Rozdział III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło może dwadzieścia pięć minut przedzierania się przez tłum i smród, wliczając walkę ze złodziejem, aż doszła do niewielkiej karczmy. Jej właścicielką była kobieta o twardych zasadach i silnym charakterze. Miała ona córkę – Atentę, z którą Ofta się przyjaźniła. Była to łagodna i uparta dziewczyna, potrafiła walczyć, jak najdzielniejsi wojownicy Tajakanu, a także posiadała ogromne zasoby wiedzy w różnych dziedzinach. Ich przyjaźń trwała już kilkanaście lat, znały się od małego. Mimo to Atenta nie wiedziała, o małym domku Ofty. Gdyby było inaczej z pewnością byłaby przeciwna i mogło by to zapoczątkować łańcuch nieprzyjemnych i niepotrzebnych zdarzeń prowadzących nawet do zerwania tak pięknej relacji. Wiedziała tylko, że czasem gdzieś znika, by uciec od Szkolenia. Niestety nie mogła uciec od niego raz, a porządnie. Był to obowiązkowy punkt dla ludzi w jej wieku, rodzaj przymusowej "edukacji" trwający dwanaście, a czasem nawet więcej lat. Musiała tam poznawać historię Tero, wojny i magii, miała zajęcia ze strategii, i wszystkiego, co się pod nią podpina. Uczyła się szyfrowania wiadomości, najczęściej za pomocą skomplikowanych działań matematycznych, ale nie tylko. Jednak najwięcej czasu zajmowało szkolenie w walce różnego rodzaju, za pomocą różnych broni i w różnych sytuacjach. Lubiła walczyć, ale tylko gdy miała o co. Nie chciała bezmyślnie zabijać. Z resztą nigdy nikogo nie zabiła, nie licząc kilku pająków i komarów. Miała jeszcze kilka innych przedmiotów. Nienawidziła Szkolenia z całego serca i gdyby tylko mogła zakończyłaby je, ale nie mogła. Uciekała od niego jak najczęściej, jednak nie mogła sobie pozwolić na opuszczenie więcej jak połowę zajęć w roku. Groziły za to niewyobrażalne kary i dokładano jeszcze kolejne dwa lata do całego czasu nauczania. Jej właśnie tyle zostało do końca – dwa lata. Ale bała się. Bała się, że nie wytrzyma do wtedy. Szkolenie bardzo ją zmieniało. Miała wrażenie, że zabija jej serce i duszę i marzenia i wszystko to, kim była. I mimo, że nie była swoją ulubioną osobą na tym świecie, to miała świadomość konsekwencji płynących z zamordowania swej postaci. Każdy wnosił do świata cząstkę siebie, dzięki czemu tworzył on spójną, kolorową całość, która nie byłaby całością bez jednej z tych cząstek. A niestety była świadkiem, jak wiele z nich obumarło, jak wiele kolorów wyblakło.

Na całe szczęście była Atenta – ona też uciekała, ale nigdy poza mury miasta. Najczęściej zasłaniała się pracą w karczmie, co zazwyczaj działało. Z nią łatwiej było pozostać sobą. Dlatego zawsze, kiedy czekała ich ta udręka były razem. Tak więc i teraz Ofta stała przed ciężkimi drewnianymi drzwiami, prowadzącymi do karczmy, gdzie miała pewność spotkać swoją przyjaciółkę. Nie zwlekając już dłużej pchnęła je, a jej oczom ukazała się ciemna sala, gdzie mimo wczesnej pory wszyscy bawili się w najlepsze. Ukradkiem przemknęła w stronę schodów, z dala od spojrzeń pijanych ludzi. Nie miała jednak zamiaru iść na górę, skręciła i przemknęła obok nich. Znalazła się na zapleczu – w kuchni, gdzie kilka kobiet gotowało i mierzyło ją oceniającym wzrokiem. Czekała chwilę, ale nikt się nie zjawił. Poszła więc, dalej przed siebie. Kilka krętych korytarzy poprowadziło ją do tylnych drzwi. Niewielu pracowników o nich wiedziało. Zapukała dwa razy wolno, a potem jeszcze pięć szybko. Jej uszy dobiegł dźwięk otwieranych zamków, których było całkiem sporo po obu stronach drzwi. Ofta wyszła do wyjątkowo zielonego ogrodu, gdzie zobaczyła chudą postać, o pięknych kształtach, głębokich szarych oczach i długich włosach. To właśnie była Atenta, znana ze swej urody i szczerego uśmiechu. Trzymała w ręku mandolinę.

- Kogóż to widzą moje oczy?! – zawołała wesoło.

- Też się cieszę, że cię widzę. – Ofta podzielała jej humor.

- Jakieś przygody?

- Dużo niesamowitych...

- Opowiesz? – wymieniły się spojrzeniami – Mhmm, Rozumiem, że nie...

- Dobrze rozumiesz. A jak u Ciebie?

- Z ważniejszych i ciekawszych rzeczy, to czuję się w obowiązku poinformowania cię o zaistniałej sytuacji.

- Oho, zaczyna się świetnie. Co to za sytuacja?

- Wczoraj żołnierze cię szukali. Po calutkim mieście!

- Oł. – skrzywiła się – No to będzie ciekawy dzień. Było coś ważnego na Szkoleniu wczoraj? – zapytała z lekka zmartwiona i przestraszona.

- Być może miało być, tyle, że nie wszyscy byli obecni, więc ostatecznie nie.

- Czyli mi się oberwie.

- Oj, oberwie ci się! – Ofta zmarszczyła brwi.

- Dobra, chodźmy się przygotować, tak żeby być wcześniej. Nie chcę być powodem plotek i szemrań.

- Chodźmy.

Atenta poprowadziła ją do pokoju na poddaszu. Był on przytulny, pełen map i kolorów. Pośrodku znajdowało się duże i miękkie łóżko, nad nim wisiało okno w kształcie trójkąta. Przy wschodniej ścianie stała komoda z ubraniami, a przy zachodniej – biblioteczka z książkami. Ofta lubiła przebywać w pokoju przyjaciółki. Czuła się w nim swobodnie.

- Ile już dni nosisz to ubranie? – Atenta przerwała milczenie.

- Zdecydowanie za dużo.

- Taak. Czuję. – Zmarszczyła nos, po czym obie się zaśmiały. – Dam ci coś świeższego. – powiedziała, podchodząc do komody i wysuwając jedną z szuflad. – Wiem, że wolisz spódnice, niestety wszystkie co mam, nie są do dyspozycji.

- Masz tylko jedną, którą mam na sobie.

- Właśnie! I nie rozumiem, jak może ci w niej być wygodnie?! Ale mniejsza o to, mam nowe szerokie spodnie, układające się w coś na kształt spódnicy, przynajmniej, kiedy się stoi. Swoboda ruchów, zero ograniczeń, nie opinają, nie podkreślają kształtu nóg, szeroki pas zapinany w talii, kolor brązowy...

- Brzmi idealnie.

Kolejne dziesięć minut zajęło im ubieranie się i doprowadzanie swoich włosów do względnego ładu. Ofta była nieco pulchniejsza w porównaniu z Atentą, ale nadrabiała przeciętnie piękną twarzą. Jej nos i policzki zasypane były piegami, długie rzęsy eksponowały banalny kształt piwnych oczu z niebieską otoczką,  a długie kasztanowe włosy podkreślały jej leśną urodę. Właśnie skończyła pleść z nich gruby warkocz.

Następnie zeszły do kuchni i zjadły po kromce nieco sczerstwiałego chleba z masłem i jajecznicą. Potem zarzuciły na siebie skóry, opuściły karczmę i udały się na północ miasta, gdzie znajdował się obszerny teren z kompleksem budynków. Był on wydzielony osobnym murem, by nikt stamtąd nie uciekł lub treści ćwiczeń nie dotarły do niepożądanych osobowości. To tam odbywało się Szkolenie. Zatrzymały się kilka kroków od bramy. Westchnęły smutno i spojrzały się na siebie. Mozolnym krokiem ruszyły na przód. Strażnik wylegitymował je, dosadnie upomniał Oftę za brak chustki i rzucił kilka niemiłych uwag na temat jej zaangażowania w sprawy miasta i ojczyzny. Dziewczyna rozumiała jego punkt widzenia, ale patrzyła na to z zupełnie innej perspektywy. Z resztą nigdy nie rozumiała podziałów i rozłamów, jakie następowały wśród państw – dla niej całe Tero było jej ojczyzną. W końcu strażnik poczuł, że już wystarczająco wypełnił swój obowiązek, a jego duma mogła pozostać niewzruszona i przepuścił Oftę i Atentę na drugą stronę muru. Przemierzyły szare ogrody i smętną alejką podążyły w stronę głównego budynku, w którym potem czekała je odprawa. Na schodach, przed wielkimi drzwiami, siedział wysoki chudy chłopak, jednak nie zauważył sowich rówieśniczek, ani nie usłyszał jak do niego mówią powitalne słowa. Wyglądał na bardzo pochłoniętego myśleniem, czy czymkolwiek się wtedy zajmował. Ofta uśmiechnęła się pod nosem. Westchnęła ciężko. Bardzo chciała tu zostać, nie wchodzić do budynku... Oddać się marzeniom i utonąć w świecie wyobraźni... Ale nie mogła! Atenta, widząc wahanie w jej oczach, nacisnęła klamkę i pociągnęła dziewczynę za sobą, do szarego wnętrza... Próg piekła został przekroczony!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro