Rozdział 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ja to tak tylko tutaj zostawię...

*******

- Skończ się wydurniać, Młocie - mimo wyraźnie negatywnego przekazu słów, w głosie Sasuke nie było ani jednej nuty wskazującej na złość czy chociażby irytację. Zamiast niej każdy wyraz podszyty był grubą warstwą niedowierzania nad tym, czego był właśnie świadkiem, a także przebijającym się przez nie lekkim zażenowaniem reakcją dziedzica Konohy na to, czego ten się właśnie dowiedział. – Ja nie żartuję. Wstawaj w tej chwili, bo to przebija nawet standardy twojej głupoty.

- Spokojnie, wiem, co robię.

Pewny i aż nadto opanowany głos Naruto sprawił, że zdenerwowanie jednak na ułamek sekundy ukłuło Sasuke, jednakże równie szybko, jak się ono pojawiło, tak szybko zniknęło. Spojrzał na wyciągniętą w kierunku Temari dłoń Uzumakiego z politowaniem, gdyż rozgrywająca się przed nim scena wydawała mu się do tego stopnia absurdalna, że nie była nawet w stanie obudzić w nim jakiegokolwiek niepokoju związanego z tym, z czym mogą się te oświadczyny wiązać, jeśli ktokolwiek potraktuje je poważnie.

- Wątpię – osądził więc nawet dłużej się nie zastanawiając nad ich sytuacją.

Stojąca obok nich Temari była niemniej zaskoczona od Uchihy tym, co się właśnie działo. Co prawda, jej celem było zmuszenie Naruto do ślubu, ale przenigdy by się nie spodziewała, że osiągnie to bez... no cóż, w zasadzie to bez zmuszania... Dlatego właśnie nie drgnęła nawet o milimetr, a przez jej umysł w tej jednej chwili przebiegały tysiące chaotycznych myśli.

Przypominała sobie, jak się czuła, gdy to Shikamaru klęknął przed nią tak, jak to robił teraz Naruto i poprosił ją o rękę. Wcześniej myślała, że mimo ogólnej akceptacji ich związku przez władze obu państw, Nara nigdy się na to nie zdecyduje, mimo wszystko obawiając się różnicy w ich pozycjach społecznych. Shikamaru jednak to zrobił i może wyobrażała sobie, że odbędzie się to w bardziej romantycznych okolicznościach niż zwykła konna przejażdżka, ale sam fakt oświadczyn wystarczał jej do szczęścia. Liczyło się tylko, że zostanie żoną mężczyzny, którego kochała.

Z czasem jednak wszystko zaczęło się komplikować. Najpierw Sasori został członkiem rady królewskiej. Wydawał się naprawdę biegły w tym, co robił, a jego decyzje zawsze przynosiły Sunie liczne korzyści, więc nikogo nie zdziwiło, że tak szybko stał się najbliższym doradcą króla Gaary. Nie wzbudziło to niczyjego zaniepokojenia, mimo że powinno... Z czasem okazało się też, że kolejne podsuwane królowi traktaty, choć nie mniej korzystne dla kraju, to wpędzające go w coraz to ciaśniejszą sieć zależności, a finalnie mające doprowadzić do tego, że Suna i Amegakure związane zostaną poprzez małżeństwo.

Sama Temari nie miała jednak wątpliwości, że to nie był koniec tego planu, a zaledwie etap przejściowy. Ostatecznym efektem zaś miało być to, że Yahiko osiągnąłby pełnię władzy, pozbawiając życia prawowitego króla Suny. Z kolei ona sama utraciłaby na zawsze Shikamaru. A najpewniej jeszcze albo również skończyłaby martwa, albo stałaby się tylko kolejną figurą na politycznej szachownicy króla Nagato, nie mogąc zrobić niczego dla dobra własnych poddanych.

Nie wyobrażała sobie, że mogłaby do tego wszystkiego dopuścić... Nawet jeśli jedyną alternatywą było to, że Naruto ją znienawidzi.

Pamiętała doskonale jak ona i książę Konohy się poznali. Wtedy to zjazd królewski odbywał się właśnie w Sunie, a król Minato zabrał ze sobą swojego syna. Chłopak pierwszy raz był wtedy w nadmorskim kraju, przez co wydawał się wszystkim tak oczarowany, że trudno było mu usiedzieć w miejscu na, chociażby kilka sekund. Naruto bardzo szybko zaskarbił sobie sympatię jej brata Gaary, który niestety jako następca tronu musiał uczestniczyć we wszystkich uroczystościach związanych ze zjazdem, dlatego przewodnikiem Naruto po stolicy została ona. Choć na początku wizja spędzenia przynajmniej dwóch dni w obecności dziedzica Konohy nie napawała jej żadnym optymizmem, to w miarę poznawania Naruto przekonała się, że on również nieszczególnie liczył się z tymi wszystkimi społecznymi regułami bycia, podziałami stanowymi czy respektowaniem etykiety. Chłopak był po prostu sobą z wszystkimi zaletami i wadami owego ,,bycia sobą" włącznie. I właśnie to ich łączyło i stało się główną postawą ich wzajemnej sympatii, a z czasem także przyjaźni.

Właśnie na tamtym zjeździe ta przyjaźń się rozpoczęła i Temari była przekonana, że na tym, który był przed nimi, ona się zakończy... Teraz jednak Naruto, wiedząc już wszystko, zamiast się od niej odwrócić i kazać ją odesłać do domu, klęczał przed nią, godząc się na najbardziej szalony plan, na jaki mogła wpaść.

Spojrzała w jego oczy, w których nie było zawahania, nie było rozczarowania tym, że w zasadzie chciała go wykorzystać. W oczach Naruto dostrzegała tylko i wyłącznie smutek i była absolutnie przekonana, że ten smutek nie dotyczył tylko jej sytuacji, tylko jej królestwa, tylko jej miłości, która w zasadzie wisiała na włosku, ale także tego, co sam Uzumaki przeżywał. Mogła się tylko domyślać... Choć w zasadzie była prawie pewna, że te domysły były zgodne z prawdą i chłopak z jakiegoś powodu stracił nadzieję na to, że uda mu się zdobyć ,,jego" księżniczkę.

- Dlaczego...

Temari nie potrafiła nawet sprecyzować, o co powinna zapytać jako pierwsze: Dlaczego to dla mnie robisz? Dlaczego nie jesteś zły? Dlaczego musimy posuwać się tak daleko? Dlaczego to wszystko musi być takie trudne? Dlaczego nie mogliśmy się urodzić w zwykłej, mieszczańskiej rodzinie? Dlaczego nie chcesz dalej walczyć? Dlaczego nie ma już w tobie wiary w to, że wszystko się ułoży?

- Bo mogę to dla ciebie zrobić – odparł jej Naruto, a na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech. – Tak czy inaczej, mnie nie czeka szczęśliwe małżeństwo. Jeśli mogę ci w ten sposób pomóc, nie mam nic przeciwko.

- Dość tej farsy! – warknął Sasuke, na którego dopiero ostatnie słowa Naruto podziałały jak kubeł zimnej wody, uzmysławiając, że będący przed nim książę wbrew pozorom myśli całkiem poważnie o realizacji chorego planu Temari. – Wstawaj! Mamy do pogadania, zanim założysz sobie pętlę na szyję.

Naruto nawet nie zdążył odpowiedzieć, kiedy Uchiha szarpnął go za ramię, tym samym podnosząc i lekko popychając w kierunku wyjścia z korytarza, w którym się znajdowali. Chciał nawet przez chwilę zaprotestować, ale ostatecznie wzruszył tylko ramionami, nie widząc żadnego sensu we wszczynaniu kolejnej kłótni. On już podjął decyzję i był absolutnie przekonany, że jakiekolwiek argumenty Sasuke jej nie zmienią.

- Wrócimy do tego, Temari – powiedział tylko, odwracając się do przyjaciółki. – Mamy czas, żeby do przyjazdu Gaary wszystko przemyśleć.

Dziewczyna nieszczególnie wiedziała co odpowiedzieć, a nawet gdyby wiedziała to ostre spojrzenie jakim obdarzył ją Sasuke wystarczyło, aby ją uciszyć i obudzić w niej przekonanie, że mimo słów Naruto raczej nie wrócą już do tego tematu. A jeśli nawet, to na pewno nie po to, aby planować ich wesele.

----------------------------

Shikamaru czekał właśnie na pojawienie się króla Itachiego. Podczas długiej drogi do Sharingan udało mu się chociaż trochę uspokoić emocje, które targały nim po ostatnim, absolutnie niechcianym spotkaniu z Temari, kiedy to poprosił ją o pozbycie się pierścionka zaręczynowego. W zasadzie to był niemal pewny, że jeśli dziewczyna to zrobi, on sam zginie niechybnie z rąk własnej matki, która nie podaruje mu utraty tej, co by nie było, rodzinnej pamiątki. W tamtej chwili mało go jednak obchodziło od ilu pokoleń nieszczęsna ozdoba była w rodzinie, chciał tylko zakończyć tamtą rozmowę i opuścić zamek.

W każdym razie starał się skupić na powierzonym mu zadaniu, a żeby to zrobić, musiał całkowicie odciąć się od osobistych problemów, które by go dekoncentrowały. W zasadzie szło mu to całkiem nieźle, zwłaszcza że w trakcie drogi nie robił postoi dłuższych niż to konieczne, a i teraz stało przed nim naprawdę trudne zadanie. Zakładał więc, że nie znajdzie czasu na użalanie się nad swoimi problemami. Gdy tylko poprzedniego wieczoru przybył na zamek w stolicy Sharingan, od razu poprosił o spotkanie z Itachim, który dokładnie jak to przewidzieli, obiecał mu wszelką możliwą pomoc i wsparcie. Dlatego właśnie mieli się spotkać, aby młody król Sharingan mógł przekazać Shikamaru dokumentację, którą sam przez ostatnie lata zgromadził i ewentualnie podzielić się posiadaną przez niego wiedzą, która mogłaby dalej Narę pokierować. Problemem był tylko fakt, że Itachi, który miał od samego rana uczestniczyć w spotkaniu z członkami rady królewskiej, był spóźniony. Dużo spóźniony...

Nie mając nic lepszego do roboty, Shikamaru rozejrzał się po gabinecie, który w porównaniu z tym zajmowanym przez króla Minato wydawał mu się zbyt przytłaczający. Ciemnobrązowe ściany i zasłony w tym samym kolorze sprawiały, że mimo światła wpadającego przez olbrzymie okna pomieszczenie wydawało się zbyt słabo oświetlone. Bogate zdobienia na ciężkich meblach w kolorze mahoniu, co prawda dodawały wnętrzu elegancji, ale sprawiały też wrażenie nadmiernego przepychu. Podobnie zresztą jak żyrandol z licznymi złoceniami. Shikamaru nie miał pojęcia, czy Itachi rzeczywiście pracuje w tym gabinecie i czy w nim odbywa spotkania, ale był absolutnie przekonany, że to wnętrze zupełnie nie pasuje do króla Sharingan.

Prześlizgujący się po pomieszczeniu wzrok chłopaka wreszcie spoczął na wiszącym nad kominkiem obrazie przedstawiającym rodzinę królewską. Już na pierwszy rzut oka Nara mógł ocenić, że wykonany był przez naprawdę uzdolnionego artystę. Znajdujące się na nim postaci wyglądały niemal jak żywe, spoglądając na niego z obrazu ciemnymi oczami. Lekko z tyłu rodzinnego portretu dostrzegł piękną kobietę. Jej czarne włosy spięte były w wysokiego koka tak, że tylko kilka prostych kosmyków spadało w okolicy prawego ucha. Suknia, w intensywnym bordowym odcieniu odznaczała się na tle reszty obrazu, który utrzymany był raczej w szarych, czarnych i brązowych barwach, a w jej twarzy dało się dostrzec cień dumy i radości, co podkreślał tylko lekki uśmiech i bezbłędnie oddany przez malarza błysk w oczach. Obok królowej Mikoto, bo co do tożsamości kobiety Shikamaru nie miał najmniejszych wątpliwości, stał jej syn Itachi. W przeciwieństwie do jego matki Itachi miał na sobie czarne ubranie, a z jego twarzy biło potworne zmęczenie i ogromny smutek. Próżno było na tym obrazie szukać natomiast wizerunku króla Fugaku. Zamiast tego, stojąc nieco bliżej, bezpośrednio przed swoją matką namalowany został Sasuke. Choć Shikamaru nie od razu zdał sobie z tego sprawę. Na obrazie chłopak był o wiele młodszy niż obecnie, jego rysy były tylko nieznacznie delikatniejsze, a twarz tylko lekko bardziej zaokrąglona. Przy tym jego włosy i oczy miały dokładnie ten sam czarny odcień co u Sasuke, którego Nara poznał. Zresztą jego usta również były obecnie tak samo wąskie i intensywnie czerwone jak lata temu. To wszystko powinno sprawiać, że Shikamaru powinien go rozpoznać bez najmniejszego problemu, jednak kobiece szaty, długie włosy upięte swobodnie na prawym ramieniu, dużo subtelniejsza postawa, a nawet charakterystyczne dla kobiet zaokrąglenia sylwetki sprawiły, że rycerz Konohy wpatrywał się w postać uwiecznioną na obrazie niedowierzając własnym oczom. Mimo wszystkiego, co już wiedział o przeszłości Sasuke, jego umysł jakby nie był w stanie przyjąć do wiadomości, że dziewczyna, którą tutaj namalowano i chłopak, który został na zamku w Konoha to jedna i ta sama osoba.

- To moja córka Saska – cichy głos wyrwał go z otępienia spowodowanego szokiem. – Piękna, prawda?

W jednej chwili poczuł ciarki na plecach. Nie mógł tylko określić czy wynikają one z lekkiego strachu, gdyż kompletnie nie słyszał, kiedy królowa weszła do gabinetu, czy może jednak z obrzydzenia, które spłynęło na niego razem ze świadomością, że Mikoto nadal widzi w Sasuke córkę, której nigdy nie było.

- Witaj królowo – skłonił się nisko, starając się brzmieć najbardziej profesjonalnie jak tylko było go stać w obliczu nieprzyjemnych odczuć, które właśnie trawiły jego wnętrze. - Shikamaru Nara, dowódca straży królewskiej Konohy. Król Minato przysłał mnie w trosce o bezpieczeństwo syna, waszej wysokości, gdyż doszły nas słuchy, że Kisame nie wrócił jeszcze z wyprawy. Jeśli, królowa nie ma nic przeciwko, chciałbym wesprzeć królewską gwardię do czasu jego powrotu – skłamał gładko, starając się wyjaśnić swoją obecność na zamku, a jednocześnie nie dać powodów do pytań o prawdziwego dowódcę straży królewskiej.

- Tylko Itachi mi pozostał – powiedziała kobieta, ale Shikamaru w jej głosie nie słyszał żalu, czy smutku, była w nim tylko pustka, a może tak brzmiało szaleństwo? - Znajdziesz moją córkę?

Pytanie wypłynęło z ust królowej tak nagle, że Shikamaru nie był pewien, czy w ogóle je usłyszał, aż kobieta odwróciła się w jego kierunku z wyczekiwaniem wypisanym na twarzy. On zaś nawet nie wiedział jak zareagować. Czy istniała odpowiedź, która byłaby odpowiednia dla kobiety pochłoniętej szaleństwem?

- Znajdziesz ją? – zapytała ponownie, tym razem z większym naciskiem, a czarne oczy wbite w Shikamaru budziły w nim coraz to większą niechęć i dyskomfort.

- Zrobię co w mojej mocy – odparł wreszcie pod naporem spojrzenia kobiety. – Wybacz mi, Pani, ale chciałbym wrócić do swoich obowiązków.

- Mam piękną córkę, prawda?

Ręka zaciśnięta na rękawie jego szaty uniemożliwiła mu jednak odejście, a kolejne pytanie i to samo wyczekujące, intensywne spojrzenie, przez które miał wrażenie jakby jego ciało obeszły tysiące mrówek sprawiły, że miał ochotę uciec. Nieraz już zdarzało mu się walczyć z przestępcami, brać udział w jakiś małych potyczkach zbrojnych, miał też już do czynienia z osobami, które nie były w pełni władz umysłowych, z jakiegoś względu jednak szaleństwo królowej Mikoto było dla niego zbyt druzgocące. Może dlatego, że znał Sasuke? Może ze względu na to, że wiedział, jak wpłynęło na całe królestwo? Powoli zaczął się zastanawiać jak z tym wszystkim radził sobie Itachi, jak to musiało dotknąć Sasuke, który był jeszcze dzieckiem, gdy jego matka postradała zmysły...

Otrząsnął się z nieprzyjemnych myśli, które i tak donikąd by go nie doprowadziły. Do jakichkolwiek wniosków by nie doszedł, nie był w stanie zmienić przeszłości.

- Tak, Pani. Księżniczka była naprawdę piękna - odparł wreszcie, a gdy tylko królowa lekko rozluźniła uścisk na jego rękawie, uwolnił rękę i wyszedł, mając nadzieję, że podczas swojego pobytu w Sharingan więcej nie spotka królowej.

-----------

- Co ty sobie myślisz?

Pytanie Sasuke zwisło między nimi, gdy tylko zamknęły się drzwi do komnaty. Sasuke opierał się o nie z rękami splecionymi na piersi i oczekiwał odpowiedzi, wpatrując się intensywnie w stojącego przed nim księcia. Naruto z kolei nie bardzo wiedział jak na nie odpowiedzieć tak, żeby z jednej strony wyjaśnić mu swoje prawdziwe motywacje, a z drugiej nie powiedzieć jednego zdania za dużo i tym samym nie sprawić, że Sasuke jeszcze dzisiaj opuści Konohę.

- Chcę im pomóc – mruknął w końcu, opuszczając wzrok. – Wiem, że to trochę szalone...

- Trochę?

- Ale wbrew pozorom ten pomysł nie jest taki głupi – Naruto nie dał sobie przerwać, a przynajmniej nie w tym momencie. W końcu to był jedyny fragment jego wyjaśnień, którym mógł się bez obaw z Sasuke podzielić i w którym faktycznie dostrzegał jakieś pozytywy. – Myślę, że wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że jeśli Yahiko będzie rządził Suną, to Amegakure będzie miało kontrolę nad wszystkimi najbliższymi portami morskimi. Wtedy Nagato może mieć w ręku i Konohę, i Sharingan, narzucając warunki przeprawy pasażerów albo towarów. Poza tym nie masz przeczucia, że to mu nie wystarczy? A jeśli zwiążemy sojuszem Konohę z Suną, problemu nie będzie.

- Jeśli Nagato naprawdę zależy na ekspansji nad morzem, to nie odpuści tylko dlatego, że ty ożenisz się z Temari. Ostatecznie wystąpi zbrojnie przeciwko Sunie, o ile w ogóle będzie musiał cokolwiek zrobić. Przecież nie wiemy jakie wzajemne zobowiązania mają Nagato i Gaara. Może nawet ślub Yahiko z Temari nie jest już potrzebny, a bardziej chodzi o wizerunek albo dziedzica z dwóch królewskich rodów – Sasuke nie odpowiedział od razu, dlatego Naruto był pewien, że chłopak rozważył jego słowa. W zasadzie nie mógł nie przyznać mu racji, sam również o tym przez chwilę pomyślał. Nie zmieniało to jednak faktu, że z politycznego punktu widzenia to małżeństwo powinno okazać się korzystne dla Konohy.

- Nawet jeśli, to chociaż tym małżeństwem zyskamy trochę czasu na rozgryzienie tego, co planuje Nagato – Naruto wziął głęboki oddech, naprawdę wierzył, a raczej chciał wierzyć w to, że w ten sposób uda mu się ochronić Konohę przed konfliktami, bo wszystko wskazywało na to, że zbliżają się one do niej wielkimi krokami. – Poza tym, mogę pomóc Temari, ona jest moją przyjaciółką. Nie chcę, żeby musiała się wiązać z kimś z przymusu... Przecież rozumiesz, w jakiej ona jest sytuacji.

- Rozumiem – Naruto skierował wzrok na Sasuke. Teraz wolał już obserwować jego reakcję, gdyż zdawał sobie sprawę, że wkraczają na grząski grunt. – Ale ty nie rozumiesz swojej, więc pozwól, że cię oświecę. Ślub sam w sobie nie będzie problemem, biorąc pod uwagę, że się przyjaźnicie. Będziecie nawet mogli udawać, że się kochacie. Przed wszystkimi, tylko nie przed Shikamaru. Będziesz umiał mu spojrzeć w oczy, gdy każdej nocy to ty będziesz dzielił sypialnię z Temari, a on będzie sypiał w koszarach?

- Nie mus...

- Nie skończyłem! – ostry ton Sasuke sprawił, że Naruto aż podskoczył, tracąc nagle jakąkolwiek chęć na kontynuowanie tej rozmowy. Przecież wiedział, że ten plan nie jest idealny. Do idealnego było mu naprawdę daleko, ale nie znaczyło to, że Sasuke musiał mu to tak dobitnie wyjaśniać – Bo wiesz co? To też nie będzie najgorsze! Najgorsze będzie to, że w końcu zaczną od was oczekiwać dziedzica. I co wtedy? Zastanówmy się, bo opcji jest kilka i wszystkie równie interesujące!

- To nie...

- Nie skończyłem, do jasnej cholery! – Naruto, który patrzył na coraz to bardziej rozsierdzonego Sasuke, nie wiedział już nawet jak powinien reagować. Nigdy nie spodziewał się po nim takiego zdenerwowania. A to jak obnażał wszystkie mankamenty ich pomysłu, z każdą chwilą deprymowało go coraz bardziej. – Więc opcja pierwsza: jednak ulegniecie i zaczniecie ze sobą sypiać. Wtedy znienawidzi was Shikamaru, a ty kiedyś dorobisz się nawet następcy w linii prostej. W sumie są zalety. Opcja druga: nie ulegniecie, za to Temari nie wytrzyma i na boku zwiąże się z Shikamaru i to jemu któregoś dnia urodzi dziecko. Ktoś się o tym dowie, a w konsekwencji wszyscy będą nienawidzić wszystkich, dodatkowo niektóry skończą na wygnaniu albo na stryczku. Opcja trzecia: oboje zwiążecie się z kimś na boku. Tutaj też wszyscy nienawidzą wszystkich, w bonusie mamy tylko jeszcze dziedzica z nieprawego łoża i walkę o koronę. Opcja czwarta: żadne z was nie ulegnie, ale oboje się w końcu znienawidzicie przez to, że tkwicie w takim układzie, nie mogąc oddać się prawdziwym uczuciom i tak życie upłynie wam na wzajemnych pretensjach i w zgorzknieniu, aż któregoś dnia któreś z was nie wytrzyma i albo ucieknie, albo jeszcze gorzej. O czymś zapomniałem?

- Sasuke...

- A no tak! W tej sytuacji nawet lepiej od Temari rozumiem jak się czuje Shikamaru! Chcesz posłuchać?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro