Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy wróciłem do pustego mieszkania, zastałem pismo od komendanta.

Już nie pracuję w policji. Jestem bezrobotny.

Nie miałem czasu szukać nowej pracy, pozatym w Gradience nie było niczego sensownego.

Pozostał mi telefon.

Zadzwoniłem pod numer, który podał mi Dustin.

-Bzzz... Hej, Mark. Dobrze cię słyszeć. Jak tam? Krucho, co? Nie masz pracy, rodziny, nadzieji. Właśnie tacy ludzie dzwonią do nas, do Wilków z Gradience. Jeśli jesteś zainteresowany, przyjdź o północy pod Muzeum Techniki. Tam poznasz swoją rolę.

O PÓŁNOCY

Kiedy czekałem pod muzeum, usłyszałem gwizd.

Poszedłem w tamtym kierunku. Zobaczyłem zakapturzoną sylwetkę kiwającą na mnie.

-Widzę, że jesteś... Dobrze. Chodź.

Wskazał klapę w podłodze i drabinę.

Kiedy przeszliśmy wąskim korytarzem, doszliśmy do przestronnej sali pełnej broni, planów i map.

Pod ścianą siedziało kilku ludzi i czyściło broń, albo liczyli grube pliki dolarów.

-Hej wszystkim! To jest nasz nowy członek ekipy: Mark Harper!

-Hej, cześć, jak tam? -Przywitali się po kolei.

W sumie było ich czterech.

Sam Lee -niski, krępy, blond włosy. Nosi binokle. Zajmuje się księgami rachunkowymi.

Sebastian Creep -wysoki, oparzenia na połowie twarzy. Łysy. Wymuszenia, haracze.

Morgan You -Japończyk, wysoki, brumet, krótkie włosy.

Micheal Joy - wysoki, długie blond włosy do barków. Brak jednego palca.

Do tego Dustin Trembley - wysoki, barczysty, jeszcze nie ma blizny na twarzy. Jeszcze.

Wszyscy byli w granatowych dzinsowych kurtkach z naszywką białego wilka na czerwonym tle.

Dostałem taką samą.

-Mark bardzo chętnie nam pomoże, a my zapewnimy mu pieniądze na leczenie rodziny. Prawda chłopaki?

-A jak! -Powiedział Morgan

-Chyba wiesz, że zdrada oznacza śmierć? -Ściszył głos Dustin.

-Wiem... -Przełknąłem ślinę i przyjrzałem się kurtce.

Jeśli ją ubiorę, nie będzie odwrotu...

Wtedy wyobraziłem sobie groby żony i córki...

-Jestem z wami. -Powiedziałem, zakładając kurtkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro