Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

< Rachel >
          *Środa* *Dzień wyjazdu*


Obudziłam się w wyjątkowo złym humorze. Spojrzałam na zegarek w telefonie i westchnęłam sfrustrowana gdy zobaczyłam na zegarku, że jeszcze nie ma godziny piątej. Mam jeszcze trochę ponad dwie godziny do odjazdu. Wyczołgałam się z pod ciepłej kołdry i zapaliłam światło. Spojrzałam na torbę którą wczoraj pakowałam i doszłam do wniosku, że powinnam zabrać ze sobą moje magiczne książki, bo nie wiadomo czy mojej mamie i babci przyjdzie do głowy.  Otworzyłam moją tajną skrytkę za biurkiem i wyjęłam z niej moje pięć ksiąg magicznych. Każda z tych ksiąg ma przynajmniej trzysta stron, oprócz jednej która jest dość mała. Ma ona trzysta stron, ale kartki są dość małe. ( Jak notes, tylko grubszy ) Na torbę rzuciłam jeszcze zaklęcie, które powiększy miejsce w torbie. ( Coś jak zaklęcie zmniejszająco-zwiększające z Harrego Pottera).

Jeszcze w piżamie zeszłam na dół do kuchni zjeść śniadanie. Tak jak się spodziewałam w pomieszczenie krzątała się moja mama z babcią i tata który siedział przy stole i pił kawę.
-Cześć Rachel i jak podekscytowana, że już dzisiaj zobaczysz księcia? Tak w ogóle co Ci się stało w rękę?!- zapytała z szerokim uśmiechem moja rodzicielka na co ja tylko westchnęłam i odpowiedziałam
-Hej raczej zniechęcona tym, że dzisiaj jadę i nie będę mogła przez najbliższy czas spotykać się z dzieciakami z domu dziecka. A w rękę to kot mnie podrapał.- powiedziałam i usiadłam. Śniadanie minęło nam w niezręcznej ciszy co dla mnie było zbawieniem. Podziękowałam za śniadanie i poszłam do łazienki się ubrać i lekko pomalować. Ubrałam się w:

( wyobraźcie sobie, że ta sukienka jest trochę przed kolana )

I moje kochane buty na obcasie

Zrobiłam delikatny makijaż składający się z pomadki do ust, tuszu do rzęs i czarnych kresek na powiekach. Moje czerwone włosy rozczesałam. Mój wisiorek hamujący moją moc włożyłam do mojej torby sportowej na którą rzuciłam dodatkowe zaklęcia  tak aby każdy kto spojrzy do środka widział tylko kilka ubrań i pluszowego misia. Przezorny zawsze ubezbieczony.

Gdy na zegarku zobaczyłam, że jest już w pól do siódmej. Wzięłam głęboki wdech i jeszcze raz rozejrzałam się po pokoju czy, aby na pewno wzięłam wszystkie moje magiczne rzeczy. Gdy już się upewniłam, że nic nie zapomniałam, założyłam torbę na ramię oraz małą torebkę w której miałam telefon i wyszłam z pokoju lekko trzaskając drzwiami. Gdy zeszłam na dół udałam się w kierunku salonu w którym była moja rodzina. Położyłam torbę na podłodze i usiadłam na fotelu bez słowa. Czułam, że się na mnie patrzą, ale nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. Wyciągnęłam telefon i postanowiłam napisać do Rose.

* Do: Rose ;) *

Hejka Ro.
Jak tam u Ciebie? :)

Na odpowiedź nie musiałam długo czekać bo już po kilku minutach ją dostałam

* Od Rose ;) *

Hej Ra ;)
U mnie w miarę dobrze. Dzisiaj kwiatki latały pod sufitem :/ :D
Jak tam u Ciebie?

Zaśmiałam się na sam fakt o tym, że kwiatki latały pod sufitem. Kątem oka zobaczyłam, że moi rodzice i babcia dziwnie mi się przyglądają.
-Z jakimkolwiek chłopakiem piszesz masz się skupić ty głupia dziewucho na tym aby zostać żoną księcia ty zakało naszej rodziny.- krzyknęła rozwścieczona matka i uderzyła mnie w twarz tak, że prawie upadłam. Spojrzałam na nią ze łzami w oczach. Zerknęłam na ojca który tylko przyglądał się mi... z zawodem?
-Nie pisałam z żadnym chłopakiem tylko z moją przyjaciółką. Wiesz co Ci powiem, może i jestem zakałą rodziny, ale w przeciwieństwie do was mam serce. Nie wierzę, że jestem z wami spokrewniona! - wrzasnęłam i założyłam torbę sportową na ramię, w tą samą rękę wzięłam torebkę, pozwalając złotemu paskowi zwisać aż do ziemi, natomiast telefon miałam w drugiej ręce. Wyszłam z domu trzaskając głośno drzwiami. Limuzyny jeszcze nie było dlatego postanowiłam spojrzeć na swoją twarz w prowizorycznym lusterku którym był mój telefon. Cały prawy policzek miałam zaczerwieniony, jak to zobaczyłam to prawie krzyknęłam. Wyciągnęłam z mojej torby kosmetyczkę i zaczęłam maskować policzek. Po jakiś dziesięciu minutach mi się to udało. Akurat w samą porę bo przyjechała limuzyna. Włożyłam kosmetyczkę do torby i ją zasunęłam po czym weszłam do niej uprzednio oddając torbę do bagażnika. Wsiadłam do limuzyny w której jak się okazało były już dwie dziewczyny.
-Hejka.- powiedziałam zwracając tym samym ich uwagę.
-Cześć, nie wiem po co tu jesteś, ale i tak nie licz na to, że będziesz z księciem Wiliamem, on jest mój głupia dziewucho.- powiedziała tleniona blondynka z różowymi tipsami i tapetą na twarzy którą pewnie nakładała szpachlą. Miała na sobie bardzo skąpą ciemno-różową, obcisła sukienkę która więcej odkrywała niż zakrywała i tego samego koloru szpilki w których ja pewnie bym się zabiła. Spojrzałam na nią jak na idiotkę a potem na drugą dziewczynę, która również znajdowała się w limuzynie. Była to ciemna brunetka, w prostej sukience koloru jasno niebieskiego przed kolana, a do tego czarne koturny z kokardą.
-Hej jestem Rachel a ty?- spytałam patrząc na nieznajomą która wyglądała na nieśmiałą
-Hej ja jestem Anabella.- powiedziała nieśmiało na mnie spoglądając
-Miło Cię poznać, mogę mówić na Ciebie Ana albo Bella?- zapytałam z uśmiechem na co ona tylko przytaknęła uśmiechając się do mnie. Przypomniałam sobie o tym, że nie odpisałam Rose dlatego szybko wysłałam jej wiadomość, że u mnie jest w miarę i pogadamy potem bo teraz jadę, po czym zablokowałam telefon i schowałam go do czarnej torebki.

Resztę drogi do zamku przegadałam z Bellą. Okazało się, że mamy ze sobą dużo wspólnego. Między innymi obie chodzimy do domów dziecka i bawimy się z nimi oraz ona też kocha muzykę tylko, że ona bardziej kocha taniec. Do zamku dojechaliśmy chwilę przed jedenastą.

*****
Hej kochani <3
Przepraszam, że tyle nie dodawałam rozdziału ale pojechałam niespodziewanie na wakacje do rodziny i nie miałam za bardzo czasu <3
Pozdrawiam was i obiecuję, że postaram się częściej wstawiać rozdziały.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Jeśli tak to gwiazdkujcie i komentujcie <3
Do następnego kochani :P

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro