Usagi shita Mistletoe

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamówienie dla Ana Usagi

- TobiMilobi

*****

26 grudzień 2012

Patrzył na lekko sunące płatki śniegu za oknem. Ludzie biegali w tą i z powrotem śpiesząc się, co rusz aby zdążyć przed pierwszą gwiazdką. Nawet jego siostry były zaaferowane tymi świętami, mimo, że nic je tak naprawdę nie interesowało z tego typu rzeczy. Tym bardziej nie rozumiał, po co zaprosiły jakąś swoją koleżankę z klasy, jakby nie miała własnego domu i to jeszcze właśnie tą, której najbardziej w świecie pragnął unikać. Owszem sam twierdził, że kocha wszystkich ludzi, oprócz Shizuo, ale z nią było inaczej i sam do końca nie wiedział czemu...


Ani to jej nie nie lubił, ani znów nie „kochał"  jak każdego. Może przez fakt, że jakiś czas temu wyjawiła, że Ona bardzo lubi Jego? Nieważne jak bardzo starał się ją zdenerwować czy wyprowadzić z równowagi, to dosłownie nic nie działało. Była inna i nieco podobna do niego, ale czy aby na pewno...? Czy była na tyle sprytna i inteligentna żeby nie pozwolić na manipulację swoją osobą, a jednocześnie odczytanie kim i jaka jest?


- Braciszku?


Odwrócił wzrok od okna spoglądając na osobę, która go zawołała i pierwsze, co zobaczył to... Rybie ślepia... Martwe rybie ślepia...


- Weź to ode mnie! - Warknął, odsuwając się z niesmakiem na ustach.


Nienawidził, a może bardziej bał się martwych rybich oczu...? Nie, to nie tak, że obawiał się ich jak ognia, ale samo patrzenie w te niekształtne płaskie ślepia było obrzydliwe.


- Dalej boisz się rybich oczu, braciszku? - Zapytała dziewczyna.


Była niska, a może nie taka niska, ale na pewno niższa od niego. Ubrana w żółtą bluzę z kapturem. Miała falujące, kasztanowe włosy, dziś wyjątkowo związane w dwa kucyki. Uśmiechała się z nikłą złośliwością. Uwielbiała go dręczyć takimi rzeczami i wcale nie kryła się z tym faktem.


- No nie bądź taki, to tylko słodki karpik... - Zaśmiała się krótko.


- Zabawne... - Wymamrotał, starając się nie patrzeć w paskudną rybę, gdy martwe ślepia zbliżały się niemiłosiernie. - Zabieraj to!


- Mairu zostaw Izaśka i pomóż mi! - Zawołała druga dziewczyna ubrana w zieloną bluzę. - Chyba nie umiem ubierać choinki... - Westchnęła ciężko.


Dziewczyna stała obok choinki, cała obwiązana w różnokolorowe girlandy. Pomimo spokojnego charakteru była nieco spłoszona tym, co się stało. Tego nawet ona sama nie wiedziała. Miała równie kasztanowe włosy, co siostra, ale krótsze, spięte w dwie kitki.


- Już lecę Kururi! - Zawołała Mairu.


Mairu wypuściła trupa karpia wprost na brata i podskoczyła na dwa susy do bliźniaczki. Izaya chwilę podrzucał rybę z ukrytym przerażeniem, że zaraz na niego spadnie. Ostatecznie odrzucił trupa od siebie i trafił nim w choinkę. O dziwo drzewko jedynie lekko drgnęło, ale nie upadło.


- Paskudztwo...


Spojrzał z dezaprobatą na dziewczyny. Jedynie w domu przy siostrach czuł się bardziej swobodniej do okazywania większości uczuć, chociaż i z tym się wstrzymywał. Żałował najbardziej, że nic nie działo się w gangu, co pozwoliłoby mu na wyrwanie się z domu na czas świąt...


- Kururi nie ruszaj się, a ty Mairu odsuń. - Podszedł do młodszych sióstr.


Odsunął Mairu, a na Kururi wymierzył ostrze ulubionego noża. Nie minęła nawet sekunda jak ozdoby zsunęły się z ciała dziewczyny pocięte na kilka kawałków.


- I po kłopocie. - Wzruszył ramionami od niechcenia.


Zignorował całkowicie naburmuszoną Mairu, której w nie smak było niszczenie ozdób, ale cieszyła się jednocześnie, że Kururi została uwolniona i nie musiała robić za ozdóbkę zamiast choinki. Zadzwonił dzwonek do drzwi i dziewczyny jedna przez drugą przeskakując, w dosłownych tego znaczeniu, ruszyły do wejścia.


- Nareszcie!


No to się dopiero zacznie, pomyślał skrzywiony. Do salonu weszły bliźniaczki w towarzystwie młodej dziewczyny wyższej od nich o jakieś dziesięć centymetrów. Ubrana w białą bluzkę z odrobinę rozpiętym dekoltem tak aby był widoczny złoty wisiorek z zawieszką głowy króliczka. Czarna plisowana spódniczka i kozaki do kolan, spod których wystawały białe zakolanówki. Puszczone luzem jasnobrązowe wpadające nieco w miód włosy sięgały pasa. Wbiła w niego szmaragdowe, rozbawione tęczówki.


- Cześć Izaya, dalej uważasz Shizuo za dziewczynę?


- Hej, myślisz o sobie jako o kimś wyjątkowym? Przy okazji, to nieprawda. Wszyscy są tacy sami. Na świecie nie ma ani jednej osoby, która może wieść szczere życie. Dalej taka przemądrzała króliku? - Spojrzał na nią z kpiną, ale jedyne, co dostrzegł to wielkie nic.


Zero reakcji. Nawet oczy, które zawsze odzwierciedlały, co dana osoba myśli, u niej nic nie wyrażały. Niby zadrwił z niej, ale...


- Nie, nie myślałam tak o sobie. Myślę, że różnię się od reszty, choć pod wieloma aspektami jestem do nich podobna, ale jednak... - Uśmiechnęła się tajemniczo. - Ale być wyjątkową? Nie, raczej nigdy.


Znowu... Zwęził oczy. Znowu odpowiedziała z tym tajemniczym uśmiechem. Za każdym razem tak było, odpowiadała spokojnie jakby rozmawiali, co najmniej o pogodzie.


- Kompletnie zapomniałam o stroiku na drzwi! - Zawołała nagle Kururi, uderzając się lekko otwartą dłonią w czoło. - Izayaś, mógłbyś skoczyć do sklepu?


- Przy okazji kupiłbyś też mąkę i sos czekoladowy. - Dodała Mairu i nie czekając na odpowiedź, wcisnęła mu ręce kurtkę z futerkiem. - Poza tym przewietrzysz się na zdrowie.


Westchnął ciężko. Przynajmniej wyrwie się z domu i nie będzie musiał przebywać z nią.


- Poczekaj chwilę, ja też idę!


Spojrzał niepewnie w szmaragdowe oczy, ale naraz wzruszył ramionami dając do zrozumienia, że jak woli.


Szli w milczeniu. Żadne nie miało zamiaru odezwać się ani zacząć pierwsze jakiejś rozmowy. Jemu to pasowało. Im mniej z nią rozmawiał tym lepiej. Droga do sklepu była dość krótka, tylko kilka przecznic. Miasto zatopione w kolorowych lampkach, gwiazdach, bombkach było z jego punktu widzenia nużące...


- Jak tam twoje hobby w krzywdzeniu dziewczyn? - Zagadnęła, uśmiechając się uroczo.


- Cóż, krzywdzenie dziewczyn nie jest moim hobby. Dlatego moim hobby zostało deptanie ich telefonów, a potem znudziło mnie to. I deptanie telefonów już nie jest moim hobby. - Wzruszył od niechcenia ramionami.


Zerknął na nią ukradkiem. Patrzyła w przestrzeń z zamyśleniem. Czyżby go zignorowała? Naprawdę jest niesamowicie dziwna...


-Co chciałaś ze sklepu, Ana? - Zagadnął, gdy weszli do galerii. Nie odpowiedziała. - Ana Usagi, mówi do ciebie Bóg, odezwij się na me wezwanie!


- Nie wierzę. - Zaśmiała się krótko. Odwróciła się do niego. - Nie wierzę w Boga, więc nie możesz istnieć.


- Oczywiście... To, co chciałaś ze sklepu? - Powtórzył pytanie.


- Słodkie laski. - Odparła natychmiast.


Omal nie przewróciło się na te słowa, ale zaraz zrozumiał, że chodziło jej o cukierki. Zrobiła to ewidentnie specjalnie. Zawsze to robiła. Uwielbiała go drażnić. Zakupy zrobili niemal błyskawicznie i tym szybciej ruszyli w drogę powrotną. I znów żadne nie miało zamiaru zacząć rozmowy. Ta błoga cisza powoli zaczynała go denerwować. W ogóle nie był wstanie rozgryźć, co właśnie myśli. Doskonale znał myśli i emocje każdego człowieka, ale o niej samej prawie nic. Była niczym zamknięta księga z klamrą na klucz, której niestety nie był wstanie otworzyć i przeczytać, żeby zrozumieć co skrywa.


Zatrzymała się, niespodziewanie, więc zrobił to samo i zerknął na nią z ukosa. Miała opuszczoną nisko głowę, a grzywka przysłaniała oczy. Uniósł brew. Co znowu?


- Izaya... - Odezwała się beznamiętnie.


Wiecznie roześmiana, z gotową odpowiedzią, a teraz jakby stała przed nim zupełnie inna osoba.


- Przepraszam Izaya... - Szepnęła


Coś zacisnęło się boleśnie na jego żołądku, gdy słyszał jej zasmucony ton głosu. Miał chęć podejść i chwycić za ramiona, zapytać, co się stało, ale zaraz odgonił te myśli. Nie wiedział wolał żyć w nieświadomości, dlaczego akurat przy niej czuł się tak dziwnie. Podniosła zasmucony i zaszklony wzrok.


- Nie chciałam tego mówić przy Mairu i Kururi, ale nie mam dla ciebie żadnego prezentu na gwiazdkę. - Patrzyła na niego niczym niesłusznie zbity szczeniak. - Przepraszam...


Patrzył na nią jakby źle usłyszał. To krążyło po jej głowie przez ten cały czas? Głupi świąteczny prezent dla niego? No bez jaj...


Wbrew samemu sobie ruszył w stronę Any i położył dłoń na jej głowie. Popatrzyła na niego zaskoczona. Czuł się jakby ktoś zawładną jego ciałem i wyprawiał dziwne rzeczy.


- Izay...


- Nie przejmuj się tym. - Szybko zabrał rękę i odwrócił się plecami. - Przeżyje.


Ruszył w stronę domu. Usagi patrzyła za nim jeszcze chwilę, po czym z uśmiechem dogoniła. Wszystko wróciło do normy i znów go drażniła swoją osobą.


Po powrocie do domu, Izaya ukrył się w swoim pokoju i rozwalił na łóżku. Nie wiedział dlaczego Ana Usagi tak na niego działała. Coś w niej było takiego, co nie pozwalało mu oderwać od oczu. Kiedy próbował ją urazić, zbywała to machnięciem ręki i odpowiadała spokojnie z równie treściwymi słowami. Usiadł na łóżku z zamkniętymi oczami i nie zaprzątał sobie głowy tym, kto właśnie wszedł do pokoju. Rozmyślał głównie nad tym, czemu ona działa na niego w dotychczas zupełnie nieznany sposób. O co chodziło?


- Izaya? Mairu i Kururi powiedziały, że za pół godziny będzie kola...


Nie patrząc na dziewczynę, chwycił ją za rękę i odruchowo zakleszczył w ramionach. Z jakiegoś powodu nie chciał jej wypuścić.


- Coś się stało?


Pragnął aby była przy nim i nie odchodziła, ale rozsądek wygrał nad emocjami i zaraz odsunął ją od siebie.


- Izaya...


Wstał i wyminął ją. Chciał uciec, ukryć się, żeby nie mogła zobaczyć jak bardzo rozchwiała jego cały świat. Nikt nie miał prawa tego zrobić, a zwłaszcza ona!


- Izaya!


Złapała go za rękę, odwrócił nieznacznie głowę i zrobił wielkie oczy, gdy wylądował na własnym łóżku z dziewczyną siedzącą na nim okrakiem. Z jakiegoś dziwnego powodu nie potrafił się ruszyć.


- Nie dałam ci prezentu na gwiazdkę... - Szepnęła i nachyliła się niepewnie nad jego ustami. - Dlatego ja nim będę...


Uśmiechnęła się i delikatnie musnęła jego usta upewniając się, że jej na to pozwoli. Długo nie czekała na odzew. Izaya wplątał dłoń w jej włosy i przybliżył do siebie łącząc w namiętnym pocałunku. Na początku delikatnie, ale z każdą chwilą drapieżniej, namiętniej z tańcem języków coraz bardziej pozbawiali drugiej osoby tlenu. Kiedy w końcu obojgu zabrakło oddechu, oderwali się na sekundę, aby znów wpleść się w szał pieszczot, ale tym razem to ona leżała pod nim. Nie przerywając pocałunku, zaczął rozpinać jej bluzkę ukazując jędrny biust udekorowany w różowy biustonosz w białe falowane pasy. Musnął jej usta i począł schodzić z pocałunkami niżej przez szyje, biust aż zatrzymał się na pępku, który liznął. Zadrżała tłumiąc westchnięcie. Spojrzał na w pół przytomne szmaragdowe oczy. Już wiedział jak mógł określić to dziwne uczucie, które bezkarnie u niego wywoływała. To był narkotyk, który przyciągał do siebie i nie dawał odrobiny swobody, otumaniał i powodował chęć bliższego poznania.


Znów zbliżył się do jej ust, pracując nad rozpięciem stanika jedną dłonią , co okazało się nie lada sztuką, ale i on w końcu został pokonany i rzucony w kąt pokoju. Wpatrywał się w idealne nagie piersi i nie mogąc oderwać od nich wzroku, polizał jedną, a słysząc kolejne westchnięcie, ponowił czynność. Powoli powiódł językiem w górę aż do obojczyka, na którym pozostawił malinkę. Wbił się ponownie w ciepłe usta, a tymczasem dziewczyna pozbawiła go koszuli. Zaczął zdejmować z niej spódniczkę, gdy zapukał do drzwi, a w progu pojawiła się Kururi. Bez większej krępacji czy speszenia, zlustrowała pół nagą parę i uśmiechnęła się nieznacznie.


- Kolacja za chwilę. Jak się już ubierzecie i zejdziecie na dół, to nakryjcie do stołu. - Wyszła zamykając za sobą drzwi.


- Cholera... - Izaya opadł głową na biust dziewczyny, wzdychając ciężko.


Czemu? Dlaczego omal nie zrobił tego z nią? Gdyby jego siostra nie weszła... Poczuł drobne dłonie na plecach. Podniósł nieznacznie głowę, patrząc znad piersi w szmaragdowe, rozbawione oczy.


- Może następnym razem. - Zaśmiała się krótko. - Jednak mój prezent nie wyszedł do końca... - Westchnęła.


Uśmiechnął się nieznacznie na te słowa. Wstał i podniósł stanik dziewczyny.


- Wręcz przeciwnie. - Spojrzała na niego dziwnie. - To idealny prezent, Króliczku pod Jemiołą. -Nachylił się i skradł jej całusa, wręczając stanik.


Nie do końca rozumiała o czym mówił. Ubrał koszulę i wskazał w górę. Podniosła głowę i zamrugała krótko. Nad nią wisiał mały pęk świeżo zerwanej jemioły. Zaśmiała się krótko.


- Chodź na dół, bo nie wiadomo czy znów nie przylezie któraś. - Chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi. - A, bo bym zapomniał... - Odwrócił się i pocałował ją namiętnie. - Wesołych świąt, Ana...


- Wesołych, Izaya...


Koniec

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro