Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia ruszyłem do miasta. Musiałem się dowiedzieć więcej o mafii i tych dzieciakach... W barze byłem spalony, więc musiałem znaleźć inne źródło informacji.
Poszedłem do miejskiej biblioteki poszukać wycinków z gazet. O ile pamiętam, mafia już nie raz porywała ludzi, ale nie na taką skalę...

W bibliotece znalazłem wszystko co było potrzebne. Musiałem chodzic zakryty i z podrobionym dowodem. Musiałem też zdjąć okulary, przez co prawie na kogoś nie wpadłem. Taką cenę się płaci za udawanie nieboszczyka. Nie polecam.
W każdym razie, w bibliotece znalazłem wycinki z gazet, z krórych wynikało jasno, że to nie pierwsza plaga porwań młodych ludzi w tym mieście.

Znalazłem wzmiankę o dawnych plemionach i kultach sprzed 500 lat  gdzie ofiarami byli młodzi ludzie, którzy znikali w tajemniczych okolicznościach...
To był kult Cthulhu.

Dawnych Przedwiecznych z opowiadań H.P. Lovecrafta. Spoko książki, ale to tylko fantastyka. To znaczy myślałem tak do czasu, aż na zdjęciu z XIX wieku zobaczyłem zbiorowy grób i wetknięte weń pochodnie.

Naokoło były powystawiane posążki jakiś nieznanych mi bożków, zapewne innych Przedwiecznych.
Od bibliotekarki dowiedziałem się, że kilka lat temu do Mouton przyjechał jakiś dziennikarz, który też pytał o zaginionych wcześniej studentów. Spytałem się jej, czy wie, gdzie ten reporter się zatrzymał wtedy, a ona powiedziała mi że w starym motelu na obrzezach miasta. Zrobiłem zdjęcia wycinkom i wyjechałem do motelu.

W motelu poprosiłem o ten sam pokój, który miał dziennikarz. Nazywał się Andrew Marsh. W pokoju było duszno. W tym motelu nie mieli dawno klientów. Zacząłem się rozględać po apartamencie bez nadzieji że coś znajdę.

Zobaczyłem coś wciśniętego za łóżko.
Był to obity w poszarpaną skórę gruby notes. Zacząłem czytać:

Nazywam się Andrew Marsh. Jestem dziennikarzem śledczym. Miałem już wiele dziwnych spraw, ale ta w Moulton jest najdzieniejszą z nich. Przybyłem do tego miasta tydzień temu a już czuję się jak w piekle.

Najpierw przypieprzyła się jakaś gangsterka czy inna banda i musiałem się zaszyć. Czuję, że ta mafia ma coś wspólnego z tymi zaginionymi. W lokalnej bibliotece znalazłem stare gazety, które sugerują na kult Cthulhu.
Też porywali ludzi, żeby ich w bestialski sposób torturować i oddać w ofierze ich nieznanym bogom... Znalazłem ślady sekty na bagnach... Wyruszam. Jeśli zdemaskuję i sektę i mafię, to będzie moje największe dzieło. Jeśli oczywiście przeżyję. To nie pierwsza taka sprawa. W dzienniku mam ich wiele.

Mam też na sumieniu sprawy nierozwiązane. Jeśli ktoś kompetentny znajdzie ten dziennik  po latach, niech rusza tropem Mordercy z Kansas. Od lat o nim już nie słyszałem... Może coś się zmieni. Może winni zostaną ukarani. Biorę swoją kamerę, żeby mieć jakiekolwiek dowody. Muszę iść. Mafia depcze mi po piętach...

Tu tekst się urywał. Przekartkowałem resztę dziennika i znalazłem mnóstwo podobnych opisów, symboli i szkiców. Ten człowiek znał się na rzeczy. Kiedyś czytałem jakiś jego artykuł o rozbiciu gangu w Salt Lake City. Wiedział co robi. Muszę ruszyć jego śladem. Może jeszcze żyje.

Bagna... Tam poszedł. Jutro wyruszam. Łyknąłem wódki. I zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro