1. Tak, zabiłam wilka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W powietrzu unosił się ostry zapach chemicznych środków czystości. Podłoga lśniła. Regina podziwiała w niej swoje odbicie. Po jej ostatnim ataku szału usunięto wszystko, w czym dałoby się przeglądać, poza kafelkami. Liczyli, że ją to uspokoi. Idioci...

Przeczesała palcami kasztanowe włosy. Uszczypnęła się w blade policzki, żeby przywrócić im dawny, zdrowy kolor. Na strój zbyt wiele nie zaradzi. Zabiłaby, żeby znów założyć coś ciemnego. Dosłownie. W białym wyglądała wyjątkowo niekorzystnie. 

Zamek w drzwiach zazgrzytał żałośnie. Mechanizm z wielkim oporem przesunął się w trybach i pozwolił osobie po drugiej stronie dostać się do komnaty Reginy. 

–  Dzień dobry, Noro. Gotowa na sesję? – Szeroko uśmiechnięta blondynka w niebieskim kitlu wsunęła się przez szparę.

– Nie znam żadnej Nory –  warknęła kobieta, nie odrywając wzroku i kolan od podłogi. 

– Najmocniej przepraszam! – bąknęła pielęgniarka i ponownie zajrzała do trzymanej w rękach rozpiski, przyczepionej do podpórki z metalowym klipsem. – Regina?

– Bliżej – syknęła ze złością. 

Wyprostowała się z gracją i w końcu zaszczyciła nowo przybyłą spojrzeniem. Cisnęła gromem z szarych, mętnych oczu. 

– Jak zatem życzysz sobie, by się do ciebie zwracać? – spytała dyplomatycznie pielęgniarka, unosząc ręce w pokojowym geście. 

– Wasza wysokość – wycedziła Regina, po czym zerknęła na plakietkę z imieniem na piersi kobiety i dodała z pogardą: – Żywię nadzieję, że okażesz się mądrzejsza od swoich poprzedniczek, Dario. Nie zadzieraj ze mną, bo na ciebie również sprowadzę szaleństwo – mruknęła i minęła ją w drzwiach. 

Z przyzwyczajenia sięgnęła dłonią do materiału rozłożystej sukni. Chciała go lekko unieść, żeby się nie potknąć, przekraczając próg. Warknęła wściekle, gdy palce trafiły w próżnię.

Na korytarzu czekało dwóch, potężnych strażników. Stanęli po obu stronach Reginy, w każdej chwili gotowi, żeby obezwładnić "oporną pacjentkę". Wywróciła oczami. Głupcy... Pysznili się władzą, mimo że to ich uwięziono. Nie wiedzieli, że wszyscy należeli do niej.

Raz dziennie odprowadzano ją do gabinetu doktora Lepusa, człowieka o rozbieganym spojrzeniu i obsesji kontrolowania czasu. Nieustannie bawił się zegarkiem na łańcuszku. Reginę irytowało w tym człowieku dosłownie wszystko, od zbielałych włosów po lekko wystające przednie zęby.

– To pomyłka. Choroba się mnie nie ima – oznajmiła z powagą, podczas ich pierwszego spotkania. – Proszę natychmiast otworzyć drzwi, to rozkaz.

Nie posłuchał. Bezczelny... Wskazał dłonią na głęboki, obity czarną skórą fotel. 

– Szanowna pani raczy spocząć i opowiedzieć mi coś o sobie – odparł, prześlizgując się gładko spojrzeniem z jej twarzy na cyferblat. 

Usiadła tylko dlatego, bo bolały ją nogi. Wsparła dłonie na podłokietnikach. Odchyliła się do tyłu i na moment przymknęła powieki, pozwalając fali wspomnień obmyć swój umysł z brudów tego szarego świata, w którym nie wiedzieć czemu się znalazła.

– Możemy zaczynać, wasza wysokość? – spytał rzeczowym tonem. 

Otworzyła oczy i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Chociaż tego starca udało jej się nauczyć elementarnej kultury.

– Możemy. – Machnęła łaskawie dłonią.

Doktor Lepus jeszcze raz zerknął na zegarek, zanim schował go do kieszeni, po czym sięgnął po notatnik i długopis. Skuwkę ściągnął zębami. Regina skrzywiła się z niesmakiem. 

– Zdaje się, że skończyliśmy na wilku – wymamrotał, zamaszyście przewracając strony. 

Ich szelest przypominał szum wiatru w koronach drzew. Regina znów przymknęła powieki i westchnęła. Oddałaby wszystko, żeby wrócić do prawdziwej Krainy Czarów.

–  Terroryzował moje ziemie, więc go zabiłam. Koniec historii. – Wzruszyła obojętnie ramionami.

– Wasza wysokość troszczy się zatem o poddanych – stwierdził. 

Posłała mu ciężkie spojrzenie. 

– Pozwoliłabym mu żyć, gdyby nie okazał się tak bezczelnie pazerny. Dobrze, kiedy ludzie się boją. Gorzej, jeśli strach budzi w nich ktoś inny poza mną.  

– Rozumiem, nie lubi pani konkurencji. – Zanotował, po czym zerknął na zegarek.

– Nie stanowił dla mnie godnej konkurencji – warknęła, poprawiając się w fotelu.

Mężczyzna popatrzył na nią czujnie.

– A istnieje ktokolwiek taki? – spytał z powagą.

– Nie. – Potrząsnęła głową.

Doktor Lepus włożył dłoń do kieszeni i wyciągnął z niej zegarek. Wyjątkowo nie sprawdził godziny, ale owinął wokół palców łańcuszek. Leniwym ruchem przesuwał metalowe oczka między opuszkami. 

– A Nora? – Uniósł wymownie brwi.

Regina zacisnęła usta w wąską linię. Chwilowa sympatia, którą u niej wzbudził, wyparowała jak kamfora.

– Powtarzam po raz ostatni. – Zniżyła głos do szeptu. – Nie znam żadnej Nory.

Mężczyzna uśmiechnął się zdawkowo. Zerknął na cyferblat i skreślił coś w swoim notesie. 

– Chciałbym spróbować czegoś nowego, Wasza wysokość – oznajmił.

– Mianowicie? – Zmrużyła oczy i skrzyżowała ramiona na piersi.

– Hipnozy – wyjaśnił lakonicznie.

Wstał i zatrzymał się naprzeciwko kobiety. Wyciągnął zegarek z kieszeni.

– Musi się pani na nim skupić, odprężyć i słuchać mojego głosu – dodał.

– Obawiam się, że wymaga pan ode mnie niemożliwego. Słuchanie pana głosu nie sprzyja żadnej z wymienionych czynności – parsknęła.

Doktor Lepus nie wydawał się urażony słowami kobiety. Przystąpił do wykonania swojego planu.

– Pomogę pani wrócić do Krainy Czarów. Nalegam, proszę się skupić – powtórzył.

Na chwilę faktycznie przyciągnął jej uwagę. Nagle poczuła się senna. Powieki opadły same, podczas gdy w uszach wciąż rezonowały dwa, najprzyjemniejsze słowa, które znała.

Kraina Czarów.

Czarna wrona wściekłości siedząca na piersi Reginy odfrunęła. Ciemność ustąpiła miejsca jasności. Ogarnął ją spokój.

– Witaj, Noro. Jak się spało? – spytał życzliwym tonem mężczyzna.

Nora przeciągnęła się leniwie i zachichotała.

– Doskonale. Mam dla pana nową historię, doktorze.

Uśmiechnął się dobrotliwie, po czym zerknął na zegarek. Schował go do kieszeni i sięgnął po notatnik. Przytknął końcówkę długopisu do papieru i oznajmił:

– Możesz zaczynać, zamieniam się w słuch.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro