8. To nie ma sensu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szczerze to miałam ochotę zostać w powietrzu do końca życia. Wiatr otulał moje ciało, wędrując między białymi piórami. Miał zapach wolności. Włosy powiewały w rytm ruchów skrzydeł. Kolejny dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech. Na prawdę mogłabym tu zostać na zawsze. Czyli to jest ten instynkt, o którym uczono nas w laboratorium? Nie wiem ile minęło czasu, może kilka godzin? Słońce już powoli zachodziło. Najmłodsi zaczęli pikować w dół, a chwilę potem reszta również wylądowała. Zostałam tylko ja. Czując każdy cieplejszy i chłodniejszy podmuch wiatru, delikatnie opadałam coraz niżej. Jednak gdy moje stopy dotknęły ziemi, poczułam pewnego rodzaju smutek. Tam u góry było lepiej. Mogłam przestać się martwić, przestać myśleć, wyłączyć się i po prostu latać, podziwiając krajobrazy. Ale niestety trzeba wrócić do brutalnej i smutnej rzeczywistości. Wzięłam ostatni głęboki wdech świeżym powietrzem lasu i weszłam do domku razem ze stadem. Greg zamknął za mną drzwi i pokiwał z niedowierzaniem głową.

- Niesamowite - powiedział cicho, jakby co siebie. - Nigdy do końca nie wierzyłem, że potraficie latać.

- Ja też nie. Nigdy nawet nie dali nam okazji spróbować, więc żyłem w niepewności. Nie wiesz jak to jest żyć z czymś na plecach, nie wiedząc czy to działa - przejął się Total, rozkładając swoje ciało na kanapie. Usiadłam obok niego, a mała Grace wdrapała się na moje kolana. Przez kilka minut rozmawialiśmy, jednak przerwało nam ziewanie najmłodszej, a chwilę potem dołączyła jeszcze Libby.

- No, młoda czwórko, na was już czas - odezwałam się, biorąc małą na ręce i wstając z kanapy. Libby, Casper, a nawet Noah posłusznie poszli za mną. Położyli się w łóżku, utuliłam ich i ucałowałam Grace w czoło.

- Noah, przypilnuj ich - wyszeptałam bardzo cicho, mimo to Noah wiedział o co chodzi. - Dobranoc.

Zeszłam na dół, i jak się spodziewałam, gorączkowa dyskusja już trwała.

- ... ale to zajmie za dużo czasu, a w naszej sytuacji każda minuta jest na wagę złota - powiedział Aaron. Weszłam do kuchni, gdzie nad wielką mapą i kilkoma kartkami pochylał się Greg. Kayden stał obok niego, uważnie śledząc każdy szczegół papierów, Total siedział na blacie, a Aaron obserwował wszystko oparty o ścianę. Podeszłam do mapy.

- No dobra, to jaki mamy plan? - zapytałam po chwili ciszy.

- Nie mamy planu, w tym problem! - zawołał zirytowany Aaron.

- No dobra - odezwał się Greg. - Burza mózgów. Pierwsze miejsce, które przychodzi wam do głowy, żeby się ukryć?

- Las - rzucił Total. - Albo jakieś góry, cokolwiek co jest daleko od ludzi.

- Dokładnie, więc wiemy już gdzie na pewno się nie ukryjecie. Oni się spodziewają, że będziecie siedzieć w tym lesie, dlatego go przeszukują od jutra. Nie spieszą się, bo uważają was za tchórzy, którzy przerażeni światem, nie zajdą za daleko. Czyli musicie uciekać w drugą stronę, do ludzi.

- Chyba zwariowałeś Greg! Jakbyś jeszcze nie zauważył, mamy skrzydła człowieku, jak ludzie się o nas dowiedzą, być może trafimy do gorszego miejsca niż LED! - podniósł głos Kayden.

- Właśnie dlatego nie możecie pozwolić na to, żeby ludzie się o was dowiedzieli. Będziecie musieli uważać, ale to da wam większe bezpieczeństwo niż chowanie się po lasach, które oni od razu przeszukają. A w mieście jest pełno ludzi, można wtopić się w tłum. Nie spodziewają się was tam... - ciągnął Greg.

- Cholera, ale najmłodsi nie będą ciągle pamiętać o ukrywaniu skrzydeł! Zobaczą ładne ptaszki i polecą w samym centrum miasta, a wtedy to będzie nasz koniec! To zbyt ryzykowne, schowamy się w lesie - oznajmił Aaron, jakby to on był przywódcą.

- Przepraszam cię bardzo, ale to do mnie należy ostatnie słowo - odezwałam się urażona, brunet przewrócił jedynie oczami. - Moim zdaniem plan Grega jest w porządku...

- No ty sobie chyba żartujesz! - prychnął chłopak, na co ja zgromiłam go wzrokiem. - Chowamy się w lesie i uciekamy jak najdalej.

- I co? Będziesz całe życie jadł jagódki, kąpał się w rzece i podcierał liśćmi? - zawołałam zirytowana jego zachowaniem.

- Jak będzie trzeba to tak! Jeśli wszyscy mamy być wtedy bezpieczni, to czemu nie? Dla mnie ważniejsze jest bezpieczeństwo, niż jakiekolwiek wygody.

- Może dla ciebie, ale czy pomyślałeś o najmłodszych? Będą się wychowywać w lesie? Nie zapominaj, że to są jeszcze dzieci, za które jesteśmy odpowiedzialni, Aaron, i musimy im stworzyć jak najnormalniejsze warunki. I tak już przeszły piekło.

- Max ma rację - podniósł się Total. - Możemy polecieć do jakiegoś miasta, które jest niedaleko lasu. Noce będziemy przesypiać na drzewach, a w dzień będziemy żyć między ludźmi. Jak już poznamy to miasto lepiej, będziemy znali drogi ucieczki i tak dalej, możemy wynająć pokój w jakimś hotelu i żyć normalnie. Na prawdę możemy żyć normalnie.

- To nie ma sensu. - ciężką ciszę przerwał prychnięcie Aarona.

- A masz jakiś lepszy pomysł, panie wszystko wiem najlepiej? - naskoczył na niego Total. No świetnie, jeszcze tego tu brakowało. Żeby się pozabijali. Już zaczęli skakać sobie do gardeł, więc musiałam wkroczyć do akcji.

- Ej! Spokój! Wszyscy jesteśmy zmęczeni i zestresowani, ale musimy się uspokoić - zawołałam, rozdzielając chłopaków. - Plan Totala jest w porządku, jednak ma on pewną lukę. Jak zapłacimy za pokój w hotelu? Jak zapłacimy za cokolwiek? Nie mamy grosza przy duszy.

- O pieniądze nie musicie się martwić - zabrał głos Greg i wyciągnął z kieszeni mały prostokąt. Wzięłam go do ręki i obejrzałam dokładnie, on natomiast przewidując moje pytania, wyjaśnił wszystkim co to jest. - To jest taka karta, którą trzeba włożyć do bankomatu, wpisujecie kod, którego nikt inny nie może znać, oprócz was, a potem wpisujecie ile pieniędzy chcecie wypłacić i bankomat wam je wypłaca.

Oczywiście, jak to ja, zaczęłam zadawać tysiąc pytań na temat tych całych "bankomatów". Przez następne dwie godziny omawialiśmy dokładnie każdy szczegół naszego planu. Aaron już nawet nie upierał się przy swoim. Wszyscy byliśmy potwornie zmęczeni. Nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Gdy Greg zaczął opowiadać jak odróżnić pracowników LED od normalnych ludzi, znowu poczułam ten kujący ból gdzieś w środku mojej głowy. Powtarzałam sobie, że muszę to tym razem opanować, nie mogę dać temu czemuś wygrać, ale gdy już prawie mi przeszło, zamknęłam na chwilę oczy i odetchnęłam głęboko. Jednak gdy je otworzyłam, nic nie widziałam. Dosłownie nic, sama ciemność. Słyszałam wszystko, czułam, oddychałam, ale nic nie widziałam. Moje serce przyspieszyło. Co tu się dzieje, do diabła? Czy ja oślepłam?! Zaczęłam szybko mrugać w nadziei, że to pomoże. Dopiero po kilku minutach ból powrócił gwałtownie i zniknął tak szybko jak się pojawił, zabierając ze sobą moją chwilową "ślepotę". Światło lampy uderzyło we mnie, ale nie przeszkadzało mi to. Uspokoiłam się trochę, opanowałam drżenie dłoni i pracę serca. Podniosłam wzrok na Grega, który razem z Kaydenem znowu coś analizowali, Aaron stał przy oknie, uparcie czegoś wypatrując, a Total oparty o ścianę, uważnie mi się przyglądał. Uśmiechnęłam się do niego słabo. Cholera, jak zacznie coś podejrzewać, to będę miała problem.

- No, wygląda na to, że to wszystko. LED dotrze tu zapewne dopiero pojutrze, jednak musicie w tym czasie uciec jak najdalej. Ze względu na przeszukiwania, jutro zaczynam zmianę o 6:00, a kończę o 14:00. Jak wrócę, pomogę wam wszystko przygotować i wyruszycie o 18:00. Będzie powoli robiło się ciemno, a jesteście zbyt blisko LED, żeby tak sobie uciekać w środku dnia - oznajmił Greg, patrząc na zegarek. Była 1:03. - Idźcie spać. Jesteście wymęczeni. Jak rano wstaniecie, mnie nie będzie, więc ze śniadaniem musicie sami sobie poradzić. Będę na obiad. Dobranoc, dzieciaki.

Zaczął sprzątać papiery, a my leniwie powlekliśmy się na górę. Zmęczona wbiłam wzrok w podłogę. Gdy dotarliśmy do naszego pokoju, cicho zamknęliśmy za sobą drzwi. Ułożyłam się wygodnie na moim prowizorycznym łóżku i zamknęłam oczy. Czułam się tu tak bezpiecznie. Nie wiem jak to wszystko się potoczy. Boję się. Po naszej ucieczce nie będzie już Grega, ani jego domu, nie będziemy mieli niczego ani nikogo, oprócz siebie. Nie będzie już nikogo, kto będzie się o nas troszczył. Tę rolę znów muszę przejąć ja. Tym razem już w pełni. Będę ich przywódcą, strażnikiem, matką, siostrą i przyjaciółką. Będę ich wspierać bez względu na wszystko i będę najtwardszą babką na tym świecie. Muszę być. Dla nich. Bo są i zawsze będą dla mnie najważniejsi.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro