Rozdział 9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nadal nie jestem zbyt zadowolona z tego rozdziału, ale wątpię, czy wyciągnę z niego coś więcej, więc bawcie się w oczekiwaniu na następny.


Renji zacisnął zęby ze złości. Już od samego rana ta cała Corrien sprawiała problemy, znikając sobie z rezydencji Kuchiki nie wiadomo gdzie i kiedy. Jak miał mieć na nią oko, skoro nie wiedział, gdzie jest? Od początku robiła mu pod górkę, cholerna arystokratka. Czy one wszystkie takie są?

Wiedział, że kapitan nie ufa tej dziewczynie. Nie do końca, co prawda, rozumiał, o co tak naprawdę chodziło, pomimo zajmowanego stanowiska nie wyznawał się na tych wszystkich arystokratycznych niuansach, ale to coś miało wspólnego z Oddziałami, więc tym bardziej chciał działać. Co jeśli przyniesie im zgubę? Kapitan powierzył mu jej obserwację, a ona pomimo tej wiedzy robiła wszystko, by mu to utrudnić. Jak niby mieli jej zaufać, skoro robiła, co chciała, nie zważając na nikogo? Renji nie wybaczyłby sobie, gdyby w czasie, kiedy jej szukał, Corrien kogoś skrzywdziła.

Próbował ją wyczuć, ale jak na złość, od samego początku nie czuć było jej energii. Tak jakby była pozbawiona reiatsu, choć to dziwne, skoro miała należeć do rodów arystokratycznych i stawała przeciwko nim z dumnie uniesioną głową. Mogliby ją zgnieść jak robaka. Wniosek był jeden – ukrywała swoją obecność, ujawniając się tylko wtedy, gdy było to dla niej wygodne.

Przerwał przeklinanie dziewczyny w myślach, gdy jego uwagę zwrócił służący, który zatrzymał się tuż przy nim i ukłonił.

– Szukam Corrien Shiroyamy-samy, poruczniku Abarai. Powiedziano mi, że przebywa w pańskim towarzystwie.

Renji prześlizgnął się spojrzeniem jeszcze raz po mężczyźnie. Służył któremuś z arystokratycznych rodów, to na pewno.

– Kto i czego od niej chce? – zapytał.

– Kaede Hashimoto-sama pragnie się z nią widzieć.

Renji struchlał, bo też nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Niby to tylko sługa, pewnie nawet stojący niżej niż on sam, ale już z Hashimoto nie chciał mieć do czynienia. Zwłaszcza że nadal nie miał pojęcia, gdzie przebywa Corrien.

– Przekażę jej zaproszenie – odpowiedział w końcu.

– Zaproszenie dokąd, poruczniku? – Usłyszał.

Za nim stała Corrie z absolutnie niewinną miną, jakby właśnie na nią czekał, a ona nie zniknęła gdzieś na pół dnia.

– Kaede Hashimoto-sama chce się z panienką spotkać – odezwał się sługa. – Mam panienkę przyprowadzić do rezydencji.

Corrie nie pokazała po sobie, co o tym myśli. Już samo to, że Kaede wzywa ją do siebie teraz, brzmiało dość obraźliwie, skoro zajmowały w hierarchii podobne miejsce, a nawet Corrie jako Strażniczka Króla Dusz obecnie była wyżej. Jednak nie zdziwiło jej to, Shiroyamów i Hashimoto zawsze łączyły dość szorstkie stosunki na przestrzeni historii Seireitei, a teraz Corrie ingerowała w porządek, którego strzegła Kaede.

– Podziękuj swej pani za zaproszenie – odezwała się łagodnie. – Pozwolisz jednak, że najpierw nieco się przygotuję. Nie chciałabym odwiedzać Kaede-dono w tak niechlujnym stroju.

Renji przyjrzał jej się i w żaden sposób nie potrafił orzec, co jest nie tak w tej prostej yukacie, którą miała na sobie. Mimo to sługa ukłonił się pokornie.

– Potowarzyszę panience, jeśli panienką pozwoli.

– Dziękuję, jednak myślę, że porucznik Abarai nie będzie się czuł komfortowo w tej sytuacji. Przybędę jednak na spotkanie z Kaede-dono najszybciej, jak to tylko możliwe.

– Oczywiście, Shiroyama-sama. Przekażę mojej pani panienki słowa.

Skłonił się jeszcze raz, po czym zniknął. Natomiast Renji zbliżył się do Corrie z gniewnym wyrazem twarzy.

– Gdzie włóczyłaś się cały ranek? – warknął. – Przypominam, że mam ci towarzyszyć na terenie Seireitei.

– Wybacz, poruczniku. Sądziłam, że Kuchiki-dono przekazał ci cel mojej wizyty. Rozumiem też, że w takim razie zamierzasz odprowadzić mnie również na dwór Hashimoto. Nie będzie to konieczne.

– Słuchaj no. – Przestał troszczyć się już o zachowanie pozorów. Nigdy nie był dobry, jeśli chodziło o szacunek wobec wyżej urodzonych, kiedy nie odczuwał różnicy mocy. – Jesteś tu obca, a ja nie zamierzam pozwolić ci się panoszyć. Cokolwiek kombinujesz, oberwiesz, jeśli próbujesz nam zagrozić. Nie mamy czasu na twoje gierki. Nadchodzi wojna.

Corrie przestała się uśmiechać. Rozumiała obawy Renjiego, ale już ją trochę męczył tym zachowaniem.

– Nie wiem, co sobie ubzdurałeś, poruczniku, ale robię wszystko, by tej wojny nie było. Żeby ocalić wasze tyłki przed śmiercią i zniszczeniem. Możesz mi nie wierzyć, ale przestań zarzucać mnie pretensjami, że musisz za mną łazić. Mnie to też nie pomaga. Idę się teraz przebrać, potem na dwór Hashimoto, a po spotkaniu z ich głową rodu wrócę do baraków Szóstego Oddziału. Nie mam więcej planów na dzisiaj.

Nie oczekiwała, że jej uwierzy. Zdążyła już zapomnieć, jak irytujący potrafił być Abarai, a teraz dodatkowo byli sobie obcy. Podejrzewała jednak, że gdyby poprzednim razem usłyszał o jej korzeniach, gdyby przeżył Upadek, wściekłby się na nią za zdradę jeszcze bardziej niż Hisagi, gdy usłyszał prawdę. Rozumiała to wszystko, a jednak nie potrafiła nie zareagować, bo cała ta sytuacja wymagała od niej zbyt wiele. Czyżby Król przewidział ten scenariusz i dobrze się bawił jej cierpieniem?

Mimo spięcia Renji szedł za nią aż do rezydencji Kuchiki, a potem towarzyszył jej do bram dworu Hashimoto. Corrien była oczekiwanym gościem, Abaraiowi jednak nakazało odejść. Shiroyama się temu nie dziwiła, Kaede raczej wiedziała, że ten usłyszaną rozmowę przekaże Byakuyi, a to mogło być jej nie w smak.

Służąca zaprowadziła Corrie do ogrodu. W altanie na poduszkach siedziała Kaede Hashimoto w granatowym kimonie z monem rodu na piersi, upiętych włosach z siateczką wpiętą pod kokiem i z granatową półmaską na twarzy. Wyglądała pięknie, uśmiechnęła się też delikatnie, widząc oczekiwanego gościa.

– Obawiałam się, że przygotowania zajmą ci dłużej, Corrien – odezwała się pierwsza.

Shiroyama uśmiechnęła się uprzejmie, dostrzegając przygotowaną chwilę wcześniej herbatę na niskim stoliczku i rozłożone poduszki po jego drugiej stronie. Nie musiała się długo głowić, by dostrzec, jak bardzo została zlekceważona jako członkini arystokracji. Ot prztyczek od Hashimoto, by pamiętała, z kim rozmawia. Właśnie dlatego usiadła bez zaproszenia, poprawiając użyczoną przez Kuchiki yukatę.

– Ta rozmowa i tak nas czekała, więc nie widzę powodu, by opóźniać nieuniknione – odparła spokojnie. – Niemniej dziękuję za zaproszenie.

– Cała przyjemność po mojej stronie.

– Czemu zawdzięczam to zaproszenie, Hashimoto-dono? – zapytała uprzejmie Corrie, chcąc przejść do meritum.

Wiedziała, że to odrobinę niegrzeczne, ale pozwoliła sobie odbić piłeczkę drobnych złośliwości w stronę Kaede, której cele nadal były dla niej niejasne. Nie chciała, żeby siedziały i rozmawiały o pogodzie tylko po to, by zachować kurtuazję spotkania. Nie było na to czasu.

– Jestem ciekawa twych dalszych kroków, Corrien. Oznajmiłaś, że wojny nie będzie, zażądałaś spotkania ze wszystkimi namiestnikami, lecz sama też krążysz wśród tych, którzy potencjalnie mogliby być posiadaczami Królewskich Mieczy.

– Zdaję sobie sprawę, że obecne Wielkie Rody mogą sobie nie życzyć mojej ingerencji, sądząc, że Gotei 13 rozniesie Wygnane Rody na strzępy. Nie o to jednak chodzi, a jedynie Miecze mogą rozwiązać ten problem bez zbędnego rozlewu krwi, którego Król sobie nie życzy.

– Kwestia życzeń Króla jest dość dyskusyjna – odparła Kaede. – Może Byakuya i jego najbliższe otoczenie nie kwestionują twych słów, lecz to nadal jedynie słowa dziewczęcia.

– Czemuż bym miała kłamać?

– Z wielu powodów.

Corrie uśmiechnęła się rozbawiona. Wiedziała, że to kolejna gra, w którą Kaede próbowała ją zwabić. Może nawet było to silniejsze od niej samej, w końcu Shiroyamowie i Hashimoto zawsze byli w dość chłodnych stosunkach.

– Jeśli udowodnię ci prawdziwość swych słów o Królu, staniesz po mej stronie, Hashimoto-dono? – zapytała. – Obie wiemy, że nie chodzi głównie o niego, lecz o same miecze. Dawniej każdy z rodów pilnie strzegł ich tajemnicy, lecz teraz pojawił się ktoś, kto potrafi wskazać, kto którym włada obecnie. To może przerażać, zwłaszcza kiedy jest to ktoś, kogo porzuciliście, kogo zdradziliście. Nie chowam urazy sprzed setek lat, choć przyznaję, że swego czasu konsekwencje tego sprawiły mi nie lada problem.

– Za to decyzje podejmujesz samodzielnie, nie pytając nas o zgodę – zauważyła Kaede.

– Faktem jest, że nie mamy za wiele czasu. Możemy go zmarnować na niepotrzebne przepychanki albo przygotować się do obrony Soul Society. Pytanie, komu na czym najbardziej zależy? Jutro zbiorę ich wszystkich – oznajmiła. – Na wzgląd na to, co twoi przodkowie zrobili z Boskim Głosem, możesz zdecydować, która z was stawi się na wezwanie, choć podejrzewam, że już zdecydowałaś.

Hashimoto nie odpowiedziała, przyglądając się Corrien. To nie była mała, wystraszona dziewczynka, lecz wojowniczka. Przypominała Shiroyamów ze starych opowieści, nim ci upadli, wycofali się, po czym stanęli na skraju zniszczenia. Nie wahała się, by rządzić i rozkazywać, choć nie było jej w niej ani grama potęgi. Czym naprawdę było to dziewczę?

– Czy chcesz, abym rozwiała jeszcze jakieś twoje wątpliwości, Hashimoto-dono? – zapytała Corrie po kilku chwilach ciszy. – W innym przypadku pójdę już. Obie mamy pewne obowiązki do wykonania, czyż nie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro