ROZDZIAŁ 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamek na Wawelu, Kraków, Królestwo Polskie A. D. 1385

W wawelskiej auli panował harmider, którego nie uspokoiło nawet wtargnięcie do środka litewskiego pochodu. Jadwiga patrzyła na to wszystko zaciekawiona, nawet jeśli pojęcia nie miała, dlaczego wielki książę wysłał swoich posłów, by przed jej oblicze zjechali. Spojrzeniem bystrych tęczówek omiotła całą delegację, podobnie jak towarzyszących jej Polaków, zachowując przy tym obojętną minę. Oparła się wygodnie o drewniane obicie tronu i jedynie nerwowo stukała palcami o podłokietnik, czego nie udało jej się opanować. I choć dygotała cała, wolała udawać przed sobą i dwórkami, że to tylko wina styczniowego chłodu, że jeno potrzebne jej grubsze i cieplejsze futro. Że wcale nie boi się tego, co Bóg niósł do niej pod postacią litewskich posłów.

Podczas przygotowań na przyjęcie niezapowiedzianych gości starała się wypytać o to niewiasty z jej fraucymeru — z ich zdaniem żaden mąż na Wawelu się nie liczył, więc na nic się to jej zdało, a kolejne pytania zostały bez odpowiedzi. Równie puste słowa posyłał jej marszałek czy wojewodowie, których po cichu do komnaty spraszała, by uniknąć plotek i niedomówień, że polska królowa nieprzygotowana była na przyjazd choćby najwierniejszych sług Litwinów. Nikt nie potrafił zaspokoić jej ciekawości, uspokoić rozkołatanego serca, które biło mocniej za każdym razem, gdy ktoś wspominał o kolejnych kufrach, które służba sprowadza z wozów, książętach przysłanych przez Jogaiłę czy krótkich przytykach Erzsébet skierowanych w stronę zmieszanej przybyciem posłów z Litwy Almy.

Jednak teraz siedziała już na swoim tronie, otoczona tabunem dam dworu i urzędników, a przed sobą miała samego księcia Skirgiełłę.

Nie był to mężczyzna brzydki, tego nie mogła o nim powiedzieć — i mimo grubych futer, którymi był obleczony, nie wyglądał tak strasznie, jak ci Litwini, którzy bohaterami byli krążących po świecie opowieści. Ochrzczony w prawosławnej wierze Olgierdowicz sprawiał wrażenie pewnego, lecz spokojnego człowieka, co niepotrzebnego zamieszania nie uczyni, nikogo nie obrazi. Patrzył na nią z szacunkiem, głębokie ukłony składał i mówił gładko i przyjemnie, dzięki czemu Andegawenka zapomnieć mogła, że wcale o jego przybyciu nie wiedziała i celu podróży nie poznała.

— Pani, przyjmij te dary na znak przyjaźni mego brata, wielkiego księcia nad Wilią, Jogaiły Olgierdowicza, jak i dowód szacunku od braci moich i sióstr, dzieci litewskich ziem, którzy dobrymi się chcą stać dla ciebie sąsiadami. — Jadwiga patrzyła na niego z uwagą i z szacunkiem krótkiej mowy wysłuchała, choć wzrok większości zebranych spoczywał już na złotych skarbach i materiałach, które Litwini na zamek w zdobnych kufrach wnieśli. Ona na ten zbytek nie zważała, prawdomówności jego słów szukała, aż w końcu znalazła, sadowiąc się lepiej na królewskim tronie i jeszcze raz wzrokiem przejeżdżając po książęcej twarzy.

— Cieszy nas, książę, że brat wasz dawne zwyczaje chce przywrócić — rzuciła spokojnie, a jej głos, jeszcze słaby i niepewny, potoczył się powoli po całej sali. Mocy nabierał on z czasem, gdy dalej się posuwała i z większą odwagą jako król przemawiała. — Zbyteczne jest jednak, by tyle złota i klejnotów przekazywać w posiadanie jednej osobie, która tylko Bogu służy. Nie zależy nam na bogactwie, które do Bożego Królestwa nas krótszą drogą nie zaprowadzi, wierzymy jednak w najszczersze intencje wielkiego księcia, dary te przyjmiemy i wykorzystamy mądrze, co by w przyszłości pomóc mogły naszym państwom rozwijać się w dobrobycie i przyjaźni.

Olgierdowicz skinął głową i twarz jego rozjaśnił lekki uśmiech, co Jadwiga z szacunkiem odwzajemniła. Po chwili wieka kufrów zostały znów zamknięte i pod pieczą ochmistrzyni Krystyny przetransportowane zostały do królewskich komnat. Z dumą patrzyli na to i panowie, kolejnym wymianom zdań między Jadwigą i Skirgiełłą się przysłuchując i komentując najważniejsze sprawy. Czasem wspominali jedynie, że to idealny moment na zmiany, że wraz z wiosną nastanie lepszy czas, który doprowadzi do jedności Polski i Litwy, a Spytek z Janem z Tęczyna odwoływać się do spraw z nowym narzeczonym królowej zaczęli. Nie spostrzegli jednak, że mimo hałasu stojącej najbliżej nich Marii udało się dosłyszeć, o czym mówią i na ich nieszczęście nie miała zamiaru o tym zapomnieć. Powoli, by nie zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi, przedostała się bliżej tronu i stojących wokół Jadwigi Węgierek.

— To wszystko bujdy, Margit — szepnęła Tęczyńska do starszej Lackfi, podczas gdy Olgierdowicz dalej rozprawiał z zaciekawioną Andegawenką.

— O czym ty mówisz? — zapytała po cichu Margaréta, spuszczając głowę i spoglądając w roziskrzone z podekscytowania oczy Polki.

— Nie przyjechali tutaj w odwiedziny, panowie sprzedali ją za obietnicę pięknej Polski — mówiła dalej, na co Węgierka kręciła tylko głową.

— Niedorzeczność...

— Prawdę mówię. Przecie sama słyszałam, jak mówili, że królowa nasza nowego musi mieć narzeczonego. Nie Wilhelm, tylko Jogaiła.

Nie tylko Margit uwierzyć nie mogła w to, do czego próbowała przekonać ją Maria. Jadwiga słyszała każde słowo — wiedziała, że pogrywają z nią Małopolanie, którzy przysięgali jej wierność i uznanie, bawili się z nią także Litwini, gdy przyjaciółką ją nazywali, a w zaciszu urzędniczych rezydencji rozdawali sobie po kolei każdy skrawek jej życia. Nie wiedziała, czy powinna wierzyć w to, co jakimś cudem zasłyszała Maria, nie miała żadnego prawa, by nie dawać w wiary w jej przekonania. Zmieszana Andegawenka spojrzała jeszcze raz w stronę księcia i gdy jej spojrzenie spotkało się z uśmiechem Litwina, nie mogła zrozumieć, że ten sam człowiek próbował ją zwieść, układając jej przyszłość za własnymi plecami, na przekór układom, które jej ojciec dawniej spisał.

— Czego jeszcze pragnie wielki kniaź, książę? — zapytała niespodziewanie, w duszy walcząc z zasłyszanymi przed chwilą nowinami. Wszystkie spojrzenia skierowano teraz na nią, zrobili to również ci, którzy zatajali przed królową najwięcej prawdy. — Na czym najbardziej mu zależy?

— Pokoju, najjaśniejsza pani. — Skirgiełło nie dał wyprowadzić się z równowagi. Mówił dalej spokojnie, choć Jadwiga drżała już nie tylko ze strachu, ale i zdenerwowania.
— A także pięknej przyszłości, zwycięskich bitew, które połączą polskie litewskie wojska. Nieprzejednanej siły i przyjaźni, której nie pokona nic, co złączył Najwyższy Stwórca.

Starała się uspokoić, nie pokazać, że zbyt długo rozmyślała nad jego słowami, że przestraszyła się, co jego przybycie może za sobą ciągnąć. Spojrzała na nie go ze spokojem, w szafirowych oczach pojawiło się zakłopotanie, twarz zbladła, a palce ścisnęły mocniej podłokietnik tronu — książę nie ruszył się jednak z miejsca, nie podbiegł, nie porwał, nie dotknąć choćby koniuszkiem palca. Zamiast tego stał dalej naprzeciw niej, zachowując odpowiedni dystans i czekał, pewno na jej następny ruch. Ale jeśli spodziewał się, że Andegawenka podejmie grę dalej, to w tej jednej sprawie się przeliczył. Jadwiga już zbyt wiele strachu w sobie miała, denerwowała się coraz bardziej, dlatego postanowiła zakończyć całą maskaradę.

— Tuszę, że znajdziesz tutaj wszystko, czego potrzebujesz, książę. Pomodlimy się o to — mruknęła, wstając szybko z tronu, na co wszyscy się jej pokłonili. — Możecie odejść i spocząć, droga przez te śniegi musiała być trudna, należy wam się wypoczynek. Koniec audiencji.

I choć zima jeszcze trwała, przez następne miesiące miała trwać również w jej sercu.

Wiedeń, Księstwo Austriackie

Austriackiego księstwa, a tym bardziej jego stolicy, nie przykryła nawet jedna warstwa śniegu, handel kwitł, a kupcy i studenci problemów żadnych nie mieli, by przedostać się traktami z zachodu do Polski czy na Węgry. Jednak żaden orszak nie opuścił jeszcze zamku w Wiedniu i na ten czas nie zanosiło się wcale, by coś mogło się zmienić. Dworem od kilku tygodni zarządzała pewna swego księżna Viridis, podczas gdy jej mąż coraz więcej czasu spędzał na komunikowaniu się z coraz bardziej zapędzającymi się szwajcarskimi kantonami.

Z chwilowej niemocy ojca i nieobecności matki, zajmującej się sprawami całego zamku, korzystali ochoczo austriaccy książęta, którymi w czasie tym zajmowała się tylko garstka najbliższej służby. Drugi syn pary książęcej najwięcej czasu spędzał we własnej komnacie, młodszy zaś, Ernest, postanowił sobie nie opuszczać najstarszego z braci ani na krok. Tak więc i tego dnia, zaraz po porannej modlitwie, książęta przebywali w pokojach Wilhelma, rozgrywając kolejne partie szachów.

— Źle to robisz, Wilhelmie — mruknął siedmiolatek, przypatrując się kolejnym ruchom brata. W końcu gdy ten zbił ostatniego piona i zakończył rozgrywkę, Ernest zmrużył oczy i spojrzał na niego wyzywająco. — Miałeś mi choć raz pozwolić wygrać... Wilhelm! Elke, powiedz coś Wilhelmowi!

Wywołana przez malca Elke, jego ulubiona opiekunka, uśmiechnęła się tylko z politowaniem do młodego Habsburga, podchodząc do zajętego przepisywaniem dokumentów Mikołaja. W końcu, gdy odłożyła na stół trzymaną w dłoniach koszulę chłopca, spojrzała i na złotowłosego księcia.

— Książę, bądź taki miły i pozwól bratu poczuć się jak zwycięzca, choć jeden raz — powiedziała z uśmiechem starsza kobieta, spoglądając jeszcze raz na Wilhelma.

— Kochana Elke, dla ciebie zrobiłbym wszystko, ale mój mały brat musi nauczyć się przegrywać...

— Ale ja umiem przegrywać — zawył obrażony Ernest, na co Wilhelm tylko zaśmiał się głośno.

— Nie byłbym tego taki pewien, bracie...

— Matka mówiła, że nie możemy przegrywać, bo to nas czyni słabszymi — tłumaczył się dalej chłopiec, podczas gdy starszy młodzieniec układał znów piony na szachownicy. — Nie możemy okazać słabości, podobnie jak przegrać w takie głupie szachy...

— Nie zawsze matka ma rację, bracie. Oto twoja pierwsza lekcja — odpowiedział mu Habsburg. — Choć chce dla nas jak najlepiej, sami musimy przeżyć swoje życie i podejmować decyzje, które nas ukształtują.

— A Leopold powtarza, że nie powinieneś tak ciągle o tym mówić, bo sam zawsze robisz to, co ci każe i nie umiesz się jej sprzeciwić — przypomniał mu zadowolony Ernest, na co Wilhelm pokręcił tylko nieporadnie głową. Elke zaśmiała się głośno i w końcu nawet na twarzy Mikołaja, dotąd okropnie zajętego, pojawił się szeroki uśmiech.

— To przecież prawda! — dorzucił rezolutnie Ernest. — Pani matka zawsze decyduje za Wilhelma. Już nawet w kuchni mówią, że królem miałeś zostać, a nam resztę księstwa zostawić. A ty nadal tutaj ze mną jesteś...

Wilhelm spojrzał na niego zmieszany, bo zaraz przypomniał sobie, że gdzieś za granicą księstwa, wśród ciemności i chłodu, czeka na niego Jadwiga. A on nawet jeszcze do niej wyruszył, choć w każdym liście zapewniał, że niedługo to nastąpi. Dotąd myślał, że naprawdę uda mu się tam dotrzeć szybko — po pewnym czasie zauważył jednak, że tak jak mówiła mu matka, ślub nie nastąpi wcześniej niż w lutym kolejnego roku. Zima w Polsce ponoć była zdradliwa i jedynym zmartwieniem w następnych miesiącach byłaby tylko myśl, czy uda mu się przeżyć i dostąpić tego zaszczytu. Czy warto było tyle ryzykować, by potem umrzeć, choćby w jej ramionach?

Teraz jednak, gdy młodszy brat, nieświadomy swoich słów, wytknął mu, że źle postępuje, zamilkł i nie mógł nic powiedzieć — w końcu zauważył to i młody Ernest. Po chwili chłopiec powstał z miejsca i podbiegłszy do Wilhelma, wtulił się w niego szybko, zapominając już, że kiedyś złożył sobie obietnicę, by tego więcej nie robić.

— Ale to dobrze, że zostałeś — rzucił szybko młodszy z braci. — Przynajmniej nie jestem tutaj sam.

Zamek na Wawelu, Kraków, Królestwo Polskie

Andegawenka była jak burza — ręce założyła na piersi, po czym naburmuszona, i zamaszystym krokiem, chodziła w po komnacie, a zaraz za nią przesuwał się tren sukni, z każdym ruchem owijającym się wokół jej stóp.

Margaréta i Anna patrzyły na nią z przestrachem, bo Jadwiga nie przypominała już tej ciekawej świata lub rozżalonej dziewczynki, którą do tej pory trzeba było uspokajać. Teraz przypominała bardziej nieposkromione zwierzę, co zerwało się z uwięzi i postanowiło żyć po swojemu. Pewne jednak dla nich było, że królowa powinna zaraz wydobrzeć i zacząć działać tak jak zawsze i nie reagować już pochopnie. Erzsébet myślała, jednak że tego ognia, który nagle obudził się w Jadwidze, nie dało się tak szybko okiełznać.

— Jak oni śmieli!? — krzyknęła Andegawenka, wyswobadzając ramiona i prawą dłonią uderzając w stół. — Jak mogli mi to zrobić?

— Pani, przecie nic jeszcze nie jest pewne... — zaczęła mówić Anna, jej ton przypominał jednak upominającego dziecinę rodzica, co nie spodobało się królowej. Spojrzała na nią wściekłym wzrokiem i prychnęła głośno.

— Co nie jest pewne? Wszystko jest pewne! Znowu podjęli decyzję za mnie! — wyrzuciła z siebie, znowu zaczynając chodzić w tę i z powrotem.

— Nie ośmieliliby się. — Tym razem rozpoczęła starsza Lackfi. — A i sponsalia de futuro nie jest tak łatwo odwołać. Musiałaby się na to zgodzić królowa regentka, pieniądze wyszykować, układy zmieniać...

— Chciałabym w to nie wierzyć, Margit, ale teraz... — odpowiedziała jej Jadwiga. — Nie wiem, czy jeszcze mam siłę, by z tym walczyć. Oby to był tylko zły sen, z którego będę mogła jeszcze się wybudzić...

— Maria chyba by nas nie okłamała? — zapytała po chwili i Erzsébet, na co w komnacie zapadła cisza.

Wszystkie kobiety spojrzały na ciemnowłosą Polkę, do tej pory stojącą przy drzwiach i nieodzywającą się choćby słowem. Maria w końcu podniosła głowę i spłoszonym wzrokiem spojrzała w zrozpaczone oczy królowej — wiedziała już dobrze, że każda zła wiadomość, jaką by przekazała, byłaby jak sztylet wbity w serce młodej dziewczyny, której obiecała kiedyś oddanie. Mimo wychowania w szlacheckim zamku, pod opieką surowego, lecz kochającego wuja, serce jej było przepełnione troską, a w tym trudnym czasie niepewności nie zamierzało bić tak, jak należy. Powinna mówić prawdę, nie potrafiąc zniszczyć ostatniej nadziei, jakiej Jadwiga się jeszcze trzymała.

— Mów, Mario — rzuciła Andegawenka, podchodząc bliżej niej. Głos jej drżał niemiłosiernie, ale starała się udawać jeszcze silną. Choćby przez chwilę. — Kto wygadywał te brednie?

Tęczyńska wyprostowała sylwetkę i ze spokojem przełknęła ślinę. W głębi duszy wiedziała, że nie może wydać kuzyna — wiadome było już dla niej, jak i reszty wtajemniczonego w to fraucymeru, że Jadwiga nie miała zamiaru wmieszanym w to urzędnikom dziękować. Nikt nie wiedział, czy skończy się to jeno upomnieniem, odesłaniem z dworu, odebraniem tytułów lub co gorsza, banicją. Dlatego za wszelką cenę nie mogła dopuścić, by to Jan, krew z jej krwi, stał się ofiarą bezczelnych planów najważniejszych polskim panów. Na dworze dalej liczyła się pozycja, a skoro i ona szukać musiała tutaj wsparcia królowej i bogatego męża, w tym kłębowisku polskich żmij musiała się utrzymać jak najdłużej.

— Harmider wielki towarzyszył temu spotkaniu, to prawda — zaczęła, zaciskając pięści. — Ale pewna jestem, że o przygotowaniach do twego ślubu, miłościwa pani, z księciem Jogaiłą, mówił sam wojewoda krakowski.

***

Spytek z Melsztyna nie spodziewał się, że wchodząc do pokoi królowej, spotka się z takim chłodem przebywających tam kobiet. Siostry Lackfi utkwiły w nim mordercze spojrzenia, Maria Tęczyńska siedziała odwrócona przy stole i spokojnie wyszywała, głowę trzymając nisko. Nawet Anna zdawała się czymś przytłoczona, gdy przekroczył próg komnaty, przekręciła głowę i za wszelką cenę unikała jego wzroku. A i sama Jadwiga była nieprzejednana, dumnie siedziała w fotelu, a grube futro dodawało jej majestatu — nawet jej wzrok, zimny jak najpiękniejsze, zamarznięte jezioro, zdradzał, że królowa nie zamierza przeprowadzić tej rozmowy z radością czy uśmiechem.

— Wreszcie przybyłeś, panie wojewodo — rzuciła przed siebie obrażonym tonem, opierając się o obicie mebla. — Zabawiłeś już wystarczająco księcia Skirgiełłę?

Melsztyński zmarszczył brwi, nie mogąc zrozumieć, o czym mówiła — odpowiedzi szukał w oczach choćby sióstr Lackfi, Margaréta jednak nie miała zamiaru mu tego ułatwiać i odpowiadała mu dumnym spojrzeniem, natomiast zrezygnowana Erzsébet tylko spuściła głowę.

— Nie pamiętasz już, jak się mówi po polsku, Spytku? — rzuciła znów rozżalona królowa, coraz bardziej upewniając się, że jednak małżeństwo z Litwinem to nie tylko twór wyobraźni Marii. — Czy może już zbyt dużo omówiłeś z księciem i za dużo grzechów masz mi do wyznania?

— Pani, wybacz, ale...

— Czy to prawda, że złamać chcecie postanowienia mojego ojca, waszego króla? — zapytała szybko, spoglądając w przestraszone oczy wojewody. — Kogo wybraliście na mojego nowego męża?

— Wiesz już, pani... — zaczął, na co Andegawenka znów odpowiedziała mu prychnięciem. — Zawsze dbamy o dobro Polski.

— Czyżby? — zapytała, wstając z fotela i zbliżając się do Spytka. — Moim mężem jest Wilhelm Habsburg, książę z zachodu, a nie wschodu. Chrześcijanin, nie poganin. A królem polskim jestem ja, każda decyzja musi być podjęta przeze mnie. Nie ma regenta, który by mnie powstrzymywał, mam tylko urzędników, doradzających mi w razie potrzeby. Którzy powinni mi pomagać, szanować i wierzyć w me możliwości. I tak dbacie właśnie o dobro Polski...

— Dbamy o dobro Polski, dlatego wybieramy to, co najsłuszniejsze — wytłumaczył, na co Jadwiga pokręciła tylko głową.

— Nie pytając mnie nawet o zdanie — warknęła, a jej ciałem opanowała już wielka zgryzota. Przez chwilę jednak zdawała się Spytkowi przypominać dorosłą kobietę i surowego króla, a nie małą dziewczynkę, co razem z siostrą powinnam bawić się lalkami w dziecięcej komnacie. — Nałożyliście na moją głowę koronę i szacunek przysięgaliście! I wierność! Znaczę jeszcze coś w tym państwie, skoro kupczycie mną jak jałówką na targu? To ja powinnam decydować...

Melsztyński patrzył z przejęciem, jak twarz Jadwigi ciągle się zmienia — raz wykrzywiał ją sztuczny uśmiech, raz grymas bólu lub złości. Szafirowe oczy nadal jednak trzaskały piorunami za każdym razem, gdy myślał o podejściu bliżej, w duchu modląc się, żeby był to tylko sen.

Skąd się o tym dowiedziała?, mówił sobie w duchu, podczas gdy Andegawenka znów zaczęła chodzić po komnacie. Kto jej o tym powiedział, kto zdradził?

— Wybacz, pani, ale sojusz z Austrią nic nam nie da — powiedział raz jeszcze, nie poddając się. Wiedział, że skoro królowa już wie, musi wykorzystać okazję i przekonać ją, by spojrzała na tę propozycję jak dobry władca i zgodziła się na jego warunki. Należało zdążyć, zanim całkowicie przesiąknie złością i nienawiścią do planów ułożonych z Litwinami. — Książę Leopold dobrym był sojusznikiem króla Ludwika, teraz jednak na nic nam jego wsparcie, gdy z potężniejszymi przeciwnikami musimy się zmierzyć.

Jadwiga nie odpowiedziała. Przytłoczona kolejnymi wieściami i kłamstwami, nie mogła się uspokoić — przymknęła oczy i po omacku wróciła na swoje miejsce, blade i jakby ciężkie dłonie lokując na podłokietnikach. W myślach przejawiał się jej już obraz z dzieciństwa, oczami wyobraźni widziała młodego Wilhelma, powoli czytającego jej kolejne, biblijne wersety. Zaraz jednak przemieniał się on w starego, ciemnowłosego mężczyznę, który z pewnością wyglądał podobnie jak upragniony przez Małopolan Jogaiła. Nie mogąc tego już znieść, machnęła ręką i otworzyła oczy, odganiając od siebie mary.

— Gdy królowa matka się o tym dowie... — pogroziła słabo, ale powoli czuła już, że przegrała, a panowie i tak staną na swoim. Bo czy będą bać się dawno niewidzianej władczyni, wdowy po dawnym królu, która nigdy na Wawelu nie została koronowana?

— Królowa Elżbieta może jedynie pobłogosławić ten związek, pani — odpowiedział Melsztyński, na co Margit sapnęła głośno. Wkrótce i Anna odwróciła się w ich stronę i rozczarowana spojrzała na kuzyna, marszcząc brwi. — Wierzę jednak, że król Ludwik byłby podobnego zdania, bo dbał zawsze o dobro swego państwa. Książę Wilhelm w odpowiednim czasie zostanie o tym powiadomiony, a ty, pani, powinnaś zacząć przyzwyczajać się do tej myśli, zacząć przygotowywać...

— Nie przekroczyłam jeszcze wieku sprawnego. Wszystko może się wydarzyć, tylko Bóg zna odpowiedź.

— Decyzja jednak już zapadła, królowo. Nic nie zdziałasz już, pani.

— Nigdy nie lekceważ koronowanej kobiety, Spytku — dopowiedziała drżącym głosem. — Wkrótce dowiesz się, ile jeszcze królowa regentka potrafi zdziałać. A teraz, możesz odejść i nie pokazuj nam się więcej. Nie w tym czasie, gdy służbę Jogaile wybrałeś.

Zrobił tak, jak mu kazała, po chwili więc w komnacie została tylko ona i cztery siedzące cicho dwórki. Wkrótce i im rozkazała odejść, tłumacząc, że poradzi sobie bez nich. Kobiety nie zamierzały jednak jej zostawić, nie teraz, gdy po bladych policzkach zaczęły płynąć pierwsze łzy.

— Czy któryś z nich jeszcze uważa mnie za swojego króla? — zapytała słabo i usiadła na podłodze. Zaraz dopadły do niej i dwórki, otaczając zapłakaną Jadwigę ramieniem.

Choć Alma pragnęła dowiedzieć się więcej o zasadach małżeństwa Jadwigi z litewskim władcą, Zawisza nie chciał nic jej powiedzieć, tłumacząc zawzięcie, że nie brał w tym udziału. Węgierka jednak przestała ufać również i jemu, szybko zauważając, że do tej pory każdy urzędnik starannie działał na szkodę królowej, podejrzenia kierowała nawet w jego stronę. W końcu jednak odpuściła i stwierdziwszy, że bardziej potrzebna jest Jadwidze, poczęła kierować się w stronę królewskich pokoi. Jednak na swojej drodze bardzo szybko spotkała znanego już jej zbyt dobrze ryżanina.

Nie wiedziała już, czy to Bóg z taką ochotą go ciągle pod jej nogi posyła, czy może diabeł żarty z niej sobie stroi i śmieje się z niej za każdym razem, gdy ogląda jej poczynania w swoim piekielnym królestwie. Jednak cokolwiek by to nie było, powoli miała już dość, że osoba wiernego sługi Litwinów prawdopodobnie będzie prześladowała ją do końca życia.

— Panie starosto... — mruknęła Alma, kiwając głową i zagryzając wargę, by nie dodać nic więcej. Teraz jego tytuł był już jak jego drugie imię, po tym, jak ośmieliła się wyzwać go jak przekupka na targu, a potem kalając się przed nim, jak przed księciem litewskim.

— Cieszę się, że pamiętasz, Anno.

— Alma — warknęła, a na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. Od czasu, gdy nasłuchała się o planach Polaków, nie mogła patrzeć na nikogo, kto mógł być z nimi związany. A nie wątpiła już w żadne działania litewskie, które miał zniszczyć życie jej przyjaciółce. — Mam na imię Alma.

— Mała różnica. — Mężczyzna przyznał szybko i nie zrażając się niczym, uśmiechnął się półgębkiem i przeniósł ręce za plecy.

— Dla mnie wielka, panie Hanuszu — rzekła pewnie, spuszczając głowę. W duchu jednak przeklinała jego pyszałkowatość i modliła się, by odszedł od niej jak najprędzej.

Hanul zmarszczył brwi i chrząknął głośno, na co Alma przewróciła tylko oczami. Zaraz jednak spojrzała na niego i gotowa była znów coś rzec, po chwili jednak zamknęła je z powrotem i nie wypowiedziała już ani słowa.

— Nie wie panna, co powiedzieć? Naprawdę?

— Wolę mówić tak jak dama... Dlatego milczę.

— Szkoda, że wcześniej panna nie mogła tego robić — dodał prędko, na co Alma przekrzywiła tylko głowę. — Może nie musiałaby panna przede mną uciekać i brać mnie za Litwina.

— Och, czyżby? A ja myślałam, że skoro pan tak czynnie bierze udział w spotkaniach z koronowanymi głowami i Litwinom służy, to jest już pan dla nich jak brat — wyrzuciła, uśmiechając się sztucznie. — Zaskoczył mnie pan...

Hanul nie odpowiedział, uśmiechnął się jeno z politowaniem, po czym zaśmiał krótko, bo charakter węgierskiej dwórki zaczął już go bawić.

— Nie tylko ja wybrałem sobie nowy dom — odpowiedział dopiero po dłuższej chwili. — Ja mam Litwę, panna Polskę...

— I nie jest to miłość odwzajemniona — przerwała mu zgrabnie, robiąc krok do przodu. — Zrobiłam to tylko dla królowej.

— A ja przyjechałem tutaj tylko dla wielkiego księcia.

— I raczej już tutaj pan nie powróci — warknęła, patrząc staroście prosto w oczy. — Ja nie wiem, czy to przez te futra tak trudno wam się wszystkim myśli, naprawdę nie wiem... Ale jedno jest pewne, w zbyt wiele bajek można uwierzyć — ciągnęła dalej. — Królowa tego nie powie, bo zbyt miła jest i honorowa, ale ja z chęcią zrobię to za nią. Nasz król ma już męża.

— Narzeczonego...

— Męża, już niedługo — wypomniała mu szybko, ściskając prawą dłoń w pięść. — A dla nas sponsalia de futuro to świętość, pewny układ na przyszłość. I jak to mówi nasz drogi pan marszałek: „Nawet za króla Kazimierza łamanie układów byłoby nie do pomyślenia".

Uśmiechnęła się do niego dumnie, bo tylko tak w obronie swojej przyjaciółki mogła stanąć. Choć wiedziała, że właśnie uległości i szacunku polscy panowie od królowej wymagali, to i tak nie chciała pozwolić, by Andegawenka musiała niszczyć sobie życie przez fanaberie urzędników. Hanul nie miał jednak ochoty, by na tym poprzestać.

— Ale morganatyczne związki to już tradycja? — zapytał pewnie, a uśmiech zniknął z twarzy Almy. — I gorączkowy strach króla, który zmusza żonę do bronienia jego i dzieci, za cenę straconych palców lub zdrowia. Zsyłanie zbójców na własnego męża, żeby tylko zostawić koronę dla siebie. Łamanie postanowień Kościoła, choć to świętość dla każdego wierzącego...

— Wystarczy — mruknęła, a gorycz porażki ścisnęła jej gardło. — Zrozumiałam.

— Bardzo mnie to cieszy — odpowiedział szybko, Alma zaś, lekko zmieszana i zasmucona, spuściła znów głowę, ukrywając swój zawód w oczach. — Każde z nas chce dla swego państwa jak najlepiej. Litwa to mój dom i dla jej przyszłości będę robił wszystko, tak jak panna i wszyscy na tym dworze...

— Ale nigdy kosztem szczęścia Jadwigi... — powiedziała pewnie, a Hanulowi przeszło przez myśl, że polska królowa naprawdę musi być warta tych wszystkich zjazdów i kłótni. — Na to panu nie pozwolę, choćby książę Jogaiła jej pod stopy cały świat rzucił.

Wojewoda prędko podzielił się z innymi panami tym, co rzekła mu Jadwiga — żaden z mężów stanu nie przyznał się do tego, by królowej wyznać własne plany, nikt nie wiedział, kto również mógł o tym wiedzieć i wyjawić jej prawdę. Zaraz jednak postanowiono, że należy znów plan nowy ustalić, z posłami litewskimi porozmawiać, by prędko do małżeństwa Andegawenki z Jogaiłą doprowadzić. Nie było czasu, by o zgodę królowej na zmianę narzeczonego zapytać — panowie własne poglądy mieli, a póki ona jeszcze młodym dziewczęciem była, oni mieli okazję za nią decydować. A stacjonująca w Budzie Bośniaczka musiała pójść im wszystkim na rękę.

Olgierdowicz patrzył z uwagą na milczących dotąd urzędników. Marszałek dworu stał pochylony nad kolejnymi listami i starał się nie zwracać na siebie większej uwagi, Rusin z Goraja sarkał pod nosem, gdy krakowski kasztelan sięgał po kolejny kielich wina, na co potomkowie Spycimira z Melsztyna kręcili tylko głowami. Jan z Tęczyna jako jedyny nie pragnął uczestniczyć w tej rozmowie — odszedł od grupki mężczyzn i przystanął przy dużych okiennicach, wpatrując się w rozległy krajobraz za murami zamku.

— Królowa już wie — rzekł zmieszany podskarbi, patrząc na zebranych i drapiąc się po brodzie. — I niedługo zacznie się buntować.

— Moje siostry również się buntowały... — przeciągnął Przedbór, wzdychając. — Ale potem zrozumiały, jaki zaszczyt je spotkał i przyzwyczaiły się...

— Powiedz to królowej — przerwał mu zmieszany Spytek. Jan z Tarnowa pokiwał na to głową, a Olgierdowicz prychnął pod nosem tak, by nikt go nie usłyszał.

— Gdyby była mężczyzną, poćwiartowałaby nas toporem. Dzięki Bogu go nie ma...

— Wszystkie kobiety to diablice, a już szczególnie te młode.

— Za chwilę oszaleję...

— Przestańcie już wszyscy! — oburzył się w końcu Dobiesław, kończąc sarkanie polskich panów. — Może to i królowa, ale korona nasza wspólna, bez nas by to państwo zaraz upadło. Jadwiga jeszcze młoda i nie wie, co dla Polski najlepsze, a kto, jak nie my, wskaże jej dobrą drogę.

— Decyzję chcesz za nią podjąć? Może sam pójdziesz to ołtarza, co? — wtrącił się Tęczyński, dalej nie odwracając się od okien. — Do reszty zdurniałeś, Dobiesławie? Może to i jeszcze dziecko, ale nie jest głupia, by się na to wszystko zgodzić.

— Piekło nam gorsze zgotuje niż jej matka... — dokończył Tarnowski. — Znaczy się niż królowa Bośniaczka.

— Nieprzygotowani jesteście, panowie. — Głos wreszcie zebrał litewski książę, usadzając się wygodnie na drewnianym zydlu, który mu w kancelarii postawiono. — Nie macie jeszcze planu i liczycie na boski cud. A Jogaiła jest dobrym strategiem i tego samego wymaga od swoich sojuszników. Podobno mieliśmy mnóstwo czasu i okazji...

— Królowa Jadwiga to nie byle praczka, co by się po dniu na wszystko zgodziła. Wprawdzie lepiej by było, gdyby bardziej nam ufała i więcej spraw w naszych rękach zostawiała, niemniej jednak winniśmy to wszystko uczynić powoli, by się nie spłoszyła — tłumaczył Tęczyński.

— Jak chcesz to zrobić powoli, skoro już prawie wydarła się na Spytka, a minęła tylko chwila, odkąd się o tym dowiedziała? — zapytał z politowaniem Leliwita, na co Dymitr pokręcił tylko głową, zaraz samemu nalewając sobie wina.

— Uparta jest, jak ojciec — mruknął marszałek. — I jak król Kazimierz.

— Sami podejmiecie decyzje, czy może z pustymi tobołami mam do Wilna wracać, co? — mruknął jeszcze raz Skirgiełło. — Obiecaliście mojemu bratu, wielkiemu kniaziowi, zgodę królewny, ale nie zanosi się, bym ją prędko dostał. A czekać tutaj i zmieniać w słup soli nie mam zamiaru.

— My się zgadzamy i rękę Jadwigi księciu Jogaile oddajemy. To już postanowione — odparł Dobiesław, a zmieszany Dymitr kiwnął twierdząco głową. — Wystarczy tylko pojechać do Budy, bo królowa pewnie się uprze, aby Bośniaczka coś w układzie zmieniła. Albo najlepiej ją też pominąć...

— Królowa rzecz święta, ale najważniejsze, by zobaczyć, czy i wasza pani ma za czym tęsknić — rzucił Olgierdowicz cicho, a w myślach zaczął się domyślać, że Jadwiga mu tak prędko tego nie popuści. Zaraz więc postanowił się z nią spotkać i samemu się przekonać, czy decyzja panów polskich będzie wystarczająca, z tego powodu nie zastanawiał się już ani chwili i wstał z zydla, kierując się ku wyjściu z kancelarii.

— Ale... Gdzie idziesz, książę? — zapytał zaskoczony Dymitr, powstając z zajmowanego wcześniej miejsca. Podobnie uczynili inni urzędnicy, spoglądając na otrzepującego się Olgierdowicza. — Przecież...

— Do królowej waszej idę. Zaraz zobaczymy, czy te wszystkie zjazdy będą w ogóle potrzebne.

Jadwiga siedziała przed nim dumna i wyprostowana, z przekrzywioną lekko głową i surowym wyrazem twarzy, jaki starała się przybrać, nie wyglądała wcale na starszą — coraz bardziej jednak przypominała mu własne siostry, co przed wszystkimi udawały doroślejsze, spokojniejsze. Ich próby jednak zawsze kończyły się marnie, przy Jadwidze mógł zapomnieć, że jeszcze z młodym dziewczęciem rozmawia, nie starszym od jego własnych braci.

Patrzył na nią z zaciekawieniem, nie odzywając się do niej choćby jednym słowem i czekając na jej reakcję, pierwszy ruch. Ona czyniła podobnie — pamiętała jeszcze wszystkie nauki ojca, więc nie trudno jej było przyjąć królewską pozę, dzięki której miała nadzieję przegnać z Krakowa cały litewski orszak. Odziała ciężką suknię, choć przyszyte do niej perły mocno ją uwierały, owinęła się grubym pasem, głowę ozdabiała jej korona, a na ramiona znów nałożyła ciepłe futro, wyobrażając sobie, że kiedyś należało ono do niedźwiedzia z dzikich kniei pod Wilnem. Oczy znów były jak zimne, zamarznięte jezioro, na którego taflę nikt nie wejdzie — to jednak nie wystarczyło, książę nadal był przy niej, a każdy jego uśmiech był dla niej jeno wyrazem politowania. Nie mogła również odczytać myśli księcia, nie wiedziała, co i on uczyni, gdy w końcu zechce działać, a nie czekać.

— Mojemu bratu, wielkiemu kniaziowi, bardzo zależy na przyjaźni naszych państw. — Skirgiełło postanowić już dłużej nie pastwić się nad małą królową i sam rozpoczął rozmowę, na co Jadwiga przygotowywała się do powolnego ataku.

— Nigdy w to nie zwątpiłiłyśmy, wasz brat, książę Korygiełło również nas o tym zapewniał — rzuciła pewnie, kładąc dłonie na swoich kolanach. — Nasz przodek, król Kazimierz, także zawsze dbał o dobre relacje z waszym dziadem i ojcem. Niestety, nie skończyło się to wszystko dobrze...

— Śmierć królowej Anny i sprawa Rusi nas podzieliły, wiedzą to i Polacy, i Litwini, Węgrzy, ale także Krzyżacy — dopowiedział Skirgiełło, pochylając się do przodu. — Ale to oni winni być naszymi wspólnymi wrogami, my nie możemy stać po przeciwnych stronach kolejnych sporów.

— Zaproponujesz nam to samo, co panowie, książę? — zapytała ochoczo, uśmiechając się szerzej. — Czy może również rzekniesz nam, że decyzja jest już dawno podjęta, układy spisane i winnyśmy się tylko dostosować?

— Pani, zapewniam cię, że nie o to chodziło memu bratu...

— Więc mamy uwierzyć, że twój brat nie pragnie pojąć nas za żonę? — zapytała, jeszcze bardziej przekrzywiając głowę i mrużąc oczy. — Że nie podjęliście razem decyzji za nas, postanowiliście zabawić się w najsprytniejsze swaty świata i do tego przekonaliście naszych urzędników, by byli na każdą waszą potrzebę i robili wszystko, co im powiecie?

— Nie jestem głupia, mam oczy i umiem nimi patrzeć.

— Nie wątpię, że świętej pamięci król Ludwik uczynił z ciebie mądrą, prawowitą dziedziczkę tronu, pani — odpowiedział prędko. — Ale wiesz zapewne pani, że mała Austria nie pomoże ci podczas wojny. A my wspólnych mamy wrogów. Ziemie zagarnięte przez braci zakonnych odzyskamy...

— Widać książę Jogaiła to mądry człowiek, skoro ma odpowiedź na każde nasze słowo. Trudny przeciwnik. — Jadwiga nie chciała dać za wygraną. Jej przyszłością był Wilhelm, wiedziała to od momentu, gdy babka rzekła jej to podczas podróży do Austrii, gdy po raz pierwszy położono ich razem i przysięgano, że na zawsze pozostaną mężem i żoną. Nie zamierzała poddać się woli litewskiego księcia, który nie miał jej tyle do zaoferowania, co jej obecny narzeczony. Choćby panowie siłą zaciągnęliby do ołtarza, nigdy nie uznałaby Jogaiły za swego jedynego męża. — Powinien więc wiedzieć, że my, władcy, trzymać się musimy określonych reguł z przeszłości. Tego układu nie możemy zmienić.

— Sama, pani, nie dasz rady, z naszą pomocą będzie to sprawa o wiele łatwiejsza — przyznał szybko Olgierdowicz, na co zmieszana królowa pokręciła tylko głową. — Dwieście tysięcy florenów w złocie zawędrują z naszego skarbca w ręce księcia Wilhelma, Polska i Litwa znów zostaną złączone w przyjaźni unią, tym razem trudniejszą do pokonania.

— Nie zrobimy niczego wbrew woli mojej matki i naszej — odpowiedziała mu Jadwiga, prostując plecy i uśmiechając się dumnie. — Królowa matka czyni to, co przekazał jej nasz ojciec. Wybierze to, co słuszne, co bliższe jej sercu i wierze.

— Królowa Elżbieta miała kiedyś szansę, by starać się o chrzest Litwy, czyż nie? — Skirgiełło wytoczył ostatnie już działo, a widząc, że Jadwiga wreszcie zainteresowała się tym, co mówił, począł rozprawiać o tym dalej. — Proponowaliśmy jej to, ale chrzest z ręki Węgier nigdy nie doszedł do skutku. Jogaiła chce pokoju, chce nowych krzyży na litewskiej ziemi, a to zapewnić nam jesteś w stanie tylko ty, pani.

— Książę chce się ochrzcić?

— I nie tylko on — dodał. — Nasze siostry, gdy wychodzić będą za chrześcijan ze wschodu lub zachodu, zaczną modlić się do naszego Boga, wychowani w pogaństwie bracia i inni krewniacy pójdą ich śladem. Jogaiła tych, którzy nigdy Jego miłości nie zaznali, do wody pokieruje i katolikami ustanowi. Cała Litwa pogańska modlitw zacznie się uczyć, kapłani i wajdelotki odejdą w cień, na ich miejsce przybędą kapłani i mniszki. I sam wielki książę dwunastu mężom nogi będzie mógł oczyścić w dniu Ostatniej Wieczerzy, a to wszystko dzięki jego żonie, litewskiej Apostołce. Jak Bóg da, będziesz to ty, pani.

Jadwiga zamarła. Do tego czasu małżeństwo z dzikim, starym i nieokrzesanym Litwinem zdawało jej się jeno przedłużeniem mąk piekielnych. Teraz jednak patrzyła na to inaczej — a dziki Litwin zmieniał się w mężczyznę potulnego jak baranek, co ledwo chodzić umie i tylko czeka, aż dobry pasterz pokieruje go w odpowiednią stronę. Po raz pierwszy zwątpiła w słuszność tej decyzji, przyszłość zaczęła malować się w zupełnie innych barwach. Z tyłu głowy nadal jednak tkwiła myśl, że nie może złamać przyrzeczeń ojca, nawet za taką cenę, że przyjaźń i miłość do Wilhelm musi być silniejsza niż chęć ochrzczenia Litwy.

— Bóg ześle nam odpowiedź, książę. W każdej chwili. A my będziemy jej oczekiwać — mruknęła po chwili i powstała z miejsca, co prędko zrobił również Olgierdowicz. — Wzywają nas obowiązki, musimy już iść.

— Dziękuję, że znalazłaś dla mnie czas, pani — rzucił Skirgiełło, kłaniając jej się w pas. — Wspomnę o twojej dobroci i miłosierdziu bratu, mam nadzieję, że sam wkrótce się o tym przekona.

Andegawenka zmieszana przełknęła tylko ślinę i pokiwała głową, uśmiechając się nerwowo. Nie miała jednak już siły na kolejne rozmowy, złapała więc szybko poły sukni i ruszyła przed siebie, po chwili wraz z dwórkami mijając Hanula i Borysa Koriatowicza.

— I? Wszystko się udało? Wracamy już do Wilna? — zapytał Hanul, podchodząc do prostującego się już Skirgiełły.

— Wydaj polecenia — mruknął, na co mężczyźni zmarszczyli brwi. — Trzeba nam jechać do Budy, i to jak najszybciej. Mała sroka tak prędko uwitego gniazdka z Habsburgiem nie opuści.

Rozdział 14 zakończony! Specjalnie na rocznicę koronacji Jadwigi!

Sprawa ze ślubem robi się coraz poważniejsza, w kolejnych rozdziałach więcej chwil zwątpień Jadwigi, odwiedzin u przyszłej teściowej z obydwu stron, a także kolejne podróże do Wilna i w jego dzikie knieje. Kogo odwiedzimy najpierw?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro