Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bitwa trwała, lecz nadal nie zyskali przewagi. Próbowali, jak zawsze, lecz w głębi serc pewnie nie chcieli tego robić. Płacić tej ceny za zwycięstwo w zniszczonym świecie, w którym nic nie należało do nich.

Hisagi już od kilku chwil nie uczestniczył w bitwie. Nie miał na to siły, do tego po głowie wciąż kołatały mu się słowa Corrie z wczorajszego wieczoru. "Nie chcę umierać, nie w ten sposób. Nie chcę cię zostawić, ale też zmuszać, byś spełnił obietnicę. Boję się, chcę tu być, z tobą i resztą, ale to cena, którą muszę zapłacić za to rozpostarcie. Jestem gotowa ją zapłacić. Dla was wszystkich. Dla ciebie, choć znów cię zranię." Choć raz nie ukrywała, jak przerażona była, a on, chociaż bardzo chciał, nie znał słów, które mogłyby ją uspokoić albo przekonać, żeby tego nie robiła. Wciąż łudził się, że jest jakaś szansa, minimalna chociaż, żeby pozbyć się Aizena bez rozpostarcia Zmierzchu. Nienawidził tego miecza, lecz nie mógł zrobić nic. Jak zwykle był bezsilny, kiedy w grę wchodzili najbliżsi mu ludzie.

Teraz też tylko obserwował, jak jego towarzysze walczą z tym sukinsynem. Królewskie miecze nie pozwalały ich omamić absolutną hipnozą, ale i tak nie zdobyli przewagi nawet przez moment czy odrobinę go zmęczyć. Ten potwór miał nieskończoną ilość energii.

Widział, jak Corrie daje znak pozostałym, żeby się odsunęli. Aizen oczywiście nie zamierzał unosić gardy, spoglądał na nich z tym samym pewnym uśmiechem na twarzy, jak zawsze, sądząc, że cokolwiek przygotowali, nie ma szans się powieść.

– Rozpostarcie. Królewskie Nadanie. Pałac Zmierzchu.

Zwykłe, ludzkie ubrania zastąpiło srebrne kimono należące do niedawna do Yukikaze, która poświęciła się, aby Corrie mogła ujarzmić Zmierzch. Zbyt wiele tracili w tej bitwie, zbyt wiele. W jej długich, brązowych włosach pojawiły się lodowe kwiaty, a czarny miecz w dłoni zaczął lśnić delikatną, nieuchwytną wręcz poświatą.

– Sądzisz, że coś to zmieni? – zapytał Aizen.

– Miłość spala – odezwała się spokojnie Corrie. – Uczono mnie tego, odkąd tylko pamiętam. Córkom Shiroyamów nie wolno kochać. Bzdura, jesteśmy ukochanymi córkami Króla Dusz. To my miałyśmy wybrać jego następcę. Po to mój ród otrzymał najsilniejszego ducha, ducha miłości i przebaczenia. Tego, który spełni twe życzenie, Aizen. Zaś ty w zamian ofiarujesz siebie swym poddanym.

– Jak chcesz mnie do tego zmusić?

Uśmiechnęła się i postawiła pierwszy krok w jego stronę. Dookoła pojawiły się pozostałe duchy Królewskich Mieczy, może gdyby mieli wszystkie, Corrie nie musiałaby się poświęcać. Nie spojrzała w jego stronę. Nie chciała się zawahać, więc zostawiła go za sobą. Chciał ją powstrzymać, lecz wtedy przestrzeń wokół niej i Aizena została odcięta.

– Co się dzieje? – zapytał Kensei. – To chyba nie tak miało być.

– Wybiera Króla – odparła Raiu. – Poświęca własną duszę, by uczynić Aizena królem według reguł, które nam nadano. To cena, którą musimy zapłacić za pokój.

Shuuhei zacisnął pięści. To nie tak powinno być. Chciał krzyczeć, chciał się buntować, chciał przerwać to wszystko, chciał odzyskać Corrie. Nie słuchał, kiedy próbowali go powstrzymać, lecz gdy próbować dotknąć tej jasnej sfery, coś zwaliło go z nóg. Zamrugał nerwowo.

Dźwięki dookoła się zmieniły. Czuł się zdezorientowany. Nie do końca wiedział, co się wydarzyło.

– Hisagi-san, wszystko w porządku?

Podniósł spojrzenie na zaniepokojonego Kirę, który chyba jako jedyny przy stole zauważył jego zmieszanie. Shuuhei rozejrzał się jeszcze raz, nim dotarło do niego, gdzie jest i co robi. Ten nagły przebłysk, jakby czyjaś energia rozpływająca się w powietrzu...

– Tak. Po prostu mam wrażenie, że zapomniałem o czymś bardzo ważnym – odparł, dolewając przyjacielowi sake. – Pewnie to jakieś dokumenty, o które kapitan rano zrobi awanturę. Nie przejmuj się.

Chwilę później sam zapomniał o tym dziwnym przebłysku, który miał i cieszył się wieczorem z przyjaciółmi, nieco tylko wzdychając do swej niespełnionej miłości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro