Rozdział 11 - Enigma

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy wszedł do pokoju, zorientował się, że dziewczyna jest już przytomna i próbuje pozbyć się liny, pętającej nadgarstki. Usłyszawszy hałas, spojrzała w jego stronę i zorientowawszy się, że to on, na jej twarzy pojawiła się wściekłość.

Pałającymi gniewem oczyma przewiercała go na wskroś, jednak milczała. Podszedł i szarpnięciem uniósł ją do pozycji siedzącej. Jęknęła z bólu, na chwilę przymykając powieki, z jej ust pociekła stróżka krwi. Zmoczył ręcznik w chłodnej wodzie i złapał ją za włosy, odchylając jej głowę w tył. Nie starał się być przy tym łagodny. Zanim jednak zdążył dotknąć jasną tkaniną twarzy dziewczyny, poczuł jej pięści na swym brzuchu i zgiął się w pół. Nawet spętana nie była bezbronna. Zirytowany pociągnął mocniej za długie, potargane włosy, boleśnie przechylając jej głowę w tył i pochylił się, spoglądając z bliska na jej twarz, która aż kipiała gniewem. Jedynie fakt, że była związana, sprawiał, iż nie atakowała. Całą swą postawą fascynowała go coraz bardziej. W tym momencie ostatnią rzeczą, której pragnął, było zabicie jej. Gotów był na wszystko, tylko nie na to.

— Escorpio — wyszeptał bezgłośnie i przez moment ujrzał na jej twarzy zdezorientowanie, jednak nie gościło tam zbyt długo. Tak jak przypuszczał, czytała z ruchu warg. — Opatrzę cię — powiedział i ujrzał, jak groźnie mruży oczy.

— Zabierz ode mnie swoje łapy! — wrzasnęła.

— W zasadzie powinien to obejrzeć lekarz, ale będziesz musiała zadowolić się moją pomocą — stwierdził.

— Zabierz mnie do szpitala — zażądała, a następnie wyraz jej twarzy gwałtownie się zmienił, jakby sobie o czymś przypomniała. — Okłamałeś mnie — powiedziała groźnie.

— Nie przypominam sobie, abym cię kiedykolwiek okłamał. Nie zrobiłem tego wtedy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, a dziś, oprócz tego, że chciałaś mnie zabić, nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa — powiedział i ujrzał, jak zamrugała pospiesznie powiekami i zacisnęła mocniej usta.

— Nigdy wcześniej cię nie widziałam — oświadczyła wyniośle. — A gdybym chciała cię zabić, to byłbyś już martwy — oznajmiła ze złością i usłyszała, jak ciężko wzdycha.

— Nikomu nie powiedziałem, że cię znam, więc nie musisz udawać, że widzimy się po raz pierwszy. Oboje dobrze wiem, że to nie prawda — usłyszała i odczuła ulgę. Szczerze mówiąc, w tym momencie nie miała już nawet pojęcia, czy fakt, kim jest, pomógłby jej, czy raczej zaszkodził. Zbyt wiele było niejasności w tym, co usłyszała od Sandovala. W tym momencie nie chciała nawet tego analizować. Byli w zupełnie innym miejscu. Czystym i bardziej przystępnym, nie słyszała też żadnych odgłosów, tak, jakby byli tu sami. To mogła być jedyna szansa na ucieczkę. Musiała z niej skorzystać. Jedyną przeszkodą był ten kretyn, którego w tym momencie miała ochotę zamordować. I pomyśleć, że gdy ujrzała go po raz pierwszy, wydał jej się interesujący. Na samą myśl, że próbowała go uwieść, czuła do siebie odrazę. Szczególnie w tej sytuacji, gdy stał obok i miał nad nią całkowitą kontrolę. — I dobrze wiedzieć, że nie chciałaś mnie zabić — kontynuował, a ona spojrzała na niego ze złością.

— W tamtych okolicznościach byłoby to głupotą — warknęła.

— W tych okolicznościach również — stwierdził chłodno i ujrzał w oczach dziewczyny wściekłość. — Dopóki nie zrozumiesz sytuacji, w jakiej się znalazłaś, nie powinnaś robić nic pochopnie.

— Doskonale rozumiem sytuację, w której się znalazłam — wysyczała, spoglądając na niego z goryczą.

— Nawet nie wiesz, gdzie jesteś — powiedział z lekką kpiną w głosie, sprawiając, że gniew w niej aż zakipiał.

— W Meksyku! — krzyknęła, a on spoglądał na nią wyczekująco, co sprawiło, że poczuła bezsilność. Tak. Miał rację. Nie wiedziała zbyt wiele. Nie miała nawet pojęcia, w której części kraju jest.

— Znasz się na wężach — stwierdził w którymś momencie, a ona ujrzała w jego oczach błysk zaintrygowania, co ją zdezorientowało.

— Przypuszczam, że tak dobrze, jak ty na balecie — odparowała bez zastanowienia. — Ten, którego miałeś, jest jadowity, więc noszenie tego gada świadczy jedynie o twojej głupocie. Ktoś o zdrowych zmysłach nie brałby go do ręki, chyba że miałby przy sobie surowicę — dodała z całym przekonaniem i ujrzała, jak przysuwa się bliżej. Nie miała wątpliwości, że tym razem będzie już bardziej uważny, co jednak nie oznaczało, że zamierzała przestać.

— To Tajpan Pustynny, miałaś rację, jego jad jest śmiertelny, ale nie dla mnie. Z reguły węże te są dość łagodne, jednak w sytuacjach, gdy mają do czynienia z dzikuskami strzelającymi w ich stronę, mogą stać się agresywne, więc nie próbuj przy nim tych sztuczek, ponieważ o ile ja nie muszę zażywać antytoksyny, to tobie byłaby niestety niezbędna — stwierdzi i przetarł czoło Echo ręcznikiem, jednak cofnęła się, zanim zdążył powtórzyć tę czynność. Upór i zaciętość dziewczyny potęgowały jego entuzjazm.

— Dlaczego nie potrzebujesz? — zapytała, a on usłyszał w jej głosie nutkę zaciekawienia. Ile ona mogła mieć lat?

— Jeżeli cię rozwiążę, pozwolisz mi się opatrzyć? — zapytał, zamiast odpowiadać.

— Zaryzykuj — odparła niemal od razu.

Siedziała na łóżku i spoglądała na niego wojowniczym wzrokiem. Przykucnął przed nią i przypatrywał się uważnie. Krew zalewała jej oczy. Musiała być ranna w głowę, a on nie mógł sprawdzić, czy była to poważna rana i czy potrzebne jest szycie, ponieważ nie pozwalała mu się nawet dotknąć. I nie był to lęk, ale przekorny upór. Cechowała go cierpliwość i obojętne podejście do życia. Nigdy nie targały nim emocje, więc w tej sytuacji odbierał wszystko z opanowaniem. Jednak dziewczyna niewątpliwie wymagała pomocy. Dziwił się nawet, że jest tak nabuzowana i energiczna po tak wielu ciosach, które niewątpliwie zrobiły sporo zniszczeń w jej organizmie, może działała adrenalina, a może był to szok. Cokolwiek to było, musiał zobaczyć czy nie jest poważnie ranna. Krew leciała również z nosa, który niewątpliwie mógł być złamany, o czymś świadczyło zaczerwienienie i lekki obrzęk. Materiał koszulki przesiąknięty był krwią, co budziło jego niepokój. Również na jasnej tkaninie spódnicy ujrzał czerwone plamy. To nie musiały być groźne rany, ale istniała możliwość, że były poważne.

Bez słowa sięgnął po leżący na szafce nóż i rozciął nim sznurek, którym spętane miała kostki nóg, kątem oka ujrzał na jej twarzy zaskoczenie. Niemal natychmiast usiadła, spuszczając nogi na podłogę i spróbowała się podnieść, jednak powstrzymał ją stanowczo i spoglądając w jej oczy, rozchylił powoli kolana dziewczyny. W pierwszej chwili zamarła, a jej źrenice powiększyły się. Otworzyła usta, jednak nic nie powiedziała. Powolnym ruchem uniósł jej spódnicę na wysokość kolan, wsuwając pod nią dłonie. Nadal nie spuszczał w niej wzroku, a ona odnosiła wrażenie, jakby zniewalał ją swym spojrzeniem. Siedziała sztywno i ciężko oddychała, czując jego ręce, którymi sunął coraz wyżej. Nagle wszystkie jej myśli rozbiegły się w każdym możliwym kierunku. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje, a on zdawał się to wykorzystywać, przeszywając ją wzrokiem, z którego nie potrafiła niczego odczytać. Dla odmiany miała wrażenie, że w przeciwieństwie do niej samej, on czytał w niej jak w otwartej księdze. To podsycało jej gniew, choć z drugiej strony coś ją blokowało.

— Nie wyczuwam żadnej rany — powiedział nagle, a ona oprzytomniała i gwałtownie ścisnęła nogi. Nieprzemyślanym ruchem uwięziła jego dłonie między swymi udami, co sprawiło, że sytuacja jeszcze bardziej się zagęściła. Ujrzała, jak na moment przymknął oczy i mocniej zacisnął szczękę. Na ten widok zaczęła się gwałtownie szamotać, używając spętanych dłoni, aby pozbyć się jego rąk, jednak zabrał je i ujął nimi jej nadgarstki. Wszystkie te czynności wykonywał, nie odrywając wzroku od jej twarzy. — Uspokój się — powiedział cicho, a ona w odpowiedzi wyrwała dłonie z jego rąk, po czym podsunęła mu pod nos.

— Uwolnij mnie — zażądała stanowczo, starając się uspokoić oddech. Utworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz nie dopuściła go do słowa: — Zaryzykuj, jeżeli się nie boisz — dodała prowokująco, na co bez słowa ponownie ujął nóż i przeciął linę. Kątem oka ujrzał, jak rozciera obolałe nadgarstki. Chciał zaprotestować, ponieważ skóra była poszarpana i powinien najpierw oczyścić rany, jednak jej zagniewany wzrok go powstrzymał. Nie spuszczała z tonu. Nawet w momencie, gdy ją uwolnił.

— Czy teraz pozwolisz mi się opatrzyć? — zapytał spokojnym, opanowanym głosem, jednak nie uzyskał odpowiedzi.

Siedziała sztywno i zabijała go wzrokiem. Dosłownie. Odłożył nóż i wziął w dłoń ręcznik. Wstał i przechyliwszy jej głowę w tył, zaczął przecierać zakrwawione czoło, aby oczyścić drobne rozcięcia. Między włosami widać było niewielką ranę, jednak na szczęście nie było to nic poważnego. Przeniósł wzrok na jej wściekłą twarz i kątem oka dostrzegł jakiś ruch, a następnie poczuł, jak ostrze noża rozcina mu skórę. Nie spodziewał się tego, był przekonany, że pozwoli mu się opatrzyć, a później spróbuje uciec, bo nie wątpił, że ta niezłomna dziewczyna tak po prostu odpuści. Przycisnął dłonią krwawiące miejsce, jednak nie odstąpił nawet na krok, nie mogąc oderwać on niej wzroku. Rana nie była poważna, poczuł, jak nóż prześlizguje się po jego biodrze, jednak nie uszkodził żadnego ważnego narządu. Tego był pewien.

W tym momencie był przygotowany na kolejny cios, który tym razem starałby się zablokować, jednak ponownie go zaskoczyła, odpychając z całej siły. Upadł plecami na podłogę, co wykorzystała i przeskoczyła nad nim, kierując się w stronę drzwi, jednak zanim do nich dotarła, zdążył złapać ją za kostkę i gwałtownie szarpnąć, przez co runęła jak długa na posadzkę. Usłyszał jęk wydobywający się z jej płuc. Wykorzystując to, że była zamroczona upadkiem, przyciągnął ją do siebie i zanim się zorientowała, leżał już na niej, ciężarem swego ciała dociskając do posadzki. Gdy całkowicie oprzytomniała zaczęła się szarpać, a następnie ponownie zamierzyła nożem, który nadal trzymała w dłoni, jednak zablokował cios i wytrącił broń. Jej pałająca gniewem twarz dosłownie doprowadzała go do szaleństwa, pomieszanego z jakąś przedziwną ekstazą. W tym momencie zdał sobie sprawę z tego, że daje jej fory. Bo przecież dosłownie w każdej chwili mógł ją unieszkodliwić, jednak z jakiegoś cholernego powodu umyślnie uchylał gardę, pozwalając jej przejąć chwilową przewagę.

Czuł, jak materiał jego koszulki przesiąka krwią i zdawał sobie sprawę, że w tym momencie powinien ją powstrzymać i zająć się sobą, bo pomimo że rana nie była groźna, to jednak szarpanina i liczne ciosy zadawane przez dziewczynę nadwyrężały chore miejsce. Jednak po prostu nie mógł tego zrobić, nie potrafił jej obezwładnić, bo najzwyczajniej w świecie tego nie chciał. Musiał, po prostu musiał pozwalać jej walczyć, pozwalać, aby zadawała mu ból. Jej zaciekła walka o wolność, była dla niego zabawą. Z drugiej strony czuł jakąś dojmującą przykrość, bo przecież nie chciał jej krzywdzić.

— Chcę cię tylko opatrzyć — wydusił, gdy uderzyła go pięścią w miejsce, w które go zraniła. Był świadomy tego, że szarpanie przynosiło jej ogromny ból, większy od tego, jaki czuł on. Jednak niezłomność nie pozwalała jej przestać.

— Ale ja tego nie chcę — wykrzyknęła, a on zacisnął dłonie na jej nadgarstkach i uniósł nad jej głowę, a następnie unieruchomił jedną ręką, drugą złapał za włosy i przytrzymał tak, że musiała na niego patrzeć. Wytrzymywała jego wzrok, co zdarzył mu się po raz pierwszy. W którymś momencie ujrzał, że jej twarz się zmienia. Oddychała coraz spokojniej i przestała się szarpać. Puścił splątane włosy dziewczyny i dłonią otarł krew, którą miała na policzku. — Puść mnie — usłyszał jej stanowcze słowa i rozluźnił uścisk dłoni, którą przytrzymywał nadgarstki. Gdy je uwolniła, uniosła wyżej głowę, zmniejszając odległość między nimi. To sprawiło, że poczuł dreszcze. Wzrokiem omiotła jego twarz i zamrugała pospiesznie powiekami. W jej oczach nadal widniał gniew.

— Uspokoisz się teraz? — zapytał, zbliżając się jeszcze bardziej do niej. W tym momencie niemal centymetry dzieliły ich twarze od siebie, a on czuł się dziwnie zdezorientowany swoim zachowaniem.

— Pozwolisz mi odejść? — zapytała w odpowiedzi.

— Nie mogę — usłyszała i poczuła, jak oblewa ją gorąco.

Ten facet działał na nią jak płachta na byka. Czy można było w jednym momencie chcieć kogoś zabić i pocałować? Tak. A on był doskonałym tego przykładem. Jednak nienawiść górowała, zduszając wszystko inne, a w jej głowie kotłowała się myśl, że gdyby teraz mogła, to wyrwałaby mu z piersi serce i wcisnęła do gardła.

— Nie możesz, czy nie chcesz, pozwolić mi odejść? — zapytała, na moment przymykając oczy.

Czuła jego oddech na twarzy i wspomniała tamten moment w barze, gdy spotkała go po raz pierwszy. Pomimo że sytuacje były teraz podobne, jednak jej uczucia skrajnie odmienne. Wtedy budził w niej ekscytacje, teraz dla odmiany rozbudzał mordercze emocje. Uchyliła powieki i ujrzała w jego oczach odpowiedź, co sprawiło, że uderzyła go z całej siły pięścią w miejsce, gdzie go zraniła, a następnie przeturlała się tak, że teraz to ona siedziała na nim okrakiem. Zwinnym ruchem sięgnęła po nóż i przyłożyła mu do gardła, a później zamarła. Jego oczy... ten ogień w spojrzeniu oraz zachwyt, poraziły ją i sprawiły, że dłoń zadrżała.

— Zrób to — wyszeptał, sprawiając, że wstrzymała oddech. — Wystarczy jeden ruch i wykrwawię się w ciągu kilku minut. Tylko w ten sposób pozwolę ci odejść — powiedział, a ona zadrżała.

Przed sekundą marzyła o tym, aby wyrwać mu serce, teraz miała doskonałą okazję, aby uśmiercić go zaledwie jednym cięciem. Ale... spoglądała w jego oczy i nie mogła się poruszyć. Jakby ją zahipnotyzował.

Zachowywał się jakby, zupełnie się jej poddawał. Poczuła dreszcz emocji, czego nie zrozumiała. Przestał walczyć, a niewątpliwie miał jeszcze możliwość, aby ją unieszkodliwić. Był silny, zwinny i odporny na ból, a co zadziwiało ją najbardziej, to fakt, że w jakiś chory sposób, nawet podczas szamotaniny zachowywał się, jakby o nią dbał. Unikał ciosów, blokował je, ale ani razu jej nie uderzył. To chyba jeszcze bardziej ją rozwścieczało.

Trwała tak, trzymając ostrze na jego gardle i nie miała pojęcia, jak długo by to się jeszcze ciągnęło, gdyby nie zadziwił ją po raz kolejny, unosząc w górę głowę, tak, że ostrze przebiło skórę szyi, a ona ujrzała czerwoną stróżkę krwi, która spłynęła na palce zaciśnięte na rękojeści. Odruchowo odsunęła ostrze. Była zmieszana, zdziwiona i w jakiś sposób podekscytowana, czego zupełnie nie rozumiała. Chłopak nie przestawał zmniejszać odległości między nimi, co wprawiało ją w jeszcze większe zdziwienie oraz zagubienie. Gdy niemal dotykał jej ust swymi, przymknęła oczy, starając się powstrzymać dreszcze. Po chwili wstrząsnęła nią złość i wziąwszy duży rozmach, uderzyła go w głowę rękojeścią/trzonkiem noża, a następnie poderwała się i wybiegła z pokoju. Za sobą słyszała odgłosy świadczące o tym, że cios nie był na tyle silny, aby unieszkodliwić go na dłużej.

Zorientowała się, że jest na piętrze i pospiesznie zbiegła po schodach. Nie znała rozmieszczenia domu, dlatego trochę potrwało, zanim odnalazła wyjście. Gdy wybiegała z budynku, słyszała jego kroki na schodach. Na zewnątrz zalała ją fala słońca, a jego promienie na moment oślepiły. Rozejrzała się wokoło, na szczęście byli zupełnie w innym miejscu i wyglądało na to, że nikogo innego tu nie zastała, czego obawiała się najbardziej. Dobiegła do samochodu i poczuła ogarniającą ją radość, gdy przez szybę ujrzała tkwiące w stacyjce kluczyki. Otworzyła szarpnięciem drzwi, przepełniona radością, że jednak istnieje szansa na wydostanie się z tego piekła. Musiała tylko wsiąść do auta, odjechać, udać się do najbliższego posterunku policji i powiadomić matkę.

Niestety nie zauważyła zwiniętego w kłębek węża, który przeniósł się na przednie siedzenie, które oświetlało słońce. Gdy go dostrzegła, odskoczyła w tył, lądując na tyłku, jednak nie na tyle szybko, aby nie poczuć, jak kły jadowe przebijają skórę. Opadła plecami na ziemię i przymknęła oczy.

— Byłam tak blisko — wyszeptała, przyciskając dłoń do miejsca ukąszenia i usłyszała kroki, a gdy uchyliła powieki, ujrzała przerażone spojrzenie Dantego, który przy niej klęknął i złapał ją za rękę. Zamachnęła się drugą, ale zanim zadała cios, poderwał ją w górę i wniósł ponownie do domu.

Zachowywał się dość dziwnie. Położył ją na kanapie w salonie i spoglądał na jej twarz jak zahipnotyzowany. Widziała tam jakiś opór, jakby chciał coś zrobić, ale coś go powstrzymywało. Nie rozumiała tego. Nie chciała rozumieć. Klęknął na podłodze i wpatrując się w jej twarz, gładził po policzku. Nagle ujrzała w jego oczach czułość, co ją zdezorientowało. Zachowywał się jak szaleniec.

— Wolę umrzeć, niż tu z tobą zostać — wyszeptała zdławionym głosem i ujrzała, jak chłopak przymyka oczy, a później szeroko je otwiera.

Otrząsnął, się, jakby właśnie ktoś obudził go z głębokiego letargu. Po chwili spostrzegła, że podnosi się i odbiega. Do jej uszu dotarły hałasy z oddali. Za moment krzyk wściekłości i tłuczone szkło. Już po chwili ponownie był przy niej z apteczką.

— Musisz się teraz uspokoić. Oddychaj głęboko i postaraj się uspokoić — powiedział opanowanym głosem, a ona ujrzała, jak wyjmuje strzykawkę ze sterylnego opakowania, a następnie przebija nią mały, plastikowy pojemnik i odciąga jasny płyn.

— Co się dzieje? — zapytała. — To antidotum? — dodała.

— Antytoksyna jest jak każdy inny produkt, traci termin ważności. A ta, którą tu mam, powinna być wymieniona kilka miesięcy temu, tak więc nie. Nie jest to antidotum. To, co wstrzyknę ci za moment, rozrzedzi twoją krew — wyjaśnił i ujął jej dłoń, prostując ramię w łokciu. Wyszarpnęła rękę, a na jej twarzy ponownie pojawiła się złość. — Masz w sobie neurotoksynę. Za trzydzieści, góra czterdzieści minut umrzesz. Jad atakuje już twój układ nerwowy. Zwalnia rytm serca, które niedługo przestanie bić — powiedział, a ją oblało gorąco. Nie zaprotestowała i tym razem pozwoliła wbić igłę w żyłę.

— Dlaczego chcesz rozrzedzić moją krew? To pomoże? — zapytała, a on pokręcił przecząco głową. — Więc dlaczego? — nalegała.

— To zmniejszy możliwość zatoru krwi — usłyszała i zdezorientowana zmarszczyła czoło, a później ujrzała, jak wyjmuje drugą strzykawkę i wbija w swoje ramię. Powoli odciągał, napełniając strzykawkę krwią. Poczuła dreszcze.

— Co zamierzasz zrobić? — zapytała ostrożnie.

— Coś, czego jeszcze nigdy nie zrobiłem — usłyszała jego głos i przełknęła głośno ślinę. — Zamierzam uratować twoje życie — dodał.

— Zamierzasz mi to wstrzyknąć? — wypowiedziała gwałtownie, gdy jego słowa do niej dotarły i spojrzała na niego z obrzydzeniem, a on głośno wciągnął powietrze.

— Byłoby prościej, gdybym nie wykrwawiał się teraz przez ciebie, ponieważ wbiłaś we mnie nóż — wypowiedział ze złością.

— Wolę umrzeć, niż mieć cokolwiek twojego w sobie — warknęła, a on spojrzał na nią wnikliwie. Ujrzał, jak się zmieszała. Złapał jej dłoń i ścisnął.

— Obojętnie, co o mnie myślisz, musisz mi teraz zaufać — szepnął.

— Nigdy — wypowiedziała niemal natychmiast. Czuła mrowienie w palcach dłoni. Była coraz bardziej zagubiona. Mówił prawdę. Jad zaczął działać.

— Jeżeli mi nie zaufasz, to umrzesz. Moja krew jedynie spowolni działanie jadu. Gdy ci ją wstrzyknę, pojedziemy do mojego domu, tam mam antidotum, które ci pomoże — wyjaśnił.

— Dlaczego twoja krew miałaby mi pomóc? — zapytała, spoglądając na niego rozbieganym wzrokiem.

— Ponieważ jest odporna na działanie jadu węża — wyjaśnił, a ona utworzyła usta, jednak nie zamierzał dopuszczać jej do słowa. — Liczy się czas, więc nie upieraj się. I tak nie ma pewności czy przeżyjesz.

— Jednak jeżeli przeżyję, to będę twoim więźniem. Dla mnie to jedno i to samo — mruknęła.

— Nie jesteś moim więźniem, Echo. Twój pobyt ze mną jest chwilowy. Nie wiem, ile będą cię trzymać, ale kiedyś cię wypuszczą — stwierdził, chcąc, aby się uspokoiła i ujrzał na jej twarzy bunt.

Teraz jeszcze nie. Nie mógł dopuścić, aby umarła, zanim nie poukłada wszystkich elementów. Była zbyt fascynująca. Jedyna w swoim rodzaju.

— Musisz mi coś obiecać — wypowiedziała.

— Co takiego? — zapytał zniecierpliwiony.

— Gdy już będzie po wszystkim, odpowiesz mi na wszystkie pytania, które zadam — oznajmiła, a on przymknął oczy.

Nie czuł się najlepiej, a czekało go pół godziny jazdy. Rana nie była groźna, jednak krwawiła, więc musiał założyć pospieszny opatrunek. Czynnik z oddaniem krwi dodatkowo komplikował sprawę, ponieważ osłabiał organizm. Powinien odpocząć, zanim wsiądzie za kierownicę, jednak prawda była taka, że nie było na to czasu. Co więcej, uratowanie jej było w domowych warunkach niebywale ryzykowne. Istniało niebezpieczeństwo, że po wstrzyknięciu krwi zrobi się zator, a wtedy nie byłby w stanie jej pomóc. Teraz jednak liczyła się każda chwila, a ta małolata była uparta i zdeterminowana. Aczkolwiek on był o wiele bardziej. Jej życie było w tej chwili cenniejsze dla niego niż dla niej samej.

— Zaryzykuj, jeśli się nie boisz — powiedział, spoglądając jej prowokująco w oczy. Ujrzał, jak zapałały gniewem, jednak w odpowiedzi wyciągnęła do niego rękę. Nigdy, jeszcze nigdy w życiu nie miał do czynienia z niczym, co tak bardzo go podniecało. Wbijając igłę w żyłę, czuł dreszcze. Nie spuszczała z niego wyzywającego wzroku. Dokładnie tak jak on. — Spróbuj się uspokoić — dodał.

— Nie chcę się uspokajać! — warknęła ze złością.

— Musi być ktoś, dla kogo chcesz żyć — stwierdził z irytacją, sprawiając, że przymknęła usta i głośno westchnęła.

— Wszystko będzie dobrze, prawda? — wyszeptała cicho, z żalem, a on poczuł, jak coś ściska go w żołądku.

— Jedynie ja mogę cię zabić. Nikt inny. Ani wąż, ani człowiek. Tylko ja — powiedział bez zastanowienia i ujrzał, że jej źrenice rozszerzają się, a ona sama spogląda na niego uważniej.

Zganił się w myślach, za to, że nie umiał się powstrzymać, jednak już za moment przyglądał się ze zdziwieniem, jak na jej twarzy pojawia się uśmiech. Po raz pierwszy w życiu. Nawet tam, w barze, nie uśmiechnęła się do niego w taki sposób. Bez kokieterii, bez egzaltacji, bez fascynacji, ani zaciekawienia. Teraz, w tym momencie, jej twarz wydawała się emanować szczerą radością. Wstrzymał oddech, nie potrafiąc sprecyzować tego, co poczuł, widząc ten przyjazny, a nawet serdeczny uśmiech.

Była taka dziwna. Gdy próbował jej pomóc, chciała go zabić, gdy jej na to pozwalał, wycofywała się, a gdy mówił jej, że ją zabije, uśmiechała się radośnie. Enigma była przy niej niczym więcej niż tylko banalną zgadywanką.   


→→→→→→

WAŻNE!

Przy dzisiejszym rozdziale chciałabym zamieścić kilka informacji. Zanim zaczęłam pisać tę fabułę zrobiłam rozległy research, aby nie wyszła mi bajka, ponieważ tematyka jest dość specyficzna i bardzo łatwo rozminąć się z prawą albo dla odmiany nie uwierzyć w fakty. Dlatego aby uwierzytelnić powyższe zdarzenia, podam kilka informacji, które być może Was zaintrygują. Człowiek uodporniony na jad węża, brzmi trochę nieprawdopodobnie, prawda? Jednak jest to możliwe. Jednym z najbardziej znanych był Bill Haast, który założył nawet placówkę, Serpentium, w której zajmowano się w głównej mierze jadem węży. W komentarzu załączę link, jeżeli mielibyście ochotę poczytać. Mężczyzna ten do tego stopnia uodpornił się na jad węża, że jego krew wielokrotnie uratowała ludzkie życie, ponieważ w tamtych latach nie było jeszcze takiej technologii, a antytoksyny nie były produkowane na taką skalę, jak obecnie. Tak więc treść powyższego rozdziału jest wytłumaczalna. Transfuzja w domowych warunkach jest możliwa, jednak bardzo niebezpieczna i wielokrotnie kończy się niepowodzeniem. Bill Haast uodpornił się na jad wielu gatunków węży, jednak w głównej mierze były to kobry, do których miał słabość. W fabule będę starała się możliwie jak najbardziej realnie przedstawiać fakty. Szczególnie ta dotyczące węży. 

Ponieważ Tajpan Pustynny który ugryzł Echo jest najbardziej jadowitym wężem na świecie postanowiłam pokopać głębiej i znalazłam jeszcze jednego człowieka, który uodpornił się na jad do tego stopnie, że dał się ukąsić jednocześnie dwóm najgroźniejszym wężom. Tajpanowi Pustynnemu i Czarnej Mambie. Tim Friede przyzwyczajał organizm do jadu węża wiele lat. Jednak robi to, ponieważ ma konkretny cel:

"Jestem prawdopodobnie jedyną osobą na świecie, która może przyjąć ugryzienia od tych węży i przeżyć. Nie mam zamiaru przestać tego robić, dopóki nie uda się stworzyć i wypuścić na rynek szczepionki".

Poniżej zamieszczam filmik na którym możecie na własne oczy zobaczyć Tima Friede i jego pupili w akcji. 

https://youtu.be/ucpGlWnq8EE

Ponieważ jestem już przy informacjach, dodam, że każda z podanych w fabule rzeczy jest sprawdzana i staram się być możliwie jak najbardziej wiarygodna. Zarówno w przypadku węży, danych gatunków, ich jadu, rodzaju toksyn, specyfiki zachowań, warunków występowania etc, etc. Więc niemal każda scena z wężami nie będzie bajką wymyśloną na potrzeby fabuły, chociaż w kilku przypadkach będą delikatnie naciągane. Jednak pod koniec fabuły będzie miała miejsce scena, w której wyobraźnia poniosła mnie daleko poza horyzont rzeczywistości. Oczywiście główną sprawczynią będzie Echo, ponieważ stwierdziłam, że powinna dostarczyć Wam trochę "zabawy" ;)

Oczywiście przy tym rozdziale znajdzie się odpowiednia informacja. Postaram się też wytłumaczyć nieprawidłowości.

Ponownie dziękuję Wam za wszystkie gwiazdki i komentarze :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro