7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Nikogo nie ma w domu? - Zapytałem spoglądając na gotyckie domiszcze.

-Nie, wyjechali do sąsiedniego miasta po jakieś części... Ale dzięki temu mamy szansę.- Weszliśmy do Black Abby Manor. W powietrzu unosił się zapach kurzu. Harold poprowadził mnie przez korytarz i weszliśmy do pomieszczenia zawalonego w całości papierami, metalowymi beczkami i modelami pierwiastków chemicznych. Harold otworzył klatkę windy i zjechaliśmy na dół.

Bunkier nie różnił się za nadto od tego w którym znajdowałem się jakiś czas temu. Był tylko bardziej zatłoczony przez kawały blachy, książki, koła zębate i różnego rodzaju statywy z fiolkami. 

-Potrzymaj. - Rzucił mi Burke i podał mi plecak z ładunkiem. Sam tymczasem otworzył wielkie drzwi. Za nimi znajdowała się maszyna, a właściwie jej prototyp. Bardzo wczesny prototyp. Obok podestu zobaczyłem biurko, a na nim kilka śrubokrętów i poszarpaną księgę. Dziennik #1.

Harold zaczął uzbrajać bombę. Tymczasem poczułem mrowienie, mogło mieć to związek z tą kupką popiołu, o której mówił Burke.

Nagle usłyszałem szum windy. Jakiś mężczyzna wszedł do bunkra.

-Kim wy u diabła jesteście, jak tu weszliście?! Wiecie, kim jestem?! William Morrison, pracuję dla FBI!

-Spokojnie, proszę odejść i pozwolić nam pracować! Albo... Albo to spalę! - Złapałem dziennik i zapaliłem zapalniczkę. - Nie żartuję!

-Dobra, mamy minutę, spadajmy stąd. - Szepnął Harold i nacisnął guzik na pilocie. Poczułem ciepło na całym ciele. - Zegnaj, ojcze. Lepiej uciekaj, zaraz zrównamy z ziemią całą okolicę.

-Zaraz, co... Harold? - Wyszeptał William.

Podpaliłem dół dziennika i rzuciłem go pod nogi naukowca, który zaczął gorączkowo gasić ogień. Czy mu się udało, nie wiem. Zniknąłem z tamtych czasów.

Pojawiliśmy się w bunkrze, obok portalu. Coś było nie tak... Wszędzie były ślady po kulach. Wszyscy specjaliści w białych kitlach leżeli na kupie, jak zabawki. Byli martwi. Nagle jeden z telewizorów się rozświetlił.

-Heh, hej, hej, Harp! Zastanawiasz się pewnie, co się stało? Zaraz ci opowiem! Wtargnąłem tu z kałachem i rozwaliłem wszystkich mózgowców! Następnie wyszedłem. Koniec historii. A ty, Harold, pewnie się zastanawiasz, co się do cholery stało z bombą? Otóż, wcisnęli ci niewypał. Na moje polecenie.

-Czemu!? - Ryknął Burke.

-Czemu, czemu, czemu... Bo to zabawne! Nie, tak serio, to spodziewałem się, że kiedy FBI cię zgarnęło, pomożesz też staremu znajomemu, ale nie! Bo po co?! Żyłem wśród psycholi w azylu tyle czasu, że zacząłem odróżniać pozerstwo od prawdziwego szaleństwa! Dlatego wybrańcy zostaną nagrodzeni! Poprowadzi ich bóg szaleństwa, JA! Pokarzę wam, prawdziwe szaleństwo...

Hollow wyjął z kieszeni obieraczkę do ziemniaków i przyłożył ją do czoła.

-To na trzy! RAZ DWA TRZY! -Zaśmiał się i pociągnął z całej siły. - HA! I po krzyku! 

Następnie zabrał się za policzki i brodę. Krew zalała mu ubranie. Wyciągnął nożyczki, złapał garść długich włosów i obciął je tak, że już mu nie przeszkadzały.

-WIDZISZ, HARPER?! TO JEST TWARZ PRAWDZIWEGO SZALEŃSTWA! A JA CHCĘ CI POKAZAĆ JAK SZALONY JESTEM! - Nacisnął jakiś guzik. W tle rozległ się potężny wybuch, z sufitu poleciał kurz.-TO BYŁA PRAWDZIWA BOMBA I JAK MÓWIŁEM, NAJLEPSI PRZETRWAJĄ!

Eliot zszedł z kadru i przyłożył telefon, na którym nagrywał do telewizora. Zobaczyliśmy prezenterkę i nagłówek "W OSTATNIEJ CHWILI".

-Potężna eksplozja wstrząsnęła północą doliny, mamy już obiekt, który został wysadzony... To Moulton Asylum! Cała fasada została wysadzona, ostały się tylko bloki położone pod ziemią, tam gdzie znajdują się najgroźniejsi osadzeni... Ale co to... - Helikopter telewizyjny skierował kamerę na zgliszcza szpitala psychiatrycznego, z tórych zaczęłi wyłaniać się ludzie. Psychopaci.

-JAK MÓWIŁEM, PRZETRWAJĄ NAJSILNIEJSI! Nienawidzę tego miasta całym zgniłym sercem, ale przed tym, co mam w planach, chcę by jego mieszkańcy poczuli strach, którego nie czuli od dawna! Ta dolina jest moim dziedzictwem! Czytałeś historię miasta? Wiesz co się stało z Hubertem Moultonem? Zabity przez tłum! A co się stało z jego dzieckiem? Żyło w cieniu, czekając na odpowiedni moment by znów przejąc kontrolę! Jednak nie udało mu się. Uda się to dopiero wnukowi Huberta. MI. Jestem Eliot Moulton! I Tak jak tłum potraktował mojego dziada, tak ja potraktuję ich! Zniszczę wszystkich! Tylko wcześniej odzyskam relikwię mojej rodziny...

-Jaką relikwię? - Zapytał Burke.

-Okutą mosiądzem laskę, której używał Henry Moulton... Spoczywa w gablocie w ratuszu... Cholera, musimy się pośpieszyć!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro