Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witajcie, witajcie!

Tak więc na początek informacja: w najbliższym czasie rozdziały mogą pojawiać się rzadziej, jeszcze bardziej nieregularnie, ewentualnie przez jakiś czas mogą nie pojawiać się wcale. Niestety ale jestem zawalona nauką i się nie wyrabiam. Poza tym chyba moja wena się obraziła, albo po prostu brakuje jej słodyczy (bo postanowiłam przejść na dietę) i teraz perfidnie zastrajkowała :P

Stąd też moja prośba: jeśli po przeczytaniu tego rozdziału uznacie, że jest fatalny, coś w nim nie gra, albo cokolwiek wam nie pasuje dajcie znać. Postaram się to jakoś poprawić :)

No dobra dosyć marudzenia ;) Miłej lektury:

*****************************

Sasuke powoli odzyskiwał przytomność. Zaczynały docierać do niego poszczególne dźwięki, których jego umysł, przyćmiony bólem głowy, nie potrafił jeszcze zidentyfikować. Wyraźnie jednak czuł, że jest przez kogoś niesiony i to zupełnie jakby był workiem ziemniaków, a nie drugą osobą w kolejce do tronu Sharingan. Spróbował otworzyć oczy, ale po rozchyleniu powiek napotkał tylko ciemność założył więc, iż zasłonięto mu czymś oczy. W ustach miał całkowicie sucho, a knebel wcale nie poprawiał tego nieprzyjemnego uczucia. Starał się jakoś przekręcić jednak było to zupełnie bezcelowe, można nawet powiedzieć, że teraz było mu jeszcze bardziej niewygodnie a sznury na nadgarstkach wbijały mu się w skórę silniej niż do tej pory. Po szybkiej analizie swojego położenia doszedł do jedynego słusznego wniosku, a mianowicie, iż ma przejebane, bo najprawdopodobniej został porwany i zostanie ofiarą dla Jashina. Warknął coś, co miało być przekleństwem jednak przez knebel na ustach zabrzmiało jak zwykły bełkot. To jednak wystarczyło żeby uświadomić niosącą go osobę, iż odzyskał przytomność.

- O śpiąca królewna się obudziła i to nawet bez całusa – usłyszał rozbawiony głos napastnika, który mówiąc to dodatkowo lekko go podrzucił.

Zamarł na chwilę zastanawiając się czy te słowa były tylko zwykłym, zdaniem porywacza zabawnym, powiedzonkiem czy może jednak ma to oznaczać, iż osoba, która go uprowadziła doskonale wie z kim ma do czynienia. Od razu przypomniał sobie o nagrodzie, którą wyznaczył za znalezienie go Orochimaru przez co poczuł na plecach ciarki strachu, choć może bardziej obrzydzenia... W zasadzie oba określenia mu pasowały, więc nie dociekał, które uczucie dominowało. Szarpnął się ponownie. Doskonale wiedział, że nic tym nie osiągnie, ale to był odruch, instynkt obronny nad którym nie panował.

- No już, już nie denerwuj się księżniczko – usłyszał jako odpowiedź na swoje beznadziejne próby zrobienia czegokolwiek – Może nawet jakiś książę przyjedzie cię uratować...

Sasuke słysząc to aż na chwile przestał się szarpać. Tylko tego mu było trzeba, kolejnej osoby, która widziałaby go w chwili słabości. Fakt, że tym razem nie miał na sobie sukni, ale i tak jego ego cierpiało na tym, że dał się tak podejść, powinien być ostrożniejszy. Od dawna miał wrażenie, że cały jego rycerski honor przepadł w chwili kiedy matka po raz pierwszy wcisnęła go w sukienkę, a teraz jeszcze wyglądało na to, iż przez własną głupotę zginie z ręki jakiegoś podrzędnego jashinisty, który szuka ofiar przez ogłoszenia. No naprawdę, Sasuke już w chwili kiedy w Konoha przypadkowo spotkał Itachiego uznał, że chyba wykorzystał limit nieszczęść jak na jedno życie, ale wyglądało na to, iż jego zła passa wtedy dopiero się rozpoczynała...

- Lepiej żebyś był tak dobry jak mówił sensei... - usłyszał nagle z ust porywacza, a chwilę później poczuł jak ktoś kładzie go na ziemi by zdjąć z jego oczu opaskę.

Uchiha potrzebował chwili żeby odzyskać ostrość widzenia. Przyjrzał się uważnie osobie przed nim. Od razu zwrócił uwagę na ogniście rude włosy, które wydawały mu się dziwnie znajome, ale jak na złość nie potrafił sobie teraz przypomnieć do kogo dokładnie należą. Dalej dostrzegł przystoją twarz rozpromienioną szerokim uśmiechem i połyskujące w świetle przyświątynnych lamp brązowe oczy. Delikatne, symetryczne rysy twarzy, zupełnie jak u arystokraty i miecz z bogato zdobioną rękojeścią tylko utwierdzał Uchihę w przekonaniu, że nie ma do czynienia z osobą, która porywa przypadkowe osoby. Na nosie swojego porywacza zauważył również kilka piegów sprawiających, że uroda mężczyzny nabierała młodzieńczego charakteru i gdyby nie okoliczności pewnie uznałyby, że osoba przed nim wygląda na sympatyczną.

- To przedstawienie czas zacząć – oznajmił mu nieznajomy wyjmując z jego ust knebel i ponownie przerzucając go sobie przez ramię dając mu tym samym idealny widok na szerokie plecy jego porywacza.

Sasuke nie do końca zrozumiał o co chodzi mężczyźnie, ale nie odezwał się uznając to za zbędne. Wolał spożytkować energię na wymyślanie planu wyjścia z tej, wydawałoby się beznadziejnej sytuacji, niż niepotrzebnym strzępieniu języka.

- Ej no! – usłyszał nagle od swojego porywacza, który podrzucił nim tak, że obił się żebrami o jego bark – Bo powiem Naruto, że jesteś dla niego zbyt drętwy...

- Co to niby za groźba? – prychnął od razu Sasuke jednak po chwili rozbawienie z tego nietypowego oświadczenia ustąpiło miejsca zaskoczeniu – Czekaj! Jak to Naruto? Czemu o nim mówisz? Czego od niego chcesz? Co o nim wiesz?

Sasuke wyrzucał z siebie pytania zupełnie ignorując fakt, że już nie należy do straży księcia Konohy. Nie wiedział czy to przez to, że wcześniej zdążył się już przyzwyczaić do myśli, iż jego zadaniem jest ochrona Naruto, czy bardziej przez wzgląd na to, że nie chciał mieć w razie czego na sumieniu tego Młotka, czy może jeszcze z jakiejś innej przyczyny, której ciągle buzująca w nim złość na księcia Konohy nie pozwalała mu sprecyzować... Wolał jednak się upewnić co do zamiarów mężczyzny. Nie to żeby w tej chwili miał szansę cokolwiek zrobić nawet gdyby dowiedział się o planowanym zamachu, ale nie zmieniało to faktu, że myśl o zaistnieniu takiej ewentualności lekko go zaniepokoiła. Może nawet bardziej niż lekko bo przez chwilę zapomniał o swoim beznadziejnym położeniu.

- Oj Naruto to ja znam bardzo dobrze! – zaśmiał się jego porywacz - A teraz przydaj się na coś i zacznij udawać ofiarę – oznajmił mu mężczyzna, a kiedy nie otrzymał odpowiedzi dodał – Jeśli się nie postarasz oddam cię twojemu mężusiowi. Założę się, że tęskni...

- Ani się waż! – wrzasnął Uchiha, który od razu na wzmiankę o Orochimaru zapomniał o postanowieniu nie marnowania sił na zbędne konwersacje ze swoim porywaczem – Zabiję cię jeśli to zrobisz! Słyszysz?! Wyrwę ci te rude kudły i...

Wygrażał mu tak jeszcze ładnych kilka minut obiecując coraz to bardziej wymyślne i okrutne sposoby pozbawienia życia nie zwracając nawet uwagi na to, że od dłuższego czasu znajdowali się już wewnątrz świątyni. Oprzytomniał dopiero w chwili kiedy jego uszu dobiegł śpiew, a przynajmniej coś, co miało go imitować. Na początku nie był w stanie odróżnić słów, a kiedy już mu się to udało szybko uznał, że wolał jednak nie wiedzieć jakimi przebojami uświetnia się tutaj składanie ofiar Jashinowi bowiem wyraźnie teraz rozpoznawał tekst...

- Bo to co nas podnieca, to się nazywa kasa, a kiedy w kasie forsa, to sukces pierwsza klasa...

- Kakuzu, do cholery, przestań zawodzić jak zdychające zwierzę! Odstraszysz nam interesantów! - usłyszał nagle Sasuke i z trudem wygiął się w stronę skąd dobiegały głosy.

Zobaczył przed sobą dość niezwykłą parę, która teraz, zupełnie nie zwracając na nich uwagi, kłóciła się w najlepsze o to czy w życiu ważniejsza jest sfera duchowa czy materialna. Ten który właśnie prowadził wykład o wartości pieniądza, najprawdopodobniej to właśnie on nazywał się Kakuzu, był wysokim mężczyzną o ciemnej karnacji i brązowych włosach. Miał na głowie biały kaptur, a czarna maska osłaniała dolną połowę jego twarzy tak, że można było dostrzec tylko zielone oczy, które teraz były śmiertelnie poważne, zupełnie jakby dyskusja o pieniądzach stanowiła sens życia ich posiadacza. Jego towarzysz z kolei miał nieco dłuższe szare włosy zaczesane do tyłu, a szczególną uwagę zawracał olbrzymi wisior ze znakiem trójkąta wpisanego w okrąg. Więcej szczegółów Sasuke nie zdążył zarejestrować, ponieważ w chwili kiedy szarowłosy mężczyzna powołał się na argument typu ,,Jashin cię pokarze impotencją za twoją chciwość" jego cierpliwość się skończyła.

- Weźcie mnie najpierw zabijcie, a później skończycie się kłócić! – wrzasnął na całe gardło powodując lekkie rozbawienie u swojego porywacza i jednocześnie zaskoczenie stojącej przed nim dwójki. Pierwszy z szoku otrząsnął się jashinista i podbiegł do nich uśmiechając się szeroko.

- Witajcie moi bezbożnicy! – krzyknął radośnie oglądając Uchihę z każdej strony jakby był towarem na targu – Jestem Hidan, a ten tam to Kakuzu – dodał wskazując na podchodzącego do nich drugiego mężczyznę – Widzę, że przyniosłeś dla mnie coś ciekawego.

- Em... J-ja... J-ja... - zaczął rudowłosy mężczyzna chyba nie bardzo wiedząc co powiedzieć czym tylko pogłębił irytację Sasuke. Porwać to go umiał, ale rozmawiać z kupcami to już nie?

- Jashin pokarał jąkaniem bezbożniku? – syknął mu do ucha Uchiha, który mimo swojej sytuacji nie potrafił się teraz powstrzymać od złośliwości.

- Nie pozwalaj sobie! – wrzasnął nagle rudowłosy mężczyzna wyraźnie oburzony w tej samej chwili zrzucając go na podłogę – Jestem Kurama Kyuubi! Świadek Jehowy numer jeden w całym Konoha i nie będzie mnie jakiś szczeniak nazywał bezbożnikiem!

- Świadek... Jehowy – Sasuke powtórzył nie do końca pewny czy dobrze zrozumiał, a zaraz potem przypomniał sobie skąd znał tę rudą czuprynę – Więc to ma być zemsta za to, że nie chciałem z tobą rozmawiać o Jezusie?

- A żebyś wiedział! – odpyskował mu Kurama – Mam podpisać jakieś dokumenty żeby się go pozbyć? – tym razem skierował pytanie do Hidana, który wyglądał na lekko rozbawionego sytuacją, której był świadkiem albo może po prostu oceniał jaką Kyuubi stanowi dla niego konkurencję przy zdobywaniu wyznawców...

- Nie, nie trzeba. Kakuzu wypłać panu Kuramie pieniądze – oznajmił szarowłosy nie ukrywając nawet jak jest zadowolony z pozyskania nowej ofiary.

- Zanim to – odezwał się jeszcze rudowłosy mężczyzna – Pozwolisz, że się pożegnam?

Sasuke sam był już naprawdę skołowany tym co tutaj zaszło, bo czy to w ogóle możliwe, że właśnie przechodzi do historii jako pierwsza ofiara zemsty spławionych świadków Jehowy? Może jednak Kakashi miał rację, że nie powinien wtedy wyskakiwać na niego z mieczem? Ale był taki upierdliwy z tymi pytaniami o czytanie Biblii...

Nie no, tego wszystkiego było naprawdę za wiele jak na jednego, biednego Uchihę... Chciał już nawet coś powiedzieć o tym, iż obejdzie się bez pożegnań, ale w tym samym momencie oberwał solidny cios w twarz po którym momentalnie nastąpił kolejny. Nie zdążył nawet zarejestrować kiedy leżał ponownie na ziemi, mimo że wcześniej udało mu się wstać, co ze związanymi rękami i nogami było nie lada wyczynem. Kilka sekund później poczuł jak Kurama, który był sprawcą jego nowych obrażeń nachyla się nad nim tak, że stracił na chwilę z oczu organizatorów castingu na ofiarę dla Jashina.

- Kiedy Naruto po ciebie przyjdzie masz mu pomóc z wewnątrz – usłyszał przy uchu szept, który był niewiele głośniejszy od oddechu Kuramy. Jednocześnie chłopak poczuł jak mężczyzna ukradkiem chowa pod paskiem jego spodni niewielki nóż, który jednak swobodnie mógł mu posłużyć za broń w odpowiednim momencie – Powiedziałbym ,,do następnego", ale wątpię, że jeszcze się spotkamy! – rzucił już o wiele głośniej Kyuubi prostując się i uśmiechając lekko do Hidana aby dać mu do zrozumienia, że od tej chwili Sasuke jest do jego dyspozycji po czym odszedł zabierając przy tym sakiewkę ze swoją zapłatą.

- Trochę inaczej sobie to wyobrażałem – mruknął tylko Uchiha kiedy został pociągnięty przez Kakuzu do pomieszczenia gdzie przetrzymywano inne, choć nieliczne, przyszłe ofiary dla Jashina. Pozostawało mu tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro