3. Manuel

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiadomość o moim ślubie nie spodobała się nikomu w rodzinie oprócz bratu. On jako jedyny rozumiał słuszność tej decyzji, grunt to interesy. Może zrobiłem to pod wpływem emocji, nie raz uważałem się za człowieka, który jest w gorącej wodzie kąpany. Ale istniała szansa, by połączyć dwa najsilniejsze kartele, to czemu miałem z niej nie skorzystać, po za tym Julieta na zdjęciach była wyjątkowo piękna. Drobna brunetka o ciepłym spojrzeniu i szczerym uśmiechu. Jedyny fakt, który zarzucała mi rodzina, a raczej sama Carolina, to to że była sporo młodsza ode mnie, bo o prawie dziesięć lat. Jednak wcale mnie to nie zniechęcało, miałem zupełnie inne priorytety niż lata, które nas dzieliły. Ovidio Guzman gdy tylko usłyszał moją propozycję, nawet się nie zastanawiał, od razu zgodził się oddać mi siostrę, a tym samym połączyć nasze interesy. Ustaliliśmy, że podczas uroczystego przyjęcia ogłosimy swoje zaręczyny, a później Julieta przyjedzie ze mną do Medellin, byśmy mogli spędzić razem trochę czasu przed ślubem. Zabronił mi tylko zbliżać się do niej, miała pozostać czysta i niewinna do naszej nocy poślubnej. Zaakceptowałem to, tylko z jednego powodu, co noc wychodziłem do klubu gdzie miałem tam każdą dziewczynę, którą tylko chciałem. Relacja z Natalią może nie należała do prostych, ale to ona nauczyła mnie, że nie należy ufać kobietom, łatwo potrafią omamić, zaczyna ci zależeć, a jak tylko się pierdoli stają przeciwko tobie. Dlatego miałem prosty plan: ślub z Julietą, ale związek bez zobowiązań. 

- Manuel, słyszysz co mówię? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Caroliny

- Przepraszam, zamyśliłem się trochę. Co mówiłaś?

- Zauważyliśmy. Wszyscy. - cała rodzina patrzyła na mnie, o dziwo nawet Sofia spojrzała mi prosto w oczy, pierwszy raz od... nie chcę o tym myśleć.

- Pytałam czy dobrze to przemyślałeś? Wiesz, że odwrotu nie będzie. Manuel! Braciszku znam cię i to co teraz wyrabiasz nie jest w twoim stylu. - dotknęła mojej ręki

- Caro, już podjąłem decyzję. - spojrzałem na Sofi, dodając: - i tego nie zmienię. W sobotę odbędzie się przyjęcie zaręczynowe, chciałbym żebyście polecieli tam razem ze mną. - wszyscy spojrzeli na mnie, ale tylko Juan się odezwał:

- Możesz na nas liczyć - Juan podszedł do mnie i poklepał mnie po plecach, jedyna osoba, która mnie rozumie.

Wczesnym rankiem zadzwonił mój budzik. Zerwałem się z łóżka jak poparzony. Kurwa! zdecydowanie nie jestem rannym ptaszkiem! Wszedłem pod prysznic i szybko się umyłem. Zawiązałem ręcznik na biodrach i szczotkując zęby spojrzałem w swoje odbicie lustrzane. - To dzisiaj! Dzisiaj Julieta Guzman zostanie moją narzeczoną. Opłukałem twarz zimną wodą, chciałem przywołać swoje myśli na dobry tor. Wysuszyłem włosy i ułożyłem je niedbale. Wszedłem do garderoby, ta zdecydowanie różniła się zawartością od garderoby mojego brata, który swoim ubiorem wyglądał z góry jakby przyszedł kogoś zamordować, natomiast moje ubrania to wszystkie kolory tęczy i wzory. I właśnie oto czasami miał mi za złe Juan, że swoim wyglądem przypominałem raczej modela z jakiegoś markowego portfolio, a nie jak przystało na prawą rękę szefa kolumbijskiego kartelu. Miał pecha, lubiłem swój styl i za każdym razem starałem się mu to pokazać. Założyłem białe jeansy, ciemną koszulę w delikatne wzory i białą kurtkę jeansową. Spojrzałem na siebie w lustrze - No! Teraz jestem gotowy! Wyszedłem z pokoju i kierowałem się do kuchni, kawa powinna pomóc mi o tak wczesnej porze. Gdy tylko przekroczyłem próg, zobaczyłem siedzącą przy wyspie Sofii, chciałem natychmiast wyjść, by nie robić niepotrzebnych spięć, ale gdy tylko spojrzała w moją stronę rzekła:

- Nie wychodź.

- Jesteś pewna? Bo jeśli za pół minuty zaczniemy się kłócić to nie ma sensu. - podeszła do mnie i ciągnąc na rękę przyprowadziła na miejsce, na którym wcześniej siedziała. Nalała mi do kubka kawy i postawiła przede mną.

- Manuel czas zakończyć ten chory konflikt. Przez cały rok nie odzywamy się do siebie, a jak już to zrobimy wybucha awantura. Kiedyś dogadywaliśmy się bez słów.

- Dopóki nie zacząłem ćpać i uderzyłem Natalii. - skwitowałem szybko

- Nie przypominaj, ty już sam wiesz dobrze jak się zachowałeś. Nie chcę wracać do tego, zjebałeś totalnie, ale czas płynie, a ja nie chcę odbierać ci dalej kontaktu z chrześniakiem, chociaż wiem że i tak robisz to za moimi plecami.

- Przepraszam Sofii. - złapałem ją za dłoń i przysunąłem do siebie tak, by wtulić ją w ramiona. Wtedy dodałem: - co u Natalii?

- Dobrze. Całe dnie spędza w pracy, a wieczorami kluby, czyli można powiedzieć, że wróciła na swoje tory.

- Pytała o mnie? - zapytałem nieśmiało

- Nie. Manuel, prosiła mnie bym o tobie nie wspominała, więc staram się tego nie robić. - oderwałem ją od siebie i spojrzałem w oczy

- Sofi, wybacz mi, gdybym mógł cofnąć czas nie zrobiłbym tego, ale dobrze też wiesz że nasza relacja rozpadała by się sama prędzej czy później.

- Wiem, dlatego nie chcę też do tego wracać. Przemyślałaś to? - wybiła mnie tym pytaniem

- Tak, to dobry układ. - wiedziałem co miała na myśli

- Chodzi mi o tą dziewczynę, jest bardzo młoda. Nie chcę... - nie skończyła, ale wiedziałem doskonale co chciała powiedzieć

- Bym ją skrzywdził? - pokiwała głową twierdząco - Sofi, mogę obiecać ci że włos jej z głowy nie spadnie. - uśmiechnęła się do mnie, po czym wychodząc z kuchni rzekła:

- Cieszę się szwagrze.

Zjadłem śniadanie i szybko spakowałem walizkę na ten jeden dzień. Maria przygotowała sypialnię dla mojego gościa, który miał zjawić się razem ze mną po przyjęciu zaręczynowym w domu Guzmana. Zszedłem na dół, w holu wszyscy już na mnie czekali. Wsiedliśmy w auta i pokonując kilka kilometrów, byliśmy już na płycie lotniska, gdzie stał nasz podstawiony samolot. Lot do Mazatlán trwał kilka godzin, nawet nie odczuwałem jak czas płynął bo byłem zajęty interesami z Juanem. Ustawiliśmy kolejny transport kokainy na wschodnie wybrzeże. Po czym zajęliśmy się sprawdzaniem papierów naszych firm. Jak tylko wylądowaliśmy, wyszedłem z samolotu i poczułem zapach świeżego powietrza, zrobiłem głęboki wdech i zobaczyłem dwa podstawione czarne SUVy. Jeden z ochroniarzy podszedł do mnie i rzekł:

- Ovidio, prosił bym zawiózł państwa do hotelu.

- Wspaniale! Możesz zabrać rzeczy - rzekłem i gestem ręki przywołałem moich towarzyszy.

Drogę do hotelu pokonaliśmy bardzo szybko, był już wieczór i tak naprawdę zostało mało czasu do przyjęcia. Zjedliśmy obiad w restauracji i każdy poszedł odświeżyć się do swojego pokoju. Chciałem chociaż raz nie denerwować brata, więc na okazję moich zaręczyn założyłem białą koszulę i garnitur. Ułożyłem skrupulatnie włosy i wyciągnąłem małe pudełeczko w którym znajdował się pierścionek. Otworzyłem je, zamyśliłem się na chwile po czym schowałem do kieszeni marynarki. Byłem gotów. Do rezydencji Guzmana dojechaliśmy bardzo szybko. Stanąłem przed drzwiami, spojrzałem w oczy Caro i biorąc dwa głębokie wdechy weszliśmy do środka. Ovidio przywitał nas na wejściu, podając drinki. Rozejrzałem się po salonie, ale nigdzie nie widziałem Juliety. Dopiero po chwili Guzman zaczął wygłaszać jakąś rzewną przemowę, którą miałem totalnie w dupie, bo całą uwagę skupiłem na kimś kto skrywał się nieśmiało za jego plecami. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro