10. Nienawidzę cię.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wściekła wyszłam z budynku, trzaskając za sobą drzwiami. Muszę się ogarnąć. Usiadłam więc na schodkach przed domem i westchnęłam głośno. Chciałam pobyć chwilę w samotności, jednak nie było mi to dane, bo gdy tylko zaczęłam się uspokajać, usłyszałam otwieranie drzwi za moimi plecami. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Aarona, który bez słowa zamknął za sobą drzwi, po czym usiadł obok mnie. Tkwiliśmy tak w ciszy, czekając aż druga osoba się odezwie.

- Max - zaczął przyjaciel, ja jednak nie odwracałam wzroku od lasu. - Uważam, że powinniśmy zmienić nasz plan.

- Co? - zapytałam ze zdziwieniem i nutką irytacji w głosie. - O czym ty mówisz?

- Po prostu uważam, że powinniśmy właśnie teraz ułożyć nowy plan.

- Ale przecież wszystko już ustalone. Greg wszystko przewidział i...

- Właśnie o to mi chodzi - przerwał mi.

- Aaron, mów jaśniej - warknęłam zirytowana zachowaniem przyjaciela.

- Moim zdaniem nie powinniśmy... jakby to powiedzieć. Nie powinniśmy ufać Gregowi.

- CO?! - wrzasnęłam i podniosłam się z miejsca. Co on sobie wyobraża?! - Czyś ty zwariował?!

- Uspokój się i porozmawiajmy jak dorośli - syknął, na co ja zgromiłam go spojrzeniem. - Greg zaryzykował wszystkim. Pracą, zdrowiem, a nawet życiem, żeby pomóc nam uciec...

- I właśnie dlatego nie powinieneś tak o nim mówić!

- Daj mi skończyć, kobieto - warknął zirytowany. - Zaryzykował wszystkim, a co dostał w zamian? Nic. Myślisz, że zaryzykowałby dla bandy mutantów, które nie powinny żyć, nie mając z tego żadnego zysku? I jak to możliwe, że tak nagle tylu pracowników jest po naszej stronie? Po stronie odmieńców. Nic tu do siebie nie pasuje, przejrzyj na oczy, Max. Nie daj mu się omotać.

- Czy ty sugerujesz, że... - zaczęłam, jednak nie byłam w stanie dokończyć. Te słowa nie mogły przejść przez moje gardło. Zagryzłam wargę i wlepiłam wzrok w ziemię.

- Sugeruję, że Greg cały czas współpracuje z LED. Może to z ich strony jakiś test? Nie mam pojęcia. Ale wiem, że gdyby ta sytuacja była prawdziwa, naukowcy nie czuliby się bezpiecznie i pewnie. Gdyby ktokolwiek dowiedział się o nas, LED byłoby skończone, więc wraz z naszą ucieczka od razu ruszyliby w pościg i zaczęli przeszukiwać las. A sama słyszałaś, że się nie spieszą. Wiesz czemu? Bo wiedzą, że Greg trzyma nas w garści. Otoczył nas opieką, a my jemy mu z ręki.

- Ale przecież dzisiaj uciekamy, lecimy jak najdalej stąd, już nie będzie miał jak nas kontrolować - powiedziałam niepewnie, próbując bronić mężczyzny.

- Ten człowiek wskazał nam nawet miasto, do którego mamy lecieć. Myślę, że ta cała ucieczka jest jedną wielką pułapką.

- To wszystko nie trzyma się kupy, Aaron. Po co daliby nam szansę ucieczki, a potem zastawiali pułapki?

- Chcą zobaczyć, jak zachowamy się wśród ludzi. Cały czas będą w pobliżu, żeby nas zgarnąć w razie potrzeby. To jest największy i najbrutalniejszy eksperyment jaki mogli na nas przeprowadzić.

- Bo dają nam nadzieję i fałszywe poczucie wolności - dokończyłam za niego smutnym głosem. Nie chciałam w to wierzyć, ale niestety wszystko łączyło się w spójną całość. Cholera jasna, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Czemu dałam się tak łatwo omotać? Wystarczyło miękkie łóżko i ogień w kominku, a ja zaufałam bezgranicznie. Potraktowałam go nawet jak ojca. To uczucie zdrady i beznadziei towarzyszyło mi od zawsze, jednak teraz było o wiele silniejsze i bardziej bolesne. Nauczyłam się, że jako przywódczyni nie mogę ufać. Nikomu.

- Max, słyszysz to? - Aaron przerwał chwilę ciszy. - Silnik.

Powróciłam szybko do rzeczywistości i faktycznie. Odgłos silnika był coraz wyraźniejszy. Zaczęłam się powoli wycofywać w stronę domu. Dobrze wiedziałam, kto się zbliża. W głowie odbijały mi się głowa wypowiedziane przez Aarona i poczułam pewnego rodzaju ukłucie w sercu, a żołądek zawiązał mi się na supeł. Fakt, że Greg może się okazać naszym wrogiem sprawiał, że miałam ochotę się rozpłakać. Musiałam się jednak opanować. Gdy zobaczyłam znajomy samochód, zagryzłam ze złości wargę i weszłam do domu. Wpadłam do salonu, gdzie siedziało całe stado.

- Na górę, pakować się - wydałam szybki rozkaz, a przyjaciele patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Żaden z nich nawet się nie ruszył. - Ale już!
Po moim krzyku wszyscy od razu pobiegli w stronę schodów. Gwałtownie odwróciłam się i odskoczyłam do tyłu.

- Mógłbyś przestać się tak skradać?! Wystraszyłeś mnie - zawołałam, odsuwając się od Aarona, który stał dosłownie kilka centymetrów za mną.

- Musimy...

- Jestem, kochani! - przerwał mu radosny głos mężczyzny. Nie byłam w stanie na niego spojrzeć. Jeszcze ten jego radosny głos. Wzięłam jedynie głęboki wdech i poszłam na górę, a Aaron od razu ruszył za mną. Wpadłam do pokoju jak wariatka i rzuciłam się do pakowania rzeczy.

- Max, o co tu chodzi? - zapytał Total. - Plan był inny, mieliśmy wylecieć dopiero za cztery godziny.

- Niestety, ale pojawił się pewien problem. Podejrzewamy, że nie wszystkim można tu ufać - odpowiedziałam, wrzucając do plecaka zapasy jedzenia i wody. Gdy teraz tak patrzę, to może za szybko go oceniłam? Dosłownie sekundę później usłyszałam odpowiedź na to nurtujące mnie pytanie.

- A więc mnie przejrzeliście... prawda? - smutny głos odezwał się za moimi plecami. Momentalnie znieruchomiałam. Czyli to prawda. Wytrząsnęłam z głowy wszelkie myśli i szybko wróciłam do wściekłego wrzucania rzeczy do plecaka. - Mówiłem im, że nie jesteście głupi. Że przejrzycie cały plan, ale oni mnie nie słuchali.

- Czyli to prawda? - zapytałam cicho, odwracając się w stronę Grega. Dalej nie mogłam w to uwierzyć. O dziwo w pokoju byłam tylko ja i on.

- Tak, współpracuję z LED. Oni... wiedzą o wszystkim - odparł mężczyzna, a ja omal nie rozpłakałam się na miejscu. Mimo że dzięki Aaronowi zaczęłam się domyślać, to usłyszenie tego prosto z ust Grega było ciosem prosto w serce.

- Nienawidzę cię - warknęłam, stojąc na wprost niego, patrząc prosto w jego niebieskie oczy, które zawsze mnie uspokajały i powstrzymując łzy.
- Nie szkodzi, dziecinko - wyszeptał, próbując pogłaskać mnie dłonią po policzku. Ja jednak momentalnie odsunęłam się i zgromiłam go wzrokiem. Co on sobie wyobraża? Chwyciłam gwałtownie za plecak i wyszłam z pokoju. O dziwo, całe stado stało już na dole, gotowe do lotu.

- Maxi, co tu się dzieje? - zapytała Grace, wpatrując się we mnie. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Stałam jak kołek na środku salonu, a najmłodsi wpatrywali się we mnie ze smutkiem. Zacisnęłam pięści i przełknęłam ślinę.

- Widzisz kochanie, bo Greg...

- Zdradziłem was, Grace. Cały czas współpracowałem z LED - przerwał mi strażnik. Oczy Grace momentalnie wypełniły się łzami i w przeciwieństwie do mnie, nie powstrzymywała ich. Stała chwilę nieruchomo, jakby nie wierząc w słowa mężczyzny. Chwilę potem wybuchnęła płaczem i momentalnie wtuliła się w moje ciało, zaciskając małe piąstki na mojej białej koszulce. Jak mógł to powiedzieć tym dzieciom tak prosto z mostu?

- Co? Ale jak to?! Jak mogłeś?! Ufaliśmy ci! - wrzasnął Total. Całe stado było podburzone i wściekłe na opiekuna. Ja natomiast odsunęłam się od Grace i chwyciłam za plecak. Bez słowa ruszyłam w stronę wyjścia, jednak Greg zatarasował mi drogę swoim ciałem.

- Błagam, poczekajcie chwilę. Ja to robię dla waszego dobra! - próbował nas powstrzymać. Żałosne.

- Odsuń się albo cię zabiję - wysyczałam przez zęby, a mężczyzna znieruchomiał. Widać, że się wystraszył. Zna mnie i bardzo dobrze wie, że teraz mogę zrobić wszystko. Zranił moją rodzinę. Byłam w stanie go zabić w tamtym momencie.

- Maxi, nie zrobiłabyś tego, prawda? - zapytał łagodnym tonem, ale już przestało mnie to ruszać.

- Myślisz, że powstrzymywałabym się od zabicia zdrajcy? - odpowiedziałam lodowatym tonem, a Greg smutno spojrzał prosto w moje oczy.

- Pomogłem wam uciec, odwdzięczcie się i wysłuchajcie mnie chociaż. Błagam - prosił z desperacją.

- Masz szczęście, że jeszcze żyjesz. Uznaj to za rekompensatę - powiedziałam z jadem w głosie. Nawet nie wiecie, jak bardzo chciałam mu zrobić krzywdę. Krzywdę tak ogromną jaką on wyrządził nam. Nastąpiła chwila ciszy, którą Greg przerwał smutnym tonem.

- No cóż, w takim razie was nie zatrzymuję. Błagam, nie zróbcie niczego głupiego. Pamiętajcie, że was kocham i zawsze możecie tu wrócić. Proszę, wpadnijcie do mnie kiedyś albo chociaż napiszcie - odezwał się cicho, a z oczu wypływały mu łzy.

- Jak będę chciała się zabić, dam znać - odwarknęłam i wyszłam z budynku. Stado ruszyło za mną, a kilka chwil później wzbiliśmy się w powietrze. Chłodny prąd powietrzny otulił moje ciało, przeczesując zgrabnie każde pojedyncze pióro i włos. Odetchnęłam głęboko, biorąc świeże powietrze do płuc. Plecak uwierał mnie lekko przy każdym ruchu skrzydeł, jednak nie przywiązywałam do tego zbyt dużej wagi. Chcę odlecieć jak najdalej stąd i nigdy więcej nie wracać. Mijały kolejne kilometry, a ja czułam się coraz gorzej. Właśnie zostaliśmy zupełnie sami. Bez żadnej pomocy, żadnego wsparcia. Pierwszy raz poczułam się tak strasznie samotna i wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak ogromną rolę w moim życiu odgrywał Greg.









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro