Rozdział 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dlaczego król nie pozwolił mi z nimi jechać? – zapytał Sasuke stojącego obok niego władcy Konohy.

Rzucił przy tym ostatnie spojrzenie na Naruto, który w otoczeniu dwójki swoich strażników, a także króla Gaary, jego doradcy Sasoriego oraz jednego z rycerzy Suny przekraczali właśnie bramy zamku, aby udać się na ich tak zwaną wycieczkę. W swoim tonie starał się jak mógł ukryć pod fasadą irytacji zaniepokojenie takim obrotem wydarzeń. Uniesiona z powątpiewaniem, a prawdopodobnie także z lekkim rozbawieniem brew Minato dała mu jednak do zrozumienia, że w tej materii poniósł srogą porażkę.

- Poradził sobie bez ciebie przez prawie dziewiętnaście lat, wytrzyma dodatkowe dwie czy trzy godziny – odparł król, przyglądając mu się jak na jego gust aż nazbyt badawczo.

- Jak już mówiłem, król Gaara wydaje się nie być do końca sobą, a... - zaczął Uchiha, jednakże niedane było mu skończyć.

- Tak mówiłeś. Podczas rozmowy z nim nie zauważyłem jednak nic niezwykłego... – przerwał mu król, a kiedy tylko Sasuke otworzył usta, żeby się z nim spierać, podniósł dłoń w wymownym geście uciszenia, po czym kontynuował. – Nie mówię, że ci nie wierzę. Że wam nie wierzę – dodał po krótkiej chwili namysłu, kiedy przypomniał sobie także gorliwe zapewnienia jego syna, że Gaara wydaje się nie być całkowicie sobą. – Dlatego właśnie musimy zapytać kogoś, kto zna go lepiej od nas o to, co o tym sądzi, nie uważasz?

Sasuke przez krótką chwilę wydawał się skonsternowany odpowiedzią króla, bez słowa jednak ruszył za władcą, kiedy ten skierował się z powrotem do zamku.

Minato spojrzał kątem oka na idącego obok niego chłopaka, zastanawiając się, czy powinien zapytać o to, czy udało mu się dojść do jakiegoś porozumienia z jego synem. Król wiedział bowiem doskonale, jak mało czasu zostało do zjazdu książąt, w czasie którego Sasuke prawdopodobnie opuści Konohę na nieokreślony czas i że jego syn nigdy sobie nie wybaczy, jeśli nie wyjaśnią wcześniejszego nieporozumienia.

Nie mógł też już spychać tego problemu na dalszy plan, bo rzeczywistość była taka, że sprawa uczuć jego syna do Sasuke nie dawała mu spokoju od dłuższego czasu. Tak naprawdę to od kiedy tylko dowiedział się, że miłość Naruto nie jest nieodwzajemniona, tak jak ten zakładał. Ciągle wahał się w tym, co powinien zrobić z tą sytuacją – potępić czy może pobłogosławić, pomóc tej dwójce czy może stanąć między nimi, wesprzeć dążenie do miłości czy to, co najlepsze dla władzy w królestwie. W jego umyśle toczyła się nieustanna batalia ani na moment nieprzybliżająca go do znalezienia rozwiązania i zajęcia jednej ze stron. Nie przeszkadzało mu to jednak wtrącić się, kiedy usłyszał rozmowę między Naruto i Sasuke, kiedy dostrzegł do jak wielkiego nieporozumienia między nimi doszło i jak ono ich oboje rani. Mimo to w jego umyśle pozostawał ciągły niepokój związany z jego interwencją, ciągłe rozważania co do jej słuszności. Jego myśli nie potrafiły ani na chwilę uspokoić się pod nieustanną falą wyrzutów i wątpliwości, czy to, co zrobił, nie przyniesie katastrofalnych skutków dla przyszłej władzy jego syna...

Wziął ciężki oddech, próbując skupić się na drodze przed sobą, starając się tym samym oderwać myśli od zastanawiania się nad tym, czy nie zawodził jednak jako król. Jego zadaniem powinno być przygotowanie podwalin pod przejęcie władzy przez jego syna tak, aby mógł zrobić to, jak najłatwiej, bez żadnych prób podburzenia jego autorytetu, czy potencjalnych sytuacji konfliktowych między nowym władcą a radą królewską, poddanymi czy innymi władcami. Zamiast tego jednak zaangażował się w to, aby znaleźć możliwość spełnienia się uczuć jego syna i idącego obok niego chłopaka. Mimo że doskonale wiedział jakim punktem zapalnym będzie ta relacja, jeśli miałaby stać się czymś trwałym, jak bardzo może zachwiać autorytetem Naruto jako nowego władcy, wydawało mu się, że nie może jej całkowicie potępić. Ich miłość była dla niego jak kwiat wyrosły na jałowym gruncie, który mimo burzy, mrozu czy palącego słońca zakwitł i nie miał zamiaru poddać się żadnym niesprzyjającym warunkom. Nie mógł tego niszczyć, nigdy. Nie jako człowiek. Nie jako ojciec Naruto. Ale jako król? Kim więc powinien być w tej chwili bardziej?

- Dokąd właściwie idziemy? – do rzeczywistości przywołał go dopiero głos Sasuke.

Rozejrzał się wokół, zdając sobie sprawę, że w roztargnieniu zaprowadził ich do rozwidlenia korytarzy, z których jeden prowadził do piwnic zamku, z kolei drugi do kwater służby. Potrząsnął głową, uświadamiając sobie, jak daleko odpłynął myślami, po czym uśmiechnął się z zakłopotaniem, pocierając ręką włosy na karku. Zauważył przy tym, jak oczy Sasuke śledzą jego gest, rozszerzając się lekko w rozpoznaniu, na co zareagował jeszcze szerszym uśmiechem.

- Naruto ma to po mnie – odparł, ponawiając swój ruch tym razem bardziej teatralnie, aby nie było wątpliwości, o czym mowa. – Podobnie jak kolor oczu i włosów. Za to temperament zdecydowanie odziedziczył po Kushinie, więc nie licz na to, że będziesz miał łatwo.

- To chyba... - zaczął Sasuke, dokładnie ważąc słowa i znowu bacznie przyglądając się stojącemu przed nim władcy, jakby oceniając, na ile poważne są jego słowa i na ile szczery może być w swojej odpowiedzi. – Nie powinien król mówić takich rzeczy.

- Dlaczego? Jest w tym coś złego? – rzekł w odpowiedzi Minato.

Nie bez powodu król rozpoczął tę dyskusję, był naprawdę zainteresowany tym, co powie chłopak. Po części licząc na to, że jeśli jego odpowiedź będzie szczera, w jakiś sposób pomoże mu uporać się ze swoim wewnętrznym dylematem w kwestii uczuć między nim a Naruto. Nie ważne, w którą stronę jego słowa nie miałyby przechylić szali, dla Minato w tej chwili liczyło się, tylko aby wreszcie wyrwać się z tego impasu niezdecydowania. Jednocześnie zaczął powoli wracać do właściwego kierunku ich spaceru, tak aby nie marnować więcej czasu, niż już to zrobił, błądząc bez celu po zamkowych korytarzach.

- Mógłbym nabrać mylnych przekonań. – zaczął Sasuke, uznając ostatecznie, że król wie już wystarczająco dużo, aby samemu wyciągnąć wnioski. Powiedzenie ich na głos nie mogło więc narobić wiele więcej szkody. Oprócz tego po tym braku zrozumienia między nim a Naruto w kwestii ich uczuć uznał, że chciałby spróbować być bardziej otwarty. Nawet jeśli to byłoby tylko przez chwilę, jaką jeszcze zabawi w Konoha. - Mógłbym...

- Mieć nadzieję? – podpowiedział Minato, zanim Sasuke zdążył dokończyć własną myśl.

- Tak, a nadzieja nie jest niczym dobrym w moim przypadku.

- Cóż... - zanucił król, ważąc jego słowa. – Możliwe, że tak. Możliwe, że nie.

- Tak czy inaczej, nie powinien mnie król do niczego zachęcać – odparł mu Sasuke, a w jego głosie było więcej rezygnacji, niż Minato spodziewał się usłyszeć. – Ani mnie, ani jego. Zwłaszcza jego. Bo kiedy ja odejdę, on będzie musiał tutaj zostać i spełniać obowiązki względem królestwa. Chcę wierzyć, że jeśli mielibyśmy z Naruto spróbować być razem, moglibyśmy być szczęśliwi. Ale trwałoby to tylko chwilę. Nie chcę, żeby został obciążony utratą tego szczęścia, po to, żeby złamać mu serce, kiedy odejdę, a on będzie zmuszony do ślubu z jakąś księżniczką i udawania, że wszystko jest w porządku.

- Właśnie dlatego nie mogę potępić tego, co do siebie czujecie – odpowiedział Minato, zastępując mu drogę i spoglądając głęboko w oczy dla podkreślenia swoich słów. – Bardziej troszczysz się o mojego syna niż o siebie. Wierzę, że nie znajdzie łatwo drugiej takiej osoby. Dlatego proszę cię, żebyś jednak miał nadzieję i nie poddawał się tak łatwo. Nie zawsze musisz siebie poświęcać. Nie zawsze musisz walczyć sam. Nawet jeśli teraz wszystko wydaje się beznadziejne i bez rozwiązania, tak nie jest. Jeśli odrzucisz założenie, że osiągnięcie tego, czego pragniesz, jest niemożliwe, pozostanie ci tylko pytanie, jak to dostać.

Minato patrzył, jak oczy Sasuke rozszerzają się w szoku na nieoczekiwane słowa. Sam nie spodziewał się, że wygłosi tak płomienne przemówienie, ale teraz kiedy te słowa opuściły jego usta, głęboko w nim osadziło się przekonanie o ich słuszności. 

Zadaniem króla Konohy było nie tylko zapewnienie ciągłości władzy, przekazanie korony swojemu następcy w możliwie najlepszych warunkach. Jego podstawowym celem było stanie na straży wartości wyznawanych przez jego lud, zapewnienie mu dobrobytu, szczęścia, bezpieczeństwa, aż wreszcie prawa do miłości. Nic, absolutnie nic nie było w stanie wykluczyć spod tego prawa członków własnej rodziny króla. Dlaczego o tym zapomniał? Dlaczego tak długo zastanawiał się, czy powinien być bardziej królem, czy ojcem? Obie te role przecież się nie wykluczały. W obu przypadkach chciał jak najlepiej dla jego syna, chciał, żeby Naruto mógł żyć szczęśliwie obok osoby, którą kochał i która kochała go z wzajemnością. A jeśli będzie mu przez to trudniej w walce o autorytet? Stawią temu czoła. W końcu ich rodzina wywodziła się ze starej linii rycerskiej z Konohy. Mieli walkę we krwi.

- Królu...

- Minato, jestem przekonany, że tak powinieneś się do mnie zwracać – przerwał mu król. Teraz kiedy już zakończył swoją wewnętrzną batalię o wyznawane wartości, w jednej chwili odzyskał całą pogodę ducha, którą zazwyczaj emanował, a wraz z nią także poczucie humoru. – Chyba że wolisz ojcze? Tato? Hm? Teściu, brzmi strasznie, tego nie chcę.

Sasuke aż zachłysnął się powietrzem na nagłą zmianę nastawienia króla i jego słowa. Miał wrażenie, że jego mózg doznał nagłego porażenia piorunem, które odebrało jego neuronom zdolność do prawidłowego przekazywania impulsów i tak naprawdę się przesłyszał. Jednakże widząc wyczekujący wyraz twarzy Minato, już sam nie był tego pewien. Radosne iskierki w błękitnych oczach, które wydawały się tak podobne, a jednocześnie tak różne od oczu Naruto nie pozwalały mu z jakiegoś względu ani wybuchnąć gniewem na słowa króla, ani ich zignorować. Wiedział, że musi zareagować tyle tylko, że nie miał pojęcia jak. Sytuacja wydawała mu się zbyt absurdalna.

- Mam sam zdecydować?

- Król sobie ze mnie żartuje? – zapytał wreszcie niepewnie, rozglądając się jednocześnie wokół, przypominając sobie nagle, jak nierozważnie jest prowadzić takie dyskusje na korytarzu, gdzie każdy może usłyszeć.

- Ani trochę – Sasuke miał wrażenie, jakby uśmiech Minato jeszcze się poszerzył, co tak naprawdę chciał zinterpretować odmiennie od słów króla, jednak jego pełne szczerości oczy mu na to nie pozwalały. – Skoro nie możesz się zdecydować, myślę, że...

- Nie! Minato jest w porządku. Przy tym zostańmy, Kró... Minato. Tak zdecydowanie. A teraz chodźmy do Temari, już nie mogę się doczekać, żeby się z nią zobaczyć – rzucił wreszcie Sasuke lekko podniesionym ze zdenerwowania tonem, szybko wymijając przy tym władcę Konohy i idąc w kierunku pokoju, w którym najpewniej zamknięto obecnie księżniczkę Suny.

- Mówiłem, że będzie taką zabawną synową – zaśmiał się pod nosem Minato, a widząc, jak daleko zaszedł już Sasuke, ruszył w ślad za nim.

*****************

Naruto uwielbiał jeździć nad wodospad.

Szum wody spływającej kaskadą do rzeki po to, aby skierować się dalej w kierunku pobliskiej wioski, dając tym samym jej mieszkańcom doskonałe warunki do uprawy wszelkiego rodzaju zboża, zawsze był bliski jego sercu. Niejednokrotnie szukał tutaj uspokojenia lub pocieszenia, kiedy przerastała go codzienność bycia następcą króla. Było to miejsce, w którym nie musiał przejmować się swoim statusem, oczekiwaniami względem niego, czy powinnościami wobec królestwa, z którymi przyjdzie mu się pewnego dnia zmierzyć.

Dlatego też pokazał to miejsce Gaarze te wszystkie lata temu, kiedy tylko zauważył, że im bliżej wtedy jeszcze książę Suny jest koronacji, tym bardziej staje się nerwowy i spięty. Od tej pory, jeśli tylko nadarzała się taka okazja podczas wizyt Gaary w Konoha, odwiedzali to miejsce razem. Nieraz po prostu brodząc w płytkiej przybrzeżnej wodzie i wsłuchując się w kojącą melodię jaką wytwarzał wodospad. Innym razem z kolei rozmawiając i żartując z przychodzącymi tam mieszkańcami wioski, w ogóle nie dbając o różnice w statusach między nimi.

Sytuacja, w której znajdowali się obecnie, wydawała się podobna do każdego z ich wcześniejszych wypadów nad wodospad. Jednocześnie jednak była tak od nich odmienna. Zewsząd bowiem otaczała ich ciężka, przytłaczająca cisza, której nawet wbrew swojej gadatliwej naturze Naruto nie chciał przerywać. Nieustannie towarzyszyła mu obawa, że każda usłyszana odpowiedź utwierdzi go w przekonaniu, że Gaara nie jest już osobą, którą znał, nie jest jego przyjacielem.

,,Nie możesz z nim zostawać sam"

,,Nie mów mu więcej niż to konieczne"

,,Ani na chwilę nie zostawaj nieuzbrojony"

,,Trzymaj się blisko Saia i Tenten"

,,Pod żadnym pozorem nie zbliżaj się do Sasoriego"

Wszystkie ostrzeżenia, jakie zostawił mu Sasuke przed opuszczeniem zamku, wciąż dźwięczały mu w głowie niczym zapętlone nagranie, zlewając się ze sobą po to, żeby w którymś momencie nie był już w stanie rozróżnić ich między sobą.

Był przekonany, że czułby się pewniej, gdyby Uchiha był tutaj z nim. Może i jeszcze nie mieli okazji wyjaśnić między sobą wszystkich nieporozumień czy powiedzieć najważniejszych kwestii, ale obecność Sasuke od czasu ich dość nieprzyjemnego w skutkach spotkania z Zabuzą miała dla Naruto naprawdę uspokajający charakter. Niby zawsze miał przy sobie strażników, którzy byli jego wsparciem i ochroną w chwilach kryzysu, ale z Uchihą było to w jakiś sposób inne. Chłopak nie tylko był jego mieczem i tarczą, ale przede wszystkim wsparciem mentalnym, a jednocześnie osobą, która potrafiła go sprowadzić na ziemię, kiedy temperament brał nad nim górę.

Teraz jednak był sam. Przytłoczony sytuacją, z którą nie do końca wiedział jak sobie poradzić...

- Wydajesz się niespokojny, Naruto. Dlaczego tak jest?

Pierwsze słowa opuściły wreszcie usta Gaary, który stał niepozornie bezpośrednio przy krawędzi płynącej wody, jakby zastanawiając się, czy spróbować do niej wejść jak to robili za młodu, czy jednak nie. Naruto przyglądał się uważnie każdemu jego gestowi, szukając wystąpienia jakiegokolwiek sygnału, który mógłby uznać za niepokojący. Nic takiego jednak nie znajdował. Postawa króla Suny wydawała się w pełni zrelaksowana. Nie uspokajało go to jednak szczególnie, gdyż nie współgrała ona z pustym wyrazem twarzy i wpatrzonymi w dal zielonymi oczami. Oczami, które w tej chwili wydawały mu się być dziwnie odległe i może gdyby nie widział wcześniej, jak gwałtownie zachowanie króla Suny się zmienia, mógłby uznać, że jego przyjaciel jest po prostu zamyślony. Widząc jednakże, jak Gaara popada w tak skrajne emocje i zachowania, nie mógł zrzucić tego wyłącznie na garb zaabsorbowania czymś jego umysłu.

Od apatii do podekscytowania, od złości do opanowania, od zimnego stosunku do własnej siostry do wręcz nienaturalnie przyjacielskiej rozmowy z jego ojcem. Gaara zaprezentował im dzisiaj, zarówno na dziedzińcu, jak i podczas rozmowy z Minato całą gamę zachowań, które zazwyczaj nie leżały w jego naturze.

Król Suny nigdy nie był aż tak zaciekły i nieznoszący sprzeciwu wydając polecenia, nigdy nie próbowałby też wymuszać na Naruto jakiegokolwiek zachowania czy działania. Normalnie nie byłby też tak swobodny w rozmowie z jego ojcem. Co prawda zawsze byli w stosunkowo dobrych relacjach, ale ze względu na ich pozycję oraz sporą różnicę wieku Gaara w kontaktach z królem Konohy zachowywał jednak pewną dozę sztywności i opanowanego profesjonalizmu. Dzisiaj jednak wpadł do jego gabinetu jak do siebie, zagadując bez żadnych formalnych tytułów i oznajmiając, jakie ma plany na czas swojego pobytu. W tym wszystkim nie zapytał nawet Minato o żadne opinie w tej kwestii. I choć w innych okolicznościach pewnie Naruto doceniłby, że Gaara poczuł się na tyle swobodnie, aby rozmawiać z Minato jak z przyjacielem, dziś jednak ta niczym nieuzasadniona zmiana wydawała mu się niepokojąca. Choć chyba jeszcze bardziej złowieszcze wydawało mu się to, że na koniec ich rozmowy zaraz po tym, jak oznajmił królowi, że zabiera Naruto nad wodospad, poprosił Minato o spotkanie jutro z samego rana celem omówienia zapisów traktatu, który regulował stosunki między Konohą a Suną. Zgodnie z wiedzą Naruto ta umowa obowiązywała oba kraje od zakończenia Wielkiej Wojny, a więc ponad 100 lat. Nie było w niej nic, nad czym można by obecnie dyskutować, czy wyjaśniać. To był tylko traktat o nieagresji...

- Nie wypada nie odpowiadać, kiedy król zadaje pytanie. – Sasori przerwał jego rozmyślania.

W jego głosie jak zwykle dało wyczuć się tę irytującą mieszankę cynizmu i czystego rozbawienia, które powodowały, że krew w Naruto wrzała. To właśnie jego obecność i to jak Gaara zdawał się dziwnie na nią reagować, było dla księcia tak zatrważające od chwili, gdy delegacja Suny znalazła się w jego królestwie.

- Wybacz, Gaara. Moje myśli odpłynęły – odrzekł w końcu, zmuszając się do uśmiechu, który jak miał nadzieję, będzie w stanie ukryć to, jak niepewnie się czuł w obecnej sytuacji.

- Rozumiem. – powiedział mu na to Gaara, uśmiechając się niemal dobrodusznie. Jego oczy pozostawały jednak niezmiennie pozbawione blasku i jakby wcale nie skupione na rozmówcy.

- Pozwoli książę, że zadam pytanie? – po kolejnej chwili ciężkiej, dusznej ciszy zwrócił się do niego Sasori.

,,Pod żadnym pozorem nie zbliżaj się do Sasoriego".

Ostrzeżenie Sasuke po raz kolejny zagrało mu w głowie, zaciskając usta, kiedy już miał się zgodzić. Zakładał, że nie zbliżanie obejmowało także nieprowadzenie z nim żadnych konwersacji. Zacisnął wobec tego usta i odwrócił wzrok, starając się dać do zrozumienia, że nie zamierza dać się wciągnąć w żądną wymianę zdań. Jedyną odpowiedzią Sasoriego na ten gest było rozbawione prychnięcie.

Przez kilka kolejnych chwil wokół nich nic się nie zmieniało. Naruto miał nawet wrażenie, że otaczająca ich przyroda również zapadła w to nerwowe wyciszenie. Nie mógł bowiem usłyszeć prawie żadnych jej dźwięków. Nie było rechotu żab, śpiewu świerszczy, szelestu traw wokół nich, ani nawet żadnego ptaka, który przelatywałby ponad nimi. Poza nieustannym, miarowym i teraz wyraźnie zbyt głośnym szumem wodospadu, wszystko wydawało się jakby umarłe, a rozstrojone nerwy Naruto nie mogły już tego znieść.

Zanim jednak zdążył się odezwać, aby zaprotestować przeciwko dalszemu przebywaniu nad wodospadem zauważył, że Sasori ruszył powoli w kierunku Gaary. Szepnął mu coś o ucha, po czym położył rękę na jego ramieniu, podobnie jak zrobił to wcześniej na zamkowym dziedzińcu. Tym razem jednak, zamiast ulec nienaturalnemu rozluźnieniu jak to miało miejsce wtedy, mięśnie Gaary wydawały się nieznacznie napiąć. Jednocześnie odwrócił się w kierunku Naruto, a jego wcześniej nieskupione oczy, teraz wydawały się z całą ich intensywnością skupiać na księciu.

- Naruto, wiesz, że jestem tu dzisiaj jeszcze jako przyjaciel.

Zaczął wtedy król Suny, a słysząc dziwną implikację, jaką w jego głowie niosło ze sobą słowo ,,jeszcze" obejrzał się na stojących kilka metrów dalej rycerzy. Sai i Tenten stali co prawda poza zasięgiem słuchu wraz z członkiem osobistej straży Gaary, jednakże nieustannie bardzo uważnie im się przyglądali. Byli gotowi zareagować na jego najmniejszy znak świadczący o tym, że coś mu groziło lub nadmiernie go niepokoiło.

Przełknął ślinę, która w tej chwili wydawała mu się zalegać podejrzanie w gardle. Dławiła go, podobnie jak zdenerwowanie całą obecną sytuacją zdawało się sprawiać, że wzięcie pełnego oddechu było nieco utrudnione.

Naruto znał Gaarę, odkąd skończył sześć lat i był jeszcze rozbrykanym, rozwrzeszczanym bachorem. I mimo wielkiej różnicy w ich temperamentach znaleźli wspólny grunt, który stał się w późniejszym czasie podstawą do stworzenia, zdaniem Naruto wspaniałej przyjaźni. Przyjaźni, która nie zmieniła się, nawet po tym, jak Gaara zasiadł na tronie. Król Suny nadal znajdował czas na odwiedzanie Naruto, rzadziej niż wcześniej to prawda, ale mimo wszystko ciągle robił, co mógł, aby wygospodarować dla przyjaciela, chociażby kilka dni wolnego. W dalszym ciągu regularnie wymieniali korespondencję, w której opowiadali sobie zarówno o rzeczach ważnych, jak i błahostkach związanych z ich codziennym życiem. Nic się między nimi nie zmieniało przez te lata, choć może tak się tylko Naruto wydawało. Teraz gdy o tym myślał, ostatnie pół roku było dla niego tak intensywne, że może coś mu umknęło... Od czasu kiedy Sasuke pojawił się w zamku, też wszystko toczyło się na wariackich papierach. Rzeczywiście jego wymiana listów z królem Suny wydawała mu się teraz jakby mniej płynna, a ostatnie kilka wiadomości może ciut bardziej formalne i zwięzłe niż wcześniej...

- Czy czymś cię uraziłem? – zapytał wreszcie na tyle już zagubiony, że zaczynał zastanawiać się, czy nie wyobraził sobie tego, że to Gaara zachowuje się dziwnie. Może jednak wina była gdzieś po jego stronie.

- Ależ skąd – odparł mu niemal radośnie Gaara. Jego uśmiech stał się wtedy równie wyrachowany co ten, który miał na ustach Sasori.

- Więc co...

- Przecież nie mógłbym mieć ci za złe, że wysłałeś do mojego królestwa szpiegów.

Odpowiedź Gaary sprawiła, że krew zastygła w żyłach Naruto. Nagle zabrakło mu powietrza, a ręce nieznacznie zaczęły się trząść. Kisame, Kurama i Suigetsu nie byli przecież szpiegami. Choć z drugiej strony ich zadaniem było zdobycie informacji o tym, co dzieje się w samej rodzinie królewskiej Suny, jak więc inaczej można by ich nazwać... Ale skoro Gaara o nich wiedział, czy to znaczyło, że ich złapano? Czy coś im groziło? Czy mógłby im pomóc?

- Nie martw się, spisali się na medal, wysyłając do was list ze zdobytymi informacjami, zanim zostali zdemaskowani. – Tym razem odpowiedzi udzielił mu Sasori, nie siląc się już nawet na te przesadne tytuły i grzeczności, których używał wcześniej.

- Co... - Naruto nie mógł nawet wyartykułować do końca swojego pytania, gdy usłyszał szyderczy śmiech Sasoriego.

- Co się z nimi stanie? – zapytał doradca Gaary, spoglądając na Naruto wzrokiem pełnym okrucieństwa i złośliwości. – Mój królu, może sam zechciałbyś udzielić odpowiedzi na pytanie swojego przyjaciela.

Słowo ,,przyjaciela" wypowiedziane przy tym zostało z taką odrazą, że Naruto automatycznie odwrócił wzrok. Nie był do końca przekonany, czy zrobił to bardziej z poczucia winy, bo w tej chwili faktycznie wysłanie swoich ludzi celem zdobycia informacji do innego kraju wydawało mu się działaniem, delikatnie mówiąc nie na miejscu, czy też z obawy przed odpowiedzią na to pytanie.

Nie dopuszczał do sobie siebie myśli, że tę trójkę miałaby spotkać jakakolwiek krzywda. Kuramę znał przecież przez całe swoje życie i był on dla niego jak bardzo ekscentryczny starszy brat. Wolał nie myśleć nawet o reakcji Itachiego, gdyby cokolwiek stało się Kisame, który był przecież nie tylko dowódcą jego straży, lojalnym rycerzem, ale też drogim przyjacielem. A Suigetsu znalazł się w Sunie nawet bardziej z powodu dziwnie rozwiniętego w lochach Hidana przywiązania do Sasuke niż z lojalności dla Konohy... Nie mógł sobie wyobrazić nawet brzemienia, jakie spadłoby na jego braki, gdyby zostali zranieni, uwięzieni lub gorzej. Nie chciał sobie tego wyobrażać.

Jednocześnie czuł, jak w jego żyłach zaczyna powoli krążyć adrenalina, która wydawała się lekko wynurzać go z odrętwienia wywołanego zalewającą go jeszcze kilka sekund wcześniej falą paniki. Nie mógł pozwolić Sasoriemu na całkowite wytrącenie się z równowagi i zapędzenie w kozi róg, to oznaczałoby jego przegraną. Ta z kolei nie mogła przełożyć się na nic dobrego dla jego rycerzy.

- Co więc zamierzasz z nimi zrobić, Gaara?

Zapytał po kolejnej minucie i przede wszystkim głębokim oddechu, który pozwolił mu teraz zabrzmieć całkowicie normalnie. Spojrzał jednocześnie ponownie, tym razem jakby bardziej wyraźnie na stojącą przed nim dwójkę, po raz kolejny dostrzegając rękę Sasoriego na ramieniu Gaary. To mógł być zupełny przypadek, jednak przeczucie podpowiadało mu, że ten gest nie może być bez znaczenia. Choć nie wiedział, co może się za nim kryć ani czy istniała możliwość, aby przez tak prosty dotyk wywierać na królu Suny jakąkolwiek presję. W tej chwili wydawało mu się to jednak po prostu oczywiste. Gaara, ten Gaara, który był jego przyjacielem, nie był tak rozchwiany emocjonalnie, nie był tak niestabilny, a przede wszystkim nigdy nie dało się w nim zauważyć takiej agresji, nienawiści i złośliwości jak ta, którą momentami emanował w czasie ich dzisiejszego spotkania. A jedynym logicznym wyjaśnieniem tego w oczach Naruto była obecność Sasoriego. Teraz tym bardziej mógł sobie pluć w brodę. Może gdyby przykładał więcej uwagi do ich korespondencji, już wcześniej zauważyłby sygnały, mógłby zrobić coś, kiedy sprawy nie zaszły jeszcze tak daleko... Nie zamierzał jednak odpuścić, dowie się, co stało się z jego przyjacielem i pomoże mu się z tego wyplątać.

- Co zamierzasz z nimi zrobić, Gaara? – warknął, poddając się budzącej się w nim woli walki. – Czy może powinienem powiedzieć: co zamierzasz z nimi zrobić, Sasori?

- Może nie jesteś tak głupi, jak o tobie mówią – odparł mu z tym swoim szyderczym, okrutnym rozbawieniem Sasori. Jego głos był na tyle zadowolony z siebie, a słowa tak przeciągane i akcentowane, że nabierały w uszach Naruto wręcz melodyjnego wydźwięku. To wszystko sprawiało, że przyszły król Konohy jednocześnie miał ochotę i przebić go mieczem, i zakryć uszy jak dziecko byle nie musieć już słuchać tego obrzydliwego wręcz tonu. – Co nie zmienia faktu, że słowo króla jest dla Suny prawem, a król Suny...

- Co!? – przerwał mu, nie mogąc już znieść sposobu mówienia Sasoriego. Miał wrażenie, że jeszcze kilka chwil tej konwersacji a zjedzony wcześniej posiłek podejdzie mu do gardła.

- Dowiesz się jutro, mój książę – odparł mu Sasori, odwracając się, jakby miał wreszcie zamiar opuścić brzeg wodospadu i wrócić do swojego konia, aby ruszyć w drogę powrotną do zamku. W ostatniej chwili odwrócił się jednak do Naruto z ostatnim ostrym uśmiechem. – Twoi rycerze nie mają dla mnie znaczenia. Nie mogę jednak powiedzieć tego samego o innych rzeczach w twoim królestwie...

- Jak śmiesz... - próbował wtrącić Naruto.

- Upewnij się też, że przekażesz swojemu ojcu to, co ci powiedziałem – kontynuował Sasori, zupełnie jakby Naruto nigdy nie próbował mu przerwać. – Gaara był zbyt łatwym przeciwnikiem, tym razem spodziewam się więcej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro