Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tym razem daruję sobie narzekanie na wstępie :P Zamiast tego chciałam wam bardzo podziękować za wszystkie gwiazdki, komentarze, no i przede wszystkim za znoszenie mojego biadolenia :D Jestem za to wszystko wdzięczna i postaram się odwdzięczyć odpowiednią ilością nowych rozdziałów kiedy wreszcie znajdę więcej wolnego czasu ;)

Ale do rzeczy, miłej lektury:

*******************

- A jednak lepiej by było, gdybym żył w nieświadomości.

Jedno zdanie wypowiedziane całkowicie spokojnym tonem, ale sprawiło, że dwójka rycerzy Konohy odczuwała dyskomfort za każdym razem kiedy spoglądali w czarne oczy Sasuke. Uczucie to nie ominęło także Shikamaru, który od czasu potyczki z Hidanem i Kakuzu nie robił nic poza obserwowaniem Uchihy i próbami rozgryzienia jego zachowania. Nara za punkt honoru obrał sobie bowiem zrozumienie Sasuke, który całym sobą stanowił jedną wielką niewiadomą. Nijak nie mógł wyjaśnić pobudek jego postępowania. Czasami miał bowiem wrażenie, że książę Sharnigan darzy Naruto szczerą sympatią, a może nawet mógłby być nim zainteresowany, jednak chwilę później ten burzył wszystkie jego domysły zupełnie zimną i niedostępną postawą. Ale, jeśli Uzumaki byłby mu całkowicie obojętny nie ruszyłby pomóc mu w walce. Z kolei gdyby darzył go jakąś większą sympatią nie irytowałby się tak na każdą insynuację Jiraiyi. Jednak gdyby spojrzeć na to od innej strony, może to zdenerwowanie pojawia się przez to, że coś jest na rzeczy? Ale gdyby było, to Sasuke nie traktowałby Naruto jak wrzód na tyłu przez większość czasu... Co za błędne koło! Shikamaru nie znosił czegoś nie rozumieć, a Uchihy nie rozumiał ani trochę...

Teraz też raczej spodziewał się krzyków i tego, że Sasuke po poznaniu prawdy rzuci się na nich z mieczem, a on? Cóż, Shikamaru oceniał, że z podobną miną spoglądałby na pięcioletnie dzieci, które przyznałyby się do wyjątkowo głupich pomysłów. Choć, w zasadzie, plan Jiraiyi rzeczywiście wyjątkowo głupi był. Dodajmy do tego jeszcze, że w przypływie szczerości Zboczony Pustelnik wyznał, że zasadniczym jego celem było zeswatanie Uchihy z Naruto... Nara cieszył się tylko, że Uzumakiego przy tej rozmowie nie było. Był niemal pewien, iż pełna oburzenia mina Uchihy, zastąpiona później nerwowym śmiechem, najprawdopodobniej wynikającym z przekonania, że pomysł związania się z mężczyzną jest irracjonalny, wpędziłyby Uzumakiego w depresję. W każdym razie, na tą chwilę znów musiał wysilić szare komórki, żeby jakoś odbudować nadzieję Naruto na sprowadzenie Sasuke do Konohy, bo póki co wyglądało na to, że Jiraiya skutecznie ją pogrzebał. A jak miał coś wymyślić skoro zupełnie nie miał pojęcia czym Uchiha się kieruje? Nijak! Że też dał się wkręcić w tak kłopotliwą sytuację...

- Naruto w ogóle wiedział, że planujecie go swatać z facetem? Czy może liczyliście na to, że wrócę do udawania księżniczki? – zapytał po chwili Sasuke lekko rozbawionym tonem. Shikamaru natomiast zacisnął tylko mocniej szczękę, ponieważ jego irytacja znowu wzrosła, bo kolejne jego przewidywania co do reakcji Uchihy się nie sprawdziły. Może i był geniuszem, ale do rozgryzienia Sasuke chyba potrzebna byłaby wróżka i talia tarota... Czy Naruto naprawdę musiał zakochać się akurat w nim?

- A mógłbyś? – ożywił się Jiraiya najwyraźniej po raz kolejny zapominając, że przebieg ich rozmowy może mieć wpływ na decyzję jaką podejmie Sasuke.

- Oczywiście, że nie! – błyskawicznie padła odpowiedź.

Shikamaru naprawdę wolałby żeby Uchiha najpierw rozmówił się z Naruto... Zanim oni zepsują między nimi jeszcze więcej, o ile w ogóle nadal było co psuć. Ale z drugiej strony, wyglądało na to, że żaden z nich nie był jeszcze na tę rozmowę przygotowany, bo oboje przez ostatni tydzień rekonwalescencji, który nawet byli zmuszeni spędzić w jednym pokoju, unikali jakichkolwiek poważnych tematów i pytań o dalsze zamierzenia. Nie to żeby mu to przeszkadzało, ale taki stan rzeczy nie mógł trwać wiecznie. Właśnie dlatego postanowił wziąć sprawy we własne ręce i wyręczyć Naruto choć w tej gorszej części wyjawiania prawdy. Gdyby jednak wiedział jakie to będzie kłopotliwe, to nawet palcem by nie ruszył.

W każdym razie, zebrał dzisiaj Jiraiyę oraz Sasuke i zmusił tego pierwszego żeby wszystko wyjaśnił. Korzystał przy tym z nieobecności Kyuubiego i Łowcy, którzy razem z Suigetsu załatwiali jeszcze na posterunku straży Yugakure jakieś formalności, które były związane z uwolnieniem zakładników Hidana. I oto właśnie kolejna rzecz, która przyprawiała Shikamaru o wzrost ciśnienia. Nie dość, że się narażali w walce z tym religijnym fanatykiem, to jeszcze teraz musieli się użerać z jakąś papierkową robotą! To w ogóle nie do pomyślenia. Władze Yugakure zamiast im dziękować za rozwiązanie problemu ,zmuszały ich do wypełniania tuzina raportów! Nie zważali nawet na to, że był z nimi sam Naruto. Czy w tym kraju słowo następcy tronu nic nie znaczy? Przeklęta biurokracja!

Wracając jednak do aktualnych problemów, Nara właśnie spoglądał zirytowany na Jiraiyę, który na jego oko, miał wybitnie podejrzaną minę. Zupełnie jakby jeszcze nie porzucił swoich głupich pomysłów, a starał się je tylko przekształcić w związku ze zmianą okoliczności. Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego. A jeszcze kilka godzin temu uważał, że jeśli przeprowadzą tę rozmowę bez Kyuubiego i Łowcy będzie łatwiej. Teraz, wyglądało na to, iż Zboczony Pustelnik nadrabiał swoim zachowaniem za pozostałą dwójkę, albo aktualnie już trójkę, bo i Suigetsu w każdej dyskusji swoje wtrącić musiał. Przez to wszystko znowu jemu przypadł wątpliwy zaszczyt ratowania sytuacji... Jakby same uczucia Naruto do innego faceta nie były wystarczająco problematyczne. On musiał się jeszcze zakochać w takim Sasuke! No ludzie! Tyle innych mężczyzn na świecie...

- Naruto nie wiedział – rzekł wreszcie przerywając swoje rozmyślania, bo zdawał sobie sprawę z tego, że do niczego go one nie zaprowadzą – A gdyby wcześniej poznał plany Jiraiyi w życiu by na to nie pozwolił. W sumie ja też dowiedziałem się o wszystkim kiedy już siedziałeś w lochach Hidana.

- Hn.

- Wiesz, Naruto chciał tylko przeprosić za to, że tak się uniósł kiedy poznał prawdę o twojej tożsamości i poprosić żebyś wrócił do jego straży – zaryzykował wreszcie Shikamaru, może i to nie była cała prawda, ale nie mógł wyjawić Sasuke uczuć Naruto. Nie od niego Uchiha powinien to usłyszeć.

- Ale w sumie to mógłbyś wrócić nie jako jego strażnik, a jako kocha... - silne uderzenie w tył głowy otrzymane od Sasuke nie pozwoliło Jiraiyi dokończyć swojej myśli.

Shikamaru aż złapał się za głowę widząc z jaką ,,subtelnością" Zboczony Pustelnik podchodzi do sprawy. Zaczął nawet na swój sposób podziwiać Uchihę za to, że jeszcze nie wybuchł. Niechęć do sugestii odnoszących się do jego potencjalnego związku z Naruto było bowiem po nim widać na pierwszy rzut oka. W zasadzie to miał wrażenie, iż Sasuke w ogóle nie jest chętny na jakiekolwiek bliższe relacje z kimkolwiek, gdyż na próbującą go wcześniej zagadywać kelnerkę, dosłownie warczał. Cóż, Naruto nie będzie miał z nim łatwo, ale Nara był też w stanie zrozumieć podejście księcia Sharingan. W końcu za młodu został zmuszony do ślubu z kimś takim jak Orochimaru. Shikamaru nigdy nie powiedziałby tego głośno, ale w nim hrabia również, samym swoim wyglądem, wywoływał wyraźną antypatię, żeby nie powiedzieć lekkie obrzydzenie. A myśl, że ktoś taki miałby się do niego dobierać skutecznie odbierała ochotę na jakiekolwiek łóżkowe zabawy... Tak, zdecydowanie był w stanie zrozumieć zachowanie Sasuke, dlatego zdawał sobie sprawę, że powinni z nim postępować bardziej delikatnie niż planował to zrobić Jiraiya. Doszedł też do wniosku, iż będzie zmuszony uprzedzić o tym Naruto, bo jeśli ten zbyt szybko wyjawi Sasuke swoje uczucia, nic z tego nie wyjdzie. Uchiha, zdaniem Shikamaru, potrzebował więcej czasu żeby w ogóle zacząć myśleć o jakichkolwiek związkach.

- Ty masz naprawdę jakieś problemy z głową – ocenił wreszcie Zboczonego Pustelnika Sasuke wyrywając tym samym Shikamaru z kolejnych zmierzających donikąd rozmyślań – Ale to nie moja sprawa. Kiedy już Konoha upadnie i to przez głupotę własnych rycerzy, Itachi na tym skorzysta, więc nie będę się nawet starał wam nic tłumaczyć.

- Nie zamierzasz wrócić? – zapytał wprost Shikamaru jednocześnie posyłając Jiraiyi ostrzegawcze spojrzenie, żeby zapobiec kolejnym niepotrzebnym wtrąceniom.

- Nie – odparł po prostu Sasuke i nie czekając na żadne protesty, czy próby przekonywania go opuścił pomieszczenie, w którym toczyli dyskusję.

Tak po prawdzie, to Uchiha bardzo dokładnie rozważał wszystkie za i przeciw powrotowi. Może nie miał na to zbyt wiele czasu, ale argumenty i jeszcze więcej kontrargumentów, same nasuwały mu się do głowy. Wynik tych rozważań również był jasny niemal od samego początku, musiał opuścić Konohę. Przede wszystkim dlatego, że jeśli Orochimaru go znajdzie, a nie miał wątpliwości, że to wcześniej czy później nastąpi, oskarży Minato o to, że go ukrywał. Mimo że król sam nie znał jego tożsamości, jednak w chwili gdy hrabia dowiedziałby się, że Sasuke pełnił służbę na dworze Konohy nie mieliby wymówki. Bo może i Minato nie wiedział, ale wiedzieć mógł. Słowo przeciwko słowu, jak to mówią. A skoro Orochimaru został prawą ręką króla Nagato, jego pozycja wzrosła. Mógł spokojnie upominać się o jego wydanie, bo przecież jako ,,mąż" miał do tego prawo. Wtedy Sasuke albo faktycznie musiałby do niego wrócić, albo znów uciekać, a hrabia mógłby oskarżyć dwór Konohy, że mu w tym pomógł. Od tego już niedaleko do podważenia zaufania na jakie latami pracował Minato, w końcu król nie powinien się w takie sprawy mieszać, a Orochimaru już by zadbał o odpowiednie przedstawienie wydarzeń. Takie, które będzie najbardziej niekorzystne dla Konohy. Do tego Uchiha dopuścić nie mógł. Nawet jeśli jakaś jego część naprawdę chciała tam wrócić. Mimo świadomości, że miałby tam wsparcie, bo przecież wyglądało na to, że Naruto już pogodził się ze swoją niespełnioną miłością, a reszta rycerzy dość spokojnie podchodziła do jego przeszłości. Był niemalże pewny, iż w Konoha nikt nie wydałby go Orochimaru, więc mógłby znaleźć trochę spokoju. Nawet gdzieś tam, głęboko w sercu czuł, że zaczynał lubić przebywanie na dworze króla Minato. Całą tą ciepłą i niekiedy zakręconą atmosferę, ten brak dystansu między rodziną królewską i resztą dworu, a nawet tych postrzelonych rycerzy z coraz to bardziej beznadziejnymi pomysłami. Dlatego nie mógł umyślnie sprowadzać zagrożenia na to miejsce, a był przekonany, że Orochimaru byłby skłonny zrobić wszystko byle odegrać się na nim za zniewagę jaką była jego ucieczka. Hrabia zapewne nie miałby oporów przed wciągnięciem w te, zasadniczo osobiste sprawy, polityki, a co za tym idzie również Konohy.

Poza tym, musiał sam przed sobą przyznać, że po wyjeździe będzie mu brakować księcia Naruto. Może i był głośny, roztrzepany, nieuważny, niekiedy działał zupełnie nie myśląc, no i buzia nigdy mu się nie zamykała. Na dodatek ciągle korciło go żeby mu przyłożyć za tę ostatnią kłótnię, ale Uzumaki miał też mnóstwo cech, które Uchiha doceniał. Przede wszystkim, w jakiś pokrętny sposób czuł się przy nim bezpiecznie. Nie do końca wiedział skąd się to wzięło. Może miało to związek z tym, że Naruto uratował go już dwukrotnie, albo z całym jego podejściem do ludzi, bo przecież książę Konohy był gotowy na wszystko dla dobra przyjaciół czy królestwa. Nie rozumiał tego, ale tak było. I chyba to najbardziej przyciągało go do Uzumakiego.

Z drugiej strony, te wszystkie insynuacje Zboczonego Pustelnika skłaniały Sasuke do zastanowienia się jak w zasadzie postrzega Naruto. Pewny był tego, że gdyby nie okoliczności to chciałby się z nim zaprzyjaźnić. W zasadzie, to nawet zaczynał się łudzić, iż to może jeszcze być wykonalne. Przecież kiedyś jego problemy się rozwiążą i będzie mógł wrócić do Sharingan, prawda? Prawda. Taką przynajmniej miał nadzieję. A kiedy już odzyska swój książęcy tytuł będą mogli odnowić znajomość. Było jednak również inne pytanie, może i niedorzeczne, ale gdzieś tak przebijające się do jego świadomości, a brzmiało: czy mógłby spojrzeć na Naruto jako na potencjalnego partnera? Cóż, odpowiedź była oczywista. Nie. Tego również był pewny. Chyba. Przecież nie było możliwości żeby kiedykolwiek zakochał się w takim roztrzepanym Młotku, nawet jeśli ten jest naprawdę wspaniałym człowiekiem, prawda? Prawda. Nie ma takiej możliwości. No, tak na dziewięćdziesiąt dziewięć procent nie ma... I właśnie ten pozostały jeden procent, który przez Jiraiyię pojawił się w jego sercu tak niemiłosiernie go irytował. Oj nie, on go szczerze wkurwiał przy każdej okazji, gdy tylko o nim pomyślał i powodował, że zawsze był wtedy bliski wybuchu. Do dziś był zmieszany tym, jak po przyjeździe do Zboczonego Pustelnika i jego sugestywnych wypowiedziach, wyobraził sobie siebie z Naruto w bardzo intymnej sytuacji... I wcale nie był tym zniesmaczony, tak jak w każdym innym przypadku kiedy ktokolwiek czynił wobec niego choć trochę bardziej śmiałe sugestie... Nie, tak być nie mogło! Zdecydowanie. Przejścia z Orochimaru już mu wystarczyły jeśli chodzi o relacje męsko-męskie, a najpewniej również każde inne. Nie miał najmniejszego zamiaru wdawać się w żadne bliższe związki. Z nikim. I właśnie dlatego ten jeden procent musiał zagrzebać na dnie serca i nigdy nie pozwolić mu wypełznąć. A najłatwiej będzie mu to zrobić z dala od Naruto. Tak, kolejne genialne rozwiązanie wypracowane przez Sasuke Uchihę!

I z takim nastawieniem udał się do miasteczka celem skompletowania rzeczy potrzebnych mu w drodze do Suny, bo właśnie tam planował się udać. A kiedy wszystko miał dopięte na ostatni guzik postanowił stawić czoła kolejnej, poważnej rozmowie.

Kiedy wrócił do gospody od razu udał się do Naruto. Wolał mieć to z głowy, a chyba siedem dni było wystarczające również dla księcia Konohy żeby się do niej przygotować. Wchodząc do pokoju minął się z Shikamaru, który zmierzył go dość dziwnym spojrzeniem, ale nie wypowiedział ani słowa, co Sasuke uznał za raczej negatywny znak odnośnie nadchodzących wydarzeń. Jednak sądził, że odwlekanie tego i tak nic nie da, więc starał się pozbyć pesymistycznego nastawienia. Szło mu całkiem nieźle, oczywiście jak na standardy kogoś o nazwisku Uchiha, ale tylko do czasu gdy zobaczył pogrążonego w rozmyślaniach Uzumakiego, który intensywnie wpatrywał się w jakiś bliżej nieokreślony punkt na ścianie pokoju. Zajął więc miejsce obok łóżka i czekał, aż ten swoim zwyczajem zacznie gadać jak najęty.

- Pamiętasz jak ci powiedziałem, że Konoha upadnie z takim dziedzicem jak ty? – zapytał po dłuższej chwili. Rzadko zdarzało mu się samemu nawiązywać rozmowę, ale tym razem cisza zaczynała mu ciążyć. Taki poważny i zamyślony Naruto, z kolei, lekko go przerażał, zupełnie jakby miał zamiar za chwilę wyskoczyć z jakimś zwalającym z nóg wyznaniem... - Teraz dochodzę do wniosku, że Jiraiya z Kakashim rozwalą ją zanim ty zdążysz założyć koronę.

- Mianuję Shikamaru na swojego doradcę – wyjaśnił po chwili, wreszcie odrywając się od rozmyślań – Pewnie mu się nie spodoba dodatkowa praca, ale mówi się trudno. Będę królem, wiec zrobię, co zechcę.

- Hn.

Naruto sam nie do końca wiedział jak powinien poprowadzić rozmowę z Sasuke, żeby nie skończyła się niepowodzeniem. Tym bardziej, iż przypomniał sobie co mu powiedział zaraz przed tym jak stracił przytomność. Do tej pory miał przez to ochotę zapaść się pod ziemię. Co mu do łba strzeliło żeby mówić coś takiego? Choć wyglądało na to, że Sasuke się tym nie przejął. Albo nie zrozumiał, albo może zrozumiał to jakoś inaczej, albo zrzucił na działanie leków i uznał, że Uzumaki nie wiedział co mówi. Nieważne. Grunt, że nie wymagał tłumaczenia się z tego, bo jak miałby wyjaśnić stwierdzenie, że ,,chciałby go wziąć"?! Boże, czy on zawsze musiał mówić to, co mu przychodziło do głowy, bez wcześniejszego zastanowienia się nad tym?

W każdym razie, Uzumaki niby wiedział o co chciałby teraz zapytać Uchihę, a nawet jaką odpowiedź otrzyma, gdyż uprzedził go o tym Shikamaru. Problem tkwił w tym, że on wcale nie miał ochoty tego usłyszeć. Nie miał chciał dowiadywać się, że Uchiha nie zamierza wracać z nimi do Konohy. Nie! Po prostu nie. Ale jak na złość nie miał najmniejszego pomysłu jak przekonać go do powrotu. Znaczy, w zasadzie to miał, jeszcze piętnaście minut temu. Później natomiast przyszedł Shikamaru i zburzył jego misterny plan, zastrzegając żeby nie wyjawiał jeszcze Sasuke prawdy o swoich uczuciach, bo ten mógłby się wystraszyć i tym bardziej odmówić powrotu do Konohy. Ale jak on miał to do cholery zrobić?! Udawać, że nic nie czuje? Czy może zaproponować kontakty przyjacielskie? Służbowe? Może relację książę – poddany? Przecież to było niedorzeczne. Ile on by tak wytrzymał? Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Uchiha może być nieufny względem mężczyzn, którzy by się do niego zalecali, w końcu miał w tej materii dość traumatyczne przeżycia, ale przecież Naruto by go do niczego nie zmuszał. Co to, to nie! Więc co miał zrobić? Brakowało mu argumentów, pomysłów i nawet siły żeby za bardzo kombinować, więc postanowił spróbować zrobić z siebie ofiarę. Lepszy taki plan niż żaden, a dalej będzie improwizował.

- Chciałbym żebyś wrócił do mojej straży... Sam widzisz, że potrzebuję kogoś, kto by mnie przypilnował... Jiraiya z Kakashim nie bardzo się do tego nadają... - zaczął nieskładnie wyjaśniać o co mu chodzi – Mogę ci nawet załatwić podwyżkę – zastrzegł ze słabo ukrywaną nadzieją w głosie.

- Sugerujesz, że można mnie kupić? – zapytał z krzywym uśmiechem Uchiha – Masz Kisame. On lepiej się do tego nadaje ode mnie, w końcu przez tyle lat z Itachim sporo się nauczył o ochronie głowy państwa.

- A ty znowu uciekniesz? – zapytał licząc na to, że może uda mu się podejść go sugerując tchórzostwo, a Sasuke chcąc udowodnić, że się myli postanowi zostać.

- To się ,,odwrót taktyczny" nazywa. Wrócę do Sharingan kiedy wymyślę jak się uwolnić od Orochimaru.

- Do Sharingan – powtórzył niczym echo Naruto usilnie starając się wymyślić coś co będzie bardziej przekonujące. Po chwili doszedł do wniosku, że uczepi się przerwanego wątku sugerując, iż członkowie jego straży jednak się nie sprawdzają – Kisame nie spełnia moich oczekiwań jako osobisty strażnik.

- Raczej ty nie spełniasz jego – zakpił Sasuke uświadamiając sobie jednocześnie, że Kisme może rzeczywiście mieć zastrzeżenia do sposobu bycia księcia Konohy zwłaszcza, że najpewniej punktem odniesienia jest dla niego zawsze idealny Itachi.

- Możliwe – odparł Naruto wzruszając ramionami czym wywołał u Uchihy niemały szok, gdyż ten był przekonany, że Uzumaki będzie się bronił przed takimi określeniami rękami i nogami – Właśnie dlatego wolałbym żebyś wrócił na swoje stanowisko.

- Nie sądzę żeby to było dobre rozwiązanie... – zaczął powoli zastanawiając się ile ze swoich obaw ujawnić księciu. Zanim jednak doszedł do jakichkolwiek wniosków ten już zaczął mówić.

- Ale Draniu, chyba się nie gniewasz za tamto, co? Oj, poniosło mnie, przyznaję, ale wiesz, w sumie miałem prawo się zdenerwować. Nie co dzień się człowiek dowiaduje, że dziewczyna, w której się zakochał jest tak naprawdę facetem! No nie bądź taki. Przepraszam, no! – wyrzucał z siebie z zawrotną szybkością kolejne słowa zupełnie nie zwracając uwagi na to czy Sasuke chciałby mu odpowiedzieć, czy nie – Dobra, niech ci będzie, że to była moja wina. Przepraszam jeszcze raz, zadowolony? Chociaż ty też mogłeś być milszy, nie? Ale znaj łaskę Pana, nie mam ci tego za złe. W zasadzie, kto to widział żeby się tak długo na siebie złościć, prawda? Oczywiście, że tak! Poza tym, walczyliśmy ramię w ramię z Kakuzu, to już chyba coś znaczy, nie? Jesteśmy przyjaciółmi, Sasuke! A przyjaciół się tak nie zostawia na pastwę losu! Więc ty mnie też nie możesz zostawić z Kisame. Wiesz, że on nawet się do mnie imieniem nie zwraca?! Jak ja mam z kimś takim spędzać całe dnie?! I jeszcze zmusili mnie do lekcji tańca, czy ty to sobie wyobrażasz? Ja tego nie zniosę! A Ebisu, ten mój pożal się Boże nauczyciel, jest jakiś zboczony. Nie to żebym się przy Jiraiyi nie przyzwyczaił, ale i tak potrzebuję wsparcia w wytrzymywaniu z nim, a Kisame tylko stoi i się na mnie dziwnie patrzy. No, i jeszcze matka wymyśliła, że powinienem... Ej, a ty to co tak ucichłeś? Powiedz, że coś! A najlepiej to, iż w obliczu moich życiowych dramatów postanowiłeś wrócić do Konohy!

- Czym się denerwujesz? – zapytał Sasuke po dłuższej chwili uważnego przypatrywania się Naruto.

- Co? – Uzumaki wydawał się lekko zaskoczony takim pytaniem, na co Uchiha tylko pokiwał głową. To był poniekąd ten Naruto, którego zapamiętał z wyprawy po Konohamaru, tyle tylko, że tym razem faktycznie było widać jak swoim gadaniem stara się ukryć zdenerwowanie.

- Mówisz tak szybko, że nie da ci się przerwać, a do tego z jeszcze mniejszym sensem niż zazwyczaj – wyjaśnił – Więc, o co chodzi?

- Bo chcę żebyś wrócił! – krzyknął Uzumaki zupełnie jakby obwieszczał jakąś niezwykle ważną życiową prawdę.

- Po co? – dopytywał Uchiha.

Teraz to już musiał przyznać, że zaczynał się dobrze bawić widząc coraz większe zmieszanie Naruto. Chłopak robił naprawdę pocieszne miny z coraz większym rumieńcem na policzkach, a dodatkowo żywo gestykulował, co jakiś czas nawet krzywiąc się, bo zapominał o swoich ranach. Przez to ogóle nie przypominał kandydata na króla, a raczej dziecko przyłapane na łamaniu zakazów rodziców i usilnie starające się im wmówić, że nie robi nic złego. Uchiha nie wiedział do końca z czego wynika takie zachowanie Naruto, ale zakładał, iż po prostu współpraca z Kisame układa im się gorzej niż na początku podejrzewał. To mogło z kolei być doskonałym powodem żeby po raz ostatni podenerwować Uzumakiego.

- No żeby zająć się moją ochroną... - odparł mu Naruto cicho zupełnie jakby stracił swoją wcześniejszą pewność siebie.

- Po co? Masz całą masę innych strażników.

- Ale ja chcę Ciebie!

- Dlaczego? – podpuszczał go dalej.

- Bo tak!

- Mam wrażenie, że pogubiłem się w tej jakże skomplikowanej wypowiedzi – zakpił – Mógłbyś powtórzyć, tylko prostszymi słowami żeby taka niedokształcona osoba jak ja mogła zrozumieć?

- Drań!

- Młotek – odgryzł się Sasuke – Ale to i tak nie zmienia tego, że lepiej będzie jeśli ulotnię się z Konohy. Jeżeli Orochimaru dowie się, że to w waszym dworze przebywam oskarży twojego ojca o to, że mnie ukrywał. Dobrze wiesz jak mu to zaszkodzi. Ten gad już będzie wiedział jak ze sprawy osobistej zrobić międzynarodową aferę.

- Ale Sasuke... - zaczął Naruto żałosnym głosem spoglądając na Uchihę takim wzrokiem, że jego postanowienie nawet przez chwilę się zachwiało.

- Nie, Naruto – zaczął, kiedy już przywołał się do porządku. Podjął już decyzję i nie miał zamiaru jej zmieniać – Skoro ty nie potrafisz zadbać o swoje królestwo, ja to zrobię.

- Sasuke, ja chyba... - zaczął ponownie Uzumaki. Tym razem w jego głosie Sasuke nie wyłapał już proszącego tonu, bardziej zawahanie, zupełnie jakby zastanawiał się czy powinien coś powiedzieć, czy jednak zachować to dla siebie.

- Wyruszę do Suny dziś wieczorem – oznajmił Uchiha po dłuższej chwili milczenia, jakby starając się ułatwić Naruto zakończenie tej dyskusji.

Uzumaki patrzył szeroko otwartymi oczami jak chłopak zbiera swoje rzeczy rozłożone w pokoju, który przyszło im dzielić z powodu braku miejsca. Nie miał najmniejszego pojęcia co powinien powiedzieć żeby go zatrzymać. Chociaż, może i miał. Były nawet dwie takie rzeczy. Z tym, że jedna prawdopodobnie zwaliłaby Uchihę z nóg, ewentualnie skończyła się dla niego samego kolejnymi obrażeniami. I to najpewniej najpierw otrzymałby je od samego Sasuke, a później od Shikamaru za to, że go nie posłuchał. A druga... Cóż, wolał tego nie załatwiać w taki sposób. Śledził uważnie każdy krok Sasuke szukając w czymkolwiek pomocy przy wymyśleniu kolejnego sposobu na przekonanie chłopaka do powrotu, ale jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy. Tymczasem Uchiha właśnie kierował się ku drzwiom.

- Wiesz, może jeszcze uda im się zrobić z ciebie dobrego króla, Młotku – rzucił od niechcenia Sasuke będąc już na progu i uśmiechnął się lekko.

Naruto przez ułamek sekundy zapatrzył się na niego, ale ten praktycznie od razu odwrócił się chcąc wyjść. Westchnął ciężko, a gdzieś tam głęboko pojawiło się u niego nikłe przekonanie, że ta cała miłość doprowadzi Konohę do upadku przez zaburzanie i tak dość wolnych procesów myślowych następcy tronu.

- Myślę, że wiem jak unieważnić twoje małżeństwo z Orochimaru – mruknął bardzo cicho i przez to lekko niewyraźnie, ale był przekonany, że Uchiha doskonale zrozumiał.

- Co? – rzucił Sasuke momentalnie odwracając się w jego stronę.

- Unieważnię twoje małżeństwo z Orochimaru. Przynajmniej spróbuję. Ale pod warunkiem, że wrócisz do Konohy i dołączysz do mojej straży – powtórzył głośno i wyraźnie, w duchu plując sobie w brodę, że posuwa się do czegoś brzmiącego jak szantaż byle tylko osiągnąć swój cel. To zupełnie do niego nie pasowało...

- Zgoda.

Sasuke nie musiał nawet się zastanawiać nad odpowiedzią. W końcu unieważnienie tego pokręconego ślubu rozwiązywałoby wszystkie jego problemy. Tak! Tego mu trzeba. Wreszcie będzie miał możliwość uwolnienia się raz na zawsze od Orochimaru. Mógłby nawet wtedy wrócić do Sharingan i zapomnieć o swojej niechlubnej przeszłości. To była dopiero pozytywna wizja i nic nie mogło jej zburzyć. Chociaż... Istniał jeszcze ten nieszczęsny jeden procent jego bliżej nieokreślonych uczuć względem dziedzica Konohy. Ale przecież to tylko jeden procent, nie ma szans żeby to się jakkolwiek rozwinęło, prawda? Prawda! No, tak na dziewięćdziesiąt dziewięć procent...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro