Rozdział 3 - Znowu ty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Prowincja Orinete, Kuba

Jeszcze przed chwilą miała ochotę położyć się i chociaż trochę przespać. Po nocy pełnej emocji jedynie o tym myślała. Nie mogła przecież wiedzieć, że ranek namiesza jej w głowie do tego stopnia, iż w jednej chwili się obudzi. Czego było w niej więcej? Tego nie wiedziała. Pewna była tylko jednego. Ostatnie czego chciała, to zostać w domu i położyć się spać. W przełomowych chwilach zawsze miała potrzebę przemieszczania się z miejsca na miejsce.

Gdy tylko znalazła się w pokoju, zrzuciła z siebie brudną sukienkę, a następnie założyła koszulkę na ramiączka i dżinsy, po czym wyszła przez okno i przeszedłszy kawałek po gzymsie, zeskoczyła na daszek stojącej przy domu przybudówce, pod którą ułożone było drewno na opał. Włożyła dwa palce do ust i gwizdnęła. Już po chwili przy budynku usłyszała ciche rżenie i zeskoczyła wprost na grzbiet Szelmy. Pochyliła się do końskiego łba i uciszyła szeptem klacz, dając jej tym znak, że tym razem muszą zachowywać się cicho. Zwierze bezwarunkowo dostosowało się do komendy swej właścicielki i obrało kierunek w stronę tyłu domu, za którym ciągnęła się łąka. Echo usłyszała odpalany silnik wozu, co znaczyło, że po drugiej stronie Logan wraz z Azurą wyjeżdżają po nowego pracownika.

Potrzebowała samotności. Potrzebowała tego dreszczyku adrenaliny, którą od czasu do czasu musiała podładować akumulatory. Tej emocji ucieczki, poczucia, że nikt nie wie, gdzie jest. Właśnie to było jej teraz potrzebne.

Gdy tylko oddaliła się na tyle, że nie była już widoczna dla oczu, bardziej wplotła dłonie w grzywę zwierzęcia i ścisnęła końskie boki. Szelma błyskawicznie przyspieszyła. Już po kilku minutach cwałowali nierównanym traktem pomiędzy rosnącymi winoroślami, które były na tyle wysokie, że doskonale je ukrywały. Zbiory miały zacząć się dopiero za dwa dni, więc miała pewność, że nikogo tam nie zastanie.

Przepełniał ją gniew i pragnienie zemsty, której nigdy nie będzie mogła dokonać. Ten człowiek zabrał ją do siebie i okłamywał, mając świadomość, że jej matka żyje. Straciła tak wiele lat, przez okrucieństwo kogoś, kto śmiał twierdzić, że ją kochał. Czuła się potwornie, wiedząc, że jest dzieckiem takiego bydlaka. Na samą myśl, że oskarżała matkę o porzucenie, w tym momencie coś rozrywało ją od środka. Jakim cudem Azura to wszystko znosiła? Niemal od razu wybaczyła matce, zrozumiała, jednak mimo wszystko gdzieś wewnątrz zawsze tlił się cień żalu, że przecież mogła to jednak sprawdzić wnikliwiej. W tym momencie była na siebie wściekła. Wiedziała jedno. Już nigdy nie zamierzała dopuścić do tego, aby matka choćby w najmniejszym stopniu przez nią cierpiała.

Miała brata. To również było wstrząsające odkrycie i szczerze mówiąc, początkowo ją ogłuszyło i zdezorientowało, lecz im bardziej dopuszczała do siebie tę informację, tym mocniej rosło w niej pragnienie, aby go poznać. To było tak gwałtowne i rozdzierające, że była już pewna, iż nie ustanie dotąd, dopóki nie pozna tego chłopaka. Od zawsze pragnęła matki, teraz niemal tak samo chciała poznać brata, który najprawdopodobniej został postawiony w takiej samej sytuacji. W tym momencie była zadowolona z faktu, że nie zdradziła się ze swym pragnieniem przy Azurze i Loganie. Nie zamierzała ich w to mieszać, miała zamiar odnaleźć go osobiście, bez informowania ich o czymkolwiek. Wiedziała, że matka nie da po sobie nic poznać, ale czuła, że fakt istnienia syna Duncana może sprawić jej ból. A to było jedyne, czego teraz pragnęła bardziej od poznania chłopaka.

W tym momencie musiała nadal zachowywać pozory i nadal udawać, że jest jej obojętne. Mogła skłamać, że nie chce go odnaleźć, ale Logan był domyślny. Przejrzałby ją bez problemu, dlatego musiała udawać, że chce znaleźć go dopiero za jakiś czas. To zdecydowanie uśpiłoby jego czujność. Z niczym, absolutnie z niczym nie mogła się teraz zdradzić. Na szczęście Logan miał w planach podróż do Stanów i zamierzał zabrać ją ze sobą. W tych okolicznościach wystarczyło po prostu zdać się na rozwój wypadków. Chociaż trzy miesiące będą prawdziwym koszmarem. Niestety musiała czekać do końca zbiorów, ponieważ dopiero wtedy zamierzał udać się na Zachód, aby tam sfinalizować transakcję z jakimś nowym producentem win. Ona miała jechać w tym czasie do Manuela, a to była doskonała okazja, aby rozpocząć poszukiwania.

Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że było to jak szukanie igły w stogu siana, ale wiedziała jedno, prędzej pochłonie ją piekło, niż odpuści. Znajdzie go, nawet gdyby musiała iść po trupach. Dosłownie. On też powinien wiedzieć o tym, jakim chorym pojebem był ich ojciec. Bo przecież w tym momencie mógł żyć w błogiej nieświadomości, nie zdając sobie wcale sprawy z tego, jakim potworem był ten chory skurwysyn, który ich spłodził. Jednak będąc szczera sama ze sobą, musiała przyznać, że nie był to jedyny powód tego szalonego pragnienia, jakie poczuła, gdy dowiedziała się, że ma brata. Z każdą chwilą była coraz bardziej ciekawa, kim jest i jaki jest. Tak po prostu.

Zawsze chciała mieć rodzinę. Kochała Sierrę i przywiązała się do niej, jednak gdzieś wewnątrz była w niej przekonanie, że tak naprawdę mieszka z obcymi ludźmi, którzy po prostu ją przygarnęli. Dlatego, gdy Sierra ją oddała, odczuła jeszcze dotkliwiej ten fakt. Duncan i Camila nigdy nie stali się dla niej kimś bliskim. Zawsze tęskniła za Sierrą, z którą się zżyła, choć w tamtym momencie nie miała świadomości, że są dla siebie prawdziwą rodziną. Tego dnia, gdy po raz pierwszy ujrzała Azurę i poznała prawdę, otworzyły się przed nią drzwi do innego świata. Z radością poznawała ludzi, którzy jak się okazało byli dla niej krewnymi. A było ich tak wielu, że momentami czuła się przytłoczona. W pozytywnym sensie. Jednak brat? Brat był przecież jednym z ważniejszych elementów. Kimś równie ważnym jak rodzic. Nigdy nie myślała o tym, czy chciałaby mieć rodzeństwo, bo przecież w pierwszej chwili brzmiało to absurdalnie. Jakby nie było, była już teraz dorosła. Jednak... cóż, gdy okazało się, że ma starszego brata, coś w niej eksplodowało.

Zachary po części spełniał w jej życiu podobną rolę. Był przyjacielem, niczym starszy brat, ktoś, kto jak się okazało, istniał naprawdę. W tym momencie wiedziała jedynie tyle, że był siedem lat od niej starszy. Nie znała nawet imienia. A im więcej niewiadomych, tym bardziej pociągający był temat. Pragnienie poznania tego człowieka było z sekundy na sekundę coraz bardziej palące.

Cierpliwość nie była jej najmocniejszą cechą, a miała świadomość, że teraz właśnie tym będzie musiała się wykazać. Nie mogła dać po sobie niczego poznać. Na szczęście w tym temacie nie przewidywała problemów. Potrafiła być skryta i potrafiła udawać, zbijać ludzi z tropu. Również fakt, że pora zbiorów jest okresem, gdy całe dnie spędza się na ciężkiej pracy, był dość pomocny, ponieważ wiedziała, że bliskim trudno byłoby zauważyć w niej jakieś zmiany. Będzie dużo pracy, więc będzie miała się czym zająć, aby przestać myśleć o bezimiennym bracie, który gdzieś tam jest i najprawdopodobniej nie ma pojęcia o jej istnieniu.

Westchnęła ciężko i spięła Szelmę, kierując ją w stronę lasu, przez który przepływała rzeka. Nie zdążyła nawet wejść pod prysznic, a upał był niemiłosierny. W tym momencie marzyła o tym, aby zanurzyć się w chłodnych falach rwącego potoku. Wybrała miejsce, w którym rzeka zataczała zakole, przez co jej część wychodziła miejscowo z lasu, a jeden z brzegów porastały nieliczne drzewa. Tak było najwygodniej dla Szelmy, której nie chciała zabierać w głąb zalesionego terenu, gdyż w tym miejscu drzewa rosły bardzo gęsto, a podłoże było dość miękkie i nierówne.

Przyspieszyła, gdy ujrzała z daleka rwące fale, w których odbijało się słońce. Mniej więcej dziesięć metrów przed korytem zeskoczyła z końskiego grzbietu, nie zatrzymując nawet klaczy, co sprawiło, że Szelma głośno zarżała, nieco zdezorientowana. Echo zignorowała to i ruszyła w stronę wody, ściągając po drodze bluzkę, spodenki i buty. Gdy dotarła do celu, była już naga i nie zwracając uwagi na chłodne fale, wchodziła do wartkiej rzeki. Tego potrzebowała. Chłodnego relaksu i wyciszenia.

Będąc na terenie posiadłości, rzadko kiedy miała cokolwiek przy sobie, prócz ubrania i konia, na którym się przemieszczała. Dom zawsze stał otworem, ktoś zawsze tam był, więc nie nosiła ze sobą nawet klucza. Pieniądze też nie były jej zazwyczaj potrzebne, gdyż jeżeli coś kupowała w sklepie albo barze, rachunki regulowała zazwyczaj Azura, raz w tygodniu. Takie wiedli tu życie. Trochę dzikie i niecywilizowane, ale przyzwyczaiła się do tego i gdy musiała przestawić się na inny tryb, kiedy jechali do Stanów, wtedy czuła się dziwnie. Komórka od zawsze była ciężarem, nawet gdy mieszkała jeszcze z Camilą i Duncanem w Kanadzie. Teraz miała co prawda telefon, jednak nadal był dla niej czymś w rodzaju smyczy, a Azura w przeciwieństwie do Camili nigdy nie nalegała, aby mieć nad nią pełną kontrolę, więc komórka była w życiu Echo swego rodzaju rekwizytem.

Z drugiej strony, zdarzały się sytuacje, gdy niemal paląco odczuwała brak możliwości natychmiastowego kontaktu. Na przykład w tym momencie, gdy chciała porozmawiać z Zacharym, zanim spotka matkę, a nie miała pojęcia, gdzie oboje teraz są. Chciała dowiedzieć się dokładnie, czy nie było jakiegoś problemu, bo co prawda matka nic jej nie powiedziała, ale niekoniecznie wszystko poszło po jej myśli. A przecież Azura była wytrącona z równowagi listami, które trochę namieszały.

Koniecznie musiała porozmawiać z Zachem. Najzwyczajniej w świecie chciała się też komuś wygadać, choć w tym momencie nie wiedziała jeszcze, jak wiele mogła zdradzić przyjacielowi. To, że miała brata, nie było już teraz tajemnicą i widziała sensu ukrywania przed kimkolwiek tej informacji, lecz w tej chwili nie miała pewności czy komukolwiek mogła zdradzić o planie odnalezienia krewnego. Zach był jej przyjacielem, mogła w pełni na niego liczyć, ale miała świadomość, że przede wszystkim będzie dbał o jej dobro, a jeżeli umyśli sobie, że mogłoby jej coś zagrażać, to nie miała pewności, czy nie wydałby jej do Azury i Logana.

Gdy odświeżona wychodziła z wody, usłyszała jakiś hałas, co sprawiło, że cofnęła się i ponownie zanurzyła w falach rzeki. Miała wrażenie, jakby przerzedzał samochód, jednak w tym miejscu okolica była dzika. Polana szeroka oraz dobrze widoczna. Droga ciągnęła się daleko i z tego miejsca nie było jej widać. Nie spostrzegłszy żadnego auta na polanie, wyszła z wody i pospiesznie się ubrała, a następnie położyła na trawie, aby chwilkę polenić się na słońcu. Przymknęła oczy, które oślepiały słoneczne promienie i głośno westchnęła. Po chwili poczuła cień na twarzy i jęknęła w duchu. Kochała tego konia, ale czasem stawał się dość upierdliwy.

— Odejdź, Szelma — wymruczała pod nosem nieco poirytowanym głosem, jednak nadal czuła obecność zwierzaka.

Zdawała sobie sprawę, że odganianie upartej klaczy nie przyniesie efektów, więc już nawet nie próbowała tego robić. Na powrót zatopiła się myślami w nurtującym ją temacie i dopiero głośne rżenie przywołało ją do rzeczywistości, sprawiając, że dosłownie zamarła. Odległość skąd dochodził odgłos, była daleka. Ten cień zdecydowanie nie należał do Szelmy. A jak nie do niej, to do kogo? Powstrzymując oddech, spanikowana, myślała gorączkowo co robić, jednak zanim pozbierała myśli, otworzyła oczy i ujrzała... Nic. Nikogo tam nie było. Odetchnęła z ulgą, uświadamiając sobie, że pochłonięta myślami po prostu nie zorientowała się, kiedy koń odszedł. Usiadła i na wszelki wypadek rozejrzała się wokoło. Polana była pusta, na brzegu również nikogo nie było. Opadła na trawę uspokojona. To musiała być Szelma, innego wyjścia nie było. Klacz narobiłaby hałasu, gdyby ktokolwiek obcy się do nich zbliżył. Mam paranoję — pomyślała, nie zdając sobie sprawy z tego, że tym razem się pomyliła.

*   *   *

Gdy tylko ją ujrzał, w pierwszej chwili poczuł chęć, aby odwrócić się i odejść, jednak stał i niczym zahipnotyzowany, wpatrywał się w galopującą dziewczynę, która zwinnie zeskoczyła z konia i ruszyła w stronę rzeki, zrzucając z siebie ciuchy jeden za drugim. Wszystko stało się tak szybko, że ledwie zdążył uświadomić sobie, co się dzieje i w jakikolwiek sposób zareagować. Nagie, śniade ciało dziewczyny widział zaledwie przez ułamek sekundy i nie potrafił się poruszyć.

Zjechał z drogi na chwilę, ponieważ wiedział, że jest tu gdzieś rzeka, a chciał ochłonąć po spotkaniu Azury, gdyby wiedział, że ujrzy w tym miejscu dziewczynę, którą poznał w barze... właśnie, co byłoby wtedy? Gdyby wiedział. Czy przyszedłby tu? Bo przecież zdawał sobie sprawę ze swych pragnień. Wiedział, że teraz po prostu musiał ją zabić.

Widział między drzewami dziewczynę pląsającą w wartkich falach i z całej siły zmuszał się, aby odejść, jednak coś uparcie trzymało go w miejscu. I totalnie nie rozumiał, dlaczego właściwie próbuje się zmusić do odejścia. Mógł zabić. Bezkarnie. A przecież pragnął tego, odkąd przykuła jego uwagę w barze. Jednak wyglądało na to, że gdzieś w głębi duszy coś w nim protestowało przed tym, aby zrobił jej krzywdę. Mimo wszystko natura sama w sobie popychała go do działania, a przecież dziewczyna była tak blisko, zaledwie na wyciągnięcie ręki. Bezbronna i samotna. Nikt nigdy nie dowiedziałby się, co się z nią stało. Mógł zrobić z nią, cokolwiek by chciał i tak po prostu zostawić w rzece. To pragnienie aż paliło jego wnętrze.

Usłyszał hałas i zerknąwszy w bok, ujrzał konia na którym przyjechała, a który teraz spoglądał na niego, stojąc w bliskiej odległości. Gdy wyciągnął dłoń do zwierzęcia, to zarżało cicho i zastrzygło uszami, jednak po chwili ruszyło w jego stronę. Zawsze miał dobry kontakt ze zwierzakami, więc i tym razem nie było problemu z klaczą. Zachowywała się nieufnie, ale nie była zdenerwowana, ani wrogo nastawiona. Nie liczył na wylewność, zadowolił się ciekawością i ignorancją. Uznawszy, że nie stanowi zagrożenia i nie jest dla niej zbyt ciekawy, odeszła i zaczęła skubać trawę rosnącą na polanie, dzięki czemu mógł ponownie wrócić do Echo, która właśnie wychodziła z wody.

Skrył się za drzewem, gdy usłyszawszy jakiś dźwięk, wycofała się zlękniona. Jednak gdy ponownie spojrzał w jej stronę, była już w połowie ubrana. Zrobiło mu się gorąco, gdy zakładała bluzkę, której materiał przyległ do mokrego ciała, idealnie podkreślając pełne piersi dziewczyny. Położyła się na trawie, a on nie mogąc się powstrzymać, ruszył w jej stronę niczym lunatyk, który w żaden sposób nie jest w stanie kontrolować swych nocnych spacerów. Nagle poczuł straszny zamęt. Stanął nad nią i wpatrywał się w jej twarz, na którą padł jego cień. Był przekonany, że otworzy oczy, jednak na jej obliczu pojawił się jedynie grymas zniecierpliwienia, a po wypowiedzianych słowach zorientował się, że wzięła go za konia. Szelma — powtórzył w myślach i zapragnął, aby dziewczyna otworzyła oczy.

Wpatrywał się w jej twarz, wilgotne, kruczoczarne włosy rozsypane na zielonej trawie i miał ochotę pochylić się i położyć dłonie na jej szyi. Gdyby je zacisnął... otworzyłaby oczy, a on mógłby ponownie spojrzeć w ten błękit, który zapamiętał. I to był właśnie moment, gdy z całej siły starał się powstrzymać, aby jej nie skrzywdzić. I może jedynie fakt, że nie miał przy sobie tego najważniejszego elementu, sprawił, że mu się to udało. Bo przecież nieważne jak wiele czasu zaciskałby dłonie na tej drobnej szyi, to nie sprawiłoby, że w jej krwiobiegu rozprzestrzeniłby się śmiercionośny jad. Odszedł, zmuszając się, aby ją zostawić, a gdy dotarł do drogi, przy której pozostawił motor, wsiadł na niego i odjechał, pozostawiając za sobą dziewczynę, zupełnie nieświadomą niebezpieczeństwa, jakie jej zagrażało.

*   *   *

Nie miała pojęcia, jak dużo czasu spędziła leżąc na trawie. Pochłonięta myślami po prostu odpłynęła, zdając sobie sprawę z tego, że gdy wróci do domu, będzie musiała utrzymać w ryzach swoje emocje i ani słowem z niczym się nie zdradzić. Gdy parskanie klaczy nasiliło się, usiadła i z ciężkim westchnieniem spojrzała na stojącego przy niej konia. Była głodna i chciało jej się pić, a to znaczyło, że najwyższa pora wracać. Najeść się, znaleźć Zacharego i zorientować się, jak wygląda sytuacja. Nie miała nawet pojęcia, jak stoją sprawy z winobraniem, a przecież powinna znać szczegóły.

Podniosła się i ruszyła w stronę drogi, klacz dotrzymywała jej kroku. Mniej więcej w połowie odległości dzielącej ją od domu, dosiadła Szelmy i w niedługim czasie dotarła na miejsce. Z ociąganiem wbiegła na schodki prowadzące do drzwi, lecz zanim nacisnęła klamkę, podwoje otworzyły się, a ona zamarła.

— Znowu ty — powiedziała zdezorientowana, wpatrując się w stojącego naprzeciw niej Shane'a, którego mina wyrażała dokładnie to samo, co czuła ona.

Była skołowana. Co ten idiota tu robił i jakim cudem ją znalazł? I dlaczego w ogóle jej szukał? Czyżby aż tak bardzo wkurzył się, że wyrzuciła kluczyki do auta w pole? To w sumie byłoby zrozumiałe, ale skoro tu dotarł, to najprawdopodobniej je znalazł.

— Co ty tu robisz? — warknęła, wpychając go do środka i rozglądając się wokoło. Słyszała głosy dochodzące z kuchni, ale nie była nawet w stanie rozróżnić czyje.

— Pracuję — usłyszała i aż zagotowała się ze złości. Brakowało tego, żeby teraz zaczął robić sobie z niej jaja.

— Nie mam ochoty na żarty! — wrzasnęła, zastanawiając się gorączkowo czy już z kimś rozmawiał, czy dopiero tu dotarł.

— Co tu się dzieje? — usłyszała za plecami głos Logana i przymknęła powieki, coraz bardziej wytrącona z równowagi.

— Pomylił domy. Już wychodzi — stwierdziła pospiesznie, popychając Shane'a w stronę drzwi. Zerknąwszy na Logana, ujrzała zdziwienie w jego oczach.

— Co znowu zrobiłaś? — zapytał, sprawiając, że zamarła i spojrzawszy na niego uważniej, zamrugała niewinnie powiekami.

— Nie wiem, co powiedział, ale kłamał — oświadczyła i usłyszała, jak chłopak parska śmiechem, a na twarzy Logana pojawia się irytacja.

— Jeżeli powiedział ci, że pomylił domy, to faktycznie cię okłamał, ale patrząc na ciebie, widzę, że coś znowu kombinujesz. Nie mam teraz czasu na kolejny dramat, więc zostaw go w spokoju i cokolwiek zamierzałaś, nie rób mu krzywdy — wyrecytował ze złością.

— Nic mi nie powiedział! Wlazł tu bez pytania, a teraz... — zawiesiła głos i zmarszczyła czoło. — Moment. Jak to mnie okłamał? Nie rozumiem — wymamrotała, spoglądając na Logana zdezorientowanym wzrokiem.

— Nie pomylił domu, to nasz nowy pracownik — usłyszała i otworzyła usta, jednak nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa.

— Mówiłem ci, że tu pracuję. — Do jej uszu dotarł wesoły głos Shane'a, sprawiając, że poczuła złość.

— Musimy porozmawiać — stwierdziła chłodno, spoglądając na Logana. — Na osobności — dodała znacząco.

— Jak rozumiem, nadepnął ci na odcisk i chcesz, abym go zwolnił, tak? — zapytał, gromiąc ją wzrokiem.

— Coś w ten deseń — wymamrotała, sprawiając, że Logan jedynie wywrócił oczyma i ciężko westchnął.

— Echo, nie mam siły na kolejny spektakl, więc przestań histeryzować — powiedział ze zniecierpliwieniem, co sprawiło, że ogarnęła ją złość. — Musicie załatwić to między sobą, bo nie mam czasu na szukanie nowego pracownika — dodał ciszej. Echo jęknęła w duchu. Zachowywała się w istocie niezbyt rozsądnie. Dobrze, że Logan nie starał się nawet dociekać, skąd wzięły się u niej tak gwałtowne emocje. — Dobrze ci radzę, dojdź z nią do porozumienia, bo inaczej zamieni ci życie w piekło — rzucił w stronę chłopaka i nie czekając na odpowiedź, odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając ich samych.

— To twój ojciec? — usłyszała i przeniósłszy spojrzenie na chłopaka, spiorunowała go wzrokiem.

— Zrobimy tak. Od tego momentu trzymasz się ode mnie z daleka. Nie rozmawiasz ze mną, nie patrzysz na mnie, a gdy nie będzie to absolutnie konieczne, nawet nie przebywasz w mojej obecności — powiedziała chłodno i ujrzała, jak na jego ustach pojawia się sympatyczny uśmiech.

Jęknęła w duchu. Miał szczerą, przyjazną twarz. Teraz miała okazję przyjrzeć mu się lepiej i musiała przyznać, że miał w sobie coś pociągającego, co równocześnie drażniło ją, jak i ekscytowało. Odpychało i przyciągało.

— A może zrobimy tak... — Spojrzała na niego uważniej. Pauza, którą zrobił, sprawiała, że miała ochotę go ponaglić, jednak jedynie wpatrywała się w niego uporczywie, starając się ukryć zaciekawienie, jakie w niej obudził. — Zapomnimy o naszej nocnej przygodzie i uznamy, że widzimy się po raz pierwszy. — Milczała, co sprawiło, że wyciągnął w jej stronę rękę. — Mam na imię Shane — wypowiedział, wpatrując się w nią z ciekawością i oczekiwaniem. Widział na jej twarzy niepewność i zmieszanie. Przez długi czas nie reagowała, jednak po chwili poczuł jej dłoń w swym ręku.

— Echo — szepnęła, budząc w nim nieoczekiwane ożywienie.

— Wierzysz w przeznaczenie, Echo? — zapytał bezwiednie, ściskając mocniej dłoń brunetki. Na jej twarzy ujrzał zdezorientowanie.

— Nie — oświadczyła chłodno.

— A ja tak — usłyszała i zabrała rękę. Ten dzień przepełniony był emocjami i zdecydowanie było ich zbyt wiele.

— Widzę, że już się poznaliście. — Doszedł no niej głos Azury, która już po chwili przy nich stała. — To dobrze. Dzwonił Grato, musimy jechać z Loganem do dostawcy, ponieważ jest problem z nowymi sążniami i jeżeli tego nie załatwimy, to opóźnią się zbiory. Musisz oprowadzić Shane'a po posiadłości i pokazać plantację — zwróciła się do Echo, która obrzuciła ją niecierpliwym spojrzeniem.

— Jestem zmęczona. Chciałabym się położyć i odpocząć. Niech zrobi to Zachary albo ktoś inny — oznajmiła.

— Jest dopiero południe. Nie wyspałaś się w nocy? — zapytała Azura i nie czekając na odpowiedź, kontynuowała: — Zachary jeszcze nie wrócił, a ponieważ pojechałaś z nim, powinnaś to wiedzieć — powiedziawszy to, posłała jej znaczące spojrzenie, sprawiając, że Echo jedynie ciężko westchnęła. Teraz miała już pewność, że kłamstwo wyszło na jaw.

— Rozmyśliłam się w ostatniej chwili — palnęła bezmyślnie, chcąc usprawiedliwić fakt, że z nim nie pojechała.

— Przecież nie zadaję ci pytań, tylko proszę o przysługę — usłyszała rezolutny głos Azury i głośno westchnęła. Właśnie tę prostotę kochała w matce najbardziej.

— Wrócicie późno? — zapytała w odpowiedzi.

— Najwcześniej jutro w południe. Zachary ruszy w drogę, jak tylko dotrzemy na miejsce, więc najprawdopodobniej będzie jeszcze wieczorem, wtedy będzie mógł zająć się Shane'm — stwierdziła Azura.

— Okej. Zajmę się wszystkim — wymamrotała Echo, starając się nie pokazać matce, jak bardzo jest niezadowolona z przydzielonego zadania.

— Logan ma ze sobą telefon, gdyby były jakieś problemy, możesz do niego dzwonić — stwierdziła Azura, przywołując na twarz córki uśmiech. Wstręt matki do technologicznych przedmiotów zawsze ją bawił.

— Zadzwonię — szepnęła.

— Wszystko w porządku? — zapytała Azura, spoglądając na nią wymownie. Echo domyśliła się, że ma na myśli poranne zajście i pośmiertną spowiedź Duncana. Przytaknęła skinieniem głowy.

— Azura jest twoją siostrą? — usłyszała głos chłopaka i zerknęła na niego z niecierpliwionym wzrokiem, gdy matka zniknęła za drzwiami.

— Nie mam siostry. Mam brata — oznajmiła, czując zadowolenie w chwili, gdy wypowiadała te słowa. — A Azura jest moją matką — dodała i ruszyła w stronę schodów. — Zajmij się czymś przez godzinę albo dwie. Muszę zdrzemnąć się chociaż trochę — wymamrotała. Usłyszała kroki tuż za plecami.

— Chętnie dotrzymam ci towarzystwa. Nie zapominaj, że noc spędziliśmy razem — oświadczył.

W tym momencie nie miała już nawet ochoty się wściekać. Była zbyt zmęczona, aby się z nim spierać. Chociaż miała niewątpliwą ochotę posłać go do diabła.

— Pokazali ci już twój pokój? — zapytała, ziewając.

— Nie — skłamał.

— W takim razie połóż się na kanapie albo zajmij którykolwiek... — wymamrotała, otwierając drzwi swego pokoju. Zdjęła buty i dosłownie rzuciła się na łóżko w ubraniu. Była tak zmęczona, że nie miała już nawet siły protestować, gdy Shane położył się tuż obok niej. Zasnęła niemal natychmiast.

*   *   *

Spoglądał na śpiącą dziewczynę i starał się uspokoić myśli. Gdyby powiedział, że ostatnie zdarzenia go skołowały, byłoby to wielkim niedopowiedzeniem, ponieważ to, co się wydarzyło w ciągu niecałej doby, dosłownie przewróciło jego świat do góry nogami i w tym momencie nie potrafiłby nawet wyjaśnić, dlaczego tak właśnie czuł. Miejsce, do którego dotarł, było nietypowe, inne niż założył. Klimat, jaki tu panował, dosłownie rozłożył go na łopatki. Poczuł się, jakby znalazł się w innym świecie. Począwszy od nocnej przygody, przez szybkie obejrzenie winnicy, po ponowne spotkanie tej niecodziennej dziewczyny.

Podczas rozmowy z Loganem i Azurą był myślami przy poznanej nocą Echo, jednak wysnuł wniosek, że są parą. Pomimo to, w momencie, gdy wsłuchiwał się w rozmowę Echo z Loganem, poczuł wątpliwości. Różnica wieku była na pewno duża, jednak burzliwa wymiana zdań mogła twierdzić, iż są parą. Fakt, że nie zaprzeczyła, gdy zapytał, czy Nevil jest jej ojcem, również był wymowny. Tak naprawdę nie miał pojęcia, ile miała lat. Momentami zachowywała się jak nastolatka, aby po chwili przerodzić się w dojrzałą kobietę. W głębi duszy czuł, że nie może mieć więcej niż dziewiętnaście, góra dwadzieścia lat, ale przecież mógł się mylić. Nawet teraz, gdy spała, jej twarz była taka nieodgadniona i tajemnicza.

Miała długie włosy, dłuższe niż początkowo założył. Wiły się w lekkich lokach aż do pasa dziewczyny. Były gęste i lśniące. Z jej słów wynikało, że Azura jest jej matką, co w sumie go zdziwiło. Wyglądały raczej na siostry. Obie były piękne, lecz różniły się od siebie. Włosy Azury były proste i w przeciwieństwie do Echo, wyglądały na uporządkowane, podczas gdy kruczoczarne pukle dziewczyny, nieco ciemniejsze niż jej matki, wiły się we wszystkich kierunkach w artystycznym nieładzie. Echo była niezauważalnie wyższa od matki i miała bardziej zaokrąglone, kobiece kształty. Również podobieństwa na twarzy obu kobiet były szczątkowe, począwszy od koloru oczu, po ich kształt. Głęboki błękit Echo kontrastował z wyrazistą zielenią Azury. Usta Azury były idealnie wykrojone, jak również Echo, jednak wargi córki były pełniejsze i bardziej zwracały uwagę. Obie były śliczne, jednak uroda córki przyciągała, podczas gdy matki po prostu była. Która była piękniejsza? Cóż, miał niewątpliwą słabość do Echo, więc nie umiałby wykazać się obiektywizmem.

W tym momencie intrygowało go jedno. Logan z pewnością był partnerem jednej z nich. Ale której? Z tą myślą zasypiał. Obudził go czyjś męski głos, a gdy otworzył oczy, ujrzał, że za oknem robi się już szaro. Leżąca obok niego Echo właśnie się przebudziła i zaspanym wzrokiem spoglądała tuż nad jego ramieniem. Podążywszy za jej spojrzeniem, ujrzał stojącego w drzwiach młodego, ciemnoskórego chłopaka, który wpatrywał się w niego wrogo, co sprawiło, że poczuł lekkie zdezorientowanie.

— Co tu robisz? — usłyszał głos Echo i zerknął na nią kątem oka. — Miałeś wrócić... — Spojrzała w stronę okna i zmarszczyła czoło. — Jak długo spaliśmy? — zapytała, zerkając tym razem na Shane'a. Zmrużyła z irytacją oczy na jego widok. — Co ty tu w ogóle robisz? — warknęła i usiadła na łóżku, a następnie sięgnęła po leżącą na nocnej szafce gumkę, którą związała włosy. Zeskoczyła zwinnie z łóżka i podeszła do okna. — Zajmij się nim, Zachary — powiedziała i skinęła głową w Stronę Shane'a. — Ja muszę zajrzeć do Szelmy — to mówiąc, przełożyła nogę przez okno i już po chwili za nim zniknęła. Po chwili do ich uszu dotarło głośne gwizdnięcie.

— Kim jest Szelma? — wydusił Shane, który wstał z łóżka i ruszył w stronę okna.

— To jej klacz — usłyszał chłodny głos chłopaka, któremu towarzyszyło rżenie konia dochodzące z dołu. — Chodź ze mną. Pokażę ci...

— Później — przerwał mu Shane i bez wyjaśnienia wyszedł przez okno. Zobaczywszy dziewczynę na niskim zadaszeniu, ruszył w jej stronę. Dach nie był stromy, jednak nie znał terenu, więc stąpał ostrożnie. Na tyle cicho, że gdy dotarł do dziewczyny, ujrzał w jej oczach zaskoczenie.

— Co ty tu robisz? — warknęła.

— Miałaś pokazać mi plantację — stwierdził z głupim uśmiechem i złapał ją za łokieć, który wyrwała i zeskoczyła z dachu wprost na koński grzbiet.

— Zrobi to Zach — oznajmiła. Nie miał zamiaru z nią dyskutować. Zeskoczył na ziemię i złapał konia za uzdę. Zwierze głośno zarżało i lekko się spięło.

— Miałaś zrobić to ty — powiedział, a ona jęknęła w duchu.

Chciała się wymiksować z tej imprezy już w momencie, gdy ujrzała wściekłą twarz Zacharego. Chłopak nie lubił, gdy kręcili się obok niej obcy ludzie i fakt, że zastał ją w łóżku z jakimś nieznanym facetem, na bank przyczyni się do szeregu dociekań, a nie miała teraz siły na wyjaśnienia. Tym bardziej że nie wiedziała jeszcze, jak wiele chciała mu powiedzieć. Mogła teraz po prostu odjechać, ale czy tak nie byłoby gorzej? Zostawić Shane'a z Zacharym? A jeżeli ten osioł coś mu powie?

— Umiesz jeździć konno? — zapytała i nie czekając na odpowiedź, skinęła głową w tył. — Siadaj — rzuciła oschle i kątem oka zarejestrowała, jak bez słowa wskakuje tuż za nią na koński grzbiet. W momencie, gdy przylgnął do jej pleców i oplótł dłonie w jej pasie, pożałowała swej decyzji.

— Gdzie jedziemy? — zapytał, lecz nic nie odpowiedziała, tylko spięła konia i ruszyła.

Zza jej pleców dobiegł jeszcze odgłos uruchamianego silnika, co świadczyło o tym, że Zach najprawdopodobniej zamierzał do nich dołączyć, ale nie miała na to ochoty. Skierowała klacz na tył domu, wprost na pola uprawne. Droga w lewo wiodła do winnicy, a w prawo na plantację. W ten sposób Zach mógł jedynie zgadywać, gdzie się uda. Wiedział, że miała pokazać Shane'owi plantację, wiedział też, że jest przekorna, więc najprawdopodobniej zrobi na przekór. Co więc zrobiła? Gdy tylko oddaliła się na bezpieczną odległość, skręciła w prawo. Na plantację. Tak jak myślała, Zachary tam nie dotarł.

Zwolniła dopiero wtedy, gdy dotarli na miejsce. Na dworze było już szaro, ale widoczność była całkiem dobra.

— Dlaczego chciałeś, żebym pokazała ci plantację? — zapytała, gdy zsiedli z konia.

— Ponieważ twoja rodzina mnie zatrudniła? — udzielił odpowiedzi w formie pytania, spoglądając na nią z rozbawieniem.

— Zbiory zaczynają się za kilka dni. W winnicy — oświadczyła, unosząc w górę brew.

— Jestem informatykiem. Zajmuję się systemem nawadniania, ale chętnie pomogę również przy zbiorach — stwierdził rzeczowo.

— Winobranie będzie trwało trzy miesiące. W zależności od pogody. Założysz ten cały system i...

— To również potrwa około dwóch, trzech miesięcy. W zależności od wielu czynników — stwierdził, mijając się lekko z prawdą, a ona zerknąwszy na niego, ujrzała na jego ustach łobuzerski uśmiech, na co jedynie przewróciła oczyma.

— To nie moja sprawa — wymamrotała pod nosem. — Mam ci pokazać coś jeszcze? — dodała ze zniecierpliwieniem, a on pokręcił przecząco głową.

— Muszę obejrzeć teren w dzień, resztę informacji znajdę na mapach i w dokumentach, które dostałem od Logana — powiedział, sprawiając, że sapnęła z irytacją.

— Wiedziałeś, że jest już za późno na oglądanie, prawda? — zapytała z niedowierzaniem i ujrzała, jak bezradnie wzrusza ramionami, co wystarczyło jej za odpowiedź. — Kretyn — warknęła i przyspieszyła.

— W tamtym momencie nie myślałem o tym — usłyszała i przymknęła oczy. Miała ochotę wsiąść na konia i odjechać, zostawiając go na plantacji, jednak nie miała pewności, czy udałoby mu się wrócić do domu. Odległość była dość duża, a on przecież nie znał okolicy. — Byłem tu dziś z twoimi rodzicami, ale zaledwie przez kilka chwil. Ktoś zadzwonił i musieliśmy wracać, więc...

— Z moimi rodzicami? — zapytała zdezorientowana, przerywając mu w pół zdania.

— Azurą i Loganem — wyjaśnił, starając się dowiedzieć, kim jest dla niej Nevil, nie zadając bezpośredniego pytania.

— Mój ojciec nie żyje — stwierdziła krótko.

— Myślałem, że są parą — powiedział, starając się ukryć zawód, bo przecież to mogło oznaczać, że Logan jednak był partnerem Echo.

— Bo są parą, co wcale nie znaczy, że on jest moim ojcem. Jestem jego pasierbicą — wymruczała niezadowolonym głosem, a on poczuł się, jakby ciężki kamień spadł mu z serca. — I w ogóle, po co zadajesz mi takie pytania? To nie twoja sprawa — dodała, obrzucając go zniecierpliwionym spojrzeniem. Westchnęła głośno, spoglądając przed siebie. — Nie chcę z tobą rozmawiać, ale jeżeli już musimy, to nie o mnie. Skąd przyjechałeś? — zapytała, choć wcale ją to nie ciekawiło.

— Z San Francisco — odparł.

— Chciało ci się jechać tu z tak daleka? — zapytała obojętnie.

— Firma, w której pracuję, złożyła mi kilka propozycji, wybrałem tą, ponieważ była najkorzystniejsza finansowo. Potrzebuję gotówki na operację córki, więc decyzję podjąłem błyskawicznie — oświadczył i ujrzał, jak w jej oczach pojawia się ożywienie. Spojrzała na niego uważniej, a w jej spojrzenie wyrażało zaciekawienie.

— Jesteś żonaty? — zapytała pospiesznie, czego niemal natychmiast pożałowała.

— To, że Azura i Logan są parą, nie oznacza, że on jest twoim ojcem. Sama tak powiedziałaś — stwierdził, spoglądając na nią przekornie. — A to, że mam córkę, nie oznacza, że mam żonę. — Ledwo stłumił śmiech, widząc złość malującą się na jej twarzy. Otworzyła usta, lecz nie dopuścił jej do słowa: — Matka mojej córki odeszła od nas, gdy Cami miała roczek. Od tamtej pory sam ją wychowuję. Od tamtego czasu minęło już kilka lat, ale całkiem dobrze nam idzie we dwoje — wyjaśnił.

— I zostawiłeś ją samą? — zapytała z niedowierzaniem. — Ile ona ma lat?

— Siedem — odparł. — I nigdy nie zostawiłbym jej samej, jednak nie mogłem zabrać ze sobą w daleką podróż. Musi być pod stałym nadzorem lekarzy. Wkrótce będzie miała operację — uściślił.

— Ale...

— Nie jest sama. Opiekuje się nią moja kuzynka. Pomaga nam, odkąd zostaliśmy sami — wyjaśnił.

— Na co choruje twoja córka? — zapytała Echo, na której twarzy ujrzał troskę.

— To białaczka — usłyszała i poczuła żal. Gdy poznała Shane'a nawet przez myśl jej nie przeszło, że jego życie jest tak trudne.

Rozmawiało im się przyjemnie, a Echo poruszona była historią ojca samotnie wychowującego chore dziecko. Nawet nie zorientowali się, gdy dotarli do domu. Na dworze było już całkiem ciemno. Mina Zacharego, który czekał na nich przed domem, nie wróżyła niczego dobrego, jednak wiedziała, że musiała z nim koniecznie porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Pomijając oczywiście kilka faktów, takich jak Dante, którego poznała w barze i ten fragment, w którym po raz pierwszy spotkała Shane'a oraz noc, którą wspólnie spędzili. W momencie, gdy Shane miał istotnie zostać tu dłużej, nie powinna wprowadzać niewątpliwego zamieszania.

— Jutro, Zach — oznajmiła, zanim przyjaciel cokolwiek się odezwał. — Porozmawiamy jutro. Wszystko ci opowiem, ale dziś jestem zmęczona — dodała i nie czekając na odpowiedź, wbiegła do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro