Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mówiłam, że będzie rozdział i jest. Mam tylko nadzieję, że się za bardzo na nim nie zawiedziecie :P

Chciałam przy okazji wszystkim podziękować za komentarze i gwiazdki. Bardzo mnie cieszą i motywują do dalszego pisania :)

(Tak na marginesie, korzystając z chwilowego natchnienia, zaczęłam pisać inną historię. Jeśli ktoś chciałby zajrzeć to zapraszam na ,,Po tamtej stronie")

***********************

Sasuke uznał, że pomysł spędzenia nocy w gospodzie, w której przebywali nie jest wcale zły, odpoczynek należał się przede wszystkim Konohamaru. Do stolicy mogli wrócić równie dobrze rano, kiedy wszyscy nabiorą trochę sił.

Sam Uchiha na szczęście nie odczuwał większego dyskomfortu związanego z raną na piersi. Może faktycznie nie byłby w stanie teraz walczyć na pełnych obrotach, ale wbrew temu co uparcie wmawiał mu Naruto, był w stanie samodzielnie się wykapać. Uchiha wiedział, że jego przesadna troska wynikała z poczucia winy, ale na bogów, żeby musiał go siłą wywalić z łazienki zanim mógł na spokojnie się rozebrać, to już przesada! Nawet uczynność ma jakieś granice. A zdaniem Sasuke, pięciokrotne ofiarowanie pomocy w ,,umyciu plecków" zdecydowanie je przekraczało. Nie mówiąc już nawet o tym, że Naruto chciał go nakarmić przy kolacji! Przecież nie był żadnym kaleką! Nie był nawet poważnie ranny, a ten Młotek chuchał na niego i dmuchał jakby miał lada moment kopnąć w kalendarz. Sasuke miał wrażenie, że jeśli Naruto będzie się tak zachowywał aż do czasu wyleczenia jego rany, to sam załatwi księżniczce Karin miejsce na tronie Konohy i to w jakiś mało delikatny sposób.

W każdym razie, Sasuke liczył na to, że teraz, kiedy już zamknął się w swoim pokoju dostanie przynajmniej trochę spokoju nie musząc wysłuchiwać ciągłego ,,Draniu może jednak zrobię dla ciebie to albo tamto...". Nie! Zdecydowanie nie potrzebował od księcia Konohy żadnego tego ani tamtego, cokolwiek ten miał na myśli. I jeszcze to Draniu. No może i uosobieniem spokoju i pogody ducha nie był, ale od razu Draniu. To chyba też lekka przesada, nie? W ogóle to dlaczego Naruto tak się o niego martwił? Przecież dla niego był tylko jednym z rycerzy Konohy, a jakoś wątpił w to żeby książę troszczył się tak o każdego członka kilkunastotysięcznej armii królestwa. I jeszcze to, że blondyn w każdym widział od razu ,,przyjaciela". Na swój sposób miało to swój urok, ale tylko czekać aż ktoś to wykorzysta i wbije mu nóż w plecy. Sasuke nie miał szczególniej chęci znowu robić za żywą tarczę. Poza tym, czy w sytuacji kiedy każdy jest ,,przyjacielem", tak naprawdę nikt nim nie jest?

- Nie chcę być jego przyjacielem tylko z nazwy - szepnął sam do siebie, a kiedy uświadomił sobie co powiedział jęknął opadając ciężko na stojące pod ścianą łóżko.

Nie miał pojęcia skąd taka myśl się u niego wzięła, ale była zaskakująca i irytująca zarazem. W końcu jeszcze nie tak dawno widział w nim tylko narwanego Młotka, którego musiał ochraniać przez wzgląd na złożoną obietnicę, a teraz nagle chce nawiązać z nim jakieś pozytywne relacje. To zdecydowanie do niego nie podobne. Po dłuższej chwili uznał, że w zasadzie po spędzeniu czterech lat tylko z Kakashim i jego kolekcją harlequinów, pewnie byłby gotów zaprzyjaźnić się nawet z Lee i biegać po zamku w zielonym kombinezonie krzycząc o sile młodości. Wszystko, byle tylko uwolnić się na jakiś czas od Łowcy, więc właściwie Naruto i tak był mniejszym złem.

Kiedy doszedł do wniosku, iż jego rozmyślania prowadzą donikąd i pewnie ma w tym swój udział kilka czarek sake, które zaproponował mu właściciel gospody jako sprawdzony ,,środek przeciwbólowy", usłyszał pukanie do drzwi. Nie musiał nawet się podnosić żeby wiedzieć kto zakłóca jego spokój.

- Idź spać! - krzyknął nie mając ochoty wstawać żeby po raz kolejny słuchać biadolenia o jego ,,poważnych obrażeniach".

- Ale Draniu... - usłyszał w odpowiedzi słaby głos.

I pomyśleć, że Sasuke liczył na spokój... Wstał powoli żeby wpuścić natrętnego gościa do pokoju. W zasadzie zastanawiał się skąd znowu u Naruto ta zmiana nastroju przecież wcześniej wyglądało na to, że przestał się obwiniać za jego ranę. Nawet żartował z właścicielem gospody i jego żoną przy kolacji, a teraz znowu brzmiał jakby za chwilę miał się rozpłakać.

- Mogę z tobą spać? - padło zanim Sasuke otworzył dobrze drzwi.

- Hę? - tyle udało się wykrztusić czarnowłosemu młodzieńcowi, którego z tropu zbiła nie tylko treść pytania, ale także wygląd księcia stojącego pod jego pokojem w samej koszuli nocnej.

- Spać... z tobą? Tutaj? - zaczął Naruto coraz bardziej się czerwieniąc i przyciskając do piersi poduszkę jakby w obawie, że Uchiha mu ją zabierze - No bo Gama-chan została w zamku...

- Gama-chan? Tylko mi nie mów, że dziedzic Konohy śpi z maskotką - zakpił Sasuke, ale widząc zawstydzoną minę księcia pokiwał tylko głową i wpuścił go do środka - I pomyśleć, że niedługo masz zasiąść na tronie... To królestwo upadnie... Z hukiem... - mamrotał zrezygnowany.

- Mówiłeś coś Draniu?

- Czemu cały czas mnie tak nazywasz? Mam imię, wiesz? - zapytał czarnowłosy uważnie przyglądając się księciu właśnie zajmującemu jego posłanie.

- Eee... nieważne - zaśmiał się nerwowo Naruto drapiąc włosy na karku - Chidori? - zapytał blondyn spoglądając na grawerunek na mieczu Sasuke.

- Kakashi go tak nazwał jeszcze zanim go otrzymałem. Zmienianie imienia ostrzu przynosi pecha, więc tak już zostało - wyjaśnił wzruszając ramionami - No, to teraz się tłumacz.

- Eee... Bo widzisz, Sai mi kiedyś przeczytał w jednym ze swoich poradników, że nazywanie ludzi ksywkami pomaga wzmacniać przyjaźń, także no... Żadne inne określenie do ciebie nie pasuje...

- Nie kończ - uciął Uchiha popadając w coraz większe zwątpienie co do przyszłej współpracy z książęcą strażą.

- Wiesz ,,Sasuke" to naprawdę rzadkie imię - zaczął Uzumaki nie bardzo wiedząc, na jaki temat rozpocząć rozmowę.

- Więc lepiej jak zostanę pospolitym Draniem, co? - zakpił czarnowłosy w odpowiedzi na co książę tylko nadął policzki, po czym odwrócił się do ściany szczelnie przykrywając kołdrą i milczał dłuższą chwilę.

- Iruka ostatnio mi opowiadał o Sasuke Sarutobim... Podobno był wspaniałym rycerzem, dzięki niemu mój pradziadek zjednoczył królestwo i mógł zasiąść na tronie... Wspominał, że jego sprawiedliwość i szacunek do przeciwników na polu walki zapewniły mu wieczną pamięć wśród wojsk Konohy... Cały czas słyszę, że lepszego rycerza od niego nie było i już nie będzie... - opowiadał sennym głosem Naruto kiedy znowu zwrócił twarz w kierunku młodego Uchihy.

- A wiesz chociaż dlaczego wybuchła ta wojna domowa? - zapytał czarnowłosy siadając na brzegu łóżka z zamiarem położenia się. Nie miał zamiaru wylegiwać się na podłodze. Jeśli już Naruto do niego przylazł, to musi przeboleć, że będą spali razem. Dosłownie.

- Nigdy nie miałem głowy do historii - zaśmiał się już praktycznie w półśnie blondyn.

- Mogłem się domyślić - drwił dalej Sasuke starając się nie zwracać uwagi na przytulającego się do niego przez sen chłopaka - Ale faktycznie, to po nim dostałem imię.

Tej nocy Naruto dokonał niemożliwego. Wreszcie, po czterech latach poszukiwań, udało mu się znaleźć księżniczkę Uchiha. Co najlepsze, dziewczyna nie była już ścigana przez Orochimaru i z radością przyjęła jego oświadczyny. Blondyn od razu po usłyszeniu upragnionego ,,tak" i założeniu na jej palec złotego pierścionka zerwał się na nogi żeby złożyć na jej czerwonych, delikatnych ustach pocałunek. Przymrużył oczy gotów posmakować upragnionych warg. Niestety, kiedy twarz Naruto i jego ukochanej dzieliły zaledwie centymetry poczuł lekkie uderzenie w głowę. Nie całkiem świadomy co się dzieje uchylił powieki żeby sprawdzić kto ośmielił się zakłócić mu tą piękną chwilę. Odwrócił się w prawo, bo wydawało mu się, że z tej strony otrzymał cios. Okazało się, iż osobą, która go uderzyła była księżniczka! Może miała krótsze włosy i była bardziej płaska niż zapamiętał, ale nie było mowy o pomyłce. Tylko jak to możliwe skoro chwilę temu była przed nim.

- Śnieżko! - zawołał wyciągając w jej stronę dłoń.

- Ja ci, kurwa, dam Śnieżkę! - wysyczał w odpowiedzi chłodny głos, a następne co Uzumaki poczuł to silne pociągnięcie za rękę i ból bliskiego spotkania z drewnianą podłogą.

- Sasuke? - zdezorientowany Naruto rozglądał się po pokoju nie całkiem będąc w stanie połączyć fakty. Był pewny, że chwilę temu widział ósmy cud świata, w postaci księżniczki Uchiha, a teraz miał przed sobą tylko czarnowłosego rycerza, który z kobietą miał tyle wspólnego co Choji z dietą - Śniło mi się - rzekł w końcu zrezygnowany.

- Pakuj się. Za pół godziny wracamy do zamku - poinformował rzeczowo czarnowłosy.

- A co z tym całym ,,castingiem"?

- Do przesilenia zostały ponad dwa tygodnie, nie mam zamiaru tyle tu z tobą siedzieć.

Droga powrotna do zamku minęła im w dość napiętej atmosferze. To znaczy, będąc precyzyjnym, to Sasuke był cały spięty i odzywał się jeszcze mniej niż zwykle. Książę natomiast wydawał się w ogóle nie zauważać podłego nastroju towarzysza podróży. Cały czas wypytywał tylko Konohamaru o to, jak to się stało, że Zabuza go złapał. Wyszło na to, iż chłopak faktycznie chciał dorobić dostarczając na zlecenie niejakiego Haku przesyłkę. Odbiorcą paczki okazał się sam Zabuza, który oczywiście, jak na najemnika przystało, nie mógł przepuścić okazji do łatwego zarobku i postanowił sprzedać posłańca. Kiedy natknęli się na Naruto i Sasuke, akurat zmierzali do kryjówki, gdzie Momochi planował zatrzymać się aż do czasu finalizacji transakcji. Ot cała historia, którą teraz Uchiha uznał za wręcz banalną, ale co nie ulegało wątpliwości, pojawianie się tak jawnie działających handlarzy ludźmi na terenie Konohy było niepokojące. Według wiedzy jaką przekazali mu Kakashi i książę Uzumaki wcześniej takie wypadki nie miały miejsca.

Drugim problemem zajmującym większą część myśli Sasuke była groźba ujawnienia tego, że on i księżniczka Uchiha to tak naprawdę jedna i ta sama osoba. Niby Naruto zachowywał się względem niego normalnie, więc nic nie wskazywało na to żeby się czegokolwiek domyślał. Blondyn najwyraźniej całą sytuację uznał za senne przywidzenia. Ale z tym Młotkiem niczego nie można było być pewnym. Czarnowłosy obawiał się, że któregoś ,,pięknego" dnia, trybiki w małym móżdżku księcia faktycznie zaskoczą i w jakimś najmniej odpowiednim momencie wykrzyczy, że dowódca jego straży za młodu udawał kobietę. Przecież gdyby zupełnie nic mu nie świtało, nie zacząłby nagle wołać do niego per Śnieżko, prawda? Nawet nie chciał sobie wyobrażać jakie piekło się wtedy rozpęta...

Po cichu liczył, że dobry los da mu jeszcze kilka dni spokoju na przemyślenie planu działania. Jakież to były bezpodstawne nadzieje... Po raz kolejny wyszło na to, że Fata, Mojry, Zorze czy jakieś inne tego typu cholery, chcą udowodnić mu, że jego plany nic nie znaczą.

Kiedy tylko wjechali na zamkowy dziedziniec Sasuke dostrzegł stojących przed wejściem podróżnych. Nie planował zwracać na nich żadnej uwagi. Rozmawiali z Kakashim, więc w razie jakiegokolwiek zagrożenia to on by zareagował. Nie było wobec tego potrzeby zawracać sobie nimi głowy. I pewnie Sasuke przeszedłby koło nich obojętnie, gdyby nie słowa Łowcy, które dosłownie wyrwały mu powietrze z płuc:

- Czyżby coś się stało, że pofatygowałeś się do nas osobiście, książę Itachi?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro