Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałem niecierpliwie stukając palcami w blat biurka.

Nie mogłem się doczekać tych przeklętych wyników.

Chciałem je porównać z odciskami każdego mieszkańca naszego miasta.

To samo miałem zamiar zrobić z fotografią Hoppera.

Było ciemno, na zewnątrz padał śnieg.

Zadzwonił telefon.

-Komisariat w... Halo? -Słyszałem ciężkie dyszenie. -Halo?

-Pan Harper? -Spytał głos.

-Tak... A pan? Co się stało?

-Tu Bertram. Znasz mnie z opowieści... A ja znam ciebie z legęd. Słynny Mark Harper, stróż prawa, nie dający się przekupić rycerz... Jestem w domu u mojego starego znajomego z Moulton, Johna.
Znasz Johna, prawda?
Pewnie, że znasz! Teraz Johnny powie kilka słów, zanim go zabiję. Masz szansę mnie znaleźć. Rozwiąż zagadkę.

Po chwili słyszałem wyraźnie Harrisa recytującego łamigłówkę:

-Towarzyszę wielkim umusłom, stoję ukryty za zwykłymi ludźmi, jestem wszędzie i nigdzie, pojawiam się i znikam, ma mnie każdy, lecz nie każdy lubi, zamiatają mnie pod dywan stateczniści w strachu przed swoim prawdziwym obliczem.

Czym jestem?

-Jesteś szaleństwem. -Odparłem po namyśle.

-Brawo, Harp! Gartulacje! Teraz powiedz pa pa panu Johnowi... To będzie piękne zakończenie!

Strzał.

Siedziałem osłupiały.

Wtem do mojego gabinetu przyszedł Olter. Trzymał jakieś papiery.

-Szefie, tu się dzieje coś starsznego. Proszę. - Podał mi kartki.

Na pierwszej zobaczyłem skan odciska palca, a koło niego inny z podpisem: Johnathan Harris.

Następna była fotografia Bertrama Hoppera. I fotografia Harrisa.

Identyczne.

Tymczasem człowiek z pistoletem poszedł do kuchni swojego domu i odkręcił gaz.

Potem wrócił ma fotel. Nikogo poza nim nie było nigdy w pokoju. Był sam.

-Halo, Mark? Jesteś jeszcze?
Żyjesz? -Zaśmiał się.

-Zawsze byłeś tylko ty, prawda? Jak naprawdę się nazywasz?

-Bertram Harris. Ale się dałeś nabrać! Wszystko przez Moulton. To to miasto mnie zniszczyło! Gdybyś wiedział, co widziałem... Nie... Nigdy się nie dowiesz... Zmieniając temat, wiesz czemu zabiłem tych wssystkich ludzi?
Bo mnie to bawi. To piękne uczucie, widzieć strach i rozpacz! Miałem tylko problem z tą odznaką... Próbowałeś sobie kiedyś rozciąć brzuch i wepchnąć sobie tam kawał metalu? Raczej nie. W każdym razie, nie będę zapomniany. Za to ty tak. Jako glina, który spartaczył robotę i nie aresztował mordercy.

-Myślisz, że pozwolę ci uciec?

-Już to zrobiłeś. Ale jedno ci powiem.

-CO!?

-Odejdę z hukiem...

Zapalił zapalniczkę.

Mimo zimowej zawieruchy wybuch i błysk były wyraźne.

Aż za bardzo.

Oślepiły mnie.

Ale dały początek rozmyślaniom.

I zakończyły za mnie robotę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro