*~Rozdział pierwszy~*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Padał deszcz. Ciemna postać szła przyspieszonym krokiem po ulicach małego miasteczka. Miała na sobie długi czarny płaszcz z kapturem, zasłaniającym jej twarz. Mimo to nikt nie zwracał na nią uwagi, ponieważ mieszkańcy przywykli już do różnych dziwnych rzeczy dziejących się w ich mieście. Nie przejmowali się więc jakąś przypadkową osobą w podejrzanym ubiorze.

Nagle postać gwałtownie skręciła w boczną uliczkę, widząc kogoś podążającego za nią.
Kiedy druga osoba weszła w to samo miejsce, tamta rzuciła się na nią. Po chwili oba ciała leżały na ziemi, jedno na drugim. Miotały się bezgłośnie przez kilka sekund. Ale nadal jedno z nich miało przewagę. Widać było że jest bardziej doświadczone w walce.

Po następnej udaremnionej próbie zrzucenia z siebie przeciwnika, druga osoba lekko sapnęła,z powodu wysiłku związanego z walką. Po chwili obie postacie zastygły w bezruchu. Ale przegrywająca dała za wygraną, i powiedziała z rozgoryczeniem oraz niechęcią.

-Wygrałaś. Ale czy możesz mnie już łaskawie puścić?!-

-Mam coś obiecane.- Powiedziała groźnie wygrana.

-No dobra, uspokój się już. Zaprowadzę cię do bazy, tylko mnie już puść.- Obiecała tamta.

Druga w odpowiedzi na tę obietnicę, puściła ją i wstała, starając otrzepać swój płaszcz z błota.

-No dalej, wstawaj! Nie mam całego dnia- Powiedziała do leżącej.

-Już wstaję- Odpowiedziała tamta, wstając.

Po chwili obie już stały, mierząc się wzrokiem z mieszanką złości i wzgardy. Nienawidziły się tak samo, za to żadna nie wiedziała o tym że łączy je o wiele więcej.

Deszcz nadal padał. Lecz zakapturzone postacie zdawały się tym nie przejmować. Od jakiegoś czasu wpatrywały się w siebie nawzajem, w ciszy. W końcu jedna odwróciła wzrok, mówiąc:

-Jeśli chcesz żebym cię tam zaprowadziła, to musimy już iść.- powiedziała - Ale czy jesteś pewna? Jeśli to zrobisz, nie będzie już możliwości odwrotu - Ostrzegła.

- Jestem pewna. Poza tym dla mnie zawsze jest możliwość.- Zaoponowała tamta.

- To idziemy- odpowiedziała, ruszając.

Poruszały się tylko bocznymi uliczkami.Przez całą drogę milczały. Po chwili zatrzymały się przed starymi drzwiami jakiegoś opuszczonego klubu. Prowadząca zapukała w drzwi: cztery krótkie- -krótko- -krótko-długo-krótko*. Po tej sekwencji drzwi się otworzyły. A za nimi stał wielki,umięśniony facet.

- Ooo, Dziunia wróciła- powiedział gdy spojrzał na pierwszą osobę. Po chwili spojrzał na drugą -A ty to kto?- Spytał.
A ona w odpowiedzi na to powoli zsunęła kaptur z głowy, odsłaniając twarz. I rzekła.

-Jestem Elvira Diana Hunter, Księżniczka Elfandoru**

——————————-———-—————————————————————————
To moje pierwsze dotychczasowe opowiadanie
Jest bardzo niedopracowane, postaram się to naprawić w przyszłych opowiadaniach
Tak w ogóle będzie trzeba jeszcze popracować nad okładką, nie wiem czy zauważyliście ale to zielone coś miało być wężem:/ Niestety moje wątpliwe zdolności rysownia na to nie pozwoliły. Więc jeśli ktoś ma jakieś pomysły na okładkę to chętnie przyjmę;)

Jeśli zauważycie jakieś błędy (zapewne będzie to dziać często ) proszę napiszcie to w kom.

*To w alfabecie morse'a znaczy HEJ
**Wymyślona przeze mnie nazwa ich kraju

Dziękuję za przeczytanie moich bazgrołów, i do zobaczenia...
...Kiedyś^-^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro