Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wchodząc do pobliskiego baru w nozdrza uderzył mnie zapach alkoholu, narkotyków i dobrej zabawy. Ruszyłem ochoczo w stronę pulpitu.
Rudy barman łypnął na mnie spode łba.
-Czego?
-Zawsze tak traktujesz klientów?-spytałem.
-Nie. Ale ty wtrącasz się w nie swoje sprawy. Ci studenci pewnie byli pijani i skończyli w jakimś rowie. Nic szczególnego. ODPUŚĆ SOBIE!
-Ej! Nie będziesz mówił mi co mam robić, gnojku!-zmieniłem się w złego glinę.- Jeśli coś wiesz o tych studentach, to lepiej powiedz tu i teraz, bo potem na komisariacie nie będzie tak przyjemnie kiedy już ci obiję mordę. Zmieniając temat. Glina czy nie, pić trzeba. Daj coś mocnego!

Postawił przede mną szklankę pełną szarego, mętnego płynu. -Specjalność baru.
-5$ -mruknął naburmuszony.
Zapłaciłem i łyknąłem ze szklanki.
Zalała mnie fala gorąca, potem zaczęło mi się kręcić w głowie i czułem się, jakby mi ktoś podpalił jelita. Zerwałem się ciężko od stolika i już miałem przypieprzyć temu rudemu gnojkowi, ale w tej chwili zemdlałem.

Obudziłem się z workiem na głowie. Szumiało mi w uszach, nic nie ogarniałem. Po chwili coś usłyszałem. Zdjęli mi worek. Zobaczyłem wnętrze jakiegoś magazynu. I grupę ludzi w garniakach. Jeden, z blizną na pół twarzy wydawał mi się znajomy.

-Dustin-wymamrotałem.-Dustin Trembley... Ty skurwielu. To przez ciebie byłem pięć lat za kratkami. Przez ciebie umarła moja Megan... Zabiję cię. Słyszysz? Zniszczę cię!
Dustin pokiwał tylko z politowaniem głową.- Próbuj śmiało. -Wyszczerzył się.- Więc  co robisz w Moulton, Mark?-spytał po czym walnął mnie tak, że aż spadły mi okulary.
-Co cię to obchodzi?-spytałem szorstko.- Czego chcesz?
-Mieszasz mi w interesach kolego. Ale mogę cię puścić, jeśli wyjedziesz stąd i nigdy nie wrócisz. Co ty na to? Sztama? - Zaproponował Dustin.
-Nie.
-Na pewno? - Wyjął pistolet. -Wiesz, że jestem sentymentalny, ale nie zawaham cię zabić. Nie chcę tego robić ze względu na dawne czasy. Ale się nie zawaham. Wyjedź. Dziś. Bo jak nie, to czekają cię kłopoty.

Musiałem się zgodzić, bo pewnie nie wyszedłbym stamtąd żywy. I postanowiłem dalej pracować pod przykrywką. Wiedziałem, że mafia ma szpiegów wszędzie. Postanowiłem to wykorzystać.

WIADOMOŚCI WIECZORNE:
-Dziś na trasie wyjazdowej z Moulton doszło do wypadku z udziałem samochodu osobowego i tira. Samochód osobowy należał do Marka Harpera, a tir do Augusta Mattersa. Matters jest w spiączce, a wrak samochodu Harpera zapalił się i eksplodował. Nikt nie mógłby przeżyć takiej eksplozji. Ciało zostało zwęglone, ale rozpoznano rejestrację i kurtkę prywatnego detektywa...

Wyłączyłem wiadomości. Byłem dumny. Wystarczył manekin wypchany jelitami świni i jedna kurtka żeby być incognito przez najbliższe dni, ale miałem nadzieję, że Trembley da mi spokój i zdążę rozwiązać sprawę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro