Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witajcie!

Słowo dla tych, którzy zbłądzili w Internetach na tyle, żeby znaleźć to opowiadanie ;)

Skoro dotarliście aż tutaj, to liczę na to, że doczytacie do końca i wyrazicie swoją opinię. Jestem otwarta na krytykę. Wiem, że pisać nie umiem, ale lubię to robić – co poradzić? :P

Nie przedłużając:

************************************************

- ,,Cera biała jak śnieg, usta czerwone niczym krew i włosy czarne jak heban..." Jasne, kurwa! – warknął chłopak, przyglądając się swojemu odbiciu w olbrzymim lustrze o bogato zdobionej ramie. Z grymasem obrzydzenia pociągnął za falbanę białej sukni, którą miał na sobie.

- Śnieżko! Śnieżko! – jego uszu dobiegł rozbawiony głos z korytarza.

- Kiedyś nadejdzie ten piękny dzień, kiedy to cię wykastruje Itachi – wycedził lodowato, piorunując wzrokiem wchodzącego właśnie do pokoju mężczyznę.

- Oj już się tak nie denerwuj. Złość piękności szkodzi – odparł rozbawiony przybysz, ale już po chwili musiał zaniechać prób drwienia z młodszego brata i w pośpiechu unikać lecących w jego stronę przypadkowych przedmiotów. – Już czas – dodał o wiele poważniejszym tonem, kiedy drugi chłopak wreszcie się uspokoił.

- Boże... - westchnął młodszy, wpinając jednocześnie w długie włosy biały welon i przykrywając nim twarz. Podał bratu rękę i razem wyszli na korytarz, zmierzając w kierunku kaplicy, gdzie właśnie miał się odbyć ślub.

- Zawsze mogło być gorzej... – spróbował go jeszcze jakoś pocieszyć mężczyzna, na niewiele się to jednak zdało.

Pewnie zastanawiacie się, o co właściwie tu chodzi. Otóż śpieszę z wyjaśnieniem. Czarnowłosy chłopak, który był właśnie wciśnięty w ślubną suknię z tuzinem falban i piekielnie niewygodnym gorsetem, tak naprawdę miał na imię Sasuke i był młodszym synem zmarłego 12 lat wcześniej króla Fugaku Uchihy. Obok niego szedł, prowadząc go pod rękę do ołtarza, nikt inny jak dziedzic królestwa, jego starszy brat Itachi. Zmierzali właśnie w kierunku kaplicy, gdzie miała się niebawem odbyć ceremonia zamążpójścia tego młodszego. Tak! Nikt się nie przesłyszał. Sasuke już za chwilę miał zostać wydany za gościa o wybitnie podejrzanych preferencjach seksualnych, niejakiego Orochimaru. Powstaje jednak pytanie: jak to się, do cholery, mogło stać? Otóż odpowiedź jest jedna i wbrew pozorom niezbyt skomplikowana. Obłęd, moi drodzy. Dokładnie, tak. Królowej najzwyczajniej w świecie odbiło po śmierci Fugaku. Kobieta wręcz obsesyjni pragnęła mieć córkę, co po nagłym zejściu z tego świata jej męża (Panie świeć nad jego duszą) możliwe już niestety nie było. Dlatego zaszczytną rolę królewny na zamku musiał przejąć na siebie młodszy syn, który zdaniem matki, z uwagi na delikatniejszą urodę, miał ku temu idealne predyspozycje. Sytuacja wydawała się przez wiele lat absurdalna dla wszystkich, zarówno stanu szlacheckiego, jak i chłopów, jednak z uwagi na to, że królowa była dobra dla podanych i raczej nieszkodliwą świruską to nikt nie widział problemu w jej ekscentrycznym zachowaniu. No może nikt, poza samym Sasuke, ale on akurat niewiele mógł na to zaradzić. Problem stał się jednak zdecydowanie poważniejszy, gdy na zamku pojawił się hrabia Orochimaru, który z miejsca zakochał się w pięknej ,,królewnie". Nawet rewelacja w postaci faktu, że królewna, jak na królewnę, ma co nieco za dużo między nogami nie zniechęciła go do ślubu ze Śnieżką... Saską... znaczy Sasuke.

I tak oto znaleźliśmy się w kaplicy, gdzie właśnie bogu ducha winny czarnowłosy chłopak został związany węzłem małżeńskim z... no cóż, starym oblechem.

Po ceremonii odbyła się wystawna uczta, na którą zaproszono wszystkich, bardziej liczących się w okolicy, szlachciców. Tylko cudem udało się Itachiemu wybić matce z głowy pomysł ściągnięcia do zamku również gości z zagranicy, którzy z całą pewnością nie przymknęliby oka na nietypową uroczystość ślubną, a jego biedny młodszy brat stałby się pośmiewiskiem na długie lata. Mimo tego przyjęcie i tak było olbrzymie, w końcu królowa wydawała za mąż swoją kochaną ,,córeczkę".

Sasuke siedział więc na olbrzymim, obitym białym materiałem krześle starając się rozluźnić, przynajmniej o tyle o ile pozwalał mu gorset i niedorzeczna sytuacja, w której się znajdował. Wcale nie ułatwiała mu tego obecność jak na jego gust, zdecydowanie zbyt bliska, obecność Orochimaru. ,,Mąż" chłopaka najwyraźniej nie odczuwał żadnego skrępowania przystawiając się do innego mężczyzny w obecności całego tabunu gości, co tym bardziej doprowadzało jego ofiarę do białej gorączki. Sasuke, mimo najszczerszych chęci, nie był w stanie zrozumieć, jak ten stary dziad może twierdzić, że się w nim zakochał znając jego płeć. Za niepojęte uważał samo darzenie uczuciem innego mężczyzny, a jeszcze bardziej przerażające dla niego było nieskrywane pożądanie, jakie wywoływała jego osoba u Orochimaru. Chłopak na samo wspomnienie o tym, co ,,mąż" obiecał mu zafundować podczas nocy poślubnej poczuł obrzydzenie, a kawałek chleba, który właśnie miał w ustach nie chciał mu przejść przez gardło. Zbliżająca się noc poślubna napawała młodzieńca istnym przerażeniem, co można uznać za niezwykłe, bo normalnie nic nie było straszne młodemu królewiczowi. No ale cóż, każdy czułby się niespokojny, gdyby jakiś facet, o istnym uroku gada, czyhał na jego cnotę.

Kiedy uczta wreszcie się skończyła Orochimaru, mimo licznych protestów, a nawet próby zaatakowania go nożem do masła zabranym ze stołu podczas uczty, zaciągnął biednego Sasuke do sypialni. Chłopak w akcie desperacji podjął ostatnią próbę obrony okładając ,,męża" swoim ślubnym bukietem. Jak można się było spodziewać, nie przyniosło to oczekiwanych efektów, a biedny Sasuke stał teraz z wiązanką połamanych łodyg przed śliniącym się na jego widok gadem. Chłopak załamany i z każdą chwilą coraz bardziej przerażony uznał, że nic go już nie uratuje przed tym, co miało nastąpić. Jednak kiedy już miał się poddać, ktoś z impetem wpadł do pokoju krzycząc, że więcej nie da się zaprosić na żaden ślub.

W drzwiach stał zasapany młody chłopak z roztrzepanymi blond włosami i nieziemsko niebieskimi oczami, wyrażającymi rosnącą irytację przybysza. Sądząc po jego stroju pochodził z wyższych sfer. Wyraz twarzy nieznajomego zmienił się ze zdenerwowanego w szczerze zdumiony, kiedy zlustrował wzrokiem bałagan w pokoju, po czym szybko skierował spojrzenie na przebywające tam osoby. Nie zwrócił szczególnej uwagi na Orochimaru jednak kiedy dostrzegł Sasuke otworzył szeroko oczy nie mogąc wydusić ani słowa. ,,Mój Książę na białym koniu" – pomyślał zgryźliwie czarnowłosy, jednak w duchu odetchnął, bo właśnie dostrzegł dla siebie szansę na ratunek.

- Pomóż mi, proszę... - wyszeptał Sasuke starając się, aby jego głos łamał się, żeby jak najlepiej udawać przerażoną kobietę. – On próbował... Mnie... Mnie zgwałcić.

Wtedy właśnie stało się dokładnie to, czego czarnowłosy młodzieniec oczekiwał od nieznajomego. Blondyn w jednej chwili sięgnął miecza przymocowanego do paska spodni i zaatakował z wściekłością Orochimaru nie dając mu nawet dojść do słowa. Sasuke również zdecydował się nie tracić czasu i od razu, kiedy nawiązała się przepychanka, rzucił się do ucieczki.

- Kiedyś ci się odwdzięczę – rzucił jeszcze w stronę blondyna, kiedy był już przy drzwiach, po czym od razu pobiegł w kierunku stajni.

Nie zważając na zdumione głosy i jakiekolwiek protesty porwał jedynego osiodłanego konia i wyjechał z zamku nie zwracając nawet uwagi na to, że ciągle ma na sobie ślubną suknię. Kiedy tylko przekroczył bramę swojego więzienia, poczuł się lepiej i skierował w stronę granicy z Konohą, jedynym państwem, z którym jego rodzina była skłócona, więc mógł mieć pewność, że nikt go tam szukać nie będzie. Pędził, nie odwracając się za siebie i wiedząc, że właśnie rozpoczyna nowy rozdział w życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro