Rozdział 18 - Rozumiesz mnie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wyjechali, gdy tylko wyszła spod prysznica, a nie zajęło jej to długo. Kiedy dotarli na miejsce żar dosłownie lał się z nieba. Samochód Dantego nie miał klimatyzacji, więc wyskoczyła z auta niemal w tej samej chwili, w której się zatrzymał.

Na placu stało kilka ciężarówek, które od razu przykuły jej uwagę, co wzbudziło w chłopaku niepokój, czego nie dostrzegła. Z jednej ciężarówki wynoszono jakieś skrzynie, w dwóch kolejnych ujrzała wielkie białe paczki i od razu domyśliła się że jest to kokaina. Dwie stojące najdalej były zamknięte. Od razu pomyślała, że mogą tam być jacyś ludzie. Żywy towar — pomyślała, ledwie tłumiąc gniew. Nie mogła się w to wmieszać, musiała odpuścić. Jeżeli chciała bezpiecznie wrócić do domu, to nie powinna niczym ryzykować. Pytanie tylko, czy będzie w stanie zachować obojętność w obliczu takiej tragedii. Jeszcze niedawno była w identycznej sytuacji i prawdę mówiąc niewiele brakowało, żeby i ona skończyła na stole chirurgicznym. Gdyby Dante wyjechał nieco później, mógłby nie zdążyć na czas.

Przeniosła na niego wzrok i zmarszczyła czoło widząc jak wpatruje się w coś mrocznym, chłodnym spojrzeniem. Przeniosła wzrok w tamtą stronę i ujrzała idącego w ich stronę młodego chłopaka, w wieku mniej więcej dwudziestu, dwudziesty trzech lat. Był wysoki i szeroki w barach, atletycznie zbudowany. Włosy związane miał w z tyłu w niewielką kitkę. Łagodny wyraz twarzy i ciepłe, szczere spojrzenie sprawiło, że uznała, iż nie będzie wrogiem.

— Dante — usłyszała, jak zwraca się do jej towarzysza, gdy tylko do nich doszedł.

— Socran. — W głosie obu mężczyzn była rezerwa. Ewidentnie nie pałali do siebie sympatią. Wyglądało to niemal zabawnie.

— Echo — palnęła, przerywając kłopotliwą ciszę.

Ujrzała jak nieznajomy spogląda na nią z sympatycznym uśmiechem, a następnie wyciąga w jej stronę dłoń, którą uścisnęła.

— Słyszałem o tobie — powiedział, a ona zamrugała uroczo powiekami, wbijając w niego sarnie, niewinne spojrzenie.

— Zapewne stek kłamstw — szepnęła lekko zlęknionym głosem. Widziała, że w jego oczach natychmiast pojawiło się zdezorientowanie.

Zapewne opowiedzieli mu o niej ze szczegółami, w głównej mierze o tym, że bez mrugnięcia okiem zabiła z zimną krwią człowieka, a później strzelała do Dantego.

— Opowieści mogły być przesadzone — stwierdził, a ona zrobiła przerażoną minę i zagryzła dolną wargę.

— To było straszne — wypowiedziała nieoczekiwanie, łapiąc go przy tym za rękę, nie spuszczając z niego wzroku. Kontakt fizyczny wraz z zlęknioną postawą za każdym razem robił na mężczyznach wrażenie. — Zaciągnęli mnie do jakiegoś hangaru — mówiła z przejęciem, głosem, który momentami lekko się załamywał — i na moich oczach obdarli ze skóry człowieka. Dwa razy zemdlałam, później w moich rękach pojawiła się broń, nawet nie wiem kiedy. Chciałam ją odrzucić, ale ona w którymś momencie sama wypaliła. To było okropne, nigdy wcześniej nie trzymałam w ręku pistoletu i... i... — umyślnie zrobiła przerwę, przymykając na chwilę powieki — chyba ktoś został ranny — wypowiedziała gwałtownie, otwierając jednocześnie oczy, w których błyszczały łzy. — Od tamtej pory podają mi leki na uspokojenie, ponieważ nie mogę spać w nocy i... — Jej wywód przerwało szarpnięcie. Obrzuciła wściekłym wzrokiem Dantego, który nieoczekiwanie zacisnął dłoń na jej ramieniu i pociągnął za sobą. Usłyszała protest Socrana, jednak Dante zignorował go, bezdusznie wlokąc ją za sobą. Miała ochotę mu przywalić, jednak wolała utrzymać wizerunek niewinnej, poszkodowanej dziewczyny w oczach Socrana, gdyż wyczuła, że w przyszłości może jej się to przydać. To zdecydowanie mogło przynieść więcej korzyści — Masz mnie natychmiast puścić, bo inaczej...

— Zaczniesz krzyczeć? — przerwał jej. — Czy może zemdlejesz? — dodał, spoglądając na nią znacząco.

— Kretyn — fuknęła, wyszarpując ramię z jego dłoni, jednak poszła za nim posłusznie. Nie chciała szarpania. Pokaz dla Socrana wypadł idealnie. — Pożałujesz tego — wymamrotała pod nosem. Jakoś nie była w stanie sobie tego odmówić.

— Z pewnością — mruknął przekornie.

— Gdzie idziemy? Będziesz mnie wszędzie za sobą ciągał, czy może przykujesz gdzieś, żebym z nikim nie porozmawiała? — warknęła, obrzucając go niepochlebnym spojrzeniem.

— Wtedy musiałbym cię najpierw zakneblować, albo wyciąć ci język — powiedział i głośno wciągnął powietrze, a następnie spojrzał na nią ze zniecierpliwieniem. — Słuchaj, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wolałabyś zostać z nim, ale to ja się tobą zajmuję i...

— Jeżeli uważasz, że wybrałabym faceta, który jest zwykłą cipą i bez problemu mogę go sobie owinąć wokół palca, to grubo się mylisz — odparła stanowczo, budząc w nim zdziwienie, czego jednak nie dał po sobie poznać. — Wolę zostać z tobą, ponieważ przy tobie mam większe szanse i jesteś... — nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa.

— Mordercą? — podetknął.

— Każdy tu jest mordercą — stwierdziła. Przez moment nad czymś się zastanawiała. — Ty jesteś graczem, on zaledwie pionkiem — dodała, po raz kolejny go zaskakując.

— A ty odkrywasz od razu wszystkie karty — stwierdził, nie pokazując po sobie jakie wrażenie wywarły na nim jej słowa.

— Z dnia na dzień zrozumiesz, że nic jeszcze o mnie nie wiesz, a na sam koniec zorientujesz się, że nigdy nie dowiesz się wszystkiego — oznajmiła.

— Jeszcze — usłyszała i zmarszczyła czoło.

— Co jeszcze? — zapytała.

— Powiedziałaś, że nic jeszcze o tobie nie wiem — odparł, kładąc nacisk na słowo jeszcze. Ujrzał, jak mruży z gniewem oczy i ledwie powstrzymał się od uśmiechu. — Więc jaka jest twoja taktyka? — zapytał wbrew sobie.

— Sprawić, że ludzie pomyślą, iż odkrywam wszystkie karty? — odpowiedziała pytaniem, a on obrzucił ją chłodnym spojrzeniem.

— Zaprowadzę cię na tyły hacjendy. Teren przy basenie jest ogrodzony i niewiele osób ma tam wstęp. Poczekasz na mnie, postaram się wrócić jak najszybciej — oznajmił i ujrzawszy, jak otwiera usta, nie dopuścił jej do słowa: — Czy mogę liczyć na to, że mnie posłuchasz? — zapytał.

— Jeśli przytaknę, skąd będziesz miał pewność, że...

— Ponieważ ani ja, ani ty się nie okłamujemy. Chcesz się stąd wydostać, nie robisz z tego tajemnicy. Chcesz mnie zabić, tego też nie ukrywasz i...

— Ty też chcesz mnie zabić — przerwała, patrząc mu wymownie w oczy.

— I również tego nie ukrywam — oznajmił stanowczo. — Nie okłamujemy się.

— Czasem mam wrażenie, że chciałabym wiedzieć co siedzi w twojej głowie, jednak z drugiej strony jest to jedyna z rzeczy, która byłaby dla mnie zbyt niebezpieczna — oznajmiła.

— Dlaczego? — zapytał.

— Ponieważ mogłabym się od ciebie uzależnić — odparła bez zastanowienia, sprawiając, że zamarł, a następnie wyminęła go i ruszyła w stronę wejścia do budynku. Za sobą usłyszała jego kroki.

Gdy weszli do środka uważnie lustrowała ogromny hol i wszystkie inne pomieszczenia, które mijali. Posiadłość była o wiele większa, niż jej się wydawało, może dlatego, że duża jej część, jak się okazało, mieściła się za ogrodzonym murem. Wchodząc do dalszej części posiadłości, miała wrażenie jakby nagle znalazła się w innym miejscu. Luksusowy klimat, spokojna atmosfera, cisza i przestronne pomieszczenia. Salon urządzony był ze smakiem i w nowoczesnym stylu. Zdecydowanie musiał kosztować więcej niż wybudowanie średniej wielkości willi. Na ścianach wisiały obrazy, w tym kilka dość znanych, i miała jakieś niejasne wrażenie, że nie są to reprodukcje. Otwarte na oścież, ogromne drzwi ze złotą framugą prowadziły na taras, na którym ujrzała kilka skórzanych foteli. Ustawione były pod zadaszeniem, które utrzymywały w miejscu marmurowe łuki. Pod ścianą ujrzała barek z alkoholem. W oddali widziała basen.

— Moja matka by tu oszalała — wymsknęło jej się niezamierzenie.

— Dlaczego? — usłyszała Dantego.

— Powiedzmy, że nie lubi luksusu — odparła wymijająco.

Nie miała pojęcia ile on wie, jednak był na Kubie, a nie miała wątpliwości, że, znalazł się tam przez przypadek. Nie sądziła też, aby miał jakieś powiązania z Azurą. Jednak charakter przeszłości Logana mógł mieć jakieś znaczenie. Na razie jeszcze nie wiedziała jakie dokładnie, ale zdecydowanie było to coś, czego zamierzała się dowiedzieć. Przez chwilę panowało milczenie. On na pewno chciałby usłyszeć więcej, ona natomiast nie miała zamiaru nic więcej mu powiedzieć.

— Zostanie z tobą Jorge. Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała zwróć się do niego. Na tę część posiadłości ma wstęp tylko kilka osób, nikt nie powinien cię niepokoić. Wrócę gdy tylko wszystko załatwię — oznajmił i zerknął nad jej ramieniem.

Spojrzała w tył i tak jak przypuszczała ujrzała idącego w ich stronę krępego meksykanina, do którego od razu szeroko się uśmiechnęła. Gdy podszedł zamrugała uroczo rzęsami i wyciągnęła w stronę mężczyzny dłoń, którą ten uścisnął, zerkając na nią niepewnie. Najprawdopodobniej nie tego się spodziewał.

— Witam pana, jak mniemam spędzę w pana towarzystwie trochę czasu — szepnęła zmysłowo. 

— Mam na imię Echo — dodała, wpatrując się w niego zachwyconym wzrokiem. Zrobiła krok w przód, symulując potknięcie, co sprawiło, że błyskawicznie ją uchwycił, ratując przed upadkiem.

— Proszę uważać — powiedział z troską, a ona westchnęła przeciągle, kładąc dłoń na jego ramieniu.

— Jest pan taki silny — wyszeptała przeciągle i zagryzła dolną wargę.

Facet wyglądał jakby wygrał główną nagrodę w loterii. Dante patrzył na tę scenkę z irytacją. Umyślnie wybrał człowieka, który, jak sądził, jest na tyle inteligentny i powściągliwy, że nie ulegnie jej sztuczkom, tym bardziej, że był gejem. Jak widać przeliczył się.

— Jorge, przypilnujesz jej do czasu, aż nie wrócę — stwierdził chłodno.

— Oczywiście, zaopiekuję się panienką — zapewnił żarliwie Meksykanin.

— Mówmy sobie po imieniu — szepnęła do mężczyzny, a następnie zwróciła się do Dantego: — W towarzystwie Jorge czuję się bezpieczna — zapewniła.

— Natomiast on, w przeciwieństwie do ciebie, byłby bezpieczniejszy trzymając w ramionach twoją Sukę — wypowiedział, sprawiając, że aż zagotowała się ze złości, lecz ze wszystkich sił powstrzymała gniew.

— Nie jest zbyt miłym człowiekiem, ale może ma jakieś problemy — szepnęła do Jorge, gdy już zostali sami.

Musiała coś sprawdzić. Już w chwili, gdy podszedł, zapaliła jej się czerwona lampka. Gdy na nią spojrzał nie ujrzała w jego wzroku ani odrobiny zainteresowania, choć starała się być jak najbardziej uwodzicielska. Rzut okiem na jego zadbany wygląd, modne, schludne ubranie, wystylizowaną fryzurę dał jej do myślenia. W tym klimacie i otoczeniu gdzie wokół aż roiło się od brudnych i zaniedbanych prostaków, wyglądał dość niecodziennie. Gdy symulowała upadek poczuła jego dłoń, gdy ją złapał. Skóra była miękka i przyjemna w dotyku, natomiast paznokcie, jakby właśnie wyszedł z salonu kosmetycznego po zrobieniu manicure.

Tak, zdecydowanie był gejem. Sztuczki z uwodzeniem nie przyniosą efektu. Jednak w takich przypadkach zawsze stuprocentową skuteczność zapewniało wzbudzenie opiekuńczych uczuć. Wystarczyło, aby poczuł, że potrzebuje jego opieki. Musiał myśleć, że przy nim czuje się bezpieczna i tylko on jest w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo. Bułka z masłem — pomyślała, robiąc niewinną i lekko zakłopotaną minę.

— To niebezpieczny człowiek — usłyszała i w pierwszym momencie nie miała pojęcia o czym mówi. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że nawiązał do Dantego. — Może powinnaś zostać w hacjendzie, dopóki nie wróci sinior Sandoval. Dopilnuję, aby nie stała ci się krzywda — zapewnił, a ona zamrugała powiekami i westchnęła.

Nie mogła przeginać, inaczej będzie nalegał na długodystansową opiekę, a to nie wchodziło w rachubę. Zdecydowanie nie mogła zbyt nadużywać tematu Dantego.

— Jest trochę dziwny, ale w sumie niewiele o nim wiem. Zmuszono mnie abym zatrzymała się u niego, jednak prawie wcale nie rozmawiamy, nic mi nie mówi, więc tak naprawdę nie wiem, co dokładnie się dzieje, poza tym, że muszę przez jakiś czasu tu mieszkać i nie kontaktować się z rodziną, co jest dla mnie trochę trudne, gdyż mój ojciec będzie miał teraz operację, więc wolałabym przy nim być — oznajmiła smutno.

— Czy to coś poważnego? — zapytał zmartwiony.

— SRS. Jesteśmy trochę nietypową rodziną. Technicznie ojciec jest kobietą, na zmianę płci zdecydowali się rok temu, chociaż już od jakiegoś czasu o tym myśleli. Mam nadzieję, że cię to nie przeraża. Nie mam zbyt wielu przyjaciół z tego powodu, ludzie nie są tolerancyjni. W szkole zawsze się ze mnie śmiali, że mam matkę przebierańca. Wiesz, nawet po operacji będzie to trochę nietypowe, bo jakby nie było mieszkam z dwoma ojcami — stwierdziła z obawą. — Boję się, że to cię do mnie zrazi — dodała cicho.

— Absolutnie nie — zapewnił pospiesznie, a ona uśmiechnęła się w myślach. Urobienie tego gościa nie stanowiło żadnego problemu. — Na co dzień mam do czynienia z nietolerancją — dodał, a ona odetchnęła z udawaną ulgą i uśmiechnęła się do niego.

— Bardzo się cieszę, ponieważ przebywanie tu jest dla mnie dość niepokojące. Tym bardziej, że tak naprawdę nikt nie wyjaśnił mi dlaczego tu jestem. Moi ojcowie nie są bogaci, więc jeżeli chodzi o okup, to nie będą mieli z czego zapłacić — szepnęła zaniepokojona. — Myślisz, że Sandoval zażąda dużej kwoty? — zapytała niepewnie.

— Nie znam szczegółów, powiedziano mi jedynie, że musisz tu zostać dopóki sinior Sandoval nie załatwi pewnej sprawy, ale nie wiem o co chodzi. Do tego czasu nie może ci się stać krzywda. — Poczuła zdezorientowanie. Jakiej u licha sprawy?

— Z moimi rodzicami? — zapytała.

— A mieszkasz w Nowym Jorku? — zapytał, a ona stwierdziła, że powinna dalej iść tym tropem. Tylko co miała mu powiedzieć?

— Częściowo — odparła, dezorientując go jeszcze bardziej. — Na czas operacji przenieśliśmy się do San Francisco. Porwano mnie, gdy byłam u ojca w szpitalu. Po operacji najprawdopodobniej wrócimy do Nowego Jorku, choć przyznam, że w San Francisco ludzie są bardziej tolerancyjni, a i życie jest tam bezpieczniejsze. W Nowym Jorku już przed wybuchem było dość niepokojąco.

— Co masz przez to na myśli?

— Wiesz, z jednej strony brak tolerancji i ogólne konflikty na Wschodzie, tam nadal nie jest w pełni bezpiecznie, z drugiej strony mafia, a jeszcze...

— Uroboros? — przerwał jej.

— Tak — odparła, wiedząc, że to najprawdopodobniej jedyna szansa na umiejętne dotarcie do prawdy, a wyglądało na to, że jednak w grę wchodziły jakieś sprawy z przeszłości Logana. Teraz wystarczyło zadać dobre pytanie i poprowadzić właściwie dyskusję, a na razie nie dopuścić go do słowa. — Czy kartel Reyes de Dolor robił kiedyś interesy z Uroboros? — zapytała, robiąc zdezorientowaną minę.

Nie wiedziała w jaki sposób z nim rozmawiać, aby się nie wycofał. Improwizowała, mając nadzieję, że najwłaściwiej będzie wzbudzić w nim myśl, iż jest w jakiś sposób powiązana z mafią.

— Teraz już na mniejszą skalę — oznajmił, sprawiając, że w jednej chwili dosłownie zamarła.

— Teraz? — wymamrotała niepewnie.

Nagle poczuła kompletne zdezorientowanie, a w jej głowie zapanował chaos. Czyżby Logan kłamał? Czy to w ogóle było możliwe? Gdyby to była prawda i gdyby mafia Uroboros nadal funkcjonowała, oznaczałoby to, że przez lata je oszukiwał. Lecz przecież fizycznie było to niemożliwe. Nigdzie nie wyjeżdżał, a jak już, to prawie zawsze towarzyszyła mu Azura. Nie prowadził podejrzanych rozmów telefonicznych ani z nikim podejrzanym się nie spotykał. Więc jakim cudem mafia Uroboros nadal prowadziła interesy z kartelami? Teraz? — wrzasnęła w myślach. Co się tu kurwa działo? Jakie teraz? Musiała się uspokoić. Musiała się kurwa uspokoić, w innym przypadku wszystko szlag trafi i niczego więcej się nie dowie.

— Nie wiem zbyt wiele — usłyszała i zganiła się w myślach.

Nie mogła pozwolić na to, aby teraz się wycofał. Za wszelką cenę musiała dowiedzieć się czy stoi za tym Logan. To był ten moment, teraz albo nigdy, musiała postawić wszystko na jedną kartę.

— Nevil wycofuje się z interesu? — zapytała i ujrzała jego zdezorientowany wzrok.

— Nevil?

— Mafia Uroboros — stwierdziła. — Chyba stoi za tym Logan Nevil — dodała i ujrzała jak na twarzy mężczyzny pojawia się zrozumienie. Pokręcił przecząco głową.

— Ten szaleniec kierował mafią przed wybuchem. Później na kilka lat zniknął i na szczęście już nie wrócił — wyjaśnił. — Znam go z opowieści, ponieważ trafiłem tu dopiero po wybuchu, więc jego twarz kojarzę jedynie z gazet i telewizji. Na szczęście — dodał z ulgą. Echo również ją poczuła. Wyglądało na to, że Logan nie kłamał. Jednak nadal wiele pytań pozostawało bez odpowiedzi.

— Bez niego jest spokojniej? — zadała kolejne pytanie.

O nic nie chciała pytać wprost. Przynajmniej na razie. Mogłoby się to wydać podejrzane.

— Odkąd mafią kieruje Zero, nie było żadnych problemów — usłyszała. Bingo — pomyślała, starając się ukryć ekscytację w głosie. Teraz wystarczyło iść tym tropem.

— Ach tak. To chyba lepiej — powiedziała, jakby sama do siebie. — Nie mam pojęcia kim jest Zero. Uroboros kojarzy mi się jedynie z Nevilem i O'Connorem.

— Nie było mnie tu gdy oni kierowali mafią, jednak kontakty zostały zerwane, a dopiero od jakiegoś czasu Sandoval nawiązał współpracę z Zero. Ale nic na ten temat nie wiem. Widziałem tego człowieka zaledwie dwa razy, a o ich interesach nie mam pojęcia. Jednak nie martwiłbym się na twoim miejscu okupem, nie sądzę, aby o to im chodziło — stwierdził, dezorientując ją.

— Okupem? — wymamrotała, spoglądając na niego ze zdziwieniem. Dopiero po chwili przypomniała sobie o swoim podstępie. Za nic w świecie nie mogła wyjść z roli. — Myślisz, że nie chodzi im o pieniądze? — dodała pospiesznie. Zaprzeczył ruchem głowy. — Chyba powinnam po prostu poczekać na rozwój wypadków — szepnęła i ujrzała na jego twarzy uśmiech.

— Tak będzie najwłaściwiej. Musisz uważać na Dantego. On...

— Jorge, jesteś potrzebny — usłyszeli i obejrzawszy się za siebie ujrzeli idącego w ich stronę wysokiego, bardzo szczupłego mężczyznę. — Przyjechał człowiek z Sicarios, a Dante pojechał gdzieś z Socranem. — Echo poczuła zdezorientowanie. Człowiek z Sicarios? Brzmiało dziwacznie. O co mogło w tym chodzić?

— Czego chce? — Chłód w głosie Jorge podpowiedział jej, że sprawa jest istotna. Jednocześnie wiedziała, że byłaby spalona, gdyby zadawała zbyt wiele pytań.

— Chodzi o spotkanie w Byzantium — wyjaśnił, sprawiając, że niemożność zadawania pytań zaczęła ją boleśnie uwierać. Nieznajomy spojrzał na nią uważniej.

— Proszę sobie nie przeszkadzać, Byzantium znam jedynie z lekcji historii, więc nie wiem o czym pan mówi — stwierdziła cicho i ujrzała jak w oczach chudzielca pojawia się zdziwienie.

— Uczą o tym w szkole? — zapytał zdezorientowany. Ocho, debil, idealnie — pomyślała i zamrugała powiekami, przeszywając go dość prowokującym spojrzeniem, na co dosłownie zamarł.

— Ma na myśli Cesarstwo Bizantyjskie, kretynie — wymamrotał Jorge i zerknął na Echo. — Muszę to załatwić, ale jesteś tu bezpieczna.

— Jesteś pewien? Czułabym się lepiej gdyby ktoś ze mną został — to mówiąc zerknęła na bezimiennego debila, którego oczy dosłownie zabłyszczały.

— Masz rację — przytaknął i zwrócił się do ich rozmówcy. — Zostań tu z nią przez chwilę, Timo. Postawię kogoś przed wyjściem, żeby nikt tu nie wszedł.

Już po chwili zerkała zmysłowo na na Timo, z którym zostawił ją Jorge.

— Musisz być kimś ważnym — szepnęła, odgarniając z czoła kosmyk włosów, który następnie zaczęła sobie owijać wokół palca, powolnym, zmysłowym ruchem, sprawiając, że jego wzrok przeskakiwał z dłonie na jej wpatrzone w niego niewinne spojrzenie.

— Kimś ważnym? — wydukał i zacisnął mocniej szczękę ujrzawszy, jak dziewczyna zagryza delikatnie dolną wargę.

— Zajmujesz się sprawami Byzantium — wyjaśniła, licząc na to, że jest wystarczająco otumaniony i nie zwróci uwagi na to, że jeszcze przed chwilą twierdziła, iż nic o tym nie wie.

— Tylko ich wożę na spotkania — oznajmił, lecz zaraz potem pospiesznie dodał: — Ale czasem wchodzę — zaręczył, a ona powolnym ruchem odgarnęła włosy, eksponując smukłą szyję.

— Widzisz, wiedziałam, że jesteś kimś ważnym, jeżeli wchodzisz tam z Sicarios — strzelała na oślep.

— Masz na myśli kartel Sicarios? — zapytał, a ona poczuła głupią radość.

— Tak — szepnęła i zamrugała uwodzicielsko powiekami, a następnie położyła dłoń na jego ramieniu. — Jesteś taki silny i odważny — wymówiła z nabożeństwem. — Jestem pewna, że każdy człowiek z tego kartelu się ciebie boi — dodała, sprawiając że z jego ust wydobył się odgłos do złudzenia przypominający świst wypuszczanego z balonu powietrza.

— Nie tylko z Sicarios — zaręczył. Echo uniosła w górę brew.

— W Byzantium jest więcej karteli? — palnęła totalnie bezmyślnie.

Nie miała pojęcia, co to właściwie było. Może jakiś hotel, albo miejsce wymiany towaru. Gdy Sandoval przyjechał do Dantego też wspomniał o wizycie w Byzantium. Więc było to coś istotnego.

— Jeszcze Ganadores i Generis — odpowiedział.

Teraz musiała totalnie go ogłupić. Zrobiła krok w przód i unosząc w górę głowę, uwięziła go w swym spojrzeniu.

— Byzantium to miejsce gdzie spotykają się kartele, tak? — zapytała rzeczowo, a on przytaknął, wpatrując się w nią jak zahipnotyzowany. — Czy te spotkania są ważne? — ponownie potwierdził. Kartele Reyes de Dolor, Sicarios, Ganadores i Generis. Miejsce spotkań, Byzantium — pomyślała. Otworzyła usta aby zadać kolejne pytanie, lecz przeszkodziło jej w tym trzeszczenie wydobywające się z krótkofalówki, którą miał przymocowaną do paska. — To pewnie coś ważnego — powiedziała, sprawiając, że wrócił do rzeczywistości.

— Jest bezpiecznie. Możesz już tu przyjść — usłyszeli głos Jorge i już po chwili była sama.

Głośno westchnęła. Na tą chwilę miała już całkiem sporą wiedzę. Zero, który według słów Sandovala był gwarantem jej bezpieczeństwa, powiązany był z Uroboros. Ale co to mogło oznaczać? Czy wiedział kim jest? Bał się Logana? Czy może był z nim powiązany? Była prawie pewna, że skoro ją chronił, a kierował obecnie Uroboros, to bez wątpienia wiedział kim jest, a jeżeli tak było, to dlaczego nie powiedział nic Sandovalovi? Bo nie wątpiła w to, że ten osioł nie ma pojęcia o jej personaliach. Zachowanie Zero było niepokojące. Aby zapewnić bezpieczeństwo rodzinie, musiała poznać jego personalia zanim ponownie spróbuje stąd uciec. Cztery kartele. Reyes de Dolor miał bezpośrednie powiązania z Zero. Ale czy pozostałe trzy również? I jaka zależność panuje między tymi grupami? Czy mogłaby to jakoś wykorzystać? Od czego zacząć? — pomyślała i bezradnie westchnęła.

Chyba od małego rekonesansu. Musiała dowiedzieć się czegoś więcej o pozostałych kartelach. Jęknęła w duchu i podeszła do brzegu basenu, a następnie usiadła na brzegu, spuszczając nogi do wody. Odetchnęła z ulgą i poczuła chęć aby całkowicie zanurzyć się w orzeźwiającej wodzie. Przymknęła uczy odchylając w tył głowę, poddając twarz promieniom słonecznym. Poczuła pragnienie i zerknęła w stronę barku, przy którym już po chwili stała. Zimna cola była niczym nektar.

Trzymając w dłoni butelkę weszła do salonu i zamarła ujrzawszy stojący po drugiej stronie biały fortepian. Wchodząc nie widziała go, ponieważ stał w niewielkiej wnęce i był widoczny jedynie gdy spoglądało się w stronę wejścia do salonu od strony holu. Niczym lunatyk ruszyła w stronę instrumentu i już po chwili siedziała na stołku, kładąc dłonie na klawiszach. Nie grała często, jednak wszystko co związane było z muzyką sprawiało jej radość. Przestronne pomieszczenie dawało niesamowitą akustykę, co sprawiło, że przymknęła oczu rozkoszując się dźwiękami jakie wydobywały jej dłonie, zręcznie prześlizgujące się po klawiszach instrumentu.

"Przytul mnie i nie mów mi nic, tylko mnie przytul..." — Nawet nie zorientowała się, gdy z jej ust wydobyły się spontaniczne słowa. — "Wystarczy mi twe spojrzenie, by zrozumieć, że odejdziesz."

Poruszające słowa rumby sprawiły, że nagle wszystko przestało się liczyć. Muzyka od zawsze tak na nią działała. Im więcej słów, tym bardziej się zapominała. Nie zwracając na nic uwagi, rozkoszując się faktem, że została sama i może pozwolić sobie na chwilę zapomnienia.

"Jeśli odejdziesz pozostanie mi tylko rozmawiać z ciszą..." — Uwielbiała tę piosenkę. Była w jakiś sposób tandetna, jednak od zawsze miała do niej słabość. — "Będę cię kochać mocniej każdego dnia. Będę czekać żebyś wrócił, jeżeli odejdziesz..." — zakończyła.

Przez moment trwała w ciszy, z dłońmi na klawiszach. Miała wrażenie, jakby właśnie ktoś naładował jej akumulatory. Głośno westchnęła i uchyliła powieki, a następnie zamarła widząc stojącego naprzeciw niej Dantego, który przypatrywał się jej w milczeniu. Śpiewała z zamkniętymi oczyma, przez co nie ujrzała, gdy wchodził, a usłyszeć go zdecydowanie nie mogła. Przez chwilę poczuła zmieszanie. Ten jego mroczny, napastliwy wzrok, w którym niczego nie mogła się dopatrzyć. Z chwili na chwilę ogarniał ją coraz większy gniew. Poderwała się ze stołka i sięgała po stojący na stoliku obok wazon z kwiatami, a następnie rzuciła nim w chłopaka.

Był tak oszołomiony, że nie zdążył się nawet uchylić. Na szczęście rzuciła tak gwałtownie, że wazon przeleciał nad jego głową i jedyne co poczuł, to woda która strumieniem chlusnęła mu na twarz oprzytomniając go. Wpatrywał się w wściekłe oczy dziewczyny i nie wiedział, co się z nim dzieje.

Przez te kilka godzin nie mógł skupić się na niczym, wciąż wracając myślami do tej dzikuski. Czuł uderzenia gorąca i coraz bardziej mroczne myśli. Pragnął tego, jej spojrzenia w którym z sekundy na sekundę byłoby mniej życia. Bał się tego pragnienia. Było coraz gwałtowniejsze, a on miał świadomość, że zabranie jej ze sobą może źle się skończyć.

Gdy wreszcie wrócił, wszedł od strony basenu przy którym spodziewał się ją zastać, jednak nie było jej tam. Przez moment nawet pomyślał, że być może Jorge zabrał ją ze sobą. Jednak w którymś momencie do jego uszu dobiegł dźwięk fortepianu, a on odruchowo skierował się w stronę salonu, w którym stał instrument. Ujrzał ją i wszystko się skomplikowało.

"Jeśli pójdziesz, zapomnisz, że pewnego dnia, już dawno, kiedy byliśmy dziećmi, pokochałeś mnie..." — Przełknął głośno ślinę. Miała niesamowitą barwę głosu. Nie miał pojęcia, że potrafi śpiewać. Ale przecież skąd mógł to wiedzieć. — "Cień twojego ciała i samotność będą moimi towarzyszami jeśli odejdziesz, jeśli odejdziesz..."

Nie potrafił opanować emocji. Wpatrywał się niczym lunatyk w tańczące z wprawą dłonie i widząc naklejony tuż nad nadgarstkiem plaster, który skrywał ślad po ukąszeniu węża, mógł tylko myśleć o niej w kontekście tego, czego pragnął najbardziej. A najbardziej pragnął jej śmierci. Otrząsnął się dopiero w momencie, gdy poczuł wodę na swej twarzy. Musiał się pozbierać. Bo w tym momencie nie tylko skorupy wazonu leżały roztrzaskane na posadzce salonu. To samo zrobiła z nim, a on musiał jak najszybciej doprowadzić się do porządku, w innym przypadku nie skończyłoby się to dobrze. Wiedział, że najlepszym wyjściem było zostawienie jej pod opieką Socrana. Oby jak najdalej od siebie.

— Będę czekał w samochodzie — oznajmił chłodno i wyszedł.



fragmenty piosenki: Tamara - Abrazame (klip w mediach)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro