4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stuart siedział w czerwonym fotelu. Ja zasiadłem na zimnym metalowym krześle.

-Więc chce pan coś wiedzieć o Haroldzie Burke? Służę pomocą.

-Po co ten mężczyzna przyjechał do miasta? Jaki miał cel? - Zapytałem.

-Nie znam szczegółów, musiałby pan zapytać komisarza, ale podobno zamieszane były w to rytualne morderstwa... Tak, do tego problemy z elektrycznością w całej dolinie. I zniknięcie zastępcy burmistrza, Huston się nazywał, chyba... Poza tym... Zastrzelenie Olsena McWirda, agenta FBI. Mówił że razem ze swoją grupą uderzeniową złapał rytualnego mordercę i odstawił do Waszyngtonu. Przez kolejny rok porządkował swoje sprawy w mieście i miał wyjechać. Nie wyjechał. 

-A gdzie w tym wszystkim Harold?

-Czytał pan akta? Znaleziony w lesie, gadał bzdury, wzięliśmy go na obserwację i zamknęliśmy w zakładzie. Uciekł z Hollowem i dopadł Olsena, chyba się za bardzo nie lubili... Dał się aresztować i się zabił w celi... Koniec historii.

-Może Eliot będzie mógł mi coś więcej powiedzieć... A, mam jeszcze drugą sprawę. Chciałbym pożyczyć więźnia, ma ważne informacje i przekaże je w bardziej wizualny sposób, gdy będzie na wolności, oczywiście ze mną, obstawą i na krótki czas. Może to diametralnie zmienić przebieg śledztwa, wie pan, co dzieje się w mieście! Ludzie znikają, to już nie liche porwania studentów, kilku rocznie, to porwania na skalę masową, kilka osób dziennie!

-No nie wiem... Eliot to specjalny przypadek, trochę się boję...

-Kiedy zwierze poluje, poznaje swoją ofiarę przed atakiem, aby nie dać się zaskoczyć. Znam go, nie będzie niczego próbował. Nie w takiej sytuacji. Czasem trzeba współpracować z tymi złymi, by osiągnąć coś dobrego, a niektórzy źli, mogą stać się dobrzy.

-Dobra, macie tyle czasu, ile potrzeba, załatwię obstawę. Jutro rano ruszacie. O dziesiątej, okej?

-Pewnie, dziękuję bardzo. - Podałem dłoń Alexowi.

Wróciłem do motelu taksówką.

Było późno, musiałem się wyspać. Jednak przed snem postanowiłem poczytać książkę o historii miasta, w którym się znajdowałem...

"Dolina Moulton z początku była zamieszkiwana przez nieznane plemiona Indiańskie wyznające bóstwa bez nazwy. Plemiona wymarły na wiele tysiącleci przed odkryciem stanu Kolorado przez Hiszpan w XVIII wieku. Swego czasu dolina zawierała sporo złóż złota więc wielu uczestników "Gorączki Złota" zajechało w te tereny. Od razu odkryli, że to miejsce jest czymś specjalnym. Kiedy dookoła kopano złoto, przedsiębiorcy tamtych czasów i prosty lud budował schronienia przed deszczem i chłodem. Po kilku latach powstała najszacowniejsza budowla w dolinie, Black Abby Manor, w lesie obok jeziora Black. Zamieszkał tam Henry Moulton, bogacz i finansista. Zarządzał wszystkimi sprawami, które kręciły się wokół wydobywania złota. Stał się liderem i biznesmenów i prostych robotników. Miasto oficjalnie zyskało swoją nazwę po jego śmierci w 1880 roku. Jego syn, Arnold wybudował uniwersytet w 1891 roku, co przyciągnęło wielu młodych ludzi do miasta. Z czasem rozwijała się cała gospodarka i system społeczny. Po śmierci Arnolda w 1916 roku  władzę przejął jego młodszy brat Hubert. Jednak jego decyzje miały katastrofalne skutki dla gospodarki miasta. Poza tym mieszkańcom przestała się podobać władza ustanawiana przez jeden ród, więc dokonano zamachu stanu, który się powiódł w 1940 roku. Od tamtej pory w Moulton rządzi wybierany demokratycznie burmistrz. Black Abby Manor stało się symbolem odpowiedzialności za społeczeństwo i finanse miasta, więc tradycyjnie każdy nowy burmistrz ma prawo do mieszkania w posiadłości. [...]"

Odłożyłem książkę i zasnąłem z nadzieją, że nazajutrz zakończę sprawę i będę mógł znów siedzieć na kanapie z miską lodów...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro