Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak teraz pomyślę o początkach tej historii to aż nie wierzę, że właśnie napisałam 16 rozdział :P Ogromnie się cieszę, że spodobało się wam to co stworzyłam i chciałam podziękować za każdy komentarz i każdą gwiazdkę, bo dzięki nim ta opowieść wygląda tak jak wygląda ;)

Miłej lektury:

*************************

Naruto przez chwilę stał osłupiały podejrzewając, że się przesłyszał, bo niby dlaczego Orochimaru miał stać na czele poselstwa z Amegakure? Oczywiście wiedział o zażyłości między nim a Nagato, ale jeśli chodziło o skład oficjalnej delegacji to nie mógł wysłać kogoś spoza królewskiej rady. Wyglądało więc na to, iż Orochimaru od ich ostatniego spotkania znacznie poszerzył swoje wpływy, a to nie wróżyło dobrze nikomu...

Do dziś pamiętał ten wykład jego ojca po powrocie z Sharingan i zepsuciu tam tego przeklętego ślubu. Wtedy przez ponad godzinę musiał słuchać, że z kim jak z kim ale z Orochimaru zadzierać mu nie wolno. Hrabia miał bowiem wielu wysoko postawionych znajomych i to nie tylko na dworze Amegakure. Właśnie przez to był bardzo niebezpiecznym wrogiem, zwłaszcza dla przyszłego władcy, któremu nie udało się jeszcze wypracować swojej pozycji na arenie międzynarodowej. Wystarczyłoby żeby szepnął słówko temu, czy tamtemu hrabiemu, a wieści rozniosłyby się po radach królewskich w różnych państwach lotem błyskawicy i Naruto musiałby się na każdym kroku pilnować. Wiedział jak trudno jest mu utrzymać w ryzach swój cięty język i przekonania, często nawet zbyt prostolinijne jak na przyszłego króla, nie potrzebował aby dodatkowo patrzono mu na ręce przy każdej okazji. A póki co, niestety, wszystko zmierzało w kierunku ich konfrontacji... Wcześniej, czy później, ale Naruto czuł, że do niej dojdzie...

W tej chwili starał się nie myśleć o tym jak trudno jest wypracować zaufanie wśród innych władców... Wiele o tym słyszał od swojego przyjaciela Gaary, który musiał zasiąść na tronie jeszcze przed dwudziestymi urodzinami. Był najmłodszym wśród wtedy panujących królów, nie miał szczególnego doświadczenia i przez to bardzo długo nie mógł uzyskać zaufania innych władców, skutkiem tego wypowiedziano nawet kilka traktatów wiążących Sunę i pobliskie królestwa. Na szczęście Gaara szybko pokazał jak rozważnym jest politykiem i nie doprowadziło to do żadnych poważniejszych międzynarodowych zawirowań. Fakt jednak pozostawał faktem – polityka była niezwykle delikatną dziedziną i Naruto wiedział, że powinien się pilnować na każdym kroku.

Nie było to dla niego łatwe, to musiał przyznać. Te wszystkie oficjalne spotkania, protokół dyplomatyczny i te całe międzynarodowe zobowiązania zawsze przyprawiały go tylko o ból głowy i nieprzyjemne uczucie swoistego związania jego działań. O ile wszystko byłoby prostsze gdyby urodził się jako zwykły szlachcic? Najchętniej wziąłby przykład z Sasuke i zwiał gdzieś daleko od tych wszystkich problemów, ale to nie skończyłoby się dobrze dla jego poddanych, a przecież to oni byli najważniejsi. Nie mógł dopuścić żeby miejsce Minato na tronie zajął Naoki z tym swoim dziwnym doradcą Sasorim i jego manią na punkcie rozszerzania wpływów Konohy, to by się skończyło upadkiem całego królestwa...

Rozmyślania o tym wszystkim zawsze wpędzały go w depresyjny nastrój. Pewnie większość ludzi cieszyłaby się z urodzenia w królewskiej rodzinie, ale nie on. Ta cała odpowiedzialność... Wypuścił ciężko powietrze z płuc. Znowu to robił. Za dużo myślał i przez to tylko tworzył nowe problemy. Najpierw to, po co tu przyszedł, przyszłością królestwa zajmie się kiedy już odzyska Sasuke... Pokręcił głową zrezygnowany. Odzyska Sasuke? Co to w ogóle za stwierdzenie? Nie czas na to...

- Gdzie on jest? – zapytał wychodząc zza kolumny gdzie wcześniej stał. Doskonale wiedział, że nie musi precyzować o kogo mu chodzi.

Dwójka rycerzy wyglądała na szczerze zaskoczonych jego obecnością. Kisame starał się uciec wzrokiem od twarzy Naruto najwyraźniej zastanawiając się ile z ich rozmowy książę usłyszał. Kakashi natomiast mierzył go badawczym spojrzeniem, jakby starał się przejrzeć jego plany bez konieczności zadawania pytań.

- Po co ci ta wiedza? – zapytał wreszcie Łowca.

- Nie muszę ci się tłumaczyć – odparował Naruto.

Bo niby jak miał odpowiedzieć. Książęca duma nie pozwalała mu wyjawić, że szuka go aby przeprosić i zaproponować powrót do Konohy. Bo po to go szukał... Przynajmniej tak cały czas sobie powtarzał...

- Faktycznie, ty nie musisz się tłumaczyć, a ja nie muszę ci odpowiadać. Podlegam bezpośrednio rozkazom pary królewskiej, a do twojej koronacji jeszcze daleko – odparł po chwili zastanowienia Kakashi na co Naruto tylko zazgrzytał zębami.

- Wiesz gdzie on jest? – ponowił próbę mimo, że spodziewał się już jej zakończenia.

- Wiem – odparł wolno Łowca, ale widząc błysk nadziei w oczach Naruto pospiesznie dodał – Jednak miejsce jego pobytu zostanie między mną, Sasuke, a osobą u której się zatrzymał.

- Kakashi czemu wszystko utrudniasz – zaczął żałośnie – Muszę z nim jeszcze raz pogadać i wyjaśnić kilka kwestii.

- Nie ma takiej potrzeby, książę. Gdyby Sasuke chciał tutaj zostać, to by tu był. Zanim wyjechał prosił mnie o opiekę nad tobą, Panie, więc nie komplikuj tego... – wtrącił się Kisame za co Naruto miał ochotę go udusić gołymi rękami i to nie tylko przez treść jego wypowiedzi, ale przez te wszystkie wciskane do niej na siłę tytuły. A przez chwilę miał już nadzieję, że Hoshigaki z nich zrezygnuje – Dobrze by było żebyś wreszcie zrozumiał, Panie, że niedługo zostaniesz królem...

- Dobrze to by było gdybyś ty zrozumiał, że chcę znowu Sasuke w swojej straży! Nic do ciebie nie mam, ale...

- Książę nie powinien...

- Nie przerywaj mi! – zastrzegł wyciągając rękę i łapiąc rycerza za przód koszuli – Jeśli tak bardzo chcesz być idealnym, posłusznym rycerzem, to sprowadź do mnie Sasuke. To rozkaz!

- Eee... Panie... ja nie wiem... - zaczął wyraźnie zszokowany jego wybuchem Kisame.

- Co? Nie wiesz gdzie jest? To się nie wtrącaj kiedy rozmawiam z kimś pożytecznym – skwitował Naruto puszczając ubranie rycerza i ponownie kierując wzrok na Kakashiego – W takim razie co ty masz mi do powiedzenia?

- Sam go zwolniłeś z tamtej obietnicy, czemu teraz się tak unosisz? Sasuke tylko zrobił to czego oczekiwałeś – zauważył Łowca wprawiając księcia w jeszcze większe zdenerwowanie.

Naruto tylko zagryzł wargę zamiast odpowiedzieć. Złapał za pierwszy lepszy miecz ze stojaka wyciągając ostrze w kierunku swojego dawnego nauczyciela. Już od dawna nie walczył, ale teraz po prostu potrzebował chwili żeby znaleźć odpowiedź na pytanie Łowcy.

Czemu się tak uniósł? W zasadzie to sam chciałby wiedzieć... Od wczoraj zupełnie siebie nie rozumiał, nie potrafił pozbierać myśli, a przez to nie panował też nad uczuciami. Raz się smucił, później cieszył, a w jeszcze innym przypadku złościł. Tak jak teraz. Gdyby był jakąś podstarzałą babą stwierdziłby, że to menopauza, ale tak...

Przyszedł tutaj tylko zapytać, czy Kakashi nie zna miejsca pobytu Sasuke. Planował się z nim dogadać. Nie to żeby był w stanie jakoś konkretnie wyobrazić sobie ich dalszą relację, bo sam nie był przekonany czy będzie w stanie traktować księcia Sharingan normalnie wiedząc, że to on był księżniczką, w której się zakochał, ale chciał spróbować. Może udałoby im się jeszcze jakoś zaprzyjaźnić. Przez te trzy dni zdążył się do niego przywiązać. Jak zawsze. To była jego słabość, zbyt szybko obdarzał ludzi sympatią, ale to było silniejsze od niego... A w przypadku Sasuke zadziałało ze zwielokrotnioną siłą. Zresztą nieważne. Chodzi o to, że kiedy usłyszał, że Orochimaru ma pojawić się w Konoha uświadomił sobie, że ten gad ciągle chce znaleźć Sasuke. Nie wiedział skąd ani dlaczego, ale pojawiła się u niego strasznie irytująca myśl, że hrabia odbierze mu tego czarnowłosego Drania. Obawiał się, że Orochimaru przy okazji przybycia z poselstwem od Nagato może prowadzić jakieś osobiste poszukiwania Sasuke. Stanowiło to o wiele większe zagrożenie, bo w przeciwieństwie do najemników, którymi zazwyczaj się wysługiwał, on wiedział kogo dokładnie szuka. Nie chciał żeby książę Sharingan wpadł w jego ręce, bo wiedział co go tam czeka i to ani trochę mu się nie podobało. Poza tym Naruto chciał jeszcze raz porozmawiać z Sasuke, a jeśli Orochimaru jakimś cudem udałoby się go znaleźć, to prawdopodobnie nigdy by już go nie zobaczył.

- Dość tego – oznajmił Kakashi widząc, że pogrążony w myślach Naruto nie zamierza mu odpowiedzieć, a dodatkowo coraz wolniej reaguje na ataki – Sasuke jest w bezpiecznym miejscu, nie musisz się nim przejmować.

- Ale...

- Nie, Naruto. Wiem, że go polubiłeś, ale tak jak teraz jest nawet lepiej. Przez cztery lata kochałeś księżniczkę, która jak się okazało nie istniała. Zamiast niej był Sasuke. Nie próbuj mi wmówić, że już o tym zapomniałeś. Jego obecność tylko by ci o tym przypominała i skończyłoby się jak wczoraj...

- Wcale nie... - usiłował jeszcze coś powiedzieć, ale musiał sam przed sobą przyznać, że mogłoby być tak jak mówił Łowca.

To wcale nie tak, że zapomniał o swojej niespełnionej miłości. On po prostu w jakiś dziwny sposób nie mógł odpuścić i zostawić Sasuke. Nie wiedział czy to dlatego, że tak bardzo go polubił, czy może przez to, że gdzieś tam sobie ubzdurał, iż chroniąc jego tak naprawdę chroni swoją księżniczkę. Ale przecież jej nie było? Więc jak? No, nie wiedział, ale nie potrafił znieść myśli, że mógłby już nie spotkać Uchihy.

- Pozwolę ci się z nim zobaczyć – powiedział nagle Kakashi z lekkim uśmiechem. Domyślał się, że cała ta sytuacja przerosła Naruto i chciał mu jakoś pomóc, ale musiał być pewien, że obaj wszystko sobie poukładali i nie skoczą sobie do gardeł kiedy tylko się zobaczą – Ale najpierw musisz ochłonąć. Wtedy wszystko sobie wyjaśnicie. Trochę cierpliwości.

- Niech ci będzie – oznajmił w końcu Naruto nadymając policzki niczym niezadowolone dziecko.

- I jeszcze jedno. Powiem ci gdzie jest Sasuke, ale musisz najpierw obiecać, że nie spotkasz się z Orochimaru – zastrzegł Łowca.

- Chyba się nie boisz, że go wydam? – zapytał pełnym niedowierzania głosem.

- Nie, tego się akurat nie boję – zaśmiał się Kakashi – Bardziej chodzi mi o to żebyście nie wywołali jakiejś wojny przez księżniczkę Saskę.

- Zabawne – odparł z sarkazmem Naruto – Możesz być spokojny. Nie mam ochoty na żadne spotkania z tym gadem...

Naruto, który uznał rozmowę za zakończoną już miał wychodzić kiedy jeszcze coś przyszło mu do głowy.

- Któryś z was potrafi tańczyć? – zapytał przyglądając się dwójce rycerzy krytycznie.

Oboje pokiwali głowami jednak stwierdzenie czy to był ruch twierdzący, czy przeczący było poza zdolnościami księcia. Wyglądało na to, że nie otrzyma od nich pomocy na jaką liczył. Chciał znaleźć sobie innego nauczyciela, bo na samą myśl o lekcjach u Ebisu poczuł nieprzyjemny dreszcz na plecach. Facet był... powiedzmy specyficzny. Wymagający i wygłaszający filozoficzne przemowy, które nic z tańcem wspólnego nie miały, a później oczekujący rezultatów na miarę konkursu tańca. A najgorsze, przynajmniej z tego co Naruto słyszał, to fakt, iż dla swoich uczniów sam robił za partnera... Nie uśmiechało mu się bujanie do jakiejś pseudoromantycznej melodii z facetem o uroku rasowego zboczeńca. Równie dobrze mógłby tańczyć z Jiraiyą, efekty pewnie byłyby podobne. Westchnął ciężko zastanawiając się nad tym czy ktokolwiek z jego straży posiada w tym kierunku wystarczające umiejętności. Większość z nich była po prostu wojownikami. Potrafili posługiwać się bronią, ale ich obycie na salonach ograniczało się do podstawowych grzeczności i kilku kroków walca powtarzanych ciągle w tej samej kolejności. Nie to żeby on był lepszy, ale teraz potrzebował kogoś, kogo Ebisu z miejsca by nie odrzucił...

- W zasadzie to Sasuke potrafi, ale chyba tylko kobiece figury... Przynajmniej takich go uczyli, sam nie wiem jaka jest różnica... - zastanowił się głośno Kisame drapiąc po podbródku.

- No i widzisz Kakashi – podłapał Naruto głupio się uśmiechając – Bez Sasuke nigdy nie zrobicie ze mnie króla.

Łowca pokiwał tylko zrezygnowany głową. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Naruto, kiedy tylko się uspokoi, będzie chciał spotkać się z Uchihą. Nie podejrzewał jednak, iż nastąpi to tak szybko. Mimo to wolał, tak na wszelki wypadek, dać im jeszcze trochę czasu tym bardziej, że sam nie do końca wiedział o co chodzi z ,,genialnym planem" Jiraiyi. Miał tylko nadzieję, że przebywanie ze Zboczonym Pustelnikiem nie zniechęci go jeszcze bardziej do kontaktów z ludźmi...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A co do Jiraiyi, to właśnie ponownie przyglądał się wielkiemu nagłówkowi dzięki, któremu wpadł na kolejny pomysł zbliżenia Sasuke do Naruto. ,,Męska miłość najlepiej ma się na wojnie'', głosił napis, który natchnął Zboczonego Pustelnika. No całej wojny, to nie był w stanie im załatwić, ale jakąś małą bitwę to bez problemu. Aż sam się sobie dziwił, że wcześniej na to nie wpadł. Jako rycerz przecież doskonale wiedział, iż nic tak dobrze nie wpływa na określenie własnych uczuć, jak możliwość straty bliskiej osoby. Może i jego pomysł był lekko drastyczny, ale cóż, trudne problemy wymagają ekstremalnych rozwiązań. Ale wszystko po kolei. Tym razem zadziała subtelnie. To będzie operacja wielopoziomowa, a zacznie się od uśpienia czujności Sasuke. Znowu się uśmiechnął.

- Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani... - zanucił sobie, ale szybko ucichł słysząc trzaśnięcie drzwi do domu.

- Zostanę tutaj tylko przez wzgląd na zobowiązanie wobec Konohy, ale gwarantuje ci, że jeszcze jedna tego typu akcja i nie zawaham się użyć na tobie miecza – oznajmił wyniosłym tonem chłopak kiedy tylko przekroczył próg.

- Sasuke! Dobrze, że jesteś. Chciałem cię przeprosić, za to wszystko... - zaczął skruszonym tonem Zboczony Pustelnik w duchu chwaląc swoje zdolności aktorskie – Chciałem coś sprawdzić. Chodzi o materiały do mojej nowej książki... Ona ma być właśnie o miłości męsko-męskiej i zastanawiałem się jaki może być jej odbiór wśród przeciętnych czytelników. Dlatego ten poradnik... Przecież nie mogłem o tym powiedzieć na samym początku, bo twoja reakcja mogłaby nie być autentyczna...

- Książki? – zapytał Sasuke unosząc brew, a Jiraiya o mało znowu się nie zaśmiał. Skoro chłopak się do niego odezwał, to już z górki...

Punkt pierwszy: uśpienie czujności Uchihy i zdobycie jego zaufania – realizacja w toku. Odkreślił w myślach opowiadając dalej o książce, która nigdy powstać nie miała, ani nie powstanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro