Rozdział 1 - Ogień i woda

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

21 czerwca 1477' Cornish Abbey, księstwo North Yorkshire, północna Anglia *

Szedł brzegiem rzeki Wharfe, której fale tej nocy były dość wzburzone, pomimo że czerwcowe powietrze było parne i aż prosiło się, aby zaigrał choćby lekki podmuch wiatru. Starał się uspokoić myśli, choć przepełniał go gniew, który skierował w głównej mierze na ojca. Kompletne ciemności sprawiały wrażenie jakby las, który rósł dość blisko wody, był czarną ścianą. W oddali słyszał jeszcze śmiechy i pokrzykiwania, świadczące o tym, że zabawa trwa w najlepsze, lecz nie zamierzał wracać ani brać w tym udziału. Żałował jedynie, że zostawił konia, ponieważ do zamku dzielił go dość daleki dystans. Miał nadzieję, że nie spotka nikogo, ponieważ potrzebował teraz chwili samotności, aby w spokoju przemyśleć sytuację, w jakiej został postawiony. Wszystko skomplikowało się dosłownie w jednej sekundzie. Czyżby jedna zagubiona strzała mogła wywrócić do góry nogami całe jego życie? Przecież nie tak miało być. Nie takiej przyszłości pragnął, nie tego oczekiwał.

— Być gdzieś daleko stąd... — wyszeptał, spoglądając na księżyc, który świecił w pełni.

W tym samym momencie kątem oka ujrzał jakiś biały, niewyraźny kształt i w pierwszym odruchu chciał się wycofać, aby nie natknąć się na jakąś zagubioną parę, jednak zatrzymał go w miejscu fakt, że przecież nie mógł to być człowiek. Jasny kształt dosłownie wisiał nad wezbranymi falami rzeki na samym jej środku. Duch — pomyślał. Noc Kupały to przecież idealny czas dla zjawisk nadprzyrodzonych. Ogarnął go lekki niepokój, jednak przekorne i dociekliwe usposobienie popychało ku niecodziennemu widokowi.

Podszedł bliżej, kryjąc się za tatarakiem, który w tym miejscu porastał dość gęsto brzeg jeziora. Wpatrywał się w dziwadło, z chwili na chwilę coraz bardziej podekscytowany odkryciem. Dopiero teraz dostrzegł wyraźnie podłużny zarys drzewa, które, przerzucone przez koryto, łączyło oba brzegi rzeki. W tym momencie dotarło do niego, że tajemnicza postać w istocie wcale nie wisiała nad wodą. Ubrana w białą szatę, piękna, młoda dziewczyna, siedziała na drzewie ze spuszczonym nogami, które ledwie dotykały wody. Podwinięta ku górze, jasna tkanina, wyraźnie eksponowała kolana i uda dziewczyny, co sprawiło, że poczuł gwałtowne uderzenia gorąca.

Jego kontrakt małżeński zatwierdzono, gdy miał zaledwie piętnaście lat, na szczęście minęło kolejnych dziewięć i do tej pory nie doszedł do skutku. Jednakże uciechy cielesne i nagie ciała kobiet nie były mu obce, wręcz przeciwnie. Nigdy się w tym nie ograniczał, pomimo że starał się dbać o pozory, choćby ze względu na matkę. Jednak do tej pory nie spotkał kobiety, która zawróciłaby jego myśli na tyle długo, aby chciał powtórzyć spędzony z nią czas. Niemniej teraz, ta istota, którą miał przed oczyma, samym swym widokiem sprawiła, że poczuł żądzę tak ogromną, jakiej do tej pory nigdy nie uświadczył. Kim była? Boginką leśną? Nimfą rzeczną? Czy może jednak człowiekiem? Lecz to pragnienie, które go teraz trawiło, czy mogła je wzbudzić zwykła kobieta?

Księżyc świecił jasno, doskonale pokazując nieznajomej. Długie włosy ciemnego koloru, przerzucone miała przez lewe ramię, co sprawiało, że doskonale widoczna była jej kształtna szyja. Przełknął ślinę i zrobił krok w przód, zmniejszając odległość. Mimowolnie, krok za krokiem, podchodził do niej, uwodzony czarem, jaki wokół siebie roztaczała. Szum wody zagłuszał kroki, przez co nie widziała go i nie słyszała. A może był to jedynie fortel? Jeżeli naprawdę była istotą nadprzyrodzoną, to powinna mieć teraz pełną świadomość tego, że być może wpada właśnie w jej sidła niczym mucha w sieć pająka. Ale przecież nie musiało tak być. Chciał jedynie podejść bliżej, zobaczyć lepiej, nacieszyć oko bardziej, aby widok ten móc odtwarzać przez lata.

Jasna szata, wianek z kwiatów na głowie... Może była to któraś z dziewcząt z wioski, w której trwała zabawa? Oddaliła się od grupy i zgubiła? Ale dlaczego w takim razie nie szukała teraz drogi powrotnej? Nie wyglądała też na przelękniętą, a przecież znajdowali się daleko od bawiących się ludzi. Dźwięki tłumił gęsty las i zagłuszała szumiąca rzeka.

W tym momencie gdzieś za nim rozległo się pohukiwanie sowy, sprawiając, że wzrok dziewczyny powędrował w jego kierunku. Błyskawicznie poderwała się na nogi, a gwałtowny ruch sprawił, że wianek spadł jej z głowy wprost w wezbrane fale. Bez namysłu wskoczył do wody, która w tym miejscu sięgała mu niemal do pasa. Nurt bezlitośnie ściął go z nóg, przez co całkowicie się zanurzył, aby niemal w tej samej chwili ponownie powstać. Uchwycił splecione w wieniec kwiaty dosłownie w ostatniej chwili. Ściskał je mocno, wpatrując się w dłoń i z jakiejś przyczyny obawiając spojrzeć w oblicze dziewczyny. Dopiero teraz docierało do niego, w jakiej sytuacji nieopatrznie się znalazł. Chciał po prostu na nią popatrzeć. W efekcie stał w wodzie, całkowicie przemoczony i trzymał upuszczony wianek, który jeszcze przed chwilą spoczywał na jej głowie. Na samą myśl o tym, poczuł dreszcze. Czy takie emocje mogła budzić ludzka istota? A jeżeli jej tam wcale nie ma? — pomyślał i poczuł gwałtowny niepokój, po czym odwrócił pospiesznie głowę w jej stronę. Odetchnął z ulgą, zalewany niecodziennymi uczuciami.

Stała dokładnie w tym samym miejscu i spoglądała na niego błyszczącymi z zaskoczenia oczyma. Nie było w nich lęku, jedynie zaciekawienie. Światło księżyca doskonale oświetlało jej sylwetkę. Biały materiał sukienki był na tyle przezroczysty, że widział zarys zgrabnego ciała, co wywierało na nim równie piorunujący efekt, jak jeszcze przed chwilą obnażone uda, w które bez skrępowania się wpatrywał. Czy się domyśliła?

— Upuściłaś — szepnął, wyciągając w jej stronę dłoń, w której trzymał wianek. Co teraz zrobi? Jak się zachowa? Ucieknie?

— Powinnam zatem podziękować opatrzności za to, że czaiłeś się gdzieś w krzakach i ujrzawszy to, z pewnością zupełnie przypadkiem, wskoczyłeś bohaterko do wody, aby go dla mnie wyłowić i oddać — usłyszał jej zuchwały głos i uniósł w górę brew. Piękna, zuchwała i nieulękniona. Kim była? Ledwie powstrzymał się, aby nie zadać pytania.

— Tej nocy dziewczęta puszczają wianki na rzece, być może ty również to zrobiłaś, zupełnie przypadkiem, widząc mnie, czającego się w krzakach i przygotowanego na taką okoliczność — odparł, sprawiając, że na jej ustach zaigrał uśmiech.

— Ach tak — wypowiedziała, ponownie siadając na drzewie i spuszczając nogi w dół — pradawne zwyczaje. Przypomnij mi, co jeszcze musisz zrobić, aby pojąć mnie za żonę? — wypowiedziała, a on poczuł ekscytację. Nie było w tej dziewczynie żadnych zahamowań.

— Gdy przyjmiesz ode mnie wianek, będziemy już w połowie ceremonii — poinformował, zaniżając głos i nie przerywając kontaktu wzrokowego.

Zrobił krok w przód, zmniejszając odległość, aby mogła uchwycić wianek i w napięciu oczekiwał na to, co teraz zrobi, licząc na to, że nie spłoszył dziewczyny swym zuchwalstwem. Wpatrywali się w siebie, a on miał wrażenie, że coś zmieniło się w jej spojrzeniu. Wyciągnęła powoli dłoń, którą zacisnęła na splocie polnych kwiatów. Przez chwilę oboje trzymali wianek i było w tym coś ekscytującego.

— Co teraz? — zapytała, wybudzając go z zamyślenia.

— Prawdę mówiąc już samo to by wystarczyło — oświadczył i ujrzał, jak w jej oczach pojawia się oburzenie. Zaigrały tam też wesołe ogniki.

— To był perfidny i wyrafinowany podstęp, mój prawie mężu — powiedziała, starając się ukryć rozbawienie.

— Jeżeli będziesz nalegać, dokończymy ceremonię, przechodząc przez rzekę, a następnie przeskakując przez ogień, moja prawie żono — oznajmił, przysuwając się bliżej i kładąc dłoń na korze drzewa, na którym siedziała. Nie przestawał jej obserwować. — Chcesz tego? — zapytał całkiem poważnie, zaskakując również samego siebie.

W tym momencie cały świat stanął na głowie i poczuł, że byłby w stanie wywrócić do góry nogami swe życie, jeżeli tylko by tego zapragnęła. Bo dlaczego nie? A może spotkanie jej to znak, że jego życie może się jednak zmienić? Czy jeszcze przed momentem właśnie tego nie pragnął?

— Spraw, abym tego chciała — usłyszał jej prowokujący głos i nic nie mówiąc, zwinnie dostał się na konar, zajmując miejsce tuż obok nieznajomej.

Usiadł okrakiem, przodem do niej i odebrał z rąk dziewczyny wianek, po czym założył jej na głowę. Stróżka wody wydostała się spomiędzy kwiatów i spłynęła po jej policzku, przedostając się na szyję, a następnie na dekolt, aby zniknąć gdzieś pod jasnym materiałem, o czym starał się nawet nie myśleć. Ostatkiem sił powstrzymał się przed tym, aby nie obetrzeć śladu, jaki po sobie pozostawiła. Dziewczyna starała się nie dać po sobie poznać, ale widział, że swą bliskością wywarł na niej wrażenie, choć miał przytłaczającą świadomość, że postępuje teraz wręcz haniebnie, tak bardzo się do niej zbliżając i zachowując zbyt bezpośrednio.

— Kim jesteś? — zapytał, a ona spojrzała na niego przenikliwie.

— Dzisiejszej nocy, będę dla ciebie, kim zechcesz i jeżeli przekonasz mnie, abym zapragnęła przeskoczyć wraz z tobą przez ogień i uczynię to, wtedy powiem ci jak mam na imię. Teraz nadaj mi własne — usłyszał i poczuł ekscytację. Już teraz wiedział, miał przytłaczającą świadomość, że to spotkanie odmieni jego życie.

— Zatem tej nocy, zostań moją nimfą — szepnął.

— To dość duże uogólnienie, ale jeżeli tak sobie życzysz, niech tak będzie — stwierdziła, zerkając na niego ciekawie. — Ty pozostaniesz dla mnie tajemniczym nieznajomym.

— Wolę być twoim prawie mężem, jeśli pozwolisz — oznajmił wesoło.

— Zezwalam — wypowiedziała przekornie. Przez moment nad czymś myślała. — Dlaczego akurat nimfa? — zapytała.

— Nimfa, boginka, muza... możesz być przecież czymkolwiek, choć szczerze pragnę, abyś jednak była prawdziwa. Lecz czy takie niewiasty jak ty istnieją? — wypowiedział, sprawiając, że otworzyła usta ze zdziwienia.

— Niewiasty? — wymamrotała niepewnie. Może wdała się w nim w dyskusję zbyt pochopnie? A jeżeli to był jakiś wariat? — Dużo dziś wypiłeś? — dodała, sprawiając, że na jego twarzy pojawił się uśmiech. Musiała przyznać, że było w nim coś, co niemal od razu ją uspokoiło. Biła od niego jakaś łagodność, serdeczność i ciepło.

— Mej śmiałości względem twej osoby nie spowodował bynajmniej alkohol — odparł, a ona podziękowała w duchu, że jest ciemno i nie może ujrzeć koloru jej policzków.

— Najwyraźniej noc świętojańska ma specyficzne oddziaływanie — wymamrotała, starając się doprowadzić do porządku.

— Co tu robisz? — usłyszała i zmarszczyła zdziwiona czoło. — Oddaliłaś się od grupy i zbłądziłaś? Ewidentnie było w nim coś nietypowego. Mówił w jakiś dziwny sposób, ale przecież powinna się już przyzwyczaić do tego akcentu, bo z pewnością to przez akcent brzmiał tak dziwacznie. To ona była tu cudzoziemką, choć urodziła się w Anglii, a rodzice decyzję o opuszczeniu kraju podjęli, gdy miała zaledwie roczek, teraz bywała tu zaledwie gościem.

— Nie zabłądziłam. Po prostu nie mam ochoty się z nimi bawić. Przyszłam jedynie ze względu na kuzynkę, ale gdy dowiedziała się, że jej chłopak złożył mi dość jednoznaczną propozycję, uwierzyła jemu, ponieważ oczywiście wszystkiego się wyparł. W efekcie wyszłam na idiotkę, gdyż uznała, że chciałam odbić jej faceta. Nie wiem, kto wypadł bardziej żałośnie — wymamrotała, ciężko wzdychając.

— Na pewno nie ty, moja prawie żono — zapewnił pospiesznie, przywołując na powrót uśmiech na jej twarz. Coraz bardziej ją ciekawił.

W pierwszym momencie, gdy go spostrzegła, przestraszyła się nie na żarty. Czaił się w krzakach jak jakiś zboczeniec. Pierwszą myślą była oczywiście ucieczka i pewnie to by zrobiła, gdyby nie wskoczył jak wariat do wody, tylko po to, aby wyłowić dla niej ten głupi wianek. Było w nim coś uroczego. Sposób, w jaki do niej mówił, spojrzenia, którymi ją obrzucał. I ta łagodność w oczach, w których od czasu do czasu pojawiało się jakieś mroczne nieokrzesanie, co budziło w niej ekscytację. Był błyskotliwy, dowcipny i czuła się w jego towarzystwie dziwnie odprężona, a przy tym... cóż, musiała przyznać, że było na czym zawiesić oko. Nie mogła ocenić dokładnie jego wzrostu, jednak z pewnością był wysoki. Potężnie zbudowany w ramionach, których mięśnie chętnie oceniłaby dotykiem. Miał na sobie jasną, dziwnie skrojoną koszulę, która dość głęboko odkrywała jego tors, a zmoczona, uwydatniała doskonałą rzeźbę.

Ta noc, dzikość natury, dźwięki, które do nich docierały i przede wszystkim specyfika tego święta, nadawała ich spotkaniu niesamowity klimat. Miała wrażenie, jakby oderwali się od rzeczywistości i znaleźli poza światem. Był nieznajomym, kimś, kogo najprawdopodobniej nigdy już nie zobaczy. Czemu więc nie miała zagrać w grę, którą zainicjował?

— A ty co tu robisz? — zapytała.

Starała się przypomnieć sobie, czy widziała go wcześniej wśród znajomych kuzynki, lecz nie kojarzyła jego twarzy. Tych oczu na pewno by nie zapomniała. Może bawił się w innym gronie?

— Zamierzałem znaleźć kwiat paproci, a natknąłem się na ciebie, nimfo — oznajmił, sprawiając, że roześmiała się głośno.

— Chyba jednak wolę być twoją prawie żoną — stwierdziła wesoło.

— Liczę na to, że niedługo będziesz prawdziwą — wypowiedział całkiem poważnie, a jej zrobiło się nieswojo. — A tak naprawdę, to podobnie jak ty, jestem tu, ponieważ nie chciałem brać udziału w zabawie. Wracałem do zamku i po drodze ujrzałem ciebie — wyjaśnił.

— Zamku? — zapytała zdezorientowana i głupio się uśmiechnęła. Ta gra była dość intrygująca. — I rycersko postanowiłeś wyłowić mój wianek?

— Który niechcący upuściłaś.

— Licząc na to, że w ten sposób znajdę męża, co w istocie prawie się stało — dokończyła.

Z chwili na chwilę była coraz bardziej zaciekawiona i podekscytowana jego obecnością. Noc, którą uznała za straconą, nagle stała się zaskakująco interesująca. Wpatrywali się w siebie, a ona miała wrażenie, jakby samo to było jakąś formią pieszczoty. Gdy poczuła jak nakrywa jej dłoń swoją, miała wrażenie, jakby poraził ją prąd. Chemia między nimi była już teraz wręcz namacalna. Minęło raptem kilka minut, wymienili zaledwie parę zdań, które nie zawierały zbyt wiele treści, a ona dosłownie płonęła i za wszelką cenę starała się to przed nim ukryć. Uniosła dłoń, pozwalając, aby splótł ich palce razem i ujrzała, jak przymyka oczy, zaciskając szczękę. Ze zmoczonych kosmyków włosów spadła kropla wody, opadając na policzek, a ona bezwiednie starła ją wolną dłonią. Zadrżała, gdy poczuła kilkudniowy zarost i przymknęła powieki. Cholera, co się z nią działo? Przełknęła ślinę, czując, jak nieznajomy zaciska ich splecione dłonie i otworzyła oczy, natykając się na jego mroczne spojrzenie. Poczuła uderzenie gorąca i wstrzymując oddech, obserwowała jego przysuwającą się twarz. Jęknęła, czując jego usta i w tym momencie coś w niej eksplodowało. Przysunęła się do niego, z pasją oddając pocałunek. Niecierpliwie, gwałtownie, czując irytację, którą powodowało ograniczenie w ruchach, gdyż nadal siedziała na drzewie w normalnej pozycji, on natomiast okrakiem.

Drzewo był duże, ze średnicą nieco szerszą niż grzbiet konia. W jego reakcjach odczytywała tę samą rozterkę. Nie potrafiła normalnie myśleć, owładnięta wręcz zwierzęcymi instynktami. Poczuła jego dłonie w pasie i pisnęła zaskoczona, czując, jak bez najmniejszego problemu unosi ją do góry. Wydawał się teraz tak przytłaczająco silny i dominujący. Zadarła nogę i przełożyła ją przez drzewo, dostając się dokładnie naprzeciwko niego. W tym momencie zupełnie pozbawili się ograniczeń. Poczuła, jak jej serce przyspiesza, gdy jego dłonie dostały się pod sukienkę.

Całował ją jak szalony, zupełnie zatracając się w swych emocjach, świadomy tego, że robi coś, czego nie powinien. Była taka drobna i tak rozkosznie delikatna, a on całkowicie stracił nad sobą kontrolę, słysząc jej szybki oddech, rozkosznie jęki i cudowne westchnienia. Przysunęła się bliżej, a on uniósł ją i przyciągnął do siebie, sprawiając, że przywarli do siebie ciałami. Trzymał dłoń na jej plecach, jakby z obawy, że mogłaby się odsunąć, lecz tak się nie stało. Jego bliskość jeszcze bardziej ją rozpaliła. Cholerne drzewo tak bardzo ich ograniczało, jednak w tym momencie nawet o tym nie myślał. Czuł, jak oplata ramionami jego szyję i pod jej naciskiem opadał na twarde podłoże, zabierając ją ze sobą. Czuł, jak siada na nim okrakiem, nie przestając oddawać pocałunki. Chciał ją pieścić, całować, penetrować każdy zakamarek jej ciała, ale w tym momencie to ona wydawała komendy, a on były szczęśliwy, że robiła dokładnie to samo, co zrobiłby on. Jednak brak możliwości kontroli sprawił, że w którymś momencie nie wytrzymał i uniósł się gwałtownie wraz z nią do pozycji siedzącej i nie przestając całować, powoli przechylił w tył. Gdy poczuła jego usta na szyi, a dłonie zmierzające w stronę piersi, wygięła się w łuk i głośnym jękiem rozkoszy. Oddech jeszcze bardziej przyspieszył w momencie, gdy unosząc ją lekko, dostawał się ustami na jej piersi. Szarpała się w tył i unosiła w górę, złakniona pieszczot, a w momencie, gdy przylgnął do niej, zamarła, czując wyraźnie jego twardą męskość. Trwało to zaledwie ułamki sekundy, a później tempo opętańczych pieszczot wzrosło. Miał wrażenie, jakby znaleźli się gdzieś w bańce mydlanej, oddzieleni od całego świata.

W pewnym momencie przechyliła się w bok i wpadła wprost do wody, zabierając go z sobą. Wynurzyła się, łapiąc gwałtownie powietrze i odrzuciła dłońmi włosy do tyłu.

— Co ja wyprawiam — wyszeptała, sprowadzając na niego opamiętanie.

— Przepraszam — wydusił, stając naprzeciw niej i przytrzymując. Była taka niska, że fale uporczywie, ale i skutecznie znosiły ją z prądem. Gdyby nie jego pomoc, miałaby problemy z utrzymaniem się w miejscu. — Nie chciałem cię zhańbić. Wybacz mi to, proszę — wypowiedział i ujrzał, jak spogląda na niego zdezorientowana. Z chwili na chwilę pojawiało się tam coraz więcej emocji, które również w nim nadal buzowały. — Nie chciałem...

— A ja chciałam — przerwała mu. — Nadal chcę...

Nie miała pojęcia, ile czasu minęło. Jakby nagle znalazła się gdzieś pomiędzy niebem a ziemią. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuła niczego tak niesamowitego. Bardziej intensywnego i dojmująco przenikliwego. Wszystko odczuwała dosłownie każdą cząsteczką swego ciała. Był doskonały i w jego ramionach ona sama tak właśnie się czuła. Czas stanął w miejscu, a rzeczywistość zniknęła. Byli tylko oni, rozszalała rzeka i noc, która rozwidniała się w chwili, w której wynosił ją na rękach z wody. Wyczerpaną i spełnioną.

Gdy postawił ją na brzegu, drżała, widząc wzrok, którym błądził po jej ciele. Nadal miała na sobie sukienkę, której materiał teraz ściśle przylegał do śniadej skóry, sprawiając, że ponownie poczuł znajome pragnienie. Jego koszulę zniósł nurt rzeki, miał na sobie jedynie spodnie. Na szczęście powietrze nadal było parne. Jedyne czego pragnął, to ponownie dawać jej przyjemność i rozkoszować się tym, jak ją przyjmowała. Jednak miał przy tym świadomość, że pozwolił sobie nazbyt wiele względem niej. Musiał teraz sprawdzić, czy poniesie tego reperkusje.

— Jest ci zimno? — szepnął i poczuł, jak splata swą dłoń z jego.

— Raczej niewygodnie — odparła.

Miała ochotę pozbyć się krępującego ruchy materiału, ale skończyłoby się to najprawdopodobniej powtórką wodnych akrobacji tym razem w innym plenerze. Czuła się trochę głupio. Kochała się z nim, pomimo że nawet go nie znała. Praktycznie ze sobą nie rozmawiali, nic o nim nie wiedziała, nie znała nawet jego imienia. Co się więc tam stało? Czy to wpływ tej nocy i magicznej atmosfery, jaką roztaczała? Zawsze była dość bezpośrednia i niewiele przejmowała się ewentualnymi konsekwencjami. Gdy miała na coś ochotę, po prostu to robiła. Swą bezpośredniością niejednokrotnie odstraszała mężczyzn. Była drobna i niska, miała zaledwie metr sześćdziesiąt wzrostu i wygląd niepozornej nastolatki, za którą ją brali, być może za sprawą delikatnych i dziewczęcych rysów twarzy. W pierwszym momencie brali ją za nieśmiałą nastolatkę, ale bardzo szybko przekonywali się, że jej łagodna aparycja jest jedynie iluzją, a ona sama dosłownie przytłacza swą osobowością i pewnością siebie. W głównej mierze właśnie to było powodem tego, że do tej pory nie miała na koncie żadnego poważnego związku. Czasem chciała, ale mężczyźni z czasem łagodnieli przy jej pikantnym usposobieniu, a ona szybko się nimi nudziła.

Teraz czuła się niepewnie ze świadomością, że tym razem jednak przekroczyła dość znacznie granicę, kochając się z zupełnie przypadkowym facetem, bez żadnego zabezpieczenia i zaledwie po zamienieniu kilku zdań. Po prostu w którymś momencie ogarnęło ją tak nieprzeparte pragnienie, że dała się temu ponieść. I w sumie nie mogła tego zwalić na alkohol, bo przecież nie wypiła nawet piwa. Ale on był taki uroczy, troskliwy i delikatny. Wcale nie starał się odgrywać jakiejś wyuczonej roli, co było schematyczne w jej związkach. Zawsze drażniła ją ta poza u mężczyzn, którzy za wszelką cenę chcieli jej zaimponować, a z chwili na chwilę stawali się nijacy. Bezbarwni. Zwyczajni. Nie mieli w sobie żadnej iskry. Natomiast on od początku nikogo nie udawał. Był taki prosty i nieskomplikowany, ale sięgał po to, co chciał i musiała przyznać, że dostała o wiele więcej, niż oczekiwała.

Pierwsze jego słowa mile ją zaskoczyły, ponieważ przyzwyczajona była do tego, że mężczyźni w bardziej albo mniej zawoalowany sposób, czasem nawet wprost, szukali potwierdzenia swej męskości. A w tym przypadku, gdyby padło takie pytanie, odpowiedź mogła być tylko jedna, lecz ona nie za bardzo chciała poruszać ten temat, przynajmniej w tym momencie. Jednak i tu biła od niego ta prostota i troska, nie potrzebował żadnych potwierdzeń oraz zapewnień, jedynie czego chciał, to po prostu wiedzieć, czy jest jej zimno. W jego oczach również widziała opiekuńcze spojrzenie. Miał w sobie coś, co ją przyciągało i sprawiało, iż stawiała go na zupełnie innym pułapie niż wszystkich innych mężczyzn.

— Chciałbym, abyś wiedziała, że to, co się między nami teraz wydarzyło, jest... ja nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś, co tak dogłębnie mną wstrząsnęło i obawiam się jedynie tego, że mogłem ci tym uchybić, a było to ostatnim, czego bym chciał. Nie wiem, co teraz się stanie, gdyż masz powody, aby...

— Uchybić? — wymamrotała zdezorientowana. — Co przez to rozumiesz?

— Pozwoliłem przejąć nad sobą kontrolę pragnieniom i...

— Okay, umówmy się z jednym — przerwała mu. — Nie jestem typem, który przesadnie dba o — zrobiła pauzę, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów — reputację i o to, co ludzie powiedzą, ale mam świadomość, że tym razem lekko przekroczyłam granicę, pomimo że złapałeś mój wianek i właściwie jestem twoją prawie żoną, jednak nie tłumaczy to tego, że przed chwilą kochałam się z zupełnie obcym facetem bez żadnego zabezpieczenia i choćby zadowalającej wiedzy na jego temat, więc bardzo cię proszę, abyś nie podkreślał tak przesadnie tego "wydarzenia", ponieważ trochę głupio się z tym czuję, co teoretycznie jest dla mnie czymś nowym — wypowiedziała niemal na jednym wdechu i poczuła, jak ściska jeszcze mocniej jej dłoń, co w jakiś sposób dodało jej otuchy. Prosty gest, a taki znaczący. Szli teraz leśną ścieżką, w stronę polany, którą oświetlało dogasające ognisko, przy którym nikogo już nie było. Przynajmniej z tej odległości nie zauważyli innych osób.

— Chcę po prostu, abyś wiedziała, że nawet w najśmielszych marzeniach nie sądziłem, iż spotka mnie coś tak niesamowitego — oświadczył z jakąś taką prostotą. — Chciałbym potrafić zatrzymać w sobie to wyznanie, ale po prostu nie jestem w stanie. I nie interesuje mnie, kim jesteś, jak się nazywasz i z jakiego rodu się wywodzisz. Ważne jest jedynie to, że istniejesz, moja prawie żono — dodał, a ona poczuła dreszcze.

Czuła się skrępowana jego wyznaniem, ponieważ jeszcze nigdy coś takiego jej się nie przydarzyło. Jakby były w nim dwie osoby. Dominujący i zdecydowany samiec, który dostarczył jej tej nocy wiele rozkoszy. I uroczy romantyk, który nie obawiał się uzewnętrzniać tego, co czuł. Zbijała z tropu i przytłaczała swą osobowością, jednak nie tym razem. Ponieważ w tej chwili czuła się dokładnie tak, jak za każdym razem ją odbierano, zanim jeszcze nie pokazała swego prawdziwego oblicza.

— Jeżeli cię to pocieszy, to ja również nie spodziewałam się, że coś takiego mnie spotka i muszę przyznać, że... — zawiesiła głos i przymknęła na kilka sekund powieki, wzdychając głośno. — Wiesz, zazwyczaj mam problem nie tylko z wyznawaniem tego, co czuję, ale i nawet określeniem tego, czym właściwie to jest, a w tym przypadku... Myślę, że w jakiś sposób podzielam to, co czujesz, ale nie chcę o tym mówić. Chyba nawet nie umiem o tym mówić. Po prostu... — zamilkła, spoglądając w niskie płomienie ogniska, do którego właśnie doszli. Ujrzawszy jej reakcję, domyśli się, o czym teraz myślała.

— Złapałem twój wianek i przeniosłem cię przez wodę — szepnął, spoglądając jej w oczy.

— Ogień — wymamrotała.

— Ogień i woda — usłyszała i spojrzała na niego.

— Aż tak bardzo chcesz poznać moje imię? — zapytała i dostrzegła jego uśmiech.

Teraz widziała wyraźnie jego twarz. Miał niesamowite oczy, przepełnione łagodnością i czymś wręcz dziecinnym, że nie mogła oderwać od niego wzroku. Ile mógł mieć lat? Najprawdopodobniej był w jej wieku. Jak miał na imię i kim właściwie był. W tej chwili dosłownie aż kipiała pytaniami i szaloną chęcią, aby dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Dosłownie hipnotyzował ją swym wzrokiem. Tak, ten facet już w tym momencie ugruntował sobie miejsce w jej życiu. A przecież nie wiedziała o nim niczego, nie spędziła z nim nawet całej nocy, zaledwie kilka godzin. Trzy, może cztery. Nie miała pojęcia, ponieważ w jego obecności czas płynął inaczej i wszystko inne stawało się mało istotne.

— Aż tak bardzo chcę... abyś została moją żoną — wypowiedział, a ona poczuła zalewającą ją falę gorąca. W jego ustach zabrzmiało to tak, jakby faktycznie ten skok miał zatwierdzić całą tę maskaradę. Traktował to dziwnie poważnie, a ona miała nieprzepartą chęć, aby dalej grać w jego grę. Tak, jakby to działo się naprawdę.

— Ogień i woda — szepnęła, a on mocniej uchwycił jej dłoń i spojrzał na nią wymownie, na co jedynie przytaknęła ruchem głowy, a następnie ruszyli przed siebie, aby już po chwili być po drugiej stronie ogniska.

— A teraz...

— Onyx — przerwała mu, ciężko oddychając. — Mam na imię Onyx.

Ujrzała w jego oczach ekscytację i poczuła, jak przyciąga ją do siebie i całuje. Chciała zadawać pytania, chciała wiedzieć więcej, ale jego pocałunki sprawiły, że dosłownie odleciała i już po chwili leżeli na porozrzucanym sianie, nie mogąc się od siebie oderwać. Gdy po jakimś czasie zasypiała, wyczerpana i spełniona, przed oczyma tańczyły jej dogasające płomienie ognia. Jego uścisk dawał wiele ciepła i bezpieczeństwa, a miarowy oddech usypiał. Zasnęła, zanim zaspokoiła swą ciekawość, poznając jego imię.


*Cornish Abbey — fikcyjna miejscowość

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro