Rozdział 22 - Nikt inny... oprócz ciebie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po pięciu minutach jazdy samochodem poczuła, jak szarpnięciem zrywa jej czapkę z głowy, a gdy spojrzała na niego, ujrzała w jego oczach gniew. Nagle zdała sobie sprawę, że wśród ludzi nigdy tego nie widziała. Zero pieprzonych emocji. Czasem wręcz namacalnie czuła, że jest czymś wkurwiony, jednak nigdy nie dawał tego po sobie poznać. Gdy coś go rozbawiło, nigdy nawet się nie uśmiechnął. To było przedziwne, ponieważ nawet zachowując zimną twarz, takie emocje pokazują się w oczach. Ale nigdy u niego. Chociaż bywały momenty, gdy uciekał gdzieś wzrokiem. Niemniej ta fascynacja, którą demonstrował, gdy byli sami. Nóż, który przykładała mu do gardła. Wzrok, jakim wtedy na nią spoglądał, był gejzerem przeróżnych emocji w których górowała szalona ekscytacja.

— Spójrz w lusterko — warknął. Gdy zrobiła, co powiedział, obojętnie wzruszyła ramionami. — Kogo zobaczyliby, gdybyś zdjęła czapkę?

— Mnie? — odparła cynicznie.

— Młodą, atrakcyjną dziewczynę — usłyszała i uniosła w górę brew.

— Uważasz, że jestem atrakcyjna? — palnęła i usłyszała niecierpliwe sapnięcie.

— Nigdy więcej masz tego nie robić — nakazał.

— Kim jest Elida? — zapytała w odpowiedzi.

— Obiecaj mi, że będziesz bardziej ostrożna — oznajmił stanowczo.

— Jeżeli powiesz mi kim jest Elida — odparła i ujrzała, jak zaciska mocniej szczękę.

— Zawsze musisz żądać czegoś w zamian? — zapytał cicho. — Nigdy nie możesz zrobić tego o co cię ktoś prosi? — dodał, a ona jakby na moment się zawiesiła. Gdyby nie jego błyskawiczna reakcja, byłaby teraz w dużych tarapatach. A przecież nie miał pewności jak to się skończy. Równie dobrze również i on mógł ponieść konsekwencje.

— Obiecuję — szepnęła. — Teraz powiesz mi kim jest? — dodała łagodnie.

— Zawsze otrzymujesz to czego chcesz?

— Nie zawsze. Jestem tu, a chciałam być w domu. Żyjesz, a chcę cię zabić — usłyszał i ledwie powstrzymał uśmiech.

— Jeszcze nic straconego. Jeżeli mnie zabijesz, wrócisz do domu, ale...

— Co, ale?

— Powiedziałaś chciałam, nie chcę — stwierdził, sprawiając, że poczuła lekką irytację.

— W kwestii zabicia ciebie powiedziałam chcę — oznajmiła dobitnie.

— I właśnie tego potrzebuję.

— Żebym cię zabiła? — zapytała lekko zdezorientowana.

— Żebyś tego chciała — odparł i zaparkował przed domem. Nawet się nie zorientowała, kiedy dotarli na miejsce. 

Weszła po schodach na górę i od razu skierowała się do łazienki. Potrzebowała zrzucić te łachy i wziąć prysznic. Po kilkunastu minutach wyszła z łazienki. Na sobie miała jedynie ręcznik. Ujrzała siedzącego do niej tyłem Dantego.

— Kartelem Sicarios zażąda Tolomeo Montano Mena — usłyszała i podeszła do niego, siadając po jego lewej stronie.

— Elida jest ważna, ponieważ jest jego kochanką? — zapytała, zdawszy sobie sprawę, że Dante postanowił wyznać jej prawdę.

— Elida jest łącznikiem — wypowiedział, totalnie zbijając ją z tropu.

— Jak to łącznikiem? — Była totalnie zdezorientowana.

— Kartel Sicarios jest jednym z tych najbardziej niebezpiecznych. Mena ma wielu wrogów. Wymyślił sposób, aby nikt nie mógł się do niego dostać. On podejmuje decyzje, ale to Elida je wydaje.

— I nikt nigdy go nie widział? — wydukała.

— Gdyby nikt nigdy go nie widział, można byłoby uznać, że nie istnieje.

— Więc?

— Kiedyś pojawiał się regularnie, jednak jakiś czas temu, gdy sytuacja stała się niebezpieczna i zorganizowano kilka zamachów na jego życie, wycofał się. Pojawia się niezwykle rzadko i zawsze jest to nieoczekiwane — wyjaśnił. Echo była zaskoczona tym co słyszała, ale również tym, że wyjaśnił jej to tak szczegółowo. — Dlatego właśnie Sandoval nalega, abym bywał na tych spotkaniach — dodał tajemniczo.

— Nie rozumiem. Dlaczego? Co ty masz z tym wspólnego? — zapytała.

— Muszę go zabić — wypowiedział tak swobodnie, jakby właśnie oznajmiał jej, że idzie zrobić zakupy.

— Więc te zamachy na jego życie... to byłeś ty? — szepnęła i ujrzała, jak odwraca w jej stronę głowę i spogląda na nią obojętnie.

— Gdybym to był ja, Mena byłby już martwy — oznajmił, a następnie podniósł się i ruszył w stronę drzwi.

— Wyjaśnij mi coś — poprosiła. — Teraz to nasz kartel chce się go pozbyć, tak? — wypowiedziała pospiesznie, sprawiając, że w kąciku jego ust pojawił się ledwie widoczny uśmiech. Nasz kartel — pomyślał. 

Ciekawe czy zdawała sobie sprawę z tego, że w którymś momencie zaczęła się z nimi utożsamiać. Wyglądało na to, że nie czuła się już więźniem. W sumie w jakiś sposób nie było to dla niego zaskakujące, biorąc pod uwagę jej zażyłości z niektórymi członkami kartelu. Umyślnie odizolował ją od tych stanowiących największe zagrożenie i zostawiał pod opieką tych, których nie potraktowała na wstępie jak wrogów. Działało to w obie strony.

— Sicarios stanowią zagrożenie dla każdego kartelu, a Sandoval nie chce ryzykować — powiedział, odwracając się w jej stronę.

— Są aż tacy groźni? — W jej głosie pobrzmiewało niedowierzanie. 

Podniosła się z łóżka i podeszła do niego. Szczerze mówiąc podchodziła do wszystkich tych karteli jednakowo i wydawało jej się, że działają szablonowo. Nie ma między nimi różnicy.

— Powiedźmy, że gdybyś trafiła tam, nie byłabyś narażona jedynie na głupotę i nieokrzesanie ludzi, którzy mogą zrobić ci tu krzywdę, choćby przez przypadek. Sicarios z pewnością oddaliby cię Zero w jednym kawałku, to nie ulega wątpliwości. Jednak jestem przekonany, że w tym jednym kawałku, brakowałoby wielu elementów, a ty nie byłabyś już tym samym człowiekiem — wyjaśnił bezbarwnym głosem i przyłożył dłoń do jej policzka, po czym delikatnie przesunął nią po śniadej skórze. Zadrżała.

— Nie liczą się z człowiekiem, którego obawia się Sandoval? — wymamrotała, przełykając głośno ślinę.

— Nie liczą się z nikim. Prawdopodobnie gdyby nie Elida i jej słabość do Zero, kartel Sicarios byłby zagrożeniem dla niego i Uroboros — wypowiedział, a ją oblało gorąco. 

Logan, Azura. Nie mogła dopuścić do tego, aby ci ludzie cokolwiek zrobili, jednak wyglądało na to, że była niczym mała myszka wpuszczona do terrarium pełnym jadowitych węży. Tajemnicza Elida. I jej słabość do Zero. Wyglądało na to, że zgrabna brunetka miewała sporo słabości. Zero. Przystojny barman. I Dante. Ewidentnie coś między nimi było.

— Coś cię z nią łączy? — zapytała bezpośrednio i ujrzała, jak chłopak mruży oczy.

— Nic godnego uwagi — odparł wymownie. — Dlaczego o to pytasz?

— Chcę ustalić wspólny element — stwierdziła pokrętnie.

— Wspólny element?

— Elida czuje słabość do Zero. Również na barmana patrzyła dość wymownie, a jeżeli chodzi o ciebie, to ewidentnie coś między wami zaskoczyło — oznajmiła i ujrzała, jak marszczy czoło i przez moment się jej przygląda, po czym na jego twarzy zaigrał uśmiech.

— Chłopak stojący za barem, to Ciro, syn Tolomeo. Nawet jeżeli jego i Elidę łączy coś więcej, nie byłoby to w sumie takie dziwne.

— Ma syna i łącznikiem jest jakaś kobieta? — wypaliła zdezorientowana i zaskoczona.

— Nie doceniasz Elidy i przeceniasz Ciro — usłyszała i głęboko westchnęła.

— A ty? Co łączy cię z Elidą?

— W tym momencie nic mnie z nią nie łączy. Poza tym, że mam zamiar zabić jej szefa, o czym ona doskonale wie — stwierdził, a Echo poczuła jeszcze większy zamęt.

— Dlaczego jej o tym powiedziałeś? — zapytała oszołomiona.

— Nie musiałem. Praktycznie każdy w tamtym pomieszczeniu tego chce.

W tym momencie zrozumiała, że Reyes de Dolor mogą stanowić mniejsze zagrożenie od Sicarios. To było dość niepokojące. To była chwila, gdy poczuła się zrezygnowana i bezradna. Spuściła głowę, starając się powstrzymać łzy, które cisnęły jej się do oczu. Poczuła, jak ujmuje jej twarz w dłonie i kieruje na swoją. Nie wypowiedział ani słowa, jednak jego spojrzenie sprawiło, że poczuła ulgę. Wynaturzony morderca i bezbronna ofiara? Taki powinien być w ich wypadku schemat. Jednak granice zatarły się, oboje byli ofiarami i mordercami. Jednak, aby jedno mogło przeżyć, drugie będzie musiało zginąć.

Odwrócił się i chciał odejść, lecz przytrzymała go za rękę.

— Dziękuję — wyszeptała, sprawiając, że zamarł. — Za to, co tam zrobiłeś. Gdy tylko podszedłeś, gdy cię usłyszałam, poczułam, że jestem bezpieczna. Wiedziałam, że nie pozwolisz im mnie skrzywdzić — wyrecytowała.

— Nikt nie może...

— Oprócz ciebie...

Spoglądał na nią i czuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła. Te emocje i zaróżowiona twarz, błyszczące oczy. Zginąć z jej rąk, byłoby cudownym doznaniem, prawie tak pięknym, jak wpatrywać się w nią, gdy z tej pełnej ekspresji twarzy uchodzi życie.

— Już późno — szepnął i odwróciwszy się odszedł pospiesznie.

Jeszcze przez moment stała tak wpatrując się w drzwi, za którymi zniknął, a następnie odwróciła się w stronę łóżka i już po chwili leżała w jasnej pościeli, zwinięta w kłębek, szczelnie okrywając się płóciennym pledem. Była zagubiona i totalnie zdezorientowana. Miała zaledwie osiemnaście lat i trafiła w sam środek koszmaru, jakiego nie zniosłaby niejedna dorosła osoba. Jednak nie to sprawiało, że czuła się zmieszana, zdziwiona i poniekąd zawstydzona swymi uczuciami. Powinna ich nienawidzić — nienawidziła ich. Powinna chcieć się stąd wydostać — chciała się stąd wydostać. Powinna pragnąc ich śmierci — pragnęła jej dla większości z nich. Powinna chcieć zabić Dantego — chciała go zabić. Szczerze tego pragnęła. Powinna go nienawidzić — nienawidziła. Jednak równocześnie w którejś chwili poczuła się elementem przynależnym do tego świata. Częścią tego zła i okrucieństwa, którym również i ona była. Wzięła do ręki rozdane karty i zaczęła rozgrywkę.

Chciała odejść, wrócić do matki, wcześniej upewniwszy się, że jej bliscy są bezpieczni. To się nie zmieniło. Jednak jakaś część jej, zagnieździła się w tym świecie. Były chwile, gdy zapominała gdzie jest, a wszystko wydawało się normalne. Dzisiejszy wieczór dał jej jasno do zrozumienia, że ten świat bardziej ją fascynuje niż przeraża. Czy to było niepokojące? Nie, to było cholernie niepokojące. Czy wchodząc w to coraz głębiej, nie ugrzęźnie jeszcze bardziej? Jak długo jeszcze tu zostanie? Przecież nie wiedziała nawet tego.

Musiała działać szybko, tylko to się liczyło. Zanim Logan i matka poznają prawdę. To była kwestia dni, aż odkryją jej zaginiecie. Od razu zaczną poszukiwania. Jak długo potrwa aż dotrą do prawdy? Normalny człowiek mógłby nie odkryć tego nigdy albo szukać latami. Ale przecież Nevil nie był zwyczajnym człowiekiem. Weźmie pod uwagę, że za jej porwaniem mogą stać jego wrogowie. A wtedy sprawdzi każdego z nich. Zacznie od Uroboros, a później dowie się o powiązaniach z kartelami. To była kwestia miesięcy, a może nawet tygodni, jeżeli będzie działał sprawnie, a zdawała sobie sprawę, że dla Azury stanie na głowie.

Nie zostało wiele czasu i jakby tego było mało, ona sama nie za bardzo rozumiała to, co się z nią działo. Dante, seryjny morderca, działający według chorego schematu, budził jej fascynację, pragnęła jego śmierci, żywiła do niego gwałtowne, mroczne i cholernie złe uczucia. Jednak pomimo całej tej nienawiści, która momentami aż się w niej gotowała, czuła do niego coś nieprawdopodobnie niekompatybilnego z nienawiścią. Czuła się bezpiecznie przy człowieku, którego szczerze nienawidziła i któremu życzyła śmierci. Bezpieczeństwo i spokój. To ogarniało ją, gdy się przy niej pojawiał. Ufała mu, chociaż był zdradliwy i niebezpieczny niczym wąż. Zero empatii, brak jakichkolwiek pozytywnych emocji. Obojętne spojrzenie. Stąpanie po krawędzi. Dopuszczanie do sytuacji w których dosłownie pozwalał jej się zabić. To wszystko doprowadzało ją do szaleństwa. Przepełniały ją skrajne emocje. Czy zupełnie różne osoby mogą być pokrewnymi duszami? Jego jestestwo, to zabijanie. Ona się przed tym nie zawahała. Została sprowokowana, zadziałały emocje, jednak to nie było normalne.

Co powiedziałaby jej matka, gdyby kiedykolwiek się o tym dowiedziała? Echo zdawała sobie sprawę z tego, że Azura również pozbawiała ludzi życia, jednak były to zupełnie inne okoliczności. Nie było można tego w niczym przyrównać do tego, co zrobiła ona. Jej matka walczyła o przetrwanie, broniła swoich bliskich. Nie zabiłaby w taki sposób i w takich okolicznościach. Bo jakby na to nie spojrzeć nic i nikt jej do tego nie zmusił. Bezmyślna zemsta? Przecież winę za to ponosił każdy zgromadzony tam mężczyzna a rozkazy wydawał Sandoval. Człowiek, którego zastrzeliła, był jedynie pionkiem. Musiała odreagować. Po prostu na kimś się wyżyć. Inaczej tego nie można było określić.

Czy w tych okolicznościach była w stanie powściągnąć emocje? Nie. Tego była pewna. Jednak zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że powinna chociaż je zminimalizować. Lecz czy była w stanie zdystansować się, nie potrafiąc uporządkować emocji, które targały nią w stosunku do zła, w którym tkwiła i ludzi, przy których absolutnie nie powinna czuć się bezpieczne?

Usłyszała ciche kroki i mocno zacisnęła powieki. Wiedziała, że on za moment usiądzie w fotelu przy oknie i zostanie tam do rana. Usłyszała niewyraźny syk węża, a na jej ustach zabłąkał się uśmiech. Zwykła dziewczyna poczułaby panikę, jednak w jej głowie pojawiła się jedynie ciekawość. Którego wziął ze sobą? Sukę?

Wiedziała jedno. Spędzi dziś noc w łóżku seryjnego mordercy, który pragnie ją zabić, czego wcale nie ukrywa. I będzie spała jak dziecko, zdając sobie sprawę z tego, że siedzący w fotelu obok socjopata, trzymający w ręku śmiertelnie jadowitego węża, prędzej zginie, niż pozwoli, aby ktokolwiek ją skrzywdził. Przy nim czuła się bezpiecznie i choć pragnęła jego śmierci — ufała mu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro