeści miecza pomarańczową chustę z herbem Konohy. Książę od razu zrozumiał, że czarnowłosy chłopak jest tym nowym rekrutem, którego przez ostatnie lata szkolił Kakashi.

- Nic dziwnego, że w królestwie panuje taka swoboda skoro mają takiego strachliwego kotka jako dziedzica - stwierdził kpiąco nieznajomy patrząc na Naruto.

Młody książę Uzumaki nie mogąc znieść takiej zniewagi zaatakował chłopaka, nie zważając nawet na to, że nie ma żadnej broni. Walka, jeśli w ogóle można to tak nazwać, trwała zaledwie kilka sekund po których Naruto leżał na podłodze, a na jego klatce piersiowej siedział czarnowłosy przybysz przyciskając do jego gardła miecz. Zwycięzca uśmiechał się do księcia z pełną wyższości miną, kiedy usłyszeli za sobą przerażony krzyk Iruki, który był przekonany, że dziedzic Konohy za chwile dokona swego żywota z rąk nieznanego sprawcy. Nauczyciel już chciał wzywać pomoc, kiedy pojawiła się kolejna nieoczekiwana osoba.

- Sasuke, do cholery! Chyba już ci mówiłem żebyś nie rzucał się na przypadkowych ludzi! Ostatnio o mało nie zabiłeś tego rudego świadka Jehowy tylko za to, że zapytał cię czy czytasz Biblię! - krzyknął zirytowany Kakashi w stronę swojego ucznia, który nie raczył się nawet ruszyć.

W tym samym czasie Iruka o mało nie zemdlał, a Naruto powoli zaczynał się zastanawiać jak to możliwe żeby Łowca wziął kogoś takiego na swojego ucznia.

- Na ludzi tak, ale to tylko blond kotek. A tamten koleś był namolny... - odparł z sarkazmem czarnowłosy zabierając jednocześnie z szyi Uzumakiego ostrze - Z takim następcą to królestwo długo już nie pociągnie...

- Ty! Draniu! Jak śmiesz! - przerwał mu rozjuszony książę, który mimo niegodnej pozycji, w której się aktualnie znajdował, nie zamierzał pozwolić się obrażać.

Naruto próbując się uwolnić zrobił zamach, aby uderzyć swojego przeciwnika w twarz. Niestety, refleks czarnowłosego chłopaka okazał się zdecydowanie lepszy niż szybkość blondyna. Po chwili leżał już z rękami przytrzymywanymi nad głową i pochylającym się kilka centymetrów nad jego twarzą Sasuke. Naruto zaczął syczeć w kierunku napastnika coraz to bardziej soczyste przekleństwa chcąc w jakikolwiek sposób jeszcze się bronić, niestety jedyną reakcją czarnowłosego było rozbawione prychnięcie. Uzumaki mimo niekomfortowej sytuacji, na krańcach umysłu, starał się sobie uświadomić kogo przypomina mu czarnowłosy chłopak. Był niemalże pewny, że gdzieś już go widział, ale z drugiej strony wiedział, że kogoś o takiej twarzy nie mógłby zapomnieć. Kiedy jego unieruchomienie się przedłużało zaczął pieklić się jeszcze bardziej. Jego przeciwnik na to sięgnął do rękojeści miecza celem zdjęcia z niej opaski, którą zawiązał ręce szarpiącego się księcia.

- Jest o sto lat za wcześnie żebyś ze mną wygrał, Młotku - podsumował całą sytuację czarnowłosy zgrabnie wstając z oszołomionego jego słowami Naruto. - Chodźmy Kakashi - Sasuke zwrócił się tym razem do swojego nauczyciela, który z nieskrywanym rozbawianiem przyglądał się całej sytuacji.

Siwowłosy Łowca skierował się wraz ze swoim uczniem do gabinetu króla Minato, który już tam na nich oczekiwał. Każdemu ich krokowi towarzyszyły coraz bardziej rozeźlone i wyszukane epitety kierowane w stronę Sasuke. Kakashi aż się zaśmiał widząc takiego Naruto. Mało kto potrafił wyprowadzić blondyna z równowagi, a już zwłaszcza w tak krótkim czasie. Gdyby jeszcze Uzumaki wiedział, że właśnie wyzywa od ,,Drani" i ,,Dziwaków" księżniczkę do której wzdycha od czterech lat... Łowca na samą myśl o tym zaśmiał się szczerze, co jego uczeń skwitował warknięciem, a książę niezrozumiałym spojrzeniem.

- Kakashi! Dobrze, że wreszcie jesteś - przywitał go król Minato zaraz po przekroczeniu progu gabinetu - To ten chłopak? - dodał obrzucając badawczym spojrzeniem czarnowłosego.

- Tak, to Sasuke - odparł - Wygląda na to, że już pokonał twojego syna Panie, więc chyba nie będą mu potrzebne dodatkowe testy, nie uważasz? - dodał wskazując na ciągle związane ręce Naruto

- Tak sądzę - stwierdził władca z rozbawieniem spoglądając na czerwieniącego się z zażenowania syna - Naruto, poznaj nowego dowódcę twojej osobistej straży. Od dziś nie będziecie się rozstawać na krok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro