7 - lokalizacja cz.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– To jest strasznie nie odpow – nie dokończyła, bo przerwałam jej, przykładając palec do jej ust. Zbliżyłam się do niej, że niemal się dotykałyśmy.

– Wiem, nie podjęłam tej decyzji ot, tak – odpowiadam, najciszej jak tylko mogę. – Jeśli zaraz się nie ruszymy straż nas znajdzie.

Nadal przykładam jej palec do ust więc ona tylko nieznacznie kiwa głową, że się zgadza, tyle mi wystarczy. Biorę głęboki wdech, na czworaka idę w głąb zarośli, Amy na szczęście załapała o co mi chodzi i zaczęła czołgać się za mną.

Już myślałam, że tego nie zrobisz – mówi moja intuicja, ale zaraz, czy to na pewno intuicja?

Zatrzymuję się gwałtownie, całe szczęście Amy w porę się zorientowała, że dalej nie idę, w przeciwnym razie miałaby niemiłe spotkanie ze szkieletem mojej sukni.

Kim ty jesteś? – mówię w głowie nieznanemu głosowi.

Amy z czworaka usiadła jak najciszej się dało ze zmarszczką na czole. Przyłożyłam palec do moich ust, znak dla wspólniczki, żeby była cicho. Patrzę na swoje ręce, ubrudzone całe w ziemi, małe kamyczki boleśnie wbijają się w skórę. Krew z rany miesza się z ziemią z czego powstaje okropne szczypanie. Głos nie odpowiada, więc tym razem mówię do strażniczki.

Amy – mówię do niej telepatycznie, ona ze strachem w oczach odwraca się do mnie, posyłam jej szczery uśmiech i kiwam głową na znak zgody.

Co się dzieje? – pyta zdezorientowana, uśmiecham się jeszcze mocniej i zaczynam iść na czworaka.

Porozumiewam się z tobą telepatycznie – odpowiadam niewzruszona i żałuję, że nie mogę zobaczyć teraz jej miny. Rana piecze mnie bardzo, przeklinam w duchu, że nie opatrzyłam jej.

Przełykam ślinę i ostatni raz spoglądam na zamek, w którym wychowałam się całe życie. Białe mury piękne się komponują z całą roślinnością, bluszcz obrasta całą górę zamku, coraz rzadziej w dół. Miraże w oknach odbijają światło słoneczne wszystkie na strony. Stres i adrenalina mieszają się w żyłach i zaczynają działać.

– Charlotte popatrz na mnie – prosi mnie już po raz trzeci najbliższa przyjaciółka mojej mamy.

To ona znalazła mnie pierwsza po śmierci mojej mamy. Siedzę, mając zgięte kolana, w których schowałam głowę, w kącie garderoby mojej już zmarłej rodzicielki. Schowałam się pomiędzy sukniami i cicho płacze.

Popatrz na nią – mówi tajemniczy głos w mojej głowie, nie zastanawiam się na tym co on tam robi. Ton głosu ma władczy, rozkazujący, coś w środku jakby wewnętrzna siła każde się go posłuchać.

Obracam moją małą, opuchniętą i czerwoną twarz w jej stronę. Przede mną kuca rozmazana kobieta w średnim wieku, ubrana w suknię o kolorze czerwonym. Nie patrzę na krój kreacji, moja mama nie żyje przeze mnie.

– Dziękuję kochanie – mówi, siada i bierze mnie na ręce. Chowam twarz w jej ramię i czuję jej perfumy, waniliowe. Zaciskam mocnej oczy i chcę się zapaść pod ziemię. – Teraz dokończę dzieło twojej mamy.

Wrócę do ciebie Cecily, dzięki tobie znam najrzadsze przepisy na rozmaite trucizny i leki. Znam wszystkie trujące rośliny tak jak te lecznicze. Dzięki tobie doskonale radzę sobie z łukiem. To ty mnie wychowałaś po tym jak zabiłam moją mamę.

Na trzy dwa jeden biegniemy w głąb lasu – oznajmiam Emile telepatycznie. – Trzy, dwa, jeden!

Ściągam błyskawicznie buty, przekładam pantofelki do jednej ręki i szybko się podnoszę z ziemi. Zimna trawa styka się z moimi nogami. Nie tracę czasu na otrzepanie sukienki, żeby tren mi nie przeszkadzał, łapię go i biegnę. Wszelkie gałązki i kamienie boleśnie wbijają się mi w nogi. Zagryzam wargę i zmuszam się do przyspieszenia. Wiatr wieje mi w twarz i rozgarnia włosy. Rzucam przelotne spojrzenie na biegnącą kilka kroków przede mną Amy. Za nami słychać zdenerwowane głosy strażników, wydobywam z siebie dziki ryk, ledwo łapiąc oddech krzyczę do Amy:

– Podtop ich!

Amy nie tracąc ani chwili, gwałtownie się zatrzymuje i odwraca się w stronę pędzących w naszą stronę strażników. W jej oczach widać furię nie do opisania, podbiegam do niej i zaciskam boleśnie ręce. Strażniczka wody zamyka oczy i wystawia dłonie przed siebie. Wartownicy zatrzymują się i łapią za gardła. Cecily zawsze powtarzała, że granica pomiędzy utopieniem a podtopieniem jest bardzo cienka. Strażnicy jeden po drugim padają na ziemię i wypluwają wodę, która zalega ich płuca.

– Biegnij przed siebie! – wrzeszczy boleśnie Amy, słuchając się jej zaczynam biec nie obracając się.

Po chwili słyszę pośpieszne łapanie oddechu strażników. Spoglądam przez ramię, a Amy pada na kolana nie potrafiąc się unieść. Klnę pod nosem i biegnę jeszcze szybciej w stronę miasta. Łzy cisną mi się na oczy, ale szybko je ogarniam.

Zdążę cię uratować Amy.

Wpadam do pierwszej stajni, jaka ukazuje się moim oczom, wyciągam pośpieszne dwie złote monety z sakiewki i rzucam je na siano koło konia. Odwiązuje line, do której koń jest przywiązany. Nie mam czasu, aby go osiodłać więc wskakuje na konia, łapię go za grzywę i ciągnę do siebie, żeby koń biegł. Niezadowolony prycha i posłuszne zaczyna galopować w stronę Amy. Odmawiam szybką modlitwę do Boga ziemi i Boga Ognia. Wzdycham ciężko i po około minucie docieram na miejsce.

Amy leży nieprzytomna, a kilka metrów od niej klęczą i leżą pięć strażników. Niektórzy stracili przytomność, inni dobierają się do broni, kolejni nadal plują wodą. Zeskakuje z konia i biegnę w stronę Amy, łapię ją za ręce i ciągnę w stronę naszego transportu. Pośpieszne łapie powietrze i każę koniowi się położyć. Przeciągam Amy przez ramię i wrzucam ją siodło, a on wstaję. Łapie konia za grzywę, wskakuje na niego i układam nieprzytomną Amy tak, żeby nie spadała.

Siadam na przodzie, a ona oplata mnie rękami w pasie, leżąc za mną. Obracam konia w przeciwną stronę i galopujemy w stronę mniejszego miasta. Podczas podróży podziwiam widoki, które mogłam ujrzeć tylko przez okno. Rozglądam się między elfami i na ich twarzach nie ma uśmiechu. Strażnicy na szczęście zbyt wykończeni nie wszczęli gonitwy za nami. Biała klacz z Czarną łatką na pyszczku posłuszne robi to, co jej mówię. Po dwóch godzinach Amy nadal się nie przebudza, gwałtowne hamuję przy gospodzie ze stajnią. Schodzę z konia i prowadzę go do wolnego boksu. Amy nadal leży na górze konia, a ja idę do recepcji.

– Dzień dobry – mówię do starszej pani, która jest ubrana w szarą prostą suknię, siwe włosy ma zawinięte w koka, a ona odpowiada mi ciepłym uśmiechem. W tej chwili dziękuję wujowi za to, że nie opuszczałam murów zamku, nikt mnie nie kojarzy.

Recepcja tutaj to małe pomieszczenie z ciepłym wnętrzem. Przede mną stoi blat z ciemnego drewna, a za nim starsza pani. Na drugiej ścianie znajduje się kominek z cegły, który rzuca w pomieszczeniu przyjemne pomarańczowe światło. Ściany mają piękny dziewczęcy różowy kolor, a podłogi pokrywa dywan, w kątach pomieszczeń znajdują się stoły.

– Witam, młoda damo. Co cię sprowadza do mojej gospody? – pyta urocza staruszka, teraz nie stoi za ladą tylko przed i z uśmiechem się mi przygląda. Ja jak na księżniczkę przystało dumnie wypinam klatkę piersiową i unoszę głowę.

– Chciałabym wynająć na jedną noc pokój z dwoma łóżkami – mówię i z płaszcza wyciągam jedną złotą monetę. Uśmiech staruszce się pogłębił i lekkim krokiem zbliża się w moją stronę.

– Oczywiście dziecinko, ale ja, żeby zarobić taką monetę muszę pracować cały tydzień.

– Proszę się nie przejmować, mogę prosić teraz o pomoc z bagażem? – pytam grzecznie, pani kiwa głową i szybkim krokiem idzie do innego pomieszczenia. Po chwili przychodzi z umięśnionym mężczyzną w młodym wieku. Uśmiecham się do niego i prowadzę ich do boksu z moim koniem. Staruszce szczęka opada, a ja trochę speszona otwieram drzwiczki od boksu i daję przejście mężczyźnie.

– Nie wspominałaś dziecinko, że to jest żywy elf.

– Ach, no tak. Koleżanka trochę się zdrzemnęła, a nie miałam serca jej budzić – odpowiadam nie zgodnie z prawdą, nie wiem, czy można ufać tej elfce. – Poproszę jeszcze wywar z ashwgandhy i czystą ścierkę. Który pokój jest nasz?

– Oczywiście, młoda damo. Pani pokój to 08 na pierwszym piętrze. Wywar przyniosę razem z kluczem za pięć minut – mówi staruszka, a w tym czasie mężczyzna ściągnął wykończoną Amy z konia i ruszył przed nas.

Razem z panią idziemy za brunetem, który niesie strażniczkę jak pannę młodą. Przy recepcji rozdzielamy się ze staruszką, a ja podbiegam do mężczyzny.

– Jak cię zwą? – pytam z grzeczności.

– Neil – odpowiada mężczyzna przechodząc przez drzwi naszego pokoju.

– Doskonale Neil, czy możesz osiodłać mojego konia? – pytam podczas jak znajomy odkłada delikatnie Amy na łóżko.

– Oczywiście, pani. Jak ma na imię koń? – pyta, spoglądając w moje oczy, strojąc już w progu wyjścia.

– Umm... Błyskawica, jeśli to samiec, a jeśli samica to Księżna – mówię wymyślając imiona na poczekaniu, Neil spogląda na mnie zdziwiony, a ja tylko wzruszam ramionami. Wychodzi z naszego pokoju, a ja dopiero mogę odetchnąć i się rozejrzeć.

Pomieszczenie to zwykła sypialnia z dwoma wąskimi łożami z białą pościelą, pomiędzy łóżkami stoi mały stolik kawowy w kolorze takim samym jak blat w recepcji. Ściany pokrywają białe deski drewna, a podłogę ciepły dywan. Z braku zajęcia siadam na skrawek łóżka i wpatruję się w śpiącą Amy.

Po chwili uznaję to zajęcie za nudne i wychodzę z pokoju wracając do recepcji w której nikogo nie ma. Wychodzę z gospody i uznaję, że przydałoby się kupić nowe ciuchy. Rozglądam się wokół siebie i moją uwagę przykuwa zadbany budynek z ubraniami przecznice dalej. Uśmiecham się pod nosem i wolnym krokiem idę w stronę sklepu. Po drodze uśmiecham się szczerze do wszystkich przechodniów, większość patrzy się na mnie jak na dziwadło, ale niektórzy odwzajemniają mój uśmiech.

– Dzień dobry, Madame – Wita mnie młoda kobieta za ladą. – W czym mogę pomóc?

– Witam, chciałbym kupić dwa nowe płaszcze – mówię, a ona spogląda na mnie oceniająco. Normalne zagięłabym się pod jej wzrokiem, ale już wystarczająco takich dostałam w pałacu. 

– To nie tutaj, po drugiej stronie.

– Dziękuję – mówię i odwracam się w stronę wyjścia.

Wzdycham ciężko i ruszam w stronę drzwi, a dzwoneczki informują o moich wyjściu. Naprzeciwko jest karczma, która teraz o porze pójścia do spania cieszy się dużą popularnością. Nad drzwiami przybita jest deska z napisem „Skowroni śpiew" przyznam, nazwa ładna, ale nie adekwatna do tego, co jest w środku. Otwieram bramkę i uderza we mnie silna woń alkoholu. Pijackie śmiechy i rozmowy piszczą mi w uszach. Sala cała jest zapełniona. Swoim strojem niepasującym do reszty przykrywam kilka spojrzeń. Ignoruję je i ruszam w stronę lady.

– Ej ty! - słyszę krzyk skierowany widoczne do mnie z najbliższego stołu.

Obracam się w stronę tego, który odważył się mnie zaczepić, mężczyzna w średnim wieku z łysiną na głowie, ubrany w zwykle dżinsy i koszulę, która mocno opina jego brzuch. Wokół niego chodzą dwie prostytutki, które na sobie nie mają zbyt wiele, czerwone obcisłe sukienki ledwo zakrywające pośladki i biust, przez który można wszystko zobaczyć. Normalne odwróciłabym się z obrzydzeniem, ale ich wyrazy twarzy wskazują, że nie są szczęśliwe. Może nie mają pieniędzy i muszą tu pracować? Z uśmiechem podchodzę do tego oblecha i czekam na jego dalszą wypowiedź.

– Chcę cię mieć – mówi, oblizuje wargi zimny pot oblewa moje plecy gdy ten zaczyna wstawać. – Jeszcze nie widziałem tak pięknej dziewicy, jak ty. – Zaczyna się zbliżać, a ja nie wiem co mam zrobić, gdy łapie mnie za nadgarstek swoimi spoconymi rękami, powstrzymuję się od krzyku. Strach zamienia się w gniew. Wyrywam swój nadgarstek z uścisku i szybko siadam. Podwijam suknie, a on się oblizuje. Wykorzystuje jego nieuwagę i w mgnieniu oka wyciągam sztylet z pochwy. Kopię go w krocze, on pada na kolana, a ja obchodzę jego od pleców. Łapię resztę włosów i zmuszam go, żeby odchylił głowę do tyłu. Każdy w karczmie ucichł i czeka na rozwój wydarzeń.

– Groźna, lubię takie - kontynuuje, ale nawet gdyby tego nie powiedział i tak przekroczył już granicę, przykładam sztylet do jego gardła i pozwalam, żeby strużka krwi popłynęła mu wzdłuż ciała.

– Na przyszłość nie zaczepiaj obcych kobiet, które tego sobie nie życzą.

– Jesteś kobietą co mi możesz zrobić?

– Zabić cię – mówię i mocniej dociekam sztylet, teraz zamiast stożki, leci delikatny strumyk krwi. Teraz jego oczy nie wyrażają pragnienia, tylko grozę. W tle słychać dopingi niektórych osób. – Albo mogę się tobą pobawić – kontynuuje i wpatruję się w jego oczy, w których teraz jest pustka. Hipnoza, jedna z moich ulubionych umiejętności.

– Poniesiesz teraz karę swojego postępowania - mówię dalej, w hipnozie świadomość nie znika. Znika tylko kontrola nad ciałem. – Weź ten sztylet i stań na ten stół – mówię, a on mimo dużej ilości alkoholu we krwi posłuszne to robi. – Przebij tym sztyletem sobie dłoń. – Wymierzam mu karę, a on przełyka ślinę i po chwili posłuszne to robi.

Każdy na sali milknie i wsłuchuję się w krzyki mężczyzny. Uśmiecham się pod nosem i zabieram mu sztylet. Pozwalam mu zejść ze stołu, oddaję mu jego kontrolę i nie tracąc już czasu idę w stronę lady. Po drodze każdy rozstępuje się, żeby mnie przepuścić, nikt nie odważy się spojrzeć mi w oczy. Docieram do lady proszę o moje dwa cieplejsze płaszcze. Po chwili wraca sprzedawca, daję mu złotą monetę, on wydaję mi resztę i płaszcze. Jeden zakładam na siebie, a drugi biorę pod pachę. W drodze do drzwi przypominam sobie o prostytutkach. Podchodzę do nich i wręczam im po cztery złote monety na jedną.

– Dziękuję, Madame – mówi jedna z prostytutek, uśmiecham się do niej i wycieram jej łzę z policzka. Żegnam się z nimi i wychodzę z karczmy. Oddycham świeżym powietrzem i delektuję się nim w drodze powrotnej.

W końcu pojawił się długo przez was wyczekany rozdział, konieczne dajcie znać jak wrażenia.

Podzieliłam ten rozdział na dwie części bo byłby za długi i tak wyszło ponad 2k słów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro