Rozdział 32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiem, że jestem spóźniona z rozdziałem, ale mimo najszczerszych chęci się nie wyrobiłam... Jednak niektórzy to nawet takiej świętości jak urlop nie szanują :P
Swoją drogą też to, że to jest już 4 wersja tego rozdziału, którą napisałam. Jeśli mam być tak zupełnie szczera, to ta też mi się w 100% nie podoba, ale jest najlepsza z nich wszystkich, poprzednie zawsze albo psuły mi nagle charaktery postaci, albo nie pasowały dynamiką wydarzeń do całości, tak więc jest, co jest. Mam nadzieję, że jednak nie jest aż tak tragicznie ;)
Miłej lektury, moi kochani :)

*****

Sasuke od zawsze uważał, że honorem jest poświęcenie się dla dobra kogoś innego. Za honorowe uważał cierpienie, a nawet śmierć w obronie własnego królestwa i poddanych. Honorem w jego ocenie było także poświęcenie dla ludzi, których się kocha, dla tych, którzy sami nie mogli walczyć w swojej obronie. Honorowym było dla niego wszelkie poświęcenie, o ile dzięki niemu innym mogło żyć się lepiej...

Sam nie wiedział, czy takie przekonanie stanowiło po prostu część jego charakteru, czy może było wynikiem wpajanych mu przez ojca nauk albo nawet wykształconego jeszcze za dzieciaka pod wpływem tak uwielbianych przez niego rycerskich opowieści światopoglądu, który nie opuszczał go mimo upływającego czasu. Bez względu jednak na źródło takich poglądów, to właśnie one sprawiły, że był w stanie przez lata chować własną dumę, zakładać suknie, zapuszczać włosy i nakładać makijaż, a wszystko po to, aby móc, chociażby przez kilka chwil zobaczyć na twarzy jego matki radość. Dzięki temu potrafił jakoś znosić uwłaczające w jego przekonaniu traktowanie, zjazdy zalotników, zaczepki Itachiego i wiele innych. Wszystko w imię wiary w to, że honorem jest zniszczyć siebie dla dobra swojej rodziny, dla dobra matki, która, miał nadzieję, że pewnego dnia przestanie opłakiwać niespełnione marzenie o córce, odzyska spokój, a razem z nim zdrowy rozsądek.

Lata jednak mijały, królowa Mikoto zdawała się coraz bardziej pogrążać się w swoim szaleństwie, a przekonanie Sasuke o słuszności jego poświęcenia chwiało się w posadach z każdym dniem coraz bardziej. Książę nie widział już niczego honorowego w tym, że jest zmuszany do ubierania gorsetu, w którym ledwo co mógł oddychać, nie widział niczego honorowego w tym, że zamiast ćwiczyć szermierkę, uczył się jak haftować ani tym bardziej w tym, że jego matka całkiem poważnie planowała wydanie go za mąż. I to właśnie te plany, które ostatecznie zrealizowała, gdy na zamku Sharingan pojawił się hrabia Orochimaru, przelały czarę goryczy, doprowadzając ostatecznie Sasuke do decyzji o ucieczce, w chwili, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Bo dla Sasuke poświęcenie, które nie przynosiło ostatecznie nikomu korzyści, przestawało mieć sens. Zwłaszcza takie poświęcenie...

- A no tak! W tej sytuacji nawet lepiej od Temari rozumiem, jak się czuje Shikamaru! Chcesz posłuchać?! – wrzasnął, spoglądając prosto w oczy Naruto.

Tym razem, tak jak lata temu, także nie widział już sensu w poświęcaniu siebie i swoich uczuć, skoro Naruto i tak zamierzał zaprzepaścić całe jego wstrzymywanie się, tłumienie emocji czy rezygnację z jego pragnień, zgadzając się na ślub z Temari. Jaki był w takim razie cel w jego ofierze, skoro i tak Naruto miał tkwić w nieszczęśliwym małżeństwie, możliwie znienawidzony przez żonę i przyjaciela albo nawet każdego dnia walczący o to, aby nikt w królestwie nie poznał tajemnicy tego małżeńskiego układu? Mimo wszelkich chęci Sasuke nie potrafił doszukać się w tej sytuacji niczego, co mogłoby przekonać go do dalszego trzymania się planu niewyjawiania swoich uczuć księciu Konohy i odejścia z królestwa z etykietą zdrajcy. W takim wypadku uznał, że i on może być, choć ten jeden raz samolubny, choć jeden raz pozwolić sobie na to, aby to jego emocje były priorytetem. Przez chwilę nie dbał nawet o wszystko to, co przyjdzie później...

– Kocham cię, Naruto i nie pozwolę ci sprowadzić na siebie takiego nieszczęścia - powiedział więc po zaczerpnięciu głębokiego oddechu.

------

Naturo zawsze myślał, że chwilom przełomowym, takim, które doprowadzają do drastycznych zmian i odwrócenia całej istniejącej sytuacji o sto osiemdziesiąt stopni towarzyszą także jakieś podniosłe emocje. Spodziewał się wstrząsających ciałem dreszczy ekscytacji, zapierającego dech w piersiach uniesienia, przyspieszonego bicia serca doprowadzającego na granicę zawału, mroczków przed oczami, drżącego pod stopami gruntu albo przynajmniej fajerwerków wybuchających w tle. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Jedynym co uderzyło Naruto w chwili, gdy z ust Sasuke wyrwało się zupełnie nieoczekiwane zdanie było nagłe, wręcz przesadnie bolesne spięcie mięśni całego ciała, które skumulowało się zwłaszcza w okolicach serca. I jedynym uczuciem, z jakim kojarzyła mu się taka reakcja, był strach. Nie potrafił jednak zlokalizować źródła tej przeszywającej ciało obawy. Nie bał się swoich planów co do małżeństwa z Temari ani wynikających z nich konsekwencji, nie odczuwał strachu co do reakcji swoich rodziców, przyjaciół z zamku w Konoha czy Gaary na jego decyzję, nie odczuwał lęku przed niepewną przyszłością...

Co zatem tak go przerażało?

Odpowiedź przyszła równie szybko co to zajmujące ciało, bolesne uczucie, gdy tylko Sasuke stanął przed nim. Dzielił ich od siebie zaledwie krok, zaledwie wyciągnięcie ręki, a jednocześnie niemożliwa do pokonania bariera stworzona z napiętej, gęstej ciszy, w której jeden z nich czekał na reakcję drugiego, gdy ten drugi nie potrafił przełamać się, by chociażby drgnąć. W głowie Naruto jeden za drugim pojawiały się coraz liczniejsze podejrzenia, skojarzenia, scenariusze i powody, które mogły być przyczyną tego, że Sasuke nagle skierował w jego kierunku takie słowa. Ciągnęły one ze sobą coraz to większy balast lęku przed konsekwencjami, jakie mogłaby mieć każda z jego odpowiedzi, a także niepewności co do tego, czy odpowiedzi w ogóle powinien udzielić. Nad wszystkimi z nich niezmiennie królowała jednak jedna myśl: kłamstwo...

Co prawda Naruto nie mógł mieć pewności, że Sasuke wie cokolwiek o miłości, jaką książę Konohy go darzył. Jednocześnie jednak mógł z niemal całą stanowczością stwierdzić, że Uchiha nie miałby wielkiego problemu, aby się o nich dowiedzieć bez względu na to, czy wiążąc jakieś jego zachowania i wypowiedzi z jego uczuciami, czy też po prostu zmuszając Kakashiego do powiedzenia mu o nich... To nawet nie miało wielkiego znaczenia, w jego przekonaniu, założenie, że Sasuke wiedział, było jedynym słusznym w tej sytuacji. Idąc dalej, kolejnym słusznym zdaniem Naruto twierdzeniem było to, że Sasuke postanowił wykorzystać te uczucia, aby odwieść go od małżeństwa z Temarii, które Uchiha tak wyraźnie krytykował.

Naruto naprawdę miał mu to za złe, potępiał to, brzydziła go myśl, że jego podejrzenia mogłyby być prawdziwe, a Sasuke byłby zdolny do czegoś takiego, a jednocześnie był skłonny przyjąć to kłamstwo i upajać się choćby tą grą ze strony Uchihy byle tylko móc przez chwilę oddać się uczuciu, które w ciągu lat w sobie pielęgnował. I tego właśnie się tak obawiał. Przerażało go, że naprawdę byłby skłonny przyjąć udawaną miłość tylko po to, żeby dać upust własnemu, egoistycznemu pragnieniu...

- Jak możesz... – zaczął, odsuwając się od Sasuke, aż nie poczuł za plecami zimnego muru, który odciął mu dalszą drogę ucieczki. – Ja wiem, że ten plan ci się nie podoba, ale to, co robisz to już przesada... Jak daleko niby chcesz się posunąć, żeby przekonać mnie do swoich racji?

- Jak daleko będzie trzeba – słowa wypowiedziane bez cienia zawahania, pewnym stanowczości głosem tylko utwierdziły go w jego przypuszczeniach, nie pozwalając jednocześnie dopuścić do umysłu innych rozwiązań, innych ewentualności.

- Nie mogę – szepnął po dłuższej chwili, doskonale jednak zdając sobie sprawę z tego, że jeśli ta rozmowa potrwa dłużej, złamie się. – Podjąłem decyzję i nigdy więcej nie wracajmy do tej dyskusji.

------

Uchiha nie był do końca przekonany, jakiej reakcji ma się spodziewać na swoje, no cóż, wyznanie, ale z całą pewnością oczekiwał więcej entuzjazmu, niż w rzeczywistości otrzymał, zwłaszcza biorąc pod uwagę, od jak dawna Naruto darzył jego osobę uczuciem. Nienaturalnie blada twarz i zupełnie pozbawione blasku spojrzenie księcia Konohy zdecydowanie nie były tym, co chciałby zobaczyć w chwili, gdy w końcu podejmie się wypowiedzenia słów, które mogą zaważyć na ich życiu. Przez dłuższą chwilę był naprawdę zbity z tropu i całkowicie niepewny tego, co powinien dalej zrobić czy powiedzieć, nie był nawet przekonany czy w ogóle powinien podjąć jakieś działania.

Może Naruto miał rację i nie powinni nigdy więcej wracać do tej dyskusji.

Pewnie byłby skłonny to zrobić. Jeszcze dzień wcześniej, jeszcze kilka godzin przed tym, jak postanowił, chociażby jeden raz wziąć od życia coś dla siebie. Nawet jeśli to miało być tylko przez chwilę.

- Co sprawiło, że zmieniłeś zdanie? – zapytał, łapiąc za ramię Naruto, który już odwracał się, aby odejść.

- Rozmowa dobiegła końca.

- Wcale nie – nawet nie podnosił głosu, choć miał wrażenie, że jego ton jest zimny, ostry i lekko przerażający, niepasujący zupełnie do tematu, jaki chciał poruszyć.

- To jest rozkaz.

- Wyjaśnij mi, a wtedy zakończymy tę rozmowę i nigdy więcej do tego nie wrócimy – orzekł wreszcie, przymykając lekko oczy w wyrazie zniecierpliwienia.

- Kłamiesz – padło wreszcie z ust Naruto jeszcze bardziej zbijając Sasuke z tropu. – Wiem, że nie podoba ci się pomysł udawanego małżeństwa z Temari, ale czym ono będzie się różniło od tego, że ty będziesz udawał, że mnie kochasz, żeby mnie od niej odciągnąć?

Sasuke był naprawdę przekonany, że zrozumiałby wiele. Przyjąłby do wiadomości, gdyby Naruto uznał, że jednak odpycha go świadomość, że sobą, którą pokochał, jest facet. Byłby w stanie pojąć, że ścigający go Orochimaru i ciągle niewyjaśniona kwestia jego małżeństwa z tym gadem były wystarczające, aby Naruto uznał, że jednak nie chce się pakować w tak pokręconą relację. Za jak najbardziej rozsądny argument uznałby wszelkie obawy Naruto co do utraty jego pozycji, gdyby ktokolwiek się dowiedział, że darzy uczuciem innego mężczyznę. Pojąłby to, że Naruto woli zrezygnować z niego, bo boi się reakcji Kushiny, gdyby musiał wyznać, dlaczego nie godzi się na ślub z Temari. Byłby nawet skłonny uwierzyć, że Uzumaki przekalkulował wszystko i doszedł do wniosku, że Temari jest bardzo opłacalną opcją, jeśli chodzi o potencjalny posag wniesiony do królestwa. Naprawdę wiele byłby w stanie zrozumieć, ale to przekraczało nawet jego granice pojmowania i rozumowania.

- Słucham? – warknął, a panowanie nad nim w jednej chwili przejął gniew. – Myślisz, że po tym, co Orochimaru...

Nie dane było mu nawet skończyć wypowiedzi, gdyż w jednej chwili w całym pomieszczeniu rozległ się odgłos gwałtownego dobijania się do drzwi komnaty. Obaj odwrócili się w kierunku, z którego dochodził drażniący dźwięk, dostrzegając króla Minato, który przyglądał im się, stojąc w odrzwiach z zupełnie niepasująca do jego pogodnej natury srogą miną. Jego ręka nadal wymownie dotykała drewna, aby dać obojgu do zrozumienia, że pukał już wcześniej, jednak nie zwrócili oni na niego uwagi.

- Panie... - Sasuke skłonił się sztywno, przypominając sobie nagle zarówno o swojej ostatniej rozmowie z królem, jak i o swojej pozycji na dworze.

- Wybaczcie, że przeszkadzam – poważny głos króla przebrzmiewał nutą irytacji, która skryta była za nieznacznym cieniem zawodu. Jednocześnie można było z niego wprost wyczytać, że spodziewał się tego, czego właśnie był świadkiem, choć wolałby, aby jego przewidywania okazały się błędne. Wszystko to sprawiło, że Sasuke spiął się jeszcze bardziej.

- Król Gaara właśnie przybył i w pierwszej kolejności chce się widzieć z tobą, Naruto – kontynuował Minato, nawet na chwilę nie zmieniając tonu wypowiadanych zdań.

- Powinien przyjechać jutro. Skąd ta zmiana planów? – zapytał rzeczowo Sasuke, wracając do przytomności umysłu i z zadowoleniem przyjmując możliwość odsunięcia w czasie rozmowy z królem Konohy. Złapał jednocześnie za ramię Naruto, który wręcz mechanicznym krokiem ruszył w kierunku wyjścia, aby udać się na spotkanie z Gaarą. – Czekaj chwilę, coś tutaj znowu nie pasuje – dodał, zwracając się już wprost do księcia Konohy.

- Jeszcze nie wiemy, dlatego sądzę, że ty pierwszy powinieneś porozmawiać z delegacją Suny.

- Kto przyjechał z Gaarą? – dopytał jeszcze, nim ruszył za rozkazem króla.

- Szostka strażników, jego doradca Sasori... - zaczął wyliczać Minato, jednakże już słysząc ostatnie imię, Sasuke mu przerwał, podając list, który otrzymał od Kisame.

Nie wiedział żadnego powodu, dla którego miałby ukrywać jego treść przed królem Konohy, uważał wręcz za właściwe, żeby poznał on powody kierujące księżniczką Temari. Jedyne czego się obawiał to tego, że Minato może wpaść na równie szaloną interpretację jej zamierzeń co Naruto. Z drugiej jednak strony liczył na bardziej rozsądne podejście ze strony władcy.

- Zawiadomię cię, Panie, gdy wszystko wyjaśnię do tej pory, proszę nie pozwolić temu Młotkowi więcej namieszać – skłonił się po raz kolejny, zamierzając odejść. Nim jednak opuścił pomieszczenie, odwrócił się jeszcze w kierunku dwójki osób pozostających w komnacie. – Królu...

- Tak?

- Zdecydowałem, że tamte słowa jednak były dla mnie komplementem, choć wolałbym, aby nikt ich nigdy nie powtórzył – odrzekł, odwracając się szybko do drzwi i wychodząc, w obawie, że dostrzeże gniew pojawiający się w oczach Mianto.

------

Naruto od dłuższej starał się odtworzyć w pamięci odbytą z Sasuke rozmowę. Składał wszystkie ich wypowiedzi fragment po fragmencie, usiłując złapać ten element, który mu umykał i który to doprowadził Uchihę do takiej złości. Nie znajdował jednak żadnej dziury w swoim rozumowaniu, nie doszukał się w swoich słowach niczego, co mogłoby być przyczyną obudzenia gniewu Sasuke. Jeszcze mniej rozumiał z wymiany zdań, którą Sasuke odbył z jego ojcem. Westchnął zrezygnowany, spoglądając na Minato, na którego twarzy nadal malowała się irytacja.

- Jak dużo... - zaczął wreszcie, chcąc dowiedzieć się, ile rzeczywiście z ich wymiany zdań usłyszał jego ojciec, a co za tym idzie, jak bardzo jest wściekły. Ten jednak tylko złapał się za głowę w wyrazie rezygnacji.

- Czasami naprawdę jesteś matołem, synu.

- Niby co? – sapnął książę w odpowiedzi. Był zupełnie zagubiony i zbity z tropu, nieumiejący już ani sklecić sensownego zdania, ani zrozumieć tego, co się właśnie dzieje.

- Myślisz, że po tym, co Sasuke przeszedł, potrafiłby udawać tylko po to, żebyś ty nie żenił się z Temari?

- Ja... - zaczął Naruto, choć w zasadzie nawet nie wiedział, co chciał powiedzieć.

- Trzeba mu przyznać, że potrafi wiele poświęcić, ale każdy ma granicę tego, co może znieść w imię swoich przekonań. Gdyby Sasuke potrafił, oddać się komuś w imię ochrony tego, w co wierzy, tą osobą nie byłbyś ty, a Orochimaru w ich noc poślubną...

Razem ze słowami Minato w umyśle Naruto zapanowała totalna pustka, która wymogła poddanie na panującym w nim do tej pory chaosie, tłumiąc jednocześnie wszystkie myśli, które jeszcze chwilę wcześniej uważał za pewnik. Przyjrzał się jeszcze uważniej własnemu ojcu, wyraźnie zdając sobie sprawę z tego, że gniew Minato nie był skierowany na sytuację, której był świadkiem, a na jego zachowanie. Na jego brak zrozumienia, upór i głupotę. Poniekąd poczuł, jakby doczekał się tego swojego trzęsienia ziemi i fajerwerków, gdy do tej pory spięte do granic możliwości mięśnie rozluźniły się, drżąc lekko i powodując, że poczuł, jakby miały się pod nim ugiąć kolana. Zrozumienie wszystkiego nie przyniosło jednak ulgi. Wręcz przeciwnie, przyniosło ze sobą tysiące kolejnych niewiadomych poukrywanych, na każdym dalszym kroku, niezliczone chwile niepewności i nadchodzącego z każdej strony zagrożenia, a przy tym wszystkim następne wyzwania, którym sam nie był przekonany czy będzie potrafił sprostać. Mimo to w tym zrozumieniu kryła się także maleńka iskierka szczęścia, której postanowił się chwycić i nie wypuszczać z rąk, tak aby mogła ona w przyszłości rozbłysnąć ponad wszystkimi innymi zbliżającymi się do niego ciemnymi chmurami.

- Nie powinieneś przypadkiem mnie powtrzymać – mruknął Naruto, gdy z impetem wpadł na swojego ojca, aby obdarzyć go szybkim, silnym uściskiem wyrażającym całą jego wdzięczność.

- Myślę, że powinienem, więc rusz się, póki jeszcze nie zmieniłem zdania.

I tym razem nie trzeba było tego Naruto powtarzać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro