Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ten rozdział był dla mnie wyzwaniem. Chyba największym jak do tej pory. Ciągle nie jestem pewna czy dałam radę oddać emocje, jakie odczuwali bohaterowie podczas ich konfrontacji... Ale mam nadzieję, że chociaż trochę mi się to udało. Jeśli nie, to śmiało mi to wytknijcie żebym wiedziała jak to poprawić w przyszłości ;)

Miłej lektury :)

*********************************************

Sasuke poczuł się lepiej po rozmowie z bratem i Kisame. Jakkolwiek ona nie wyglądała, to wystarczyła żeby podnieść go na duchu. Ciągle był zły, że wszystko się wydało, ale miał też świadomość, że nie mógłby się tutaj ukrywać w nieskończoność. Liczył jednak na to, iż znajdzie spokój na trochę dłużej... Ehh, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, stwierdził wchodząc do biblioteki gdzie, jak dowiedział się od jednej ze służących, przebywał król Minato.

Tym razem obok niebieskookiego blondyna była jego żona. Sasuke pierwszy raz widział królową Konohy i musiał przyznać, że kobieta była piękna. Ogniście rude włosy w niektórych pasmach przypominały nawet czerwień. Duże oczy o bystrym, przenikliwym spojrzeniu i zacięty wyraz twarzy, taki sam jaki miał Naruto wtedy, gdy informował go, że rusza szukać Konohamaru.

- Ty! Gdzie żeś wywiózł mojego synka?! – zaatakowała go kobieta zanim jeszcze zdążył otworzyć usta. Pewnie same słowa królowej nie byłyby dla niego takim szokiem jednak fakt, iż pytając o to szarpała go za przód koszuli i wygrażała pięścią, już był. Widać lekkie nieokrzesanie książę odziedziczył właśnie po niej.

- Kochanie przecież Shikamaru ci tłumaczył, że Sasuke jest bardzo religijny i zabrał Naruto do świątyni żeby pomodlić się o udaną współpracę – uspokajał żonę Minato, a Uchiha o mało nie parsknął śmiechem słysząc to wyjaśnienie. Czy Shikamaru naprawdę nie było stać na coś lepszego?

- Rzeczywiście – zaśmiała się kobieta, a jej nastrój zmienił się w ułamku sekundy – Skoro tak, to powinieneś poznać Kuramę, na pewno znaleźlibyście wspólne tematy.

- Z całym szacunkiem, ale jestem tutaj właśnie w sprawie mojej ,,współpracy" z Naruto – zaczął nie bardzo wiedząc czego się spodziewać po wypowiedzeniu kolejnych słów – Muszę zrezygnować z ochrony księcia...

Tak i wtedy właśnie się zaczęło... Król zadawał setki niewygodnych pytań o przyczynę odejścia, które swoją drogą utwierdziły Uchihę w przekonaniu, że żadne niepotrzebne rewelacje jeszcze po zamku się nie rozeszły. Królowa tymczasem zapewniała, iż jeśli winą jego rezygnacji jest jakieś nieodpowiednie zachowanie jej syna to ona już mu nabije rozumu do głowy. Zanim Sasuke udało się przekonać władców Konohy o tym, że przyczyną jego rezygnacji są tylko i wyłącznie sprawy osobiste minęły prawie dwie godziny. Chłopak miał wrażenie, że jeśli to przesłuchanie potrwałoby dłużej, to po raz kolejny wykrzyczałby wprost, że to on był swego czasu księżniczką Uchiha i dlatego musi teraz opuścić Konohę. W każdym bądź razie wiedział, że najgorsze i tak było jeszcze przed nim.

Naruto wydawało się, że siedział w gabinecie ojca już całą wieczność i chyba po raz pierwszy w życiu samotność mu nie przeszkadzała. Nie potrafił nawet jasno określić jak się czuł w tej chwili. Jedyne co przychodziło mu do głowy, to denne stwierdzenie, rodem z powieści Zboczonego Pustelnika, że miał złamane serce. I to przez faceta. Bo chyba tak powinien to określić, prawda? To mu się wprost nie mieściło w głowie.

Po raz tysięczny wracał do chwili kiedy wyratował Śnieżkę... Sasuke – poprawiał się raz po raz w myślach zgrzytając zębami ze złości pomieszanej z bezsilnością.

Ojciec wysłał go wtedy razem z Tsunade jako posłańca z gratulacjami ślubnymi. Doskonale pamiętał ten obszerny list z wyrazami szacunku i życzeniami dla młodej pary mający faktycznie na celu poprawę stosunków miedzy państwami. Minato uznał, że Sharingan jest jedynym państwem, które jest od Konohy zupełnie odcięte. Krajów w tamtej chwili nie łączyły dosłownie żadne relacje, czy to polityczne, czy gospodarcze.  Król był natomiast przekonany, że trzeba to zmienić w obliczu pogłosek o tworzącej się organizacji chcącej przeprowadzić zamach na panujących władców – Akatsuki. W każdym razie, kilka chwil po tym jak dotarli do zamku Tsunade gdzieś ,,zniknęła", a tak po prawdzie to Naruto zagubił się z zaciekawieniem zwiedzając pałac. I to właśnie poszukując wyjścia z plątaniny korytarzy wpadł, i to zupełnie przypadkowo, do sypialni gdzie Orochimaru i Śnieżka, cholera poprawił się po raz kolejny, Orochimaru i Sasuke mieli... Aż warknął uderzając pięścią w stół, nie chciał kończyć tej myśli. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek wcześniej był aż tak wściekły i zagubiony jak w tej chwili. Sam siebie nie poznawał.

Pogrążony we wspomnieniach nawet nie zauważył, iż nie jest już w pokoju sam. Podniósł wzrok na stojącego przy oknie Sasuke. Chłopak wpatrywał się w ciemność po drugiej stronie szyby z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Naruto dopiero teraz dostrzegł jak rzeczywiście jest podobny do dziewczyny, którą wtedy uratował. Jak mógł być tak głupi, że spędzając z nim ostatnie trzy dni tego nie zauważył? Ale kto by szukał w przypadkowym rycerzu, i do tego jeszcze takim Draniu, podobieństwa do swojej... ukochanej? Czy on w ogóle mógł jeszcze tak mówić?

Cisza wisząca w gabinecie była tak ciężka i nieprzyjemna, że pewnie gdyby znalazła się tam osoba postronna uciekłaby w popłochu bez zastanowienia. Ale oni nie mieli innego wyjścia jak tylko zostać na miejscu. Oboje wiedzieli, iż ta rozmowa musi się odbyć, tyle tylko, że żaden nie wiedział jak zacząć.

- Saska, co? – zapytał wreszcie pustym głosem Naruto.

- Taa... Słodko, nie? – rzucił sarkastycznie w odpowiedzi Uchiha nawet na niego nie patrząc.

Znowu w gabinecie zapadła cisza.

- Książe, słuchaj... - tym razem to Sasuke nie wytrzymał.

- Cztery lata... - przerwał mu Naruto. Chłopak nie potrafił sobie poradzić z chaosem myśli i emocji, które nim targały, przez co zaczynały mu puszczać nerwy – Cztery cholerne lata! Wyobrażasz sobie?! Dokładnie tyle szukałem księżniczki – ostatnie słowo wręcz wysyczał zrywając się z miejsca.

- Naruto...

- Jeszcze nie skończyłem! – wrzasnął wprawiając Uchihę w osłupienie, nie spodziewał się takiego wybuchu – Sasuke... Ja ją kochałem... Kochałem! Chciałem uratować od Orochimaru...

Czarnowłosy był w szoku. To co usłyszał było.... no wcześniej myślał, że Naruto tak się piekli przez to, że go okłamał. Przez to, że wykorzystał Konohę jako schronienie bez ich wiedzy, a co za tym idzie istniała możliwość, że Orochimaru upominając się o niego wplącze w to również politykę, ale tego się nie spodziewał. No bo jak mógłby coś takiego przewidzieć? Naruto spotkał go w kobiecej wersji raz i to jeszcze w takich, a nie innych okolicznościach. Uzumaki faktycznie był nieprzewidywalny i to nawet bardziej niż Sasuke myślał do tej pory. Ale w zasadzie, co on mógł poradzić? Ciągle uważał, że w tamtej chwili to on był ofiarą. Ofiarą, poniekąd, własnej matki. Może gdyby wiedział, że Naruto czuł coś do księżniczki wyjaśniłby wszystko po przybyciu do Konohy, ale niestety nie miał o tym pojęcia. A teraz nie mógł już nic na to poradzić. Przecież nie skrzywdził Naruto, bo najwyraźniej tak ten to odbierał, z rozmysłem...

- Dobrze się bawiłeś?! – usłyszał nagle pełen wyrzutu głos – Wiedziałeś, że jej szukam. Wiedziałeś co czuję. I nie mów, że nie, bo i tak nie uwierzę! Kpiłeś ze mnie cały ten czas! Wiesz czego najbardziej nienawidzę w ludziach? Tego jak bawią się cudzymi uczuciami... Jesteś Draniem! Najgorszym jakiego spotkałem! Na co ty w ogóle liczyłeś przyjeżdżając tutaj, co?!

- I czego niby ode mnie oczekujesz?! Mam cię przepraszać?! – teraz również Sasuke puściły nerwy – Myślisz, że mi się to podobało? Że z własnej woli latałem przez ponad dziesięć lat w sukienkach? Że chciałem żeby Orochimaru się do mnie dobierał?

Między nimi po raz kolejny zapanowała cisza, w której dało się słyszeć tylko ich ciężkie oddechy spowodowane zdenerwowaniem. Obaj już zupełnie stracili nad sobą panowanie. Jeden czuł się zraniony i przede wszystkim oszukany. Drugi nie widział w tym swojej winy, a przez to drażniły go kierowane do niego oskarżenia. Mierzyli się spojrzeniami. Każdy sądząc, że ma większe prawo do wściekłości i żaden nie zamierzał ustąpić temu drugiemu. Nawet jeśli jeszcze kilka godzin temu myśleli, że mogliby zostać przyjaciółmi, to teraz wyobrażali sobie jakie by to było uczucie przekonać przeciwnika do swoich racji pięściami. Żaden jednak nie odważył się zrobić nic w tym kierunku. Mimo wszystko coś ich przed tym hamowało.

- Mogłeś mi powiedzieć – rzekł w końcu Naruto. Będąc szczerym, to nie wyobrażał sobie jak miałoby wyglądać przekazanie mu takiej informacji, ale i tak ciągle uparcie trzymał się przekonania, że lepsza najgorsza prawda niż jakieś niedopowiedzenia.

- Jasne – prychnął czarnowłosy – Cześć jestem Sasuke od dzisiaj będę nowym dowódcą twojej straży. A tak na marginesie to kiedyś uratowałeś mnie od wylądowania w łóżku z Orochimaru... Tak to widzisz?

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi.

- Więc o co? W życiu by mi do głowy nie przyszło, że ktoś może zakochać się w dziewczynie, którą spotkał raz. Naruto bądź poważny! Jak można się zakochać w osobie, której się nawet nie zna?

- A co ty możesz o tym wiedzieć?!

Sasuke zamilkł na dłuższą chwilę, bo rzeczywiście nie miał pojęcia o czym książę mówił. Sam nigdy nikogo nie obdarzył takimi uczuciami. Gwoli ścisłości on nawet nie bardzo miał możliwość się w kimkolwiek zakochać. Przecież praktycznie od najmłodszych lat był przebierany za księżniczkę co oczywiście skutkowało tym, że przedstawiano mu samych potencjalnych narzeczonych. A powiedzieć, że Sasuke nie był tymi mężczyznami zainteresowany, to zdecydowanie za mało. On im w myślach wygrażał śmiercią na milion okrutnych sposobów za samo złapanie go za rękę. Nie wspominając już o śmiałku, który przejawiał wyjątkową odwagę albo, jak to określił sam Sasuke, głupotę próbując go pocałować, przez co biedak skończył pozbawiony dwóch jedynek za sprawą celnego ciosu kijem do gry w polo (tak, od tej pory Uchiha pokochał tą grę). I mniej więcej takie były doświadczenia w tej materii jeśli chodzi o Sasuke. Przynajmniej do czasu Orochimaru, bo z nim było nawet gorzej... Ale o tym nie miał zamiaru Naruto opowiadać, mimo wszystko duma by mu na to nie pozwoliła.

- Kakashi powiedział, że jesteś tutaj przez wzgląd na obietnicę złożoną tego dnia kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy – zaczął po chwili już spokojniej Naruto, ale ton jego głosu wcale się Sasuke nie spodobał. Był wyniosły i iście książęcy, zupełnie, ale to zupełnie nie pasujący do tego wiecznie roztrzepanego blondyna – Zwalniam cię z niej.

- Co? – wydukał Uchiha. W zasadzie powinien powiedzieć, że te słowa były mu na rękę, jednak ton jakim zostały wypowiedziane i poważna mina Naruto zbiły go z tropu.

- Zwalniam cię z tej obietnicy. Nie musisz już mnie ochraniać – uściślił odwracając się do Sasuke plecami – A teraz proszę cię wyjdź.

- Jak sobie książę życzy – syknął Sasuke zatrzaskując za sobą drzwi. Nie miał nic więcej do powiedzenia, bo każde kolejne słowo groziło użyciem na Naruto Chidori.

Obaj odetchnęli ciężko kiedy już zostali sami. Sasuke wpatrywał się nic nie widzącym wzrokiem w ścianę korytarza zaciskając dłonie na mieczu. Naruto natomiast opadł na fotel oczy kierując na ciemne drewno blatu biurka, jakby poszukując w nim jakiejkolwiek podpowiedzi odnoście tego co ma dalej zrobić. Każdy po raz kolejny odtwarzał w głowie przebieg ich rozmowy. Czy żałowali wypowiedzianych słów? Nawet jeśli tak, to żaden by się do tego nie przyznał, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie kiedy ciągle byli zaślepieni mieszanką uczuć, nad którą w żaden sposób nie potrafili zapanować.

Sasuke po dłuższej chwili myślenia o tym co zaszło skierował się do wyjścia z zamku. Przypominając sobie po raz kolejny jak Naruto zwalniał go ze zobowiązania ściągnął chustę ze znakiem Konohy z miecza po to aby zawiesić ją na klamce pokoju, w którym aktualnie nocował Kisame. Wiedział, że rycerz będzie wiedział co to oznacza i co musi teraz zrobić.

- Nie daj się zabić przed koronacją – szepnął Sasuke jeszcze zanim przekroczył bramy zamku z przekonaniem, że w najbliższym czasie jego noga już tam nie postanie. Odjechał nie oglądając się za siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro