W Okupacji Książki Też Są Potrzebne

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Przedstawiam ci pojazd nowej Warszawy! - Maciek zaprezentował swoje cacko.

Był to rower połączony z atrapą ławeczki. Na ławeczce leżał wyprany i pachnący kocyk trochę za duży jak na dwa miejsca siedzące. Dziwnie to wyglądało, ale budziło uśmiech na twarzy i zaufanie.

- Atleto, to jak to się dokładnie nazywa - Janek pokazał palcem na te ,,coś".

Zośka uśmiechnął się pod nosem na te ich przezwiska. Co prawda wzrost jak i magazyn mięśni Dawidowskiego były istnie gotowe na olimpiadę, dlatego czy bieg, czy skok w dal ten chłopak był w czołówce. W drużynie mówiono nań glizda, bo przypominał w budowie owego robak.

- Riksza fajtłapo, riksza - zaczął żwawo gestykulować wynalazca pojazdu.

- To ja chcę sobie pojeździć tym o to środkiem lokomocji - Hania pokazała palcem na nowy system przemieszczania się.

Znowu popatrzyli na siebie zdziwieniu, to już potrafiłam wyczytać z ich oczu. Pomarszczone czoło dało oznakę zamartwienia się, ale na ustach krył się uśmieszek.

- My to mamy dla ciebie inne zadanie, słońce nasze kasztanowe - Janek póścił do niej oczko.

Teraz to ona była zdziwiona, trochę ta grupka ją przerażała. A może tak jej się tylko wydawało?

- Jasiu, mów mi tu bo ja inaczej nigdzie nie pojadę - założyła ramię na ramię i wyprostowała się dając oznakę buntu.

Przechodnie spoglądali na tę czwórkę z uwagą i zdeterminowaniem. Widać, że trochę im zazdrościli tej wojennej radości z życia. Jednak trzeba było ją łapać każdą wolną chwilą, każda sekunda była na wagę życia.

- A czy któryś z nas pytał się o twoje zdanie w tej sprawie? - Glizda łypnął na dziewczynę sztucznie udawanym wzrokiem i przewiesił ciężar jej ciała na swoje ramię.

Zaczęła się wić i uderzać pięściami w plecy chłopaka, ale zaraz potem usta zaklejono jej taśmą, a oczy przykryto kawałkiem tkaniny.

Odczuwała, że jedzie na miejscu pasażera w rikszy. Jednak przecież jej nie porwali, Maciek nie mógł jej porwać to było wręcz niedorzeczne.  

Kilka miunt później postawiono ją na ziemi i na początku rozwiązano usta.

- Jeśli myślicie, że było to śmieszne to się mylicie. To było... - urwała gdy ujrzała przed sobą na stole różne książki i pomoce naukowe.

Był w tym rabanie globus, modele małych atomów bądź małe zlejki z różnymi kwasami. Na podłodze leżały rozłożone atlasy geograficzne, a na krzesłach różne książki w tym nawet Trylogia Sienkiewicza.

- Macie zamiar otworzyć jakiś antykwariat? Przecież ludzie są biedni,a zresztą nie można czytać polskich książek - zrobiła zmieszaną minę, ale chwyciła pierwszą lekturę, która wpadła do jej dłoni - ,,Krzyżacy".

Teraz inicjatywę przejął Janek, który spojrzał na rzeczy leżące na stole jak mama patrzy na swoje małe dzieciątko.

- Pamiętasz może jak Winicjusz chociaż wiedział, że czycha na niego niebezpieczeństwo i tak pojechał na rumaku, aby uratować Ligię? - spytał niczym nauczyciel na lekcji.

- Oczywiście, przecież kochał dziewczynę jak mało kto na Ziemi - zarumieniła się, ale szybko spuściła głowę w dół.

Myślała, że Janek nie zauważy, ale on widział ten gest, a jego serce podskoczyło!

- Teraz ty Haniu musisz pomóc takiej naszej Ligii - naszej Ojczyźnie. I chociaż wkoło jest niebezpiecznie, musisz wygrać, tak jak Winicjusz wygrał swoją kochaną dziewczynę - chłopak spojrzał jej głęboko w jej piękne niebieskie oczy.

Ładna metafora, to trzeba przyznać warszawskiemu geniuszowi.

- Co miałabym robić, abym mogła przyczynić się do wiktori? - spytała ochoczo

Zośka uśmiechnął się promiennie na znak jej chęci działania.

- Na razie będziesz udzielać korepetycji na zmianę z Jankiem. Będzie trochę grosza dla waszych rodzin. Maciek ma riksze, ja coś sobie wymyśle - znowu się uśmiechnął.

- Pamiętaj Haniu, że dzieciom łatwo przekazać podstawowe uczucia patriotyzmu przez niektóre postacie z książek bądź historię. Ważne są cytaty, które trafią do ich serca. Kto wie, może niedługo to właśnie oni będą wraz z nami odbudowywać powojenną Polskę - popatrzył na zdjęcie Piłsudzkiego wiszące na centralnej ścianie.

To dzięki niemu, ci chłopcu mieli nadzieję, a nią zarażali innych, tak to już było z tą nadzieją.

- Będę się u was szkolić, może i mi wpoicie coś do mego serduszka - oczy Maćka zaświeciły sie lekkimi iskierkami rozbawienia.

- Wpoić to ja ci mogę znaki drogowe, abyś przez te riksze nie narobił sobie guza - Rudy wymierzył chłopakowi kuksańca w bok.

- A ja będę was karmił marmoladą - pomyślał Zośka patrząc na swoich przyjacieli.






























Witam was cieplutko!

Tak, tak uwielbiam ,,Quo Vadis"! Jako jedyna z klasy przeczytałam tę książkę, która tak mnie urzekła jak Maćka kurtka! <3

Jeszcze kilka rozdziałów będzie typowych Mało Sabotażowych, a później to już będzie trochę sama Hania! Ciągle historii być nie może, bo będą istne Kamienie na Szaniec!

Kto ma instagrama niech dodaje: olaw_ lub po prostu: Ola Gocławska! Chętnie popatrzę na wasze zdjęcia :)

Lubicie góry? Bo ja uwielbiam, dlatego od dzisiaj będę w Zakopanym!

Proponujcie jakieś pomysły na fabułę, będzie mi miło! <3
Gdy wybije tysiąc osób które czytają to ff, pojawi się cos nowego! 😍
Trzymajcie się!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro