3 - lekcja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Patrzę jak Dylan przygotowuje dla mnie kąpiel, do wanny nalewa wody po same brzegi, dodaje różne olejki, płatki białych róż i pęczki lawendy. Ale przed tym, zanim zdążyłam zamoczyć się w ciepłej wodzie jak marzenie, ktoś zapukał do drzwi.

– Otworze, moja pani – mówi Dylan i odstawia przygotowanie ręczniki złożone w kosteczkę na półkę obok wielkiej wanny.

Przekręca zamek i patrzy, kto przyszedł. Służka. Blond włosy ma zawinięte w niedbały kok, a w niego zaplecione płatki Adenium opasłe inaczej róża pustyni trująca dla elfów. Trucizna działa tylko drogą pokarmową więc sam zapach nic nie robi. Ma prostą czarną sukienkę do kolan z fartuchem. Co chwilę wygładza nie widoczne marszczenia materiału, a na mój widok kłania się bardzo nisko.

– Wasza Wysokość, Wasza Królewska Mość oczekuję cię w sali tronowej. – Lekcja, tak, mogłam się tego domyślić, nie opłaca się już moczyć w wodzie.

– Dylan nie czekaj, aż wrócę, masz wolne. – Na wszelki wypadek, gdybym nie mogła się pozbierać.

Więc tak jak byłam ubrana na śniadaniu idę w kierunku służki i pozwalam jej się prowadzić. Przed moimi drzwiami jest dwójka straży, Watt i Sernen. Patrzę pod swoje stopy i chcę porozmawiać ze służką, ale nie wypada więc całą drogę podążamy w ciszy. Po dotarciu do celu dziewczyna otwiera ciężkie podwójne drzwi, kłania się nisko i je za mną.

W pomieszczeniu oprócz mnie, wujka i strażnika powietrza nie ma nikogo.

Patrzę się w ciemne jak noc oczy wujka rozłożonego na tronie który przy sobie ma bat i kieruję się wolnym krokiem do niego. Po bardzo krótkiej chwili jestem pięć kroków od niego, przełykam gule w gardle i pochylam się delikatnie.

– Wzywała mnie Wasza Królewska Mość – mówię, przelatując wzrokiem z jego oczu do moich butów.

Nie patrzę już na niego, ale jestem pewna, że ma na twarzy uśmiech zadowolenia. Ja pełnoprawna dziedziczka tronu wykazuje skruchę przed nim.

– Tak, to prawda, wiesz, czym tym razem zawiniłaś? – Pytanie, na które nie ma poprawniej odpowiedzi przygryzam policzek od środka i wybieram tą pomiędzy.

– Jestem tutaj przed tobą wujku, to znaczy że zrobiłam straszną rzecz.

– Och Charlotte, to prawda – mówi schodząc z tronu. Podchodzi do mnie i podnosi moją twarz. – Charlotte nigdy się nie nauczysz, prawda? – Trzymając, moją twarz przygląda się mi z grymasem. Puszcza mnie, a moja twarz bezwładnie spada w dół. Przygląda mi się bacznie, po chwili znów wraca na tron.

– Dwanaście batów – mówi przechodzą mnie dreszcze, a moje oczy zalewają się łzami. Zaciskam pięści i szczękę. Padam na kolana i szklanymi oczami patrzę na niego.

– Błagam.

Nie wytrzymuję głos mi drży i przerwa. Pojedyncze łzy spadają mi po policzkach. Wuj uśmiecha się złowieszczo.

– Dobrze, jesteś w końcu Charlotte Atanni Landry, moją bratanicą – mówi, nie wspominając, że jestem następczynią. Po chwili znów się odzywa:

– Osiem batów. – Przymykam oczy, wbijam paznokcie w dłoń.

Nie czekając na moją odpowiedź daję znak. Łzy ciekną mi po policzkach, ale i tak zdejmuję ciężką suknię. Bez Dylan idzie to powolnie, ale ostatecznie udaje mi się. Zostaję w samej bieliźnie, a on schodzi z tronu. Podchodzę do niego i opieram się rękami o siedzenie. Moje plecy przykrywa cienki jedwab, ale nie powstrzyma to go.

– Jesteś gotowa? – pyta, nie czekając na odpowiedź.

Pierwszy bat, strużka krwi cieknie mi z pleców, a ja już nie opieram się łzom. Pierwszy jest jednocześnie najgorszy i najlepszy. Wodospad cieknie mi z oczu.

Jestem Charlotte Atanni Landry, następczyni tronu kraju Pertawis i wytrzymam każdą możliwą karę.

Drugi bat, plecy bolą mnie niemiłosiernie. Odmawiam modlitwę do Bogini Astry.

Jestem Charlotte Atanni Landry, następczyni tronu kraju Pertawis i wytrzymam każdą karę.

Trzeci bat, paznokcie wbijają się mi tak mocno, że zostawiają czerwone ślady. Z pleców już nie leci strużka krwi, a za to cała moja koszulka jest czerwona.

Jestem Charlotte Atanni Landry, następczyni tronu Pertawis i wytrzymam tę karę.

Czwarty bat, czuję się, jakby tysiąc gorących igieł kuły mnie w plecy. Zimny pot spływa mi po plecach.

Jestem Charlotte Atanni Landry, następczyni tronu Pertawis i wytrzymam.

Piąty bat, krzyk samoistnie wydostaję się mi z gardła przygryzam policzek, a całą buzię mam w krwi. Krew z pleców cieknie mi po całym ciele.

Jestem Charlotte Atanni, następczyni tronu Pertawis i wytrzymam.

Szósty bat, całe gardło mnie boli. Każdy najmniejszy ruch mnie boli, a ja nawet nie mam jak płakać.

Jestem Charlotte, następczyni tronu i wytrzymam.

Siódmy bat, krew pobrudziła siedzenie tronu. Moje plecy płoną żywym ogniem.

Jestem Chotte, następczyni tronu i wytrzymam.

Ósmy bat, nie kontroluję mojego ciała, krew jest wszędzie, nie mogę się poruszyć.

Jestem następczynią tronu i wytrzymałam.

Ciało płonie żywym ogniem łzy lecą mi do gardła z którego wydobywa się krzyk. Głowa opada mi na siedzenie, a wujek przywołuje strażnika powietrza, pochyla się nade mną i dotyka moich pleców. Z mojego gardła wydobywa się jeszcze głośniejszy krzyk. Zimne dreszcze mnie przechodzą, a on dotykiem zamraża mi tkanki, tak żeby nie została blizna. Lecz nie zabiera mi otwartych ran lub bólu. Wyciąga rękę w stronę mojej twarzy podając mi krem.

– Ten krem... – mówi, nie patrząc na mnie, ale nie kończy.

– Wiem – syczę do niego, zaciskając pięści jak najmocniej się da. – Zniweluje delikatne mój ból. Dzięki – syczę, wkładając ostatki swoich sił, żeby sięgnąć krem. Moja ręka spada bezwładnie.

– Straż! – krzyczy i przychodzą do niego dwójka strażników, raczej tak sądzę, bo nie widzę nic, moja głowa opiera się o siedzenie tronu.

Podchodzą do mnie i łapią mnie za ręce. Krzyczę przez zaciśnięte zęby z bólu, a strażnicy mają to gdzieś. Przyzwyczaili się do tego. Podciągają mnie, tak żebym szurała butami po podłodze, a wujek zakłada mi szeroki płaszcz zwierzęcy na ramiona. Krzyczę, materiał się przykleja mi do pleców. Rany mnie swędzą, ale nie mam siły się podnieść. Moje ciało jest bezwładzie i spada w ich uchwycie. Wujek otwiera drzwi od przejścia dla służby, a chłodne powietrze wnika w moje kości. Przygryzam policzki, żeby znów nie krzyknąć. Straż prowadzi mnie do wyjścia, a przed nim stoi wujek i uśmiecha się do mnie.

– To dla twojego dobra – szepcze mi do ucha, a ja zaciskam pięści.

Jak będę miała taką władzę, zabiję cię.

Odwzajemniam sztuczny uśmiech, a strażnicy prowadzą mnie przez ciemnie i ciasne korytarze. Chodźmy bokiem, aż wyjdziemy do kuchni.

– Możesz sama iść? – pyta zatroskany strażnik. Wcale nie jest zatroskany, nie chcę, żeby plotki się rozpowszechniły tak jak poprzednim razem. Puszczają mnie, a ja ledwo stoję. Kiwam głową, że tak, a oni wracają. Przykrywam się bardziej kocem na ramionach. Zapinam pierwszy guziki i powoli ruszam przed siebie. Przechodzę pięć kroków, aż spotykam sprzątaczkę.

– Przepraszam, jak masz na imię? – pytam się, a ona patrzy się na mnie zdziwiona, po chwili się ogarnia i odpowiada:

– Haidi, Wasza Wysokość.

– Doskonale, wiesz jak się stąd dostać do moich komnat? – pytam, ponieważ jedynie tunele, których nie sprawdziłam to te prowadzące od kuchni.

Przeklinam się w myślach i obiecuję że sprawdzę to w najbliższym czasie.

– Albo nie, Haidi możesz zawołać Aurorę w moim imieniu? – pytam, a ona kiwa głową. Po chwili wraca z moją przyjaciółką.

– Charlotte co ci się stało? – Podbiega i przytula mnie, mam łzy w oczach i zaciskam pięści, żeby nie krzyczeć z bólu.

– Nic, nic się nie stało, możesz proszę mnie złapać za rękę i pójść ze mną do pokoju? – pytam, a na jej twarzy maluję się zdziwienie, wzdycha i bez zbędnych pytań za co jej dziękuję w myślach pomaga mi wyjść z kuchni. Bierze mnie pod ramię i prowadzi mnie, a ja liczę w myślach każdą sekundę, modląc się, żeby to się skończyło. Obraz przed oczami rozmazuje mi się, a ja walczę ze sobą żeby nie upaść, a Aurora podejmuje próbę rozmowy ze mną.

– Niedługo będziemy. Mogę ci jakoś pomóc? – pyta, ewidentne jej na mnie zależy, ale pewnie, gdybym nie była następczynią tronu nie przejęła by się mną albo zadawałaby mi absurdalne dużo pytań. Taka jest cena życia na dworze, im bliżej ważnych osób tym większa gwarancja, że można żyć w luksusie. Ale i tak jestem jej wdzięczna.

– W zasadzie tak, zawołasz jakiegoś strażnika powietrza do moich komnat? – syczę przez zaciśnięte zęby, zamykam oczy i znów liczę sekundy.

– Tak, oczywiście – odpowiada i poprawia moją narzutę, a przez to wycieram pojedyncze łzy z oczu. Oddycham płytko, a Aurora kładzie rękę na mojej.

– Odpowiedź mi jakąś bajkę – proszę, a Aurora zupełnie niewzruszona wzdycha i zaczyna opowieść:

– Dawno, dawno temu przed stworzeniem pierwszego elfa, wtedy kiedy bogowie jeszcze chodzili po ziemi i nie istniał nikt oprócz nich stawili sobie wyzwanie. Poległo ono na tym, że muszą stworzyć życie na kontynentach które stworzyli. Bóg ziemi stworzył zwierzęta, Bóg powietrza stworzył zjawy, a Bóg ognia stworzył czarodziejów. Lecz jeszcze wcześniej przed stworzeniem tych wszystkich ras Bogini Wody chciała być pierwsza. Ukradła więc kawałki mocy od innych bogów i stworzyła Pradawnych, elfy, które miały moc silniejszą od stwórców. Wkrótce Pradawni uznali, że nie potrzebują bogów skoro są tak samo silni. Bogini się za bardzo pospieszyła, odebrała im moc i zamknęła w naszyjniku, a go umieściła w najgłębszej i najbardziej rwącej rzece na świecie. Legenda głosi, że kiedyś nadejdzie niszczycielska moc i wtedy Bogini powierzy komuś moc Pradawnych. Teraz Bogini czasami w wybrane elfy daje moc jednego z czterech bogów. – Kończy, a ja jestem jej wdzięczna za odciągnięcie moich myśl od bólu, z przyjemnością wysłucham tej historii po raz kolejny, aby tylko zapomnieć.

– Dziękuję.

– Możesz mi powiedzieć co się stało – mówi i posyła mi jeden z jej najpiękniejszych uśmiechów (przynajmniej tak sądzę, bo obraz nadal mam rozmazany). Zamykam oczy, odliczam do pięciu i odpowiadam:

– Nic ważnego, nie martw się – odpowiadam.

– Na pewno? Nie powiem nikomu – pyta ponownie i tym razem robi się to dziwne, po co jej taka informacja?

– Tak, po prostu sprzeczka z wujkiem.

– Jesteś pewna? Zostanie to pomiędzy nami. – Ściska mocniej moją dłoń, wysyłam jej zirytowane spojrzenie, ona momentalnie cofa rękę.

– Przepraszam – odpowiada bez emocji, nie jest jej przykro. Po chwili znów się odzywa. – Już jesteśmy, jak czegoś jeszcze będziesz potrzebować powiedz.

– Dziękuję – mówię, otwierając drzwi do mojego pokoju.

Drzwi z białego drewna obrośniętymi kwiatami, poprosiłam strażnika ziemi o to na wzór pamięci o mojej mamie. W środku ściany pokryte marmurem i złotem. Ciemne jak smoła drewno jest na podłodze na której znajduje się kanapa ze skóry niedźwiedzia. Łóżko z białym baldachimem, a na nim kompletnie biała pościel pościelona przez Dylan. Obok niej znajduje się przejście do garderoby, w której miejsce mają moje najróżniejsze sukienki od bieli do brązu bo nie wypada mi nosić czarnych sukni. Na środku pokoju znajduje się biały dywan, a obok szafki nocnej jest łaźnia. Oprócz tego są jeszcze fotele, toaletka, obrazy i kwiaty.

Zamykam drzwi Aurorze przed nosem i zrzucam płaszcz, który od środka zrobił się czerwony.

– Co ci się stało? – pyta zaniepokojona pokojówka, która się schowała za drzwiami. Przeklinam się za to że przed zrzuceniem płaszcza nie obejrzałam pokoju.

– Dylan, nie powinno cię tu być.

Korekta: 10.09.2023r.
Korekta nr 2: 19.11.2023r.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro