Pokrzywy na Zatamowanie Głodu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po odnalezieniu broni i całej radości z niespodzianki, nastały dni trochę spokojne, ale ciągle żarliwe. Jeszcze nie czuli strachu łapanek lub widoku smutnego muru, który będzie ogradzał dzielnicę Żydowską. Jeszcze wtedy nie wiedzieli co kryje się pod zapukaniem do drzwi Gestapo. Wtedy ich życie było tylko przyćmione mgłą, jeszcze nie szalały burze i porwiste wiatry. Mgła była czymś innym i pogarszającym życie, ale dało się normalnie funkcjonować. I oni dobrze o tym wiedzieli.

Zorganizowali spacer na lewą stronę Wisły. Wiosna powoli się oddalała od warszawskich parków, ale w zamian przychodziło słoneczne lato. A kiedy jest lato trzeba pójść nad Wisłę! Morze co prawda to nie jest, ale zawsze woda zdrowia doda!

- No popatrz Haniu jaki ten świat jest okrutny! Tak bardzo chciałem cię zabrać do naszego zoo, ale przez wąsala nic tam nie zobaczymy. A państwo Żabińscy są tacy przyjaźni, ale jak skończy się wojna jedziemy do zoo, bez dyskusji - zaczął się zamartwiać nad przyszłością Bytnar.

Dziewczyna w duchu śmiała się z tych tłumaczeń, jednak był to śmiech miły, a nie kpiący. Ona nigdy z nikogo nie kpiła. Sądziła, że każdy człowiek ma w sobie coś dobrego. Chociaż gdy widziała niemieckie patrole, ta teza trochę blakła i oddalała się od niej jak złowieszczy sen.

- To ja wrócę ze szpitala to możemy iść - oznajmiła Jankowi.

Doskonale wiedziała, że zaraz zatelefonuje do swoich przyjaciół z tą informacją. To wręcz śmieszne, poznała ich zaledwie rok temu, a zna ich jak samą siebie. Jednak, może oni tacy już po prostu byli. Trudno było zdobyć ich zaufanie, ale jak się raz udało to było połączenie na całe życie. Przyjaźń na śmierć i życie, co pasowałoby idealnie do wojennej historii.

Hania pracowała w szpitalu jako stażystka, czujnym okiem przyglądała się swojej przełożonej - pani Józefie. Była to kobieta z wiecznym uśmiechem na twarzy i spokojnym usposobieniu. Może właśnie tego wymagała praca w szpitalu, ludzkiego pocieszenia. Bo gdy chory spojrzał na panią doktor do jego serca wlewała się nadzieja i wiara, a one potrafią zdziałać cuda.

Szpital Dzieciątka Jezus był bardzo znanym szpitalem w całej Warszawie. Nigdy nie narzekano tutaj na puste łóżka, a siostry zakonne miały roboty co nie miara. Hania polubiła siostrę Klarę, która była młodziutką osobą w zakonie. To właśnie ona opowiadała jej o swojej przeszłości i o początkach wojny. I to właśnie siostra Klara wszczepiła w dziewczynę walkę o Ojczyznę. Słowa młodej zakonniczki tak poruszyły serce Hani, że postanowiła powiadomić chłopców o tym, że chce robić to co oni, walczyć.

- Jasiu ja pływać nie potrafię, więc mnie tu nie namawiaj. Bardzo cię proszę - powiedziała stanowczo nad brzegiem tafli wody.

Czekali ciągle na Dawidowskiego, który miał pokazać im jakąś niespodziankę. Jednak miny chłopców pokazały, że oni wiedzą w czym rzecz. To jeszcze bardziej oburzyło Januszko, że nawet nie miała chęci na żarty.

- Nie bądź taka jak Niemcy, bądź sobą Haniu! - zaapelował do dziewczyny chłopiec, który właśnie wchodził do wody.

Małe to było, ale zadziorne niczym tygrys! Co sobie obmyślił ten rudo - blondyn, musiało się stać i koniec. Ja mówiłam, że z Bytnarem tak będzie, ale nikt mnie nie słuchał. Przyzwyczaiłam się do tego, trzeba sobie ze wszystkim jakoś radzić.

Dziewczyna podniosła się z kocyka, który leżał beztrosko na trawie i popatrzyła wraz z nurtem przed siebie. Mosty nad wodą lśniły w blasku popołudniowego słońca, co dawało nastrój wręcz książkowy. Za barierkami widać było przechodniów, a czasem nawet i tramwaje, które mknęły do centrum Warszawy. Tutaj było tak normalnie, a świat w koło kołował i stał na głowie. Gdzieś daleko w powietrzu, Polacy bronią nieba nad Anglią, a tutaj jest po prostu woda i spokój.

- Namówiłeś mnie Jasiu, tylko ja tak daleko nie pójdę bo naprawdę boję się wody - przypomniała delikatnie machając palcem wskazującym.

Jednak Rudy, patrzył tuż za nią i uśmiechał się wesoło. Nie patrzył na nią, więc do kogo się tak uśmiechał? Może do Zośki, w końcu tego chłopaka było trudno czasami zrozumieć.

- Kasztanowa, odwróć się bo chcę kogoś ci przedstawić - usłyszała znajomy, pogodny głos.

Zrobiła jak jej polecił i ujrzała u jego boku dziewczynę z pięknym warkoczem spadającym na jej sukienkę. Cerę miała delikatną z czerwonymi rumieńcami na policzkach. Oczy jak i całe ciało uśmiechało się do Hani, jakby chciało pokazać, że ta dziewczyna jest dobra. Była piękna, ale jednocześnie budząca szacunek.

- Cześć, jestem Kamila, ale każdy mówi na mnie Kama - wyciągnęła rękę na znak przedstawienia się.

- Hania, a dla nich Kasztanowa - uścisnęła dłoń nowo poznanej.

Dziewczyna klasnęła w swoje dłonie i zaczęła się jeszcze promienniej uśmiechać.

- No to mamy już dla ciebie pseudonim, Kasztanowa - odparła z satysfakcją.

Tak to im minęło to popołudnie. Na siedzeniu i gawędach z przeszłości. Ile to Hania mogła się dowiedzieć o swoich przyjaciołach. Od dzisiaj wiedziała, że jak będzie głodna to ma się wstawić do Janka po zupę z pokrzyw!











Witajcie!

Powoli zaczynamy wraczać w tematy szkoły i narzekania spowodowane naszej edukacji, a ja przybywam z rozdziałem z Kamą!!! Czy ktoś się stęsknił za tą Dawidowską duszą?! Ja bardzo i będzie tu jej troszeczke! <3

Kopernicka jest ambitna i będzie w 3 olimpiadach, więc kciuki i te sprawy, cnie! Zaczynam 3 gimanazjum, która będzie naj naj naj ważniejsza!

A co u was wattpadowicze? Piszcie w komentarzach, coś :D

Trzymajcie się w tę okropną pogodę i czekajcie na rozdziały!

Czuwaj








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro