Rozdział 6 - Jeden raz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

28 wrzesień 2013

Rzym, Italia

Gdy wyszli z hali lotniskowej uderzyła w nich fala gorąca. Różnica temperatur była groteskowa, przez co od razu pożałowała, że nie pomyślała o jakimś ubraniu na zmianę. Lot niestety musieli przełożyć na drugi dzień i na miejsce dotarli w samo południe, kiedy żar dosłownie lał się z nieba.

— Powinniśmy od razu zarezerwować lot powrotny — stwierdziła, odwracając się ponownie w stronę wejścia. Poczuła, jak Seth łapie ją za łokieć i przytrzymuje w miejscu.

— Niestety musimy zostać co najmniej do jutra — oznajmił, a ona sapnęła ze złością. — Zadzwoniłem do niego przed startem i wygląda na to, że jest teraz zajęty — skłamał.

— W tym czasie możemy iść na posterunek i...

— I poinformować władze, że...

— Okay, może to nienajlepszy pomysł. Faktycznie będzie lepiej, jeżeli porozmawiamy najpierw z nim.

— Weźmy pokój w hotelu i od razu idźmy do łóżka — stwierdził nieoczekiwanie, a widząc na jej twarzy zdezorientowanie, dodał: — Sama powiedziałaś, że zmierza to do jednego.

— Całkiem prawdopodobne, że w tamtym momencie nawet tak było — mruknęła, a on uniósł w górę brew.

— A teraz?

— Być może odpowiem ci na to pytanie, gdy rozwiążemy sprawę — powiedziała na odczepnego.

— Widzę, że mamy progres — usłyszała i sapnęła ze złością.

— Jaki znowu progres? — wymamrotała niecierpliwie.

— Gdy rozwiążemy sprawę — zacytował. — My — dodał ze śmiechem.

— Nie jest to typowe śledztwo, a ostatnim, na co mam ochotę, jest numerek z irytującym idiotą, który mógłby mnie rozproszyć i odciągnąć moją uwagę od sedna sprawy — oznajmiła.

— Owszem, tak by było. Jestem doskonały w rozpraszaniu i odciąganiu uwa...

— Jak się nazywa ten człowiek z którym się spotkamy? — przerwała mu bezpardonowo.

— Powalasz taktem i emanujesz romantyzmem — skwitował z przekąsem.

— Fajnie, że znasz trudne słowa, ale mi to nie imponuje, więc skupmy się na sprawie.

— Skąd wiesz, że chcę ci zaimponować? — usłyszała i jęknęła w duchu.

— Słuchaj, nie mam na to czasu.

— Mieszka na obrzeżach Rzymu, ale umówiłem się z nim jutro w południe — wyjaśnił. — Bierzemy taksówkę, czy chcesz wypożyczyć auto?

— Tylko idiota wynajmuje samochód żeby dojechać do hotelu — mruknęła, zerkając w stronę stojących po przeciwnej stronie taksówek. W tej sytuacji nieco zabawny był fakt, że poznali się w takich właśnie okolicznościach.

— Nie jedziemy do hotelu — usłyszała i przymknęła niecierpliwie powieki, starając się nie wrzasnąć. — Pół godziny jazdy stąd jest miasteczko Frascati, centrum regionu winiarskiego Lazio. Są tam winnice i...

— Nie mam najmniejszej ochoty na cholerną degustację win i...

— Wynajmiemy pokój w winnicy. Znam pewne miejsce. Mamy ze sobą dokumenty, które możemy wspólnie przeanalizować na spokojnie. I nie... nie jest to fortel, aby rozproszyć cię, odciągnąć od sprawy i przelecieć — wypowiedział poważnym tonem, spoglądając jej uważnie w oczy. — Gdy pracuję nad czymś ważnym, skupiam się na tym w stu procentach, więc na razie nie masz co liczyć na...

— Orientujesz się gdzie można tu wypożyczyć auto? — zapytała, ponownie mu przerywając, a on ciężko westchnął.

— Podjedziemy tam taksówką — stwierdził. — Tylko nie zapomnij przypadkiem swojego uroku osobistego — dodał i ujrzawszy jej poirytowaną minę, kontynuował: — Teraz widzę, że ci to nie grozi.

— Cóż za spostrzegawczość — wymamrotała pod nosem. — Szkoda, że nie byłeś taki błyskotliwy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy — podsumowała, sprawiając, że na jego ustach pojawił się uśmiech.

— To było przeczucie — oznajmił i ujrzał w jej oczach niepokojące ogniki. — Gdy tylko na ciebie spojrzałem, od razu wiedziałem, że lubisz gadżety — powiedziawszy to, uniósł w górę koszulkę, pod którą miał przytroczone przy pasku kajdanki.

Nie miała ochoty na przepychanki i jego irytujące komentarze. Całą uwagę chciała poświęcić sprawie, którą poniekąd traktowała jak tarczę przed dręczącymi ją wspomnieniami tamtej cholernej nocy i mężczyzny, który dosłownie rozpłynął się w powietrzu.

Wypożyczenie auta i dojazd do Frascati zajął im około trzech godzin. Na szczęście samochód miał klimatyzację, dzięki czemu jakoś udało jej się przetrwać tę podróż. Początkowo miała ochotę kupić w Rzymie jakieś ciuchy na zmianę, ale uznała, że zrobi to na miejscu. Na swoje nieszczęście po przyjeździe odkryła, że jest tam co prawda sporo sklepów, jednak pełno było w nich pamiątek, a dostępne ubrania odbiegały znacząco od jej gustu. Jednak, pozbawiona wyboru, zaopatrzyła się w kilka podkoszulków, jakąś zwiewną, pstrokatą, typowo letnią sukienkę i wściekle pomarańczowe spodenki. Pomimo że był jeszcze wrzesień, w Nowym Jorku było już zimno i jej obcisłe dżinsy założone do dość grubego swetra, nie pasowały do Włoskich, ponad trzydziestostopniowych upałów. Skórzana kurtka tym bardziej.

Początkowo myślała, że zatrzymają się w jakimś hotelu, ale miasteczko do którego przyjechali sprawiało wrażenie, jakby utknęli w jakimś miejscu sprzed kilkudziesięciu, a może nawet kilkuset lat. W samym centrum było zaledwie kilka domów i bliżej niezidentyfikowanych budynków, z czego co najmniej siedem sklepików z winami. Onyx odnosiła wrażenie, że Frascati jest jednym z tych miejsc, w których każdy każdego zna i wszystko o nim wie. Czy mogła tu liczyć na spokój? Owszem. Była zaskoczona, gdy Seth zignorował niewielki budynek, którego szyld informował o noclegach i wjechał w jakąś wąską, niewygodną drogę. Początkowo chciała zaprotestować, lecz nic się nie odezwała, gdyż widok za oknem z chwili na chwilę odciągał jej uwagę od wertepów, po których jechało nieprzystosowane do takich warunków auto. Winnice, które już z daleka wyglądały obłędnie, z bliska okazały się być jeszcze piękniejsze. Intensywna zieleń aż biła po oczach, upstrzona ciemno-fioletowymi gronami, na których widok dosłownie pociekła jej ślinka. Miała ochotę poprosić Seth'a, aby zatrzymał auto od czego powstrzymała się dosłownie w ostatniej chwili.

— Gdzie właściwie jedziemy? — zapytała.

— To winnica pewnego starszego małżeństwa. Na samym końcu jest ich dom, a przy nim jeszcze jeden budynek. Pewnego rodzaju studio, którego kiedyś używał ich syn. Zatrzymywałem się u nich za każdym razem, gdy załatwiałem coś we Włoszech. To mili ludzie — wyjaśnił.

— I wynajmą nam pokoje? — umyślnie zaakcentowała liczbę mnogą, sprawiając, że w kąciku jego ust pojawił się przekorny uśmiech.

— Zajmiemy studio — oznajmił krótko.

— Jakie studio? Muzyczne? — zapytała cicho.

Nie miała zamiaru dociekać, choć zabrzmiało to dość intrygująco. Jednak w tym momencie chciała chłonąć niesamowite widoki, które ją relaksowały. Resztą mogła zająć się później.

Dojazd na miejsce zajął niecałe pół godziny. Budynek zaskoczył Onyx, ponieważ nie spodziewała tak klimatycznej, okazałej budowli, a raczej zwykłego domostwa, albo małego pensjonatu. Nie było to nic awangardowego i w nowoczesnym stylu, raczej coś, co sprawiało, że poczuła się jakby przeniosła się czasy gdzie jeszcze nie było współczesnych maszyn i każdą z prac wykonywali ludzie.

— Też tak zareagowałem gdy przyjechałem tu po raz pierwszy — usłyszała głos Seth'a, który sprawił, że złapała się na tym, iż przyglądała się domostwu z otwartymi ustami. Odchrząknęła.

— Powinniśmy jak najprędzej zająć się sprawą — mruknęła.

— Niestety zanim do tego dojdziemy, czeka nas coś jeszcze — oświadczył, a ona poczuła złość.

— Nie zamierzam się z tobą...

— Witajcie — przerwał jej czyjś damski głos. Kobieta mówiła po angielsku, ale miała obcy akcent. — Nazywam cię Sofie. — Podała jej rękę, a następnie przeniosła wzrok na Seth'a. — Nie uprzedziłeś mnie, że przyjedziesz z dziewczyną — dodała wesoło.

— Nie jesteśmy parą. Współpracujemy jedynie przy pewnej sprawie — szybko pospieszyła z wyjaśnieniem. Gdy przelotnie zerknęła w stronę Seth'a ujrzała na jego twarzy głupi uśmiech. Kobieta nie skomentowała tego, jedynie ruchem dłoni wskazała w którą stronę mają iść. Onyx poczuła żal, gdyż miała nadzieję, że będą nocować w posiadłości, jednak zmieniła zdanie gdy dotarli do studia. Okazało się ono dobrze oświetloną, równie klimatyczną pracownią malarską. Pod ścianami stały obrazy, a w głównym pomieszczeniu cztery sztalugi z pracami w różnym stadium tworzenia. Jeden wyglądał na dokończony.

Oprócz tego była jeszcze sypialnia, mniejszy pokój i aneks kuchenny oraz oczywiście łazienka. Od strony tarasu niewielki basen, z którego rozciągał się widok na winnice, a ponieważ pracownia stała na wzniesieniu, krajobraz był naprawdę inspirujący. Idealne miejsce dla artysty — pomyślała Onyx, wzdychając.

— Przebież się, a ja przyniosę coś do jedzenia — wypowiedział Seth, skupiając jej uwagę na sobie.

Przeniosła na niego wzrok i ujrzała, że ma na sobie jedynie dżinsowe spodnie, co w sumie nie było dziwne. Pomimo że był już niemal wieczór, a słońce wisiało bardzo nisko nad ziemią, w powietrzy nadal było cholernie upalnie. Dzięki bogu w studio była klimatyzacja. Zanim cokolwiek mu odpowiedziała, odszedł. Podczas jego nieobecności zdążyła się przebrać w luźną bawełnianą koszulkę i te nieszczęsne, pomarańczowe spodenki, na których widok na twarzy Seth'a zaigrał uśmiech, gdy wchodził do pokoju z koszykiem, w którym pełno było różnego rodzaju, smakowicie pachnących potraw. W drugiej dłoni trzymał dwie butelki wina.

Onyx zdążyła już rozłożyć na stole wszystkie dokumenty i zaczęła je przeglądać po raz niewiadome który. Jej głowa od jakiegoś czasu aż parowała od dziesiątek pytań, setek podejrzeń i jeszcze więcej przypuszczeń. Za wszelką cenę chciała jak najszybciej rozwiązać tę sprawę, gdyż czuła, że fala morderstw jeszcze eskaluje.

— Za kilka godzin zrobi się ciemno. Wiem, że spędzasz nad śledztwem całe noce i zależy ci na ujęciu sprawcy, ale jeżeli nie odpoczniesz, nie będziesz w stanie tego zrobić. I nie mówię tego po to, żeby odciągnąć cię od dochodzenia, ponieważ mam co do ciebie dodatkowe plany, ale po prostu chcę, abyś oczyściła umysł. Uwierz mi, że tak będzie najlepiej — wyjaśnił wyjątkowo poważnie.

— Zjemy, odpoczniemy kilka godzin i...

— Zjemy, zrelaksujesz się, prześpisz całą noc, wstaniesz rano, zjesz śniadanie, popływasz w basenie, pojedziemy do Rzymu na spotkanie z moim znajomym, wrócimy i skupimy się na sprawie — oznajmił.

— Chyba nie myślisz, że tu wrócimy. Od razu po spotkaniu z twoim znajomym zamierzam wsiąść do samolotu i wracać do Nowego Jorku. Nie ma nawet mowy, żebym...

— Wiesz, że mam rację. Jesteś przemęczona, przez co nie potrzebujesz mnie, aby się rozpraszać. Musisz złapać oddech — wyjaśnił, a ona westchnęła. Nie chciała tego mówić na głos, ale miał rację. Dopiero tu, w miejscu, gdzie czuło się taką leniwą, oderwaną od rzeczywistości atmosferę, poczuła, jak bardzo potrzebuje odpoczynku. Do tej pory powtarzała sobie, że odpocznie, jak złapie mordercę, ale mijał miesiąc za miesiącem, a ona nadal, dzień za dniem, ślęczała całe noce nad dokumentami, które w większości znała niemal na pamięć.

— Jeden dzień — oświadczyła. — Wrócimy tu jutro i zostaniemy jeszcze jeden dzień — zawyrokowała.

Spotkali się ze znajomym Ward'a w południe i jak się okazało współpracujący z Oliver'em jego ówczesny partner, który posiadał więcej informacji, przebywał obecnie poza krajem i dowiedziawszy się o wizycie śledczych z USA zgodził się wrócić na kilka dni, aby udzielić pomocy. Onyx w pierwszej chwili chciała posłać ich do diabła i wracać, jednak okazało się, że już na samym początku natrafili na coś ciekawego. Kilka miesięcy wcześniej w jakiejś niewielkiej prowincji znaleziono zwłoki młodej dziewczyny zamordowanej w ten sam sposób. Jednak w tym przypadku ciało leżało w stawie kilkanaście lat. Niestety sprawa została zbagatelizowana przez władze, pomimo bezsprzecznego podobieństwa. Co więcej, wyglądało na to, że mogła to być pierwsza ofiara mordercy. Schemat był ten sam, jednak cechowała go nieporadność, co mogło świadczyć o tym, że człowiek ten robił to po raz pierwszy. Onyx poczuła, że zamordowana dziewczyna wniesie dużo do sprawy i być może doprowadzi ich do sprawcy. 

Najprawdopodobniej między nią, a mordercą, istniały jakieś podobieństwa. Mógł to być ktoś z rodziny albo znajomy. W tym momencie wiedziała, że musi działać szybko, ponieważ w każdej chwili włoskie władze mogły odciąć ją od sprawy, a do tego nie zamierzała dopuścić. Sierżant z pewnością pociągnie za odpowiednie sznurki, aby dostać odpowiednie zezwolenia i nie będzie miał z tym problemów, bo przecież morderca obecnie działał na ich terenie, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że każda chwila zwłoki działa na ich niekorzyść i ofiar może być więcej. Dodatkowo obawiała się jeszcze, że w śledztwo może wmieszać się FBI, a nie dopuszczała nawet możliwości przejęcia przez nich dochodzenia.

Partner Oliver'a, Guido, miał dotrzeć do Rzymu następnego dnia i prosił aby poczekali na niego zanim rozpoczną jakieś działania, ale gdy Onyx zorientowała się, że od miejscowości gdzie znaleziono ciało dziewczyny dzieliło ich zaledwie kilkanaście kilometrów nawet się nie zastanawiała. Ponieważ Oliver całkiem dobrze mówił po angielsku bez problemu się z nim porozumiewała, a że ewidentnie poczuł do niej miętę, nie musiała go wcale namawiać, aby pojechał z nią na miejsce zdarzenia. Ward nie był z tego powodu zbyt zadowolony, ale prawdę mówiąc nie miał nic do gadania.

Gdy dojechali na miejsce trafili akurat na czas popołudniowej sjesty i gdy zapukali do drzwi średniej wielkości domu, musieli odczekać dobry moment zanim otworzyła im kobieta w wieku około sześćdziesięciu pięciu lat.

— Przez piętnaście lat nic z tym nie zrobiliście, chociaż razem z mężem nieustannie składaliśmy pisma, chodziliśmy od biura do biura, pukaliśmy do niezliczonej ilości drzwi i nic, absolutnie nic nikt nie zrobił — usłyszeli, zanim cokolwiek zdążyli powiedzieć.

Onyx spojrzała jedynie na Seth'a pytającym wzrokiem, niczego nie zrozumiawszy. Ward wyglądał na równie zaskoczonego. Oliver w skrócie wyjaśnił im słowa kobiety.

— Powiedź jej, że zjebaliście sprawę, ale teraz my się tym zajmiemy i...

— Kim pani jest? — usłyszała łamany angielski i za plecami kobiety ujrzała młodego mężczyznę.

— Detektyw Onyx Carter, nowojorska jednostka dochodzeniowa — przedstawiła się. — Prowadzimy śledztwo w sprawie serii morderstw popełnionych w USA i wygląda na to, że państwa krewna może być ofiarą Zero — wyrecytowała.

— Zero? — W oczach rodziny dziewczyny ujrzała zdziwienie. Oliver też zerkał na nią niepewnie.

— Gdy wybucha zaraza, są ofiary, jednak zapoczątkowuje je pojedyncza jednostka. Do czasu aż nie znajdziemy mordercy będziemy mieli do czynienia z efektem domina. Marina jest najprawdopodobniej pierwszą ofiarą, więc każdy szczegół będzie pomocny w dotarciu do sprawcy mordu. Wszystko co wydarzyło się w tamtym okresie może mieć kluczowe znaczenie — wyjaśnił Ward, a Onyx zarejestrowała, że musiał przyjrzeć się sprawie w drodze gdy tu jechali. Prawda była taka, że ona sama nie miała nawet pojęcia jak nazywała się ofiara. Emocje były tak silne, że wystarczyły jej ogólne informacje.

— Minęło ponad piętnaście lat i nic już nie można zrobić. Nie wiadomo nawet czy morderca żyje — usłyszała mężczyznę.

— Są kolejne ofiary, więc wszystko wskazuje na to, że jednak żyje i nieważne ile lat minęło od pierwszego zdarzenia. A to, że włoska policja spartaczyła sprawę, nie znaczy, że...

— Detektyw Carter chciała powiedzieć, że sprawa została wznowiona — usłyszała Ward'a i poczuła, jak kopie ją w kostkę. Rzuciła mu wściekłe spojrzenie, ale nic się nie odezwała.

Włosi działali jej na nerwy. Ich opieszałość i bagatelizowanie spraw doprowadzała ją do szału. Jak można było nie powiązać tych dwóch spraw? A podejście rodziny ofiary dobijało ją. Jak można tak bagatelizować morderstwo ukochanej osoby? Jeżeli od lat tak zapalczywie walczyli o sprawiedliwość, to dlaczego teraz, po odnalezieniu zwłok, przestali? Coś tu było nie w porządku.

— Zajmiemy tylko kilka chwili — oznajmiła stanowczo i niezaproszona przeszła korytarzem do salonu. — Jeżeli to nie kłopot, napiłabym się czegoś zimnego — dodała, spoglądając wymownie na mężczyznę. Gdy ten, z irytacją odwrócił się i ruszył w stronę drzwi, dała znak Ward'owi żeby udał się za nim, co zrobił.

— Kiedy dokładnie zaginęła pani córka? — usłyszała Olivier'a i wraz z kobietą posłały mu wymowne spojrzenia. Jeżeli tak działali Włosi, to nie powinno jej dziwić, to, na jakim etapie znajdowała się sprawa.

— Tłumacz — rzuciła niecierpliwie. — Wiem, że wielokrotnie odpowiadała pani na pytania policji, ja jednak nie chcę zadawać pytań. Chciałabym po prostu posłuchać opowieści o Marinie — powiedziała, posyłając kobiecie łagodny uśmiech. — Według pani, jakie byłoby jej życie, gdyby nie została zamordowana? — dodała, niezauważalnie włączając dyktafon, który ukryła pod stołem.

Kompetencje włoskiej policji doskonale już znała i, pomimo że Oliver był dość bystry, nie zamierzała polegać tylko na nim, a ponieważ nie znała języka, musiała zarejestrować rozmowę, aby móc ją na spokojnie przeanalizować.

Kobieta snuła opowieść, a Onyx zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że najprawdopodobniej większość z tego co mówiła znajdzie gdzieś w dokumentacji, jednak w swobodnej rozmowie mogą zaplątać się intymne szczegóły, które nie zostały wyciągnięte podczas oficjalnych przesłuchań. I właśnie na to liczyła. Czasem nieistotny z pozoru drobiazg był najistotniejszym elementem w całej sprawie. Utrudnienie stanowiła nieznajomość języka, gdyż nie mogła pchnąć rozmowy w kierunku, który wydałby się jej właściwy w danym momencie. Tym razem musiała zdać się na łut szczęścia. Starała się też przyglądać mimice twarzy i emocjach jakie towarzyszyły jej w niektórych chwilach. Aby dostosować je do rozmowy, gdy będzie już wiedziała o czym mówi, pukała cicho w stół pod którym ukrywała dyktafon.

Ward na szczęście wystarczająco długo zajął mężczyznę, który okazał się bratem ofiary. Miała nadzieję, że w tym czasie również i on czegoś się dowie, bo nie wątpiła, iż wykorzysta sytuację. Odseparowanie tej dwójki mogło przynieść efekty.

Wizyta u rodziny zamordowanej dziewczyny zajęła im około godziny, może trochę dłużej. Następnie mieli ponownie udać się do Rzymu z Olivierem, ale robiło się już późno, więc zdecydowali, że wrócą do winnicy. Następnego dnia miał dotrzeć na miejsce Guido, na którego pomoc liczyła Onyx.

Gdy dotarli na miejsce i wysiedli z auta przywitała ich gospodyni, która zaproponowała, aby zjedli z nimi kolację. Onyx próbowała zaprotestować, ale zanim zdążyła otworzyć usta, Seth przyjął propozycję, rzucając jej wymowne spojrzenie. Faktycznie, powinna choć w małym stopniu zachować pozory dobrego wychowania. Ludzie byli mili i bezinteresowni, zapewnili im doskonałe warunki do pracy, więc dużym nietaktem byłoby odrzucenie zaproszenia. Godzina, dwie, nie zrobią różnicy, a faktycznie była głodna. W Rzymie zjedli coś na szybko w porze obiadowej. Wypiła co najmniej sześć kaw, co w normalnych okolicznościach byłoby raczej dziwne, jeżeli chodzi o samą ilość. Jednak tu kawę serwowano w filiżankach niewiele większych od naparstka. Była cholernie mocna, ale na szczęście nie było jej dużo. Włosi mieli jakąś dziwną obsesję na tym punkcie. Odnosiła wrażenie, że wypicie kawy traktowano tu niemal jak podanie sobie ręki. Jak się wkrótce okazało, dotyczyło to ogólnie posiłków.

Jedzenia zaserwowanego na "skromną" kolację wystarczyłoby jej w normalnych okolicznościach na co najmniej tydzień. Musiała jednak przyznać, że posiłek był fenomenalny. Nigdy nie przepadała za rybami ani ogólnie owocami morza, ale Mule zaserwowane przez gospodynię, to było istne niebo w gębie. Początkowo zamierzała jedynie spróbować, aby nie urazić kobiety, lecz próba skończyła się na kilku dokładkach. I gdyby nie fakt, że reszta potraw też była taka smaczna, to całkiem możliwe, iż w pojedynkę skonsumowałaby te danie. Miała wrażenie, że do posiłku wypiła co najmniej butelkę wina, ale nie czuła się nawet wstawiona. Gdy po posiłku Seth poszedł z właścicielem w stronę pól winorośli siedziała z gospodynią na tarasie i wpatrywała się w ich sylwetki.

Musiała przyznać, że chłopak był niesamowicie przystojny i nawet jego obecność nie drażniła jej już tak bardzo. Nie był zbyt wysoki, jednak dość szeroki w ramionach. Obcisła koszulka bezwstydnie ukazywała idealną rzeźbę ciała. Gapiła się na niego jak na towar do zaliczenia, dość dużą uwagę poświęcając jego pośladkom i gdy nieoczekiwanie się odwrócił, przyłapując ją na tym, poczuła jak robi jej się gorąco. Przekorny uśmiech na jego twarzy i dołeczek w policzku. Spoglądał na nią z miną "a nie mówiłem", a ona czuła wściekłość, ponieważ dała mu się przyłapać. Pokręciła ze zniecierpliwieniem głową i odwróciła się w tył, natrafiając na uważne spojrzenie kobiety.

— Seth to dobry chłopak, pozory mogą mylić — usłyszała i jęknęła w duchu. Tylko tego jej brakowało.

— Trudno spotkać kogoś bardziej irytującego, ale oczywiście każdy może mieć swoje zdanie — oznajmiła.

— Jest bardzo wrażliwy — słysząc to, spojrzała na rozmówczynię jak na wariatkę.

— Na pewno mówimy o tej samej osobie? — zapytała odruchowo, po czym obie spojrzały w stronę mężczyzn.

— Wygląda na to, że tak.

— Ten facet — skinęła głową w stronę Seth'a — nie ma w sobie za grosz wrażliwości. Jest bezczelny i...

— Wiele w sobie ukrywa.

— Skąd w ogóle się znacie? — zaciekawiła się.

— Szukał naszego syna — usłyszała i zmarszczyła czoło.

— Mnie też próbował aresztować — wypowiedziała niezamierzenie.

— Nasz syn zaginął. Nie chodziło o aresztowanie — wyjaśniła Włoszka.

— Rozumiem.

— Studio w którym się zatrzymaliście należy do niego. — Zaczynało robić się ciekawie.

— To on jest autorem obrazów? — dociekała.

— Tak.

— Nie jestem znawcą, ale w mojej opinii państwa syn ma ogromny talent — wyznała szczerze.

— Miał. — Przez chwilę przyswajała słowa kobiety, mając nadzieję, że się przesłyszała. Jednak smutek na jej twarzy był aż nadto wymowny.

— Przykro mi — wydusiła zdławionym głosem. Czuła się głupio, choć tego typu sytuacje nie były jej obce i zdarzało jej się powiadamiać rodziny o śmierci ich bliskich, a to zawsze ją dobijało.

— Nie ma powodu. To stało się kilka lat temu, nauczyliśmy się już z tym żyć. Gdyby nie pomoc Seth'a, byłoby naprawdę źle — wyszeptała.

— Nie rozumiem.

— Szukaliśmy Carmine przez kilka lat. Miał problem z narkotykami i uwikłał się w skomplikowany związek z mężczyzną. Wyjechał z nim do Paryża na kilka dni, a później słuch o nim zaginął. Nie mogliśmy go odnaleźć. Przez ponad dwa lata policja prowadziła dochodzenie, które zamknięto. Staraliśmy się aby je wznowiono, ale byliśmy bezsilni. Wtedy postanowiliśmy działać na własną rękę. Wynajmowaliśmy detektywów. Jednego z drugim. Wydaliśmy masę pieniędzy i niczego się nie dowiedzieliśmy. Któregoś dnia mąż składał kolejne dokumenty w prokuraturze i tam spotkał Seth'a. Zaczęli rozmawiać, w efekcie czego zgodził się nam pomóc. Gdyby nie on, nigdy nie poznalibyśmy prawdy. A zajęło mu to zaledwie kilka tygodni. Jest naprawdę wyjątkowy. Zaangażował się w naszą sprawę i wytrwale dążył do celu, chociaż jak się okazało, było to bardzo skomplikowane. Ale nie poddawał się, taki już jest. Może to przez sprawę jego siostry, a może po prostu...

— Sprawę jego siostry? — przerwała kobiecie, która zorientowała się, że powiedziała więcej, niż powinna.

— Już wracają — dodała, zmieniając temat. Na szczęście dla niej, na horyzoncie pojawili się obaj mężczyźni. Onyx przeniosła wzrok na idących i spojrzała na Seth'a jakoś tak inaczej. Dla tych ludzi nie był wkurwiającym erotomanem. Był człowiekiem wrażliwym, który nie ustał dopóki im nie pomógł w poszukiwaniach syna. Może faktycznie coś w nim było? Sprawa jego siostry... Co takiego mogła mieć na myśli? — zaplątało się w jej głowie. Ewidentnie była to dość nurtująca rzecz, która jednak nie powinna jej obchodzić.

— Nie moja sprawa — wymamrotała pod nosem, sama do siebie, a następnie pożegnała się z gospodarzami i ruszyła w stronę studia, które wspólnie zajmowali.

Chciała w spokoju pomyśleć, więc zanim doszła na miejsce, skręciła w stronę pól z winoroślami. Gdy tylko weszła między zielone pnącza, wciągnęła głęboko powietrze i z rozkoszą przymknęła powieki. Było idealnie. Panującą duchotę zniwelowała roślinność, sprawiając, że nie odczuwała teraz pogodowego dyskomfortu. Fenomenalny posiłek, spora ilość wina i...

— Tu jesteś — usłyszała irytujący głos Seth'a i poczuła jego dłonie na swej talii. Ponieważ w geście tym nie było nic intymnego nie zareagowała impulsywnie, jedynie odepchnęła go od siebie.

— Nie pomyślałam o tym, żeby zabrać ze sobą nagranie na kolację, mogliby pomóc w przetłumaczeniu — wymamrotała z niezadowoleniem.

— Jakie nagranie?

— Nagrałam tę kobietę na dyktafon. Nie dowierzam włoskiej policji, chociaż Oliver nie wygląda na partacza. Mimo wszystko wolę...

— I chciałaś to nagranie zabrać na kolację? Po co?

— Żeby przy okazji przetłumaczyli — wyjaśniła.

— A nie sądzisz, że trochę nietaktowne byłoby proszenie, aby przy rodzinnym posiłku przetłumaczyli ci, co matka opowiada o swej zamordowanej córce? — zapytał, sprawiając, że poczuła się nieswojo.

— Masz rację — przyznała. — Jutro spróbuję...

— Całkiem dobrze znam włoski, więc jeżeli...

— Tak — przerwała mu i ruszyła w stronę domu, nie dając mu szansy na reakcję.

Po chwili siedzieli już przy basenie z butelką wina. Spuściła nogi do chłodnej wody i westchnęła z ulgą. Zamknęła oczy i głośno wciągnęła powietrze. Minęły dokładnie dwa miesiące odkąd w podobnej sytuacji spędziła jedną z najlepszych nocy w swoim życiu. Rzeka, drzewo, nastrojowy szum wartkich fal, które chłodziły jej stopy i bezimienny mężczyzna oraz niesamowite spojrzenie jego oczu, które do tej pory ją prześladowało. Musiała z tym skończyć. Im szybciej, tym lepiej. Ale jak można zapomnieć i wyrzucić z siebie to uczucie? Bo nie chodziło już nawet o to jaki wpływ na nią wywarł, ale jak dobrze czuła się sama ze sobą, taką otwartą i szczerą, gotową na normalną relację z mężczyzną. To było takie pozytywne i dobre uczucie. Dlaczego musiał to zniszczyć? Najbardziej dobijająca w tym wszystkim była myśl, że tak naprawdę nie miała pojęcia co się z nim stało. Być może ją oszukał i wykorzystał, to właśnie najprawdopodobniej się stało. Lecz całkiem możliwe, że był jakiś inny powód. Gdyby chociaż wiedziała jak się nazywał, miałaby większą szansę na zdobycie odpowiedzi. Niestety nie zdążyła nawet poznać jego imienia.

— Nie mogłaś tego trzymać gdzieś na wierzchu? — usłyszała głos Seth'a który przywrócił ją do rzeczywistości.

— Co miałam trzymać na wierzchu? — zapytała zdezorientowana i ujrzała jak wymownie spogląda na dyktafon. — Gdyby widziała, że nagrywam nie czułaby się tak swobodnie, a nie potrzebujemy nagrania do oficjalnego materiału dochodzeniowego. Nagrywałam dla siebie, do analizy — wyjaśniła, nieco poirytowana.

— Doskonale to rozumiem, ale mogłaś trzymać to chociaż w jakiś bardziej przemyślany sposób, wtedy nie nagrałoby się dodatkowe pukanie, które zaburza jej wypowiedzi — oznajmił, a ona zaklęła w myślach.

— Nie wzięłam tego pod uwagę — wymamrotała.

— Czego?

— Chciałam zaznaczyć...

— Nie mów tylko, że to ty stukałaś w dyktafon? — usłyszała i wzruszyła ramionami. Przewrócił oczyma i głośno westchnął. — Przejrzałem wszystkie materiały dowodowe — oznajmił ni z tego ni z owego, nieco ją dezorientując. — Praktycznie wszystko z tego co powiedziała, jest w dokumentacji, ale... — zawiesił głos.

— Ale — ponagliła niecierpliwie.

— Wiesz o tym, że kilka miesięcy przed zaginięciem poznała człowieka z którym połączył ją romans.

— Tak. Z tego powodu rzuciła narzeczonego, ale z dowodów wynika, że obaj mieli alibi — stwierdziła.

— Tak. Niepodważalne. Tylko...

— Mów wreszcie — warknęła.

— Ta kobieta kilka razy powtórzyła coś dziwnego i... to po prostu dziwnie brzmi w kontekście okoliczności oraz sposobie, w jaki ta dziewczyna zginęła — wyjaśnił, spoglądając na nią uważnie.

Spodobało jej się to, ta powaga i zaangażowanie w jego oczach. Jakby nagle miała do czynienia z kimś zupełnie innym. Z kimś, z kim chciałaby mieć do czynienia. Nie było irytującego dupka. Był skupiony na sprawie profesjonalista.

— Wyjaśnij — poprosiła.

— Ona powiedziała kilka razy, że "Marina straciła dla niego głowę" — wyjaśnił.

— Fakt. W przypadku dekapitacji brzmi to trochę szokująco. Może to przypadek, albo...

— "Mario powiedział, że straciła dla niego głowę", "Mario od razu powiedział, że straciła dla niego głowę", "Mario zauważył po jej zachowaniu, że coś jest nie tak, ona dosłownie straciła dla niego głowę" — zacytował, przyciągając jej uwagę.

— Za każdym razem przy straceniu głowy pada imię Mario? — zapytała podekscytowana.

— Tak — potwierdził.

— W takim razie musimy ustalić kim jest Mario i odnaleźć go — stwierdziła.

— Mario to jej brat — wypowiedział, sprawiając, że zamarła. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale uprzedził jej pytanie. — Ma alibi.

— Więc może powinniśmy je jeszcze raz sprawdzić? — zapytała. — Musisz przyznać, że słowa jej matki brzmią dość jednoznacznie. Wcześniej nikt nie zwrócił na to uwagi, ale sprawa do tej pory dotyczyła zaginięcia. Dopiero teraz odnaleźli zwłoki. Wtedy nikt nie miał pojęcia, że odcięto jej głowę, więc jeżeli ta kobieta podczas zeznań powtarzała "straciła głowę" to nikt nie mógł zobaczyć w tym niczego podejrzanego.

— Masz rację. Ale jeżeli mamy do czynienia z tym samym sprawcą, a wygląda na to, że tak, to Mario nie może być zabójcą, ponieważ w ostatnich tygodniach odsiadywał wyrok. Dostał kilka miesięcy za spowodowanie wypadku i wyszedł tydzień temu. Jeżeli nawet zamordował siostrę, mamy do czynienia z dwoma różnymi mordercami, gdyż był w więzieniu, gdy w Nowym Jorku zamordowano te dziewczyny — wyjaśnił.

— Czuję że chodzi o tego samego człowieka.

— Kiedy odnaleziono pierwszą ofiarę?

— Dwa miesiące temu — odparła ponuro. Datę pamiętała dokładnie, gdyż właśnie wtedy wróciła z Anglii. Spotkanie z nieznajomym mężczyzną było jeszcze zbyt świeżą sprawą i nie sądziła, aby mogła o nim tak szybko zapomnieć.

— Więc to nie może być Mario — stwierdził, a ona westchnęła. Ten cholerny Anglik za bardzo ją rozpraszał. Musiała skupić się na sprawie.

— Mam wrażenie, że coś nam ucieka. A to "straciła dla niego głowę" jest może z pozoru przypadkowe, ale niekoniecznie. Czuję, że to coś znaczy, chociaż na tym etapie... — zamyśliła się i głośno westchnęła, po czym sięgnęła po wino i napiła się z butelki.

— Na tym etapie jesteś zmęczona i...

— Masz rację — przyznała, a następnie zerknęła na niego uważnie. — Muszę się zrelaksować. Rozbieraj się — stwierdziła, jednocześnie zdejmując koszulkę, pod którą miała jedynie stanik z przezroczystego materiału, który więcej odkrywał niż zakrywał.

— Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem — wydusił, nie mogąc oderwać wzroku od kształtnych piersi.

— Przestań pieprzyć, Ward — warknęła. — Zrozumiałeś mnie doskonale — to mówiąc przysunęła się do niego i bez pardonu pocałowała, sprawiając, że dosłownie wstrzymał oddech.

Spodziewał się wszystkiego, tylko nie tego. Czuł jej dłonie na swojej klatce piersiowej i ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu zachowywał się jak ktoś zupełnie mu obcy. Wręcz wzbraniał się przed tym, aby choćby jej dotknąć. Trzymał dłonie nad nią, lecz nie umiał powstrzymać swych reakcji, oddając pocałunki jak szaleniec. Wszystko się w nim kłóciło i najgorsze było to, że sam siebie nie rozumiał. Napalił się na nią już w chwili, w której ją zobaczył. Od tamtego dnia myślał jedynie o tym, aby ją przelecieć. Teraz, przez ostatnie dwa dni ledwie powstrzymywał się, aby jej choćby nie dotknąć. Miał ją pod ręką. Była doskonała zarówno wizualnie, jak i w tym co robiła. Błyskotliwa, dociekliwa, skupiona i ambitna. Chociaż momentami odnosił wrażenie, jakby była zagubiona, jakby coś ją rozpraszało. Obserwował ją i starał się nie myśleć o swych pragnieniach. Przede wszystkim mieli do rozwiązania sprawę. W którymś momencie poczuł się częścią tego śledztwa i zawładnęła nim chęć wykrycia sprawcy. Może to za jej sprawą. A może po prostu wrodzony zmysł detektywa, którym poniekąd był. Nie miał pojęcia. Jednak próbował trzymać ręce z daleka od jej zgrabnego tyłka i musiał przyznać, że nawet mu się to udawało, jednak w momencie, gdy grzebała mu w rozporku, było to cholernie trudne.

— Poczekaj — wydusił, lekko ją odsuwając. Nie miał pojęcia, co jej mówić, bo w tej chwili niczego nie chciał bardziej, niż kochać się z nią na wszelkie znane mu sposoby, a trochę ich było. — Powiedziałaś, że to będzie tylko jeden raz...

— I? — wymamrotała nieprzytomnie.

— Ten jeden raz ma być tu i teraz? — zapytał.

— Co za różnica gdzie i kiedy? — zapytała, obojętnie wzruszając ramionami, a on jęknął w duchu. — Czy musisz swoim zachowaniem tak bardzo przypominać mnie? — wyszeptał, sprawiając, że na jej twarzy pojawiło się zdezorientowanie.

Nie chciał jej niczego tłumaczyć. Po prostu miał nadzieję, że... cholera. Właściwie na co miał nadzieję? Dlaczego od razu nie spróbował jej przelecieć? W którymś momencie śledztwo przesłoniło wszystko inne, owszem, ale przecież nic nie stało na przeszkodzie żeby się z nią zabawić, tu i teraz. Ale czy to niczego nie zaburzy? Gdyby chociaż posunęli się dalej z dochodzeniem. Gdyby mieli za sobą rozmowę z Guido i gdyby wrócili już do Nowego Jorku i gdyby...

— Jeżeli nie chcesz...

— Chcę — wydusił, przyciągając ją do siebie. — Ale musisz wiedzieć, że...

— To twój pierwszy raz? — warknęła z irytacją. — Ward, przestań wreszcie...

— To ważne — oświadczył, a ona głośno westchnęła. Nienawidziła takich sytuacji. Nienawidziła tej chwili, w której miała świadomość, że idzie do łóżka z facetem, z którym będzie musiała mieć jeszcze przez jakiś czas do czynienia i konsekwencje szybkiego numerku mogą przynieść problemy w dalszej relacji. W tej chwili nienawidziła samej siebie i tego, jak się postrzegała. Dokładnie odwrotnie niż podczas nocy świętojańskiej. Zaklęła pod nosem. Znowu — pomyślała.

— Mów — zażądała.

— Chcę żeby sprawa była jasna i żeby nie było między nami nieporozumień — Przyglądała mu się uważnie. — Nie szukam związku. To będzie jedynie seks. Spuścimy powietrze i...

— Czy to wszystko? — zapytała, a on odetchnął z ulgą, nie ujrzawszy w jej oczach niczego, co by go zaniepokoiło.

— Jeden raz — wymamrotał i poczuł, jak przywiera do niego ustami. — Może dwa...

— Jeden wystarczy — usłyszał, zanim wepchnęła go do basenu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro